ROZDZIAŁ IX
Okazało się, że szpiegiem był Fiedia.
Dima stał jak porażony i obserwował zajście. Wasyl, poganiając ostro konia, bez trudu dopadł biegnącego na oślep Fiedię i jednym cięciem szabli ściął mu głowę.
Lisa osunęła się na kolana, na pół omdlała. Dima otoczył ramieniem rozpaczliwie szlochającą dziewczynę.
– On… jest szalony – wyszeptała wreszcie.
– Nie mógł uczynić nic innego – odrzekł Dima bezbarwnym głosem. – To lepsze niż oddać Fiedię pod sąd wojenny i pozwolić, by umarł w męce.
Lisa, wtulona w pierś Dimy, drżała na całym ciele.
– Nie zniosę tego dłużej, nie zniosę! – powtarzała łkając. – I to teraz, gdy w końcu się pogodziliśmy… Wprawdzie czuliśmy smutek, że nigdy nie będziemy mogli do siebie należeć, ale zaakceptowałam go, takim jaki jest. Obiecał, że skończy ze swym występnym życiem. Tymczasem na moich oczach parę godzin później zabija człowieka. Dima, ja tego nie wytrzymam!
Zadudniły kopyta i Wasia zeskoczył z konia tuż przy nich.
Dima odezwał się cicho:
– Nie podchodź, Wasia. Myślę, że jakiś czas powinieneś się trzymać od niej z daleka.
Wasia stał przez chwilę, wsłuchany w stłumiony szloch Lisy. Popatrzył na skuloną, drżącą dziewczynę, a potem odwrócił się gwałtownie i odszedł.
– Dima, powiedz, co z niego za człowiek! – nie przestawała chlipać Lisa.
Dymitr przygarnął ją mocno i rzekł:
– Nie zapominaj, że wywodzi się z innego niż ty narodu. We wszystkim, co robi, kieruje się swoistym poczuciem sprawiedliwości. Jego uczucia są głębsze i silniejsze, niż możemy to sobie wyobrazić.
– Czy on w ogóle coś czuje, skoro zdolny jest do takich czynów?
– Tak, Liso. Czy nie rozumiesz, że targała nim dzika furia pomieszana z żalem i litością?
Lisa zamknęła oczy. Minął pierwszy szok, jednak dopiero po długiej chwili była w stanie odpowiedzieć Dimie.
– Rozumiem. Ale ten biedny, nieszczęśliwy Fiedia. Kaleka!
– Nie pozwól, by współczucie wzięło górę nad rozsądkiem. To prawda, że inwalidzi zawsze wywołują w nas litość, ale nie każdy z nich zasługuje na sympatię. Również wśród nich są zarówno dobrzy, jak i źli ludzie.
Lisa pokiwała głową na znak, że pojmuje.
– To prawda, choć jest im trudniej żyć, to jednak nie można im wybaczyć wszystkiego – przyznała.
– Właśnie, ale trzeba starać się ich zrozumieć. Spróbuj także zrozumieć gniew Wasi. To Fiedia spłoszył twego konia, kiedy przeprawialiśmy się przez rzekę przy porohu. Chodziło mu o to, byś się utopiła w rwącym nurcie. To on opłacił tych ludzi, którzy zmusili cię do wypicia wódki, by wydobyć z ciebie plany wojenne.
– Ale przecież został pobity!
– To akurat można łatwo upozorować. Sprowadził na nas Tatarów. Bóg jeden wie, co jeszcze zamierzał. Rano zniknął na długo…
Dima odsunął się trochę.
– Wydaje mi się, że ty powinnaś być ostatnią osobą, która wątpi w uczucia Wasyla. Bo jego wszelkimi działaniami, zarówno dobrymi, jak i złymi, kierowało tylko jedno: bezgraniczna czułość wobec ciebie.
– Skąd możesz o tym wiedzieć?
– Jestem chyba jedynym jego przyjacielem. Wiedziałem, jaką tragedię przeżywał w ciągu ostatnich czterech lat, i stąd moja wyrozumiałość.
Popatrzyła na niego zapłakanymi oczami, z których wyzierał ból i rezygnacja.
– Jesteś dla niego całym życiem, Liso. Zawładnęłaś nim bez reszty, a jego namiętność jest dzika, silna i wieczna. Nie raz doprowadzi cię do łez, ale nie jesteś w stanie bez niego żyć, tak jak i on nie jest w stanie żyć bez ciebie. Czy się mylę?
Lisa zapatrzyła się w morską dal.
– Nie – odpowiedziała cicho. – Wasylissa była więźniem w ponurym zamku Czarodzieja Mściciela. I żaden książę nie przybył, by ją wybawić z niewoli.
– Niech Bóg zlituje się nad tobą, Liso – szepnął Dima.
Popatrzyła na swe dłonie i odezwała się niepewnie:
– Wspomniałeś, że kiedy staliście nad przepaścią i spoglądaliście w otchłań, Wasyl powiedział ci coś jeszcze. Wybacz, Dima, że cię o to pytam, ale bardzo chciałabym wiedzieć.
Milczał przez chwilę, w końcu rzekł:
– No, cóż, chyba mogę. Powiedział z powagą: „Wiesz, to dziwne, ale już mnie nie pociąga śmierć. Przeciwnie, chcę żyć. Bo naszło mnie właśnie po raz pierwszy przedziwne pragnienie, by trzymać w ramionach syna, jasnowłosego chłopca o błękitnych oczach. Który wyrósłby na silnego mężczyznę, tak jak ja. Tylko że on byłby dobry i szlachetny”. Być może nie potraktowałem go równie poważnie, bo zapytałem: „A gdyby to była krucha czarnowłosa dziewczynka?” Ale Wasia tylko uśmiechnął się i odpowiedział: „Kochałbym ją równie mocno”. „Wiesz, że nie masz prawa do takich marzeń”, rzekłem mu. „Wyrządziłbyś tym krzywdę zarówno matce, jak i dziecku”. „Wiem”, odpowiedział cicho i odszedł.
– Biedny Wasia! – wyszeptała Lisa. – Pojadę za nim.
– Najsłodsza Liso, pozwól, że pocałuję cię jeden jedyny raz, nim wrota do zamku zamkną się za tobą!
– Dobrze, ale tylko w policzek.
Popatrzył na nią przekornie, ujął ją pod brodę i pocałował lekko. Potem odwrócił jej twarz ku swojej i delikatnie niczym muśnięcie wiatru jego wargi dotknęły jej ust.
Lisa westchnęła i pośpiesznie dosiadła konia, by jak najszybciej dogonić Wasię.
Spotkała go w połowie drogi do miasteczka. Jechał z kilkoma mężczyznami. Kiedy ją ujrzał, odprawił ich i zbliżył się do niej sam.
Spotkali się na łagodnym zboczu schodzącym ku morzu. Dzień był piękny. Pod błękitnym niebem rozpościerały się niezmierzone stepy i nieogarnione morskie odmęty.
Lisa nagle poczuła się taka niepozorna wobec tych nieskończonych przestrzeni, a jedynym punktem zaczepienia wydał się jej ciemnowłosy Wasyl, silny, osobliwy, nadzwyczajny.
– Wasia – rzekła bez tchu. Radość, jaką odczuła na jego widok, zdumiała ją samą. Tak jakby nie widzieli się od wielu dni. – Wasia, muszę ci to powiedzieć! Zrozumiałam, że byłam niemądra. Wybacz mi, jeśli możesz.
Zeskoczył z konia i zsadził ją z siodła, po czym poklepał zwierzęta i puścił je swobodnie.
Usiedli na zboczu, gdzie wśród zeszłorocznej trawy kiełkowała młoda wiosenna zieleń.
– O czym ty mówisz, maleńka? – spytał, kiedy usadowili się wygodnie.
– Ja… och, nie to takie głupie! Albo tak, powiem ci. Zrozumiałam, że można czuć pożądanie wobec człowieka, który tak naprawdę nic dla nas nie znaczy.
– Co masz na myśli? – zdziwił się, rzucając jej posępne spojrzenie.
– Że nie jestem już zazdrosna o kobiety, które kiedyś trzymałeś w ramionach. Byłam dziecinna sądząc, że one coś dla ciebie znaczyły, że dzieliły z tobą myśli, duszę, której ja nigdy nie posiądę. Że czułeś wobec nich oddanie. Teraz już wiem, że było inaczej.
Jego nozdrza drgnęły niebezpiecznie, groźnie.
– A skąd się tego dowiedziałaś? Czy to Dima?
– Wiesz, że jesteśmy z Dimą tylko przyjaciółmi, to znaczy on…
– Zakochał się w tobie? Owszem, wiem o tym – przerwał jej Wasia.
– Nie tak bardzo – wtrąciła pośpiesznie Lisa. – Po prostu jest trochę zauroczony. Spytał, czy mógłby mnie pocałować…
– Co? – krzyknął Wasia purpurowy ze złości.
– Nie czepiaj się drobiazgów! – zdenerwowała się Lisa. – To nie miało żadnego znaczenia. Pozwoliłam, by pocałował mnie w policzek. To było takie uroczyste pożegnanie przed wrotami zamku, nim się rozstaliśmy.
– Aha! I co potem?
– Wasia! Przestań patrzeć na mnie z taką złością, bo nie odważę się ci powiedzieć reszty. Potem pocałował mnie leciuteńko… w usta.
Dostrzegła, że Wasia z pasją wyrywa kępy traw z korzeniami.
– I wtedy… rozumiesz… – Umilkła. – Mimo że Dima nic dla mnie nie znaczy, ani teraz, ani nigdy, przeszedł mnie dreszcz. Wtedy zrozumiałam, że ciało i uczucia nie zawsze idą w parze. Ciało może reagować nawet wtedy, kiedy serce wcale tego nie chce…
Wasia dyszał gwałtownie.
– Ty… – zaczął.
– Rozumiem więc już teraz, że mogłeś być z różnymi kobietami, nic do nich nie czując – dodała Lisa szybko. – Wybacz mi, że byłam tak strasznie zazdrosna. Wiedz jednak, że pozbyłam się tego upokarzającego uczucia raz na zawsze!
Na twarzy Wasyla malowała się rozpacz.
– On mógł cię pocałować, a ja nie! Do czego ty zmierzasz, Liso? Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa. Jak możesz?
– Ależ, Wasia, czy naprawdę nie rozumiesz, co ci powiedziałam? Właśnie dlatego, że Dima nic dla mnie nie znaczy, uważam, że to było zupełnie nieistotne. A przecież pomogło mi zrozumieć, jak bardzo byłam wobec ciebie niesprawiedliwa.
– To ty nie rozumiesz, o czym mówisz! – zawołał. – Nie możesz porównywać tego, co zrobiłaś, z tym, co wyczyniałem, kiedy cię nie było. Pamiętaj, sądziłem, że zginęłaś, że nie istniejesz. Tymczasem ja żyję i przez cały czas jestem blisko ciebie. Gotów jestem dla ciebie umrzeć, a ty całujesz mojego najlepszego przyjaciela! Uważasz, że to w porządku?
Lisa ukryła twarz w dłoniach.
– Och, Wasia, kochany. Czy wolałbyś, bym to ukryła przed tobą?
– Nie, ale nie powinnaś mu na to pozwolić. Złapię drania! – zagroził i nim Lisa zdążyła go powstrzymać, pobiegł po konia.
Mając jeszcze świeżo w pamięci śmierć Fiedii, Lisa krzyknęła przestraszona:
– Wasia! Na miłość boską, zastanów się, co robisz!
Ale on nie słuchał. Dopiero gdy już miał wskoczyć na siodło, jakoś się opamiętał. Lisa wstrzymała oddech.
Stał bez ruchu; jej wydawało się, że trwa to wieczność całą. Wreszcie odwrócił się i powoli, ciągnąc nogę za nogą, wrócił.
Podszedł do niej i rzekł:
– Liso, nie potrafię już więcej znieść. Masz rację, niszczymy się nawzajem.
– Tak, twoje doświadczenie i moja naiwność nie pasują do siebie. Ja nie wiem, jak postępować z ludźmi, ty zaś spotkałeś ich zbyt wielu. Chcę zasnąć, uciec od tego wszystkiego!
– I ja. Pójdę i upiję się.
– Nie, Wasial
– Nie obawiaj się – rzucił z goryczą. – Nie mówiłem poważnie. Dziś w nocy przyrzekłem sobie, że z tym koniec. Bez względu na to, czy zostaniesz ze mną, czy nie. Potrafię stanąć na własnych nogach. Ale, Liso, jestem śmiertelnie zmęczony i rozczarowany. Byłaś dla mnie symbolem niewinności i taka miałaś pozostać.
"Jasnowłosa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jasnowłosa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jasnowłosa" друзьям в соцсетях.