– Niepotrzebnie to powiedziałam.
– Ale to prawda.
– Nie. – Cofała się w stronę biurka. – Ja… nie mam do ciebie prawa. I nie mogę liczyć, że specjalnie dla mnie postawisz swoje życie na głowie. Zresztą z tego związku i tak nic nie będzie.
– Będzie. – Podszedł do niej. – Pragniesz mnie, mojej miłości, i namiętności tylko dla siebie.
Cofnęła się dalej i wpadła na szezlong.
– Muszę iść.
– Nie chcesz się mną dzielić, prawda, Shanno? Jej oczy błysnęły.
– Ale nie zawsze ma się to, czego się chce, niestety. Złapał ją za ramiona.
– Tym razem będziesz mieć.
Uniósł ją i posądził na czerwonym szezlongu.
– Co…?
Pchnął ją lekko. Opadła na kanapę.
– Co ty wyprawiasz? – Uniosła się, wsparła na łokciach. Półleżała na czerwonym szezlongu.
Ściągnął jej z nóg białe adidasy, upuścił na podłogę.
– Tylko ty i ja, Shanno. Nikt nie będzie wiedział, co robimy.
– Ale…
– Całkowita dyskrecja. – Rozpiął suwak w jej spodniach, zsuwał z nóg. – Tak, jak tego chciałaś.
– Chwileczkę! To co innego! To… To się dzieje naprawdę!
– Oczywiście. I jestem na to gotowy. – Dostrzegł jej czerwone koronkowe majteczki. Rany boskie. Prawdziwa krew.
– Musimy to sobie przemyśleć.
– Myśl szybko. – Dotknął czerwonej koronki. – Bo to znika.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Oddychała płytko.
– Ty… masz czerwone oczy. Świecą.
– To znaczy, że jestem gotowy.
Przełknęła ślinę. Opuściła wzrok na jego nagą pierś.
– To będzie poważny krok.
– Wiem. – Głaskał ją po policzku. Prawdziwy seks ze śmiertelną kobietą. – Przestanę, kiedy tylko zechcesz. Nie mógłbym cię skrzywdzić, Shanno.
Opadła na oparcie. Ukryła twarz w dłoniach.
– O Boże.
– No i jak? Naprawdę?
Opuściła dłonie i spojrzała mu w oczy. Przeszedł ją dreszcz.
– Zamknij drzwi na klucz – szepnęła.
Roman doświadczył burzy uczuć. Mieszało się w nim podniecenie, pożądanie i przede wszystkim ulga. Nie odrzuciła go. Szybko zamknął drzwi i wrócił do niej.
Zatrzymał się. Dopadły go zawroty głowy. Wampiryczne tempo pozbawiało go resztek energii, a potrzebował każdej jej odrobiny. Dla Shanny. Zsunął jej skarpetkę z jednej nogi. To działo się naprawdę, więc miał tylko dwie ręce. Tu nie wchodziły w grę sztuczki wyobraźni.
Miała wąskie i szczupłe stopy; inne niż myślał. Duży palec i jego sąsiad były tej samej długości. Wczoraj nie widział tych drobiazgów oczami wyobraźni, ale teraz nabierały ogromnego znaczenia. Prawdziwa Shanna. Nie erotyczny sen. Bo też żaden sen nie może równać się z rzeczywistością.
Zacisnął dłoń na kostce, uniósł nogę. Długa, kształtna. Pogładził łydkę. Skóra była miękka, taka jak sobie wyobrażał, ale znów zaskoczyły go pewne drobiazgi. Piegi na kolanie, mały pieprzyk po wewnętrznej stronie uda.
Przyciągał go jak magnes. Przywarł do niego ustami. Zdziwiło go ciepło jej skóry. To coś nowego. Innego. Wampiry nie wytwarzają dużo ciepła, więc podczas setek lat seksu wampirycznego nie zetknął się z ciepłem ludzkiego ciała. Ani z jego zapachem. Skóra Shanny pachniała czystością, kobiecością i… życiem. Życiodajną krwią. Pod skórą pulsowała żyła. A Rh dodatnie. Pocierał nosem jej udo, rozkoszował się głębokim metalicznym zapachem.
Stop! Odwrócił głowę, przywarł policzkiem do uda. Musi przestać, zanim instynkt zwycięży i wysuną się kły. Właściwie, tak na wszelki wypadek, powinien wypić butelkę, zanim posuną się dalej.
I wtedy wyczuł inny zapach. Nie krew, ale coś równie upajającego. Pochodził z jej majteczek. Podniecenie. Rany boskie, jaki cudowny. Nie podejrzewał, że istnieje tak mocny zapach i tak silnie działa. Nabrzmiał, napierał na bawełniane bokserki. Opuścił głowę niżej. Shanna sapnęła głośno. Wstrząsnął nią dreszcz.
Roman wyprostował się, stanął między jej nogami. Pochylił się, ściągnął czerwoną koronkę o kilka centymetrów. Dotknął pasma loczków.
Patrzył. No tak, przecież Shanna to kolor. Podniósł wzrok.
– Jesteś ruda?
– Jak widać. – Zwilżyła usta językiem.
– Złotoruda. – Muskał włosy wierzchem dłoni. Były inne – szorstkie, kręcone, podniecające. Uśmiechał się. – Powinienem się tego domyślić. Masz temperament rudzielca.
Łypnęła na niego spod oka.
– Miałam powody do złości. Wzruszył ramionami.
– Seks wampiryczny jest przereklamowany. To… – Spojrzał na swoją dłoń między jej nogami. – To jest o wiele lepsze.
– Wsunął palec w jej wilgotne wnętrze. Drgnęła zaskoczona.
– Boże, co ty ze mną wyprawiasz… – Przycisnęła rękę do piersi, jakby miała kłopoty z oddychaniem. – Nie… Nie narzucasz mi tych reakcji, prawda? No wiesz, wczoraj, kiedy byłeś w mojej głowie, wczoraj w nocy…
– Podsuwałem ci tylko doznania. Reakcje są twoje. – Wsunął palec głębiej, dotknął nabrzmiałego guziczka. Jęknęła głośno.
– Uwielbiam twoje reakcje. – Czuł wilgoć na palcu. Zapach go otaczał, upajał. Nabrzmiał, chciał posunąć się dalej. Ściągnął jej bieliznę, upuścił na podłogę.
Powitała go między udami, otworzyła się dla niego, oplotła nogami. Erekcja bardzo mu przeszkadzała, ale najpierw chciał się napatrzeć. Pochylił się, dotknął wilgotnych loczków. Proszę, jest, cudownie delikatne ciało zwilżone podnieceniem. Dla niego. Nie mógł wytrzymać, ale stłumił swoje pragnienia. Jeszcze nie. Najpierw chciał nasycić się smakiem.
Wsunął dłonie pod jej pośladki i przyciągnął do ust. Jęknęła. Zacisnęła uda dokoła niego, drżała przy każdym powolnym dotknięciu jego języka. Zaczął powoli i delikatnie, ale jęki Shanny kazały mu przyspieszyć, wzmocnić nacisk. Wbiła mu pięty w plecy, przyciągała do siebie. Zacisnął dłonie na jej biodrach i z wampiryczną prędkością pracował językiem.
Krzyknęła. Poczuł wilgoć na twarzy. Wstrząsały nią dreszcze, gorączkowo łapała oddech. Czuł na ustach jej nabrzmiałą płeć, a pod skórą – krew. Odwrócił się, nie chcąc zareagować instynktownie, ale przy tym musnął nosem jej udo, poczuł krew w żyle.
Instynkt przetrwania wziął górę. Wysunął kły i wbił je w żyłę po wewnętrznej stronie uda. Krew wypełniła mu usta, krzyk ogłuszył, ale nie mógł przestać. Głód wziął górę. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio pił tak pyszną krew. Shanna usiłowała go odepchnąć. Przycisnął jej udo do ust i zaczerpnął potężny haust.
– Roman, nie! – Kopała go drugą nogą. Znieruchomiał. Rany boskie, co on zrobił? Przysięgał, że już nigdy więcej nie ugryzie śmiertelnika.
Wyrwał kły z jej ciała. Z ranek na udzie płynęła krew. Odsunęła się od niego.
– Odejdź!
– Sha… – Uświadomił sobie, że ma wysunięte kły. Ostatkiem sił wepchnął je, choć nie chciały się schować – jest przecież taki głodny. Cholernie słaby. Musi dojść do stolika, na którym zostawił butelkę krwi.
Coś spływało mu po brodzie. Jej krew. Cholera, nic dziwnego, że patrzy na niego takim wzrokiem. Pewnie wygląda jak potwór.
I pewnie nim jest. Ukąsił kobietę, którą kocha.
Rozdział 21
Ukąsił ją. Shanna obserwowała, jak idzie w stronę barku, tak jakby nigdy nic. Nic? Ma przecież jej krew na twarzy. Patrzyła na ranki na lewym udzie. Dzięki Bogu przestał, nie wyssał z niej ostatniej kropli. Inaczej byłaby teraz w śpiączce i czekała na przemianę.
O Boże. Ukryła twarz w dłoniach. A czego się spodziewała? Wkładasz palce między drzwi, to ci je przycisną. Dziwne, ale ranka nie bolała, tylko w pierwszej chwili. No tak, to szok. Widziała, jak wysuwają mu się kły, poczuła, jak przebijają skórę. A potem zobaczyła swoją krew na jego ustach. Dobrze chociaż, że nie zemdlała. Zadziałał instynkt przetrwania.
Stracił nad sobą panowanie. W innym wypadku byłaby zachwycona, że facet podczas seksu z nią szaleje. Która by tego nie chciała? Tylko że u Romana brak samokontroli znaczy, że może skończyć jako jego śniadanie.
Niby jak taki związek ma się udać? I choć jej serce wyrywało się do Romana, wiedziała, że jedyny sposób, by przeżyć, to trzymać się od niego z daleka. Skorzysta więc z jego opieki, musi zapomnieć o namiętności.
A to bolało. O wiele bardziej niż ranki na udzie. Dlaczego jest wampirem? Gdyby nie to, byłby mężczyzną idealnym. Spojrzała na sufit. Dlaczego? Chciałam tylko normalnego życia, a ty mi dajesz wampira? I to się nazywa boska sprawiedliwość?
Odpowiedział jej głuchy odgłos. Odwróciła się i zobaczyła Romana – osunął się na podłogę kilka metrów od barku.
– Roman? – Wstała. Leżał nieruchomo, twarzą do podłogi. – Roman? – Podchodziła ostrożnie.
Z jękiem przetoczył się na plecy.
– Muszę się napić.
Wyglądał okropnie. Chyba umiera z głodu. Przecież z niej niewiele się napił. Zobaczyła butelkę na stoliku. Krew. Fuj. Nie chciała tego robić. Mogłaby się ubrać i zawołać strażnika. Spojrzała na Romana. Miał zamknięte oczy, był blady jak trup. Nie może czekać. Musi działać. I to już.
Stała nieruchomo, z mocno bijącym sercem. Przez chwilę wydawało się jej, że znów kryje się za wielką donicą i patrzy, jak Karen umiera. A ona nic nie może zrobić. Pozwoliła, żeby strach ją sparaliżował. Ale to się nie powtórzy.
Przełknęła z trudem i podeszła do stolika. Poczuła zapach krwi i wraz z nim powróciły wspomnienia. Przyjaciółka w kałuży krwi. Odwróciła głowę, starała się nie oddychać. Teraz kto inny jej potrzebuje, jej i tego. Zacisnęła dłoń na butelce. Zimna. Podgrzać, żeby miała lepszy smak? Na samą myśl zrobiło jej się niedobrze.
– Shanna.
Spojrzała na niego. Próbował usiąść. Jezu, jaki on słaby. Bezbronny. Nic dziwnego, że ją ukąsił, skoro tak bardzo potrzebuje krwi. Dziwniejsze jest to, że zdołał przestać. Ryzykował.
– Już idę. – Uklękła przy nim. Pomogła mu wstać, podsunęła butelkę do ust. Krew. Poczuła mdłości. Ręka jej drżała, kilka kropli spływało mu po brodzie. Przed oczami pojawił się inny widok, krew na ustach Karen. – Boże.
Roman chciał przytrzymać jej doń, ale nim także wstrząsały dreszcze. Pił zachłannie, powolnymi, długimi łykami.
"Jak poślubić wampira milionera" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jak poślubić wampira milionera". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jak poślubić wampira milionera" друзьям в соцсетях.