Biedak. Nie mogła przy nim być, szepnąć słowa wsparcia. Akurat DVN pokazało urywki z balu. Z przerażeniem patrzyła na swoją twarz na ekranie. Proszę, oto ona – właśnie dowiedziała się, że wampiry istnieją naprawdę. Panika na jej twarzy.

Upuszcza na ziemię kieliszek z krwią, a potem Roman do niej podbiega, osłania peleryną i znikają. Wszystko zarejestrowane cyfrowo, żeby wampiry mogły to sobie oglądać w nieskończoność.

Drżącymi palcami wyłączyła telewizor. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Poluje na nią wampir – zabójca. Inny wampir otoczył ją opieką. Roman. Dlaczego go tu teraz nie ma? Nie bała się go. Jest dobry, czuły. Radinka, Connor i inni też są zdania, że Roman to wspaniały człowiek. On po prostu nie potrafi w to uwierzyć. Nie pozwalają mu straszne wspomnienia, zbyt bolesne, by jedna osoba dała im radę.

Dlaczego nie może siebie zobaczyć jej oczami? Opadła na łóżko. Czy ich związek ma szansę? Powinna go unikać, w duchu przyznawała jednak, że się na to nie zdobędzie. Zawrócił jej w głowie i zawładnął sercem.

Kilka godzin później, pogrążona w snach nocnej ciszy przed wschodem słońca, poczuła chłód. Otuliła się szczelniej kołdrą. Shanna, kochanie. Gwałtownie otworzyła oczy. – Roman? To ty?

Ciepły oddech muskał jej lewe ucho. Niski głos. Chcę się z tobą kochać.

Rozdział 19

Usiadła gwałtownie i rozejrzała się po sypialni. – Roman? Jesteś tu? Na górze. Dziękuję, że mnie zapuściłaś. Wpuściła? Do swojej głowy? To się pewnie stało, kiedy spała. Poczuła lodowate ukłucie w skroniach.

Proszę cię, Shanno. Nie odpychaj mnie. Jego głos osłabł, był jak echo z dalekiego krańca jaskini. Masowała obolałe skronie.

– A robię to?

Starasz się mnie zablokować. Dlaczego?

– Nie wiem. Kiedy coś atakuje, bronię się. Najsłodsza. Nie zrobię ci krzywdy. Zaczerpnęła kilka głębszych oddechów i ból ustał. O, teraz lepiej. Głos był bliżej, wyraźniejszy.

Serce jej waliło jak szalone. Wcale nie była pewna, czy chce, żeby Roman przebywał w jej głowie. Co może wyczytać z jej myśli?

Dlaczego się obawiasz? Ukrywasz coś przede mną?

Boże, naprawdę czyta w jej umyśle.

– Nic wielkiego, ale pewne rzeczy wolałabym zachować dla siebie. – Na przykład to, jak bardzo jest seksowny… – Jesteś paskudny!

Seksowny?

Cholera. Nie zna się na tej całej telepatii. Świadomość, że czyta w jej myślach sprawiała, że miała ochotę myśleć o najdziwniejszych rzeczach, byle tylko zbić go z tropu.

Jego rozbawienie otoczyło Shannę ciepłym kokonem.

Więc nie myśl tak dużo. Odpręż się.

– Niby jak mam się odprężyć, kiedy jesteś w mojej głowie? Nie zmusisz mnie chyba, żebym robiła coś wbrew sobie?

Oczywiście, że nie, najsłodsza. Nie będę kontrolować twoich myśli, tylko sprawię, że poczujesz, że się ze mną kochasz. A kiedy słońce wzejdzie, zniknę.

Poczuła coś ciepłego i wilgotnego na czole. Pocałunek. A potem delikatne palce na twarzy. Masowały jej skronie, aż ból ustąpił całkowicie. Zamknęła oczy, czuła ich pieszczotę na policzkach, brodzie, uszach. Nie wiedziała, jak to możliwe, ale jego dotyk wydawał się bardzo prawdziwy. Cudowny.

Co masz na sobie?

– Czy to ważne?

Chcę, żebyś była naga, kiedy cię dotykam. Chcę poczuć każdą kuszącą wypukłość, każde zagłębienie. Chcę mieć w uszach twój oddech, chcę poczuć, jak napinasz mięśnie, coraz mocniej, mocniej…

– Już! Przekonałeś mnie pierwszym zdaniem! – Ściągnęła koszulę nocną i rzuciła ją na podłogę, a sama opadła na prześcieradło i czekała. I czekała…

– Halo? – Spojrzała na sufit, ciekawa, co się dzieje piętro wyżej. – Halo? Ziemia do Romana… Twoja partnerka jest naga i gotowa.

Nic. Może był zbyt zmęczony i zasnął. Świetnie. Nigdy nie umiała zatrzymać zainteresowania faceta na długo. A Roman… ma przed sobą wieczność. Jest dla niego tylko przelotnym kaprysem. Nawet jeśli ich związek przetrwa kilka lat, dla niego to będzie mgnienie oka. Przewróciła się na brzuch. Niby jak to ma się udać? Stanowią całkowite przeciwieństwa. Dosłownie – życie i śmierć. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale chyba nie tak ekstremalne.

Shanna? Uniosła głowę.

– Wróciłeś? Myślałam, że odszedłeś. Przepraszam. Musiałem coś załatwić. Delikatnie masował jej barki.

Z westchnieniem opadła na poduszki.

– Załatwić? A gdzie jesteś? Chyba nie za biurkiem? – Na myśl, że przy okazji odwala papierkową robotę, bardzo się zdenerwowała. Jest genialny; zapewnia jej psychiczny orgazm, odpisując na listy.

Zachichotał.

Siedzę w łóżku i jem kolację.

Pije krew, masując jej plecy. Fuj. Jakie to romantyczne. Ha, ha!

Jestem nago. Lepiej?

Wyobraziła sobie jego boskie ciało – paskudny stary dziad.

Muskał plecy delikatnie, jak piórkiem. Zadrżała. Wspaniale. Dociskał nasadą dłoni, masował powoli, zmysłowo. Poprawka – to raj na ziemi.

Słyszysz inne wampiry?

– Nie. Jeden mi wystarczy, dzięki. – Czuła, jak jego obecność narasta, pęcznieje uczuciem. Nie, to coś więcej. To… władczość.

Jesteś moja.

Akurat. Co to znaczy, ma prawo własności tylko dlatego, że go słyszy? Żyje od ponad pięciuset lat, a myśli jak jaskiniowiec. Ale dotyka wspaniale.

Dziękuję. Jestem twoim uniżonym sługą. Błądził dłońmi po jej plecach, wyszukiwał napięte węzły mięśni. Jaskiniowiec, powiadasz?

Niemal widziała, jak się uśmiecha. Cholera, za dużo wie. Dobrze, że nie to, iż traci dla niego… Paskudny stary dziad, paskudny stary dziad.

Przeszkadza ci moja obecność w twojej głowie?

Bingo. Dwa punkty dla pana demona. Poczuła klapsa na pośladkach.

– Ej! – Uniosła się, ale pchnął ją z powrotem na łóżko. – Co to za traktowanie? – Poduszka tłumiła jej głos.

Bo na to zasłużyłaś. - Co za bezczelny typ! W jego głosie była radość.

– Jaskiniowiec – sapnęła. I to z haremem kochanek. – Przedtem mówiłeś, że to nic osobistego. Dla mnie – bardzo.

Teraz tak, bo jesteśmy tylko ty i ja. Myślę tylko o tobie.

Otaczała ją jego obecność, ciężka od pożądania. Przeszył ją dreszcz, kiedy wodził palcami po kręgosłupie. Odgarnął jej włosy z karku.

Poczuła gorący i wilgotny dotyk na szyi. Pocałunek. Zadrżała. Dziwne uczucie, gdy całują cię niewidzialne usta. Owionął ją ciepły oddech. Łaskotanie w stopy zaburzyło ekscytujące doznania.

– Coś jest na łóżku! – Podskoczyła. Ja.

– Ale… – Niemożliwe, żeby całował ją w kark i łaskotał w stopy. Obie! I jednocześnie masował plecy. Chyba że ma dwumetrowe ręce. Albo nie jest człowiekiem.

Bingo. Dwa punkty dla tej pani.

– Chwileczkę. Ile ty właściwie masz rąk?

Tyle, ile zechcę. To wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. W naszych głowach.

Masował jej stopy, głaskał plecy, całował w kark. Westchnęła rozmarzona.

– Bardzo przyjemnie. Przyjemnie? Jego ręce znieruchomiały.

– Tak, bardzo przyjemnie, bardzo… – Urwała. Wyczuła narastającą w nim irytację.

Przyjemnie? Był wściekły.

– To bardzo miłe, naprawdę.

Koniec z panem milusińskim, syknął w jej głowie.

Złapał ją za kostki, rozsunął nogi, dłonie zacisnęły się na nadgarstkach.

Wierciła się, usiłowała uwolnić, ale był zbyt silny, miał zbyt wiele rąk.

Leżała bezradna, otwarta.

Chłodne powietrze muskało najintymniejsze części ciała. Czekała, spięta, obnażona. Krew dudniła jej w uszach.

Czekała. W pokoju było cicho, słyszała jedynie swój ciężki oddech. Spodziewała się ataku. Od czego zacznie? Nie sposób przewidzieć. Nie widziała go przecież. To straszne. I ekscytujące.

Czekała. Cztery dłonie trzymały ją za nadgarstki i kostki. On jednak ma tyle rąk, ile zechce. Jej serce biło coraz szybciej. Napięła mięśnie pośladków, chcąc zsunąć nogi, czuła się tak zupełnie obnażona. Była cała dla niego. A on każe jej czekać. Umierać z oczekiwania. Pragnienia. Pożądania.

I wtedy wszystko zniknęło.

Uniosła głowę.

– Halo? Roman? – Gdzie on znowu poszedł? Usiadła, spojrzała na zegarek przy łóżku. Nie zdziwiłaby się, gdyby właśnie wzeszło słońce i padł trupem na cały dzień. Nie, za wcześnie na to. Czyżby zostawił ją w połowie randki? Czas mijał.

Uklękła.

– Do cholery, Roman, nie możesz mnie tak zostawić. – Już chciała cisnąć czymś w sufit.

Nagle czyjeś ręce otoczyły ją w talii. Drgnęła.

– Roman? Mam nadzieję, że to ty. – Wyciągnęła rękę do tyłu, tam, gdzie powinien być, ale trafiła na pustkę.

To ja.

Pomknął dłońmi do jej piersi. Błądził ustami po ramieniu.

– Gdzie… Gdzie ty byłeś? – Trudno prowadzić sensowną rozmowę, poddając się zmysłowym pieszczotom.

Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Bawił się jej sutkami, delikatnie ściskał nabrzmiałe pączki między palcami. Za każdym razem miał wrażenie, że ciągnie za sznurki połączone z jej duszą.

Opadła na łóżko, wbiła wzrok w sufit.

– Proszę cię. – Tak bardzo chciała go zobaczyć. Dotknąć. Shanna, moja słodka Shanna, szeptał. Jak ci wytłumaczyć, ile dla mnie znaczysz? Kiedy cię zobaczyłem na balu, miałem wrażenie, że moje serce znów zaczęło bić. Rozjaśniłaś sobą całą salę, byłaś wyspą koloru na oceanie czerni i bieli. A ja myślałem, że… moje życie zawsze będzie zasnute mrokiem, a potem zjawiłaś się ty, jak tęcza, i wypełniłaś je kolorami.

– Roman, bo się rozpłaczę! – Przewróciła się na brzuch i otarła oczy brzegiem prześcieradła.

Będziesz płakać z rozkoszy. Dłonie sunęły po jej nogach, pieściły plecy. Przesuwały się coraz wyżej, masując uda. Napięła pośladki. Poczuła wilgoć w sobie. Głód narastał, stawał się coraz bardziej dotkliwy.