– Nudziło mi się, a to przynajmniej coś do roboty.

– Ja też mogę? – Galina przycupnęła koło agenta. Miał nieprzytomny wzrok. Z ranek na szyi ciekła krew.

Ivan machnął mu ręką przed oczami. Żadnej reakcji. Miał ochotę przykleić mu karteczkę na czole: „Do wynajęcia”.

– A gdzie Whelan?

Katia zeszła z agenta. Czarna spódnica opadła aż do kostek.

– Podoba ci się? – Stanęła tak, że odsłoniła nogę w rozcięciu, które kończyło się dopiero węzłem na biodrze. Nie miała na sobie bielizny. Biała bluzka bez rękawów odsłaniała piersi.

– Bardzo. Ale gdzie jest Whelan? – Zerknął na zegarek. Dwudziesta czterdzieści. Za dziesięć minut muszą jechać. Zabicie Shanny potrwa chwilę, ale liczył, że jeszcze zdąży się z nią zabawić.

Katia spojrzała ze współczuciem na jego przybocznego.

– Biedny Alek, co noc widzi swojego pana z kobietami, ale sam nie śmie ich tknąć. – Wsunęła dłoń pod spódnicę i odsłoniła nagi pośladek.

Alek zacisnął pięści i uciekł wzrokiem.

– Dość tego, Katia. – Czyżby chciała skłócić go z Alkiem? W dzisiejszych czasach trudno o dobrego pomocnika, silnego wampira, który słucha rozkazów, ale nie dobiera się do haremu. W ciągu minionych stuleci Ivan zabił wielu, bo nie potrafili trzymać się z daleka od kobiet. Nie stać go na utratę kolejnego. Wskazał nieprzytomnego agenta.

– Domyślam się, że Whelan jest w podobnym stanie. Gdzie ją trzymasz? Na górze?

Katia cofnęła się o krok. W jej oczach pojawiła się czujność.

– Jeszcze nie przyjechała.

– Co? – Ivan szedł w jej stronę. Zacisnęła powieki. Oczekiwała ciosu.

Ivan zacisnął pięści. Napięcie znów koncentrowało się w karku, stawało się nie do wytrzymania. Strzelił kręgami. Katia pobladła. Może obawiała się, że to samo spotka jej śliczny kark.

Schyliła głowę.

– Przykro mi, że cię zawiodłam, panie. – Wróciła do starych form grzecznościowych.

– Mówiłaś, że Whelan będzie o wpół do dziewiątej. Co się z nią stało?

– Nie wiem. Bob kazał jej tu przyjechać. Tak się umówili. Zazgrzytał zębami.

– Ale jej nie ma.

– Nie, panie.

– Usiłowała się z nim skontaktować?

– Nie.

– Chciałem się nią pożywić przed tym pieprzonym balem. – Nerwowo przechadzał się po pokoju. Miał doskonały plan. Nie dość, że zarobi ćwierć miliona dolarów, to jeszcze z rozkoszą będzie patrzeć na cierpienie Romana Draganestiego. Najpierw wypije całą krew z Shanny Whelan, potem, na balu, rzuci ciało Romanowi pod nogi. Draganesti i jego mięczaki wpadną w panikę, a tymczasem Vladimir wymknie się chyłkiem i doprowadzi wieczór do imponującego zakończenia. Idealny plan. Wszystko miało się udać. Gdzie do cholery jest ta dziewczyna? Nie znosił opóźnień w posiłkach.

– Głupia suka! – Przekrzywił głowę z głośnym trzaskiem.

Katia zadrżała.

– Może jeszcze przyjedzie. Może się spóźni.

– Nie mogę na nią czekać bez końca. Musimy iść na ten cholerny bal. To jedyny sposób, by dostać się na teren Romatechu, nie budząc podejrzeń Szkotów. – Z całej siły walnął pięścią w ścianę. – Muszę tam iść o pustym żołądku, a przecież na takiej imprezie nie będzie nic do jedzenia.

– Ja też jestem głodna. – Galina wydęła usta. Seksowna rudowłosa, dawniej prostytutka na Ukrainie, wiedziała, jak sprawić mężczyźnie przyjemność.

– W Bobie jest jeszcze sporo krwi – zapewniła Katia. – Uszczknęłam tylko trochę.

– Pycha. – Galina usiadła na nim okrakiem. Zwilżyła usta językiem.

Ivan sprawdził godzinę.

– Mamy jeszcze pięć minut. – Patrzył, jak Galina wbija kły w szyję agenta. – Zostaw coś dla mnie. – Facet i tak już im się na nic nie przyda.


Gregori zerknął na zegarek.

– Dochodzi dziewiąta. Chodźmy do sali balowej. Roman wstał zza biurka. Nie miał ochoty na bal. Jak może się bawić, skoro Shannie grozi niebezpieczeństwo? Na samą myśl o bubbly blood zrobiło mu się niedobrze. I do tego ostatnie rewelacje – ojciec Shanny stoi na czele grupy, która chce go zabić.

Na rany boskie. Czyżby historia miała się powtórzyć? Aż za bardzo przypominało to klęskę z Londynu, z 1862 roku. Poznał wtedy śliczną młodą damę imieniem Eliza. Kiedy jej ojciec odkrył sekret Romana, zażądał, żeby wyjechał z kraju. Zgodził się, ale liczył, że Eliza zrozumie jego dylemat i ucieknie z nim do Ameryki. Zwierzył się jej. Następnego wieczoru obudził się w otwartej trumnie, z drewnianym kołkiem w piersi.

Przypisywał ten czyn jej ojcu, ale okazało się, że to Eliza wbiła mu kołek w pierś. Ojciec nie dopuścił, by umieściła go w sercu, bo obawiał się zemsty innych wampirów. Roman, zniesmaczony tą sprawą, zatarł ich wspomnienia. Szkoda, że nie mógł pozbyć się swoich. W Ameryce zaczął nowe życie, ale ta smutna sprawa nie dawała mu spokoju. Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie zainteresuje się śmiertelną kobietą. Jednak teraz w jego życiu pojawiła się Shanna i dała mu promyk nadziei.

Co zrobi, kiedy pozna prawdę? Też będzie chciała zabić go podczas snu? Czy poczeka, aż ojciec wykona swój plan?

Jakim cudem CIA dowiedziała się o wampirach? Mogło się zdarzyć, że wampir idiota popisywał się sztuczkami przed śmiertelnikami, a później nie zmodyfikował ich pamięci.

Nieważne, jak do tego doszło; sytuacja jest poważna. Jean-Luc, Angus i Roman będą zastanawiać się podczas konferencji, jak rozwiązać ten problem.

Wszyscy szli do sali balowej.

– Ian, co wiesz o projekcie „Trumna”? Ile agentów liczy zespół?

– Pięciu, z ojcem Shanny.

– Tylko pięciu? – Zdziwił się Szkot. – Nie jest źle. Znasz ich nazwiska? Może uda nam się ich dopaść.

Romanowi to się nie podobało. Zabić ojca Shanny? Kiepski początek romansu.

– Bez sensu. – Jean-Luc rytmicznie stukał laseczką w podłogę. – Jeśli nie śpimy, śmiertelny nic nam nie zrobi. Od razu przejmujemy kontrolę nad jego umysłem.

Roman zatrzymał się w pół kroku. Czyżby o to chodziło? Shanna wykazała zadziwiającą odporność na próby kontroli myśli. Co więcej, kiedy już zdołał się z nią połączyć, z niesamowitą zręcznością czytała jego myśli. Niewykluczone, że ma zdolności paranormalne. Odziedziczone. O Boże. Zespół zabójców wampirów, który dostał błogosławieństwo rządu i któremu niestraszna hipnoza – bardzo niepokojąca perspektywa.

– Pewnie chcą nas wykańczać za dnia – mruknął Angus. – Wyszkolę więcej dziennych strażników.

– Pan Draganesti pracuje nad preparatem, który umożliwiłby nam funkcjonowanie w ciągu dnia – wtrącił Laszlo. Zerknął niespokojnie na Romana. – Może niepotrzebnie o tym mówię.

– To prawda? – Angus złapał go za ramię. – Możesz to zrobić, bracie?

– Tak mi się wydaje. Jeszcze tego nie testowałem.

– Zgłaszam się na ochotnika – zaproponował Gregori z uśmiechem.

Roman pokręcił głową – O nie, nie mogę dopuścić, żeby coś ci się stało. Jesteś mi potrzebny, prowadzisz firmę, a ja w tym czasie mogę sobie siedzieć w laboratorium.

Jean-Luc pchnął podwójne drzwi prowadzące do sali balowej i natychmiast wycofał się do holu.

– Merde. Jest tam ta straszna kobieta z DVN. Chyba nas widziała.

– Dziennikarka? – zapytał Roman.

– Nie do końca. – Jean-Luc się wzdrygnął. – To Corky Courrant. Prowadzi program o gwiazdach Na żywo z nieumarłymi.

MacKay nie krył irytacji.

– A co tu robi?

– Panowie, jesteście sławni. – Gregori przyglądał się im z niedowierzaniem. – Chyba o tym wiecie?

– Owszem. – Laszlo pochylił głowę. – Wszyscy jesteście sławni.

Roman zmarszczył brwi. Rzeczywiście, jego wynalazki zmieniły oblicze wampirycznego świata, on jednak do dziś spędzał każdą noc w laboratorium. Szczerze mówiąc, teraz też wolałby tam być.

– Nie nabierz się na jej uśmiech – ostrzegł Angus. – Wiem od informatorów, że za czasów Henryka VIII kierowała w Tower salą tortur. Wtedy nazywała się Catherine Courrant. Podobno osobiście wymusiła na bracie Anny Boleyn wyznanie kazirodztwa.

Jean-Luc zbył te rewelacje nonszalanckim wzruszeniem ramion.

– A teraz pracuje w telewizji. Oczywiście.

– Mówimy na nią Mokry Balon. – Spojrzeli na Iana pytająco. – No, to taki żart. Ze względu na jej biust.

– Podoba mi się. – Gregori wyciągnął ręce przed siebie, jakby niósł dwa wielkie melony. – Ma wielkie cycki. Pewnie sztuczne.

– Aye - zgodził się Ian. – Są ogromne.

– No dobrze. – Roman zazgrzytał zębami. – Dziękuję za te informacje. Ale one nic nie zmieniają. Bez względu na jej wątpliwe zaplecze i sztuczną… fasadę, nie możemy do końca balu czaić się w holu.

– Aye. - Angus dumnie uniósł głowę. – Musimy zmierzyć się ze smokiem.

Ian głęboko zaczerpnął tchu.

– Musimy być smokiem. Drzwi otworzyły się gwałtownie.

Mężczyźni tchórzliwie cofnęli się o krok. Żaden nie zionął ogniem.

– Tu jesteście! – wykrzyknęła Smoczyca z triumfalnym błyskiem w oczach. – Teraz już mi nie uciekniecie!

Corky skinęła na ekipę, żeby zajęła odpowiednie miejsca. Dwaj mężczyźni przytrzymywali drzwi. Potężny kamerzysta nastawiał obiektyw, makijażystka pudrowała Corky. Wszyscy mieli na sobie czarne dżinsy i koszulki z białym napisem „DVN”. Goście, eleganccy w bieli i czerni, stali tuż za ekipą i tym samym tarasowali drogę ucieczki.

Jesteśmy w pułapce. Roman zdawał sobie sprawę, że jedynym bezpiecznym miejscem byłby teraz jego gabinet, a nachalna reporterka bez wątpienia i tam nie dałaby im spokoju.

– Nawet nie ważcie się uciekać. – Wbiła w nich spojrzenie ciemnych oczu. – Będziecie gadać.

To było pewnie jej ulubione powiedzonko w izbie tortur. Angus i Roman wymienili spojrzenia.

– Dosyć tego! – Przegoniła makijażystkę. Dotknęła miniaturowej słuchawki w uchu i słuchała przez chwilę. – Za trzydzieści sekund wchodzimy na antenę. Wszyscy na miejsca. – Stanęła przed kamerzystą. Czarna sukienka opinała duże pośladki.

Implanty, na pewno. Zapewne skorzystała z usług doktora Uberlingena z Zurychu. To jedyny wampiryczny chirurg plastyczny, który za odpowiednio wysoką sumę gwarantował każdemu wampirowi wieczną młodość i urodę. Implanty reporterki zapewne okazały się atutem, który przeważył szalę na jej korzyść, gdy ubiegała się o pracę. DVN to nowa stacja; co tydzień jej właściciele dostawali setki zgłoszeń od wampirów, którym marzyła się kariera na ekranie.