Shanna była już na wyciągnięcie ręki. Roman zacisnął pięści, walczył z pokusą.
– Słyszałem, że bardzo cię wystraszyłem. Przepraszam. Spod jej powieki wymknęła się łza, ale zanim dotarła do policzka, starła ją energicznym ruchem.
– Najważniejsze, że nic ci nie jest. Bardzo mnie to cieszy. Czyżby aż tak jej na nim zależało? Obserwował Shannę uważnie. Błądziła wzrokiem po jego ciele, zatrzymała się na klatce piersiowej, spojrzała niżej, na brzuch. Cholera, ależ jej pragnie. Oby oczy mu nie lśniły.
– Naprawdę nic ci nie jest. – Dotykała jego piersi, muskała palcami; nawet najmniejszy dotyk przeszywał go prądem. Zareagował błyskawicznie – przyciągnął ją do siebie.
W pierwszej chwili zesztywniała, zaskoczona, zaraz jednak rozluźniła się, oparła policzek o ciemne włosy na jego piersi. Lekko chwyciła jego koszulę.
– Obawiałam się, że cię straciłam.
– Szczerze mówiąc, nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. – Rany boskie, zaraz oszaleje z głodu. Panuj nad sobą, pamiętaj.
– Radinka mówiła, że w nocy wstawiłam ci ząb.
– Tak.
– Mogę zobaczyć? – Wspięła się na palce, obejrzała opatrunek. – Wygląda dobrze, ząb jest nieco bardziej ostry niż zazwyczaj. Rana już się zasklepiła.
– Chyba można zdjąć opatrunek?
– Co? O nie, to musi trochę potrwać. – Mikrofalówka znów zadzwoniła, zwróciła uwagę Shanny. – Nie musisz tego wyjąć?
Uniósł jej dłoń do ust, pocałował lekko.
– Jedyne, co muszę, to być z tobą. Żachnęła się lekko, cofnęła dłoń.
– A więc to prawda, że mnie zahipnotyzowałeś?
– Tak. – W każdym razie nie bardzo mija się z prawdą. Zmarszczyła brwi.
– Ale nie zrobiłam nic dziwnego, prawda? Świadomość, że mogłam coś zrobić i tego nie pamiętam, nie daje mi spokoju.
– Byłaś bardzo profesjonalna. – Ujął jej rękę i pocałował wnętrze dłoni. Szkoda, że teraz nie zaproponuje seksu.
– Nie spanikowałam na widok krwi?
– Nie. – Muskał ustami jej nadgarstek. W żyłach pulsowała krew A Rh dodatnie. – Byłaś bardzo dzielna.
Jej oczy rozbłysły.
– A wiesz, co to znaczy? Nie muszę zmieniać zawodu. Wspaniale! – Otoczyła jego szyję ramionami, cmoknęła w policzek. – Wielkie dzięki.
Objął ją mocniej. W jego sercu zrodziła się iskierka nadziei, zaraz jednak przypomniał sobie, że sam zaszczepił jej tę myśl, wtedy, w gabinecie stomatologicznym. Cholera! To wszystko jego wina. Shanna po prostu wykonuje jego polecenia. Wyzwolił się z jej objęć.
Była zaskoczona. Nagle jej twarz jakby zapadła się w sobie, po chwili stała się nieprzeniknioną maską. Cofnęła się. Do diabła, pewnie uważa, że ją odepchnął i usiłuje ukryć ból. Naprawdę jej na nim zależy, a on postępuje jak kretyn, za dnia śmiertelnie ją wystraszył, teraz zranił uczucia. Ale jego doświadczenia ze śmiertelnymi kobietami są żałośnie skromne.
Mikrofalówka nie ustawała, znów zadzwoniła. Wyrwał kabel z kontaktu. No, teraz już nie będzie go kusić ciepłą krwią. Niestety, Shanna stanowiła o wiele większą pokusę. Była świeża.
– Pójdę już. – Szła do drzwi. – Ja… bardzo się cieszę, że żyjesz i że ząb się trzyma. Jestem ci także bardzo wdzięczna za gościnę i ochronę i… prezenty, których nie mogę przyjąć.
– Shanna.
Była już przy drzwiach.
– Jesteś bardzo zajęty, więc nie chcę zajmować ci czasu. Zaraz sobie…
– Shanna, poczekaj. – Szedł w jej stronę. – Muszę ci coś wytłumaczyć.
Nie patrzyła na niego.
– Nie ma potrzeby.
– Owszem, jest. Wczoraj, kiedy cię… zahipnotyzowałem, podsunąłem ci pewien pomysł. Chciałem, żebyś mnie objęła i namiętnie pocałowała. A kiedy to zrobiłaś, przed chwilą, uświadomiłem sobie, że…
– Chwileczkę. – Przyglądała mu się z niedowierzaniem.
– Myślisz, że zostałam zaprogramowana, żeby cię pocałować?
– Tak. Zdaję sobie sprawę, że nie powinienem był tego robić, ale…
– To szaleństwo! Po pierwsze, nie panujesz nade mną. Jezu, przecież ja z trudem sama nad sobą panuję.
– Może, ale…
– Po drugie… Idę o zakład, że trudniej nade mną zapanować, niż ci się zdaje.
Milczał. Miała rację, ale nie chciał tego potwierdzić.
– A po trzecie i ostatnie, to nie był namiętny pocałunek, tylko marny całus w policzek. Facet w twoim wieku powinien wyczuć różnicę.
Uniósł brew.
– Czyżby? – Nie powie jej przecież, że prawie całe śmiertelne życie spędził w klasztorze.
– Oczywiście. Jest ogromna różnica między niewinnym całusem a namiętnym pocałunkiem.
– Czy jesteś na mnie zła, że jej nie zauważyłem?
– Nie jestem zła! No, może trochę. – Łypnęła na niego.
– Odsunąłeś się od mnie jak od trędowatej.
Podszedł bliżej.
– To się nie powtórzy. Żachnęła się.
– Pewnie, że nie. Wzruszył ramionami.
– Shanno, jestem naukowcem. Nie możesz oczekiwać, że przeprowadzę empiryczne porównanie dwóch rodzajów pocałunku, jeśli brakuje mi empirycznych danych.
Zmrużyła oczy.
– Wiem, do czego zmierzasz. Liczysz na darmową próbkę!
– Chcesz powiedzieć, że zazwyczaj nie są darmowe? – Uśmiechnął się. – Ile będzie mnie kosztować namiętny pocałunek?
– Rozdaję je za darmo, kiedy mam na to ochotę, ale nie teraz. – Jej spojrzenie miotało błyskawice. Prędzej piekło zamarznie, niż cię namiętnie pocałuję.
Oj. Chyba zemsta za to, że kilka minut wcześniej zranił jej uczucia.
– Moim zdaniem ten całus był bardzo ekscytujący.
– Litości. Chodzi o prawdziwą namiętność. Ogień, pot, gorączka. Obiecuję ci, że jeśli z niepojętych dla mnie powodów piekło zamarznie, a ja obdarzę cię takim pocałunkiem, bez problemu wyczujesz różnicę. – Oparta się o drzwi, skrzyżowała ręce na piersi.
– Jestem naukowcem, nie przekonują mnie czcze twierdzenia. – Podszedł bliżej. – Muszę mieć dowody.
– Nie ode mnie. Zatrzymał się tuż przed nią.
– Może dlatego, że obiecujesz więcej, niż możesz dać.
– Ha! Może jesteś mięczak za słaby, żeby to wytrzymać. Oparł się o drzwi. Jego dłoń spoczywała blisko jej głowy.
– To wyzwanie?
– Wyraz troski. Biorąc pod uwagę twój stan zdrowia, nie wiem, czy serce to wytrzyma.
– Przeżyłem poprzedni pocałunek.
– To nie było nic takiego. Naprawdę namiętny pocałunek musi być w usta.
– Jesteś pewna? To znacznie zawęża obszar badań… – Oparł drugą dłoń koło jej głowy i nagle uwięził ją w swoich ramionach.
Mierzył ją wzrokiem. – Przychodzą mi do głowy też inne miejsca, które chciałbym namiętnie całować. Poczerwieniała.
– No cóż… Na mnie już czas. Obawiałam się, że nie żyjesz i w ogóle, ale wydajesz się w pełni…
– Gotowy? – Pochylił się nad nią. – To na pewno. Odwróciła się, szukała klamki.
– Nie przeszkadzam ci dłużej. Ubierz się.
– Bardzo mi przykro, Shanno. Naprawdę nie chciałem cię przestraszyć ani zranić.
Spojrzała na niego oczami pełnymi niewylanych łez.
– Roman, głuptasie, obawiałam się, że cię straciłam. Głuptasie? W ciągu pięciuset czternastu lat na ziemi nikt mnie tak nie nazwał.
– Nie stracisz mnie.
Rzuciła się na niego, oplotła szyję ramionami. Zaskoczony intensywnością ataku, zachwiał się, pokój zawirował mu przed oczami. Stał w rozkroku, żeby zachować równowagę. Nie wiedział, czy zawroty głowy wywołuje głód, czy szok, że ktoś darzy go uczuciem. Przecież jest potworem. Kiedy ostatnio ktoś chciał go objąć?
Zamknął oczy i wdychał jej zapach: szampon, mydło, arterie pulsujące krwią. Głód narastał. Błądził ustami po jej włosach, czole… Krew w skroniach kusiła. Całował ją i wdychał złożony zapach. Odchyliła głowę, żeby na niego spojrzeć, ale przerażony, że jego oczy lśnią czerwienią, poszukał ustami jej karku, muskał płatki uszu.
Jęknęła, wplotła palce w jego włosy.
– Już się obawiałam, że nigdy cię nie pocałuję.
– Chciałem to zrobić od pierwszej chwili. – Błądził ustami po jej podbródku, zmierzał do ust.
Ich wargi zetknęły się na moment i zaraz rozdzieliły. Czuł na twarzy ciepły oddech. Zamknęła oczy. Dobrze, nie musi się przynajmniej martwić czerwonym blaskiem w swoim spojrzeniu.
Zamknął jej twarz w dłoniach. Taka niewinna, taka ufna. Na miłość boską, nie ma pojęcia, do czego jest zdolny. Oby zdołał nad sobą zapanować. Pocałował ją delikatnie. Zacisnęła dłonie na jego włosach, przyciągnęła go do siebie, bawił się jej dolną wargą, trącał ją językiem. Zadrżała. Rozchyliła usta, zapraszała go do środka.
Skorzystał, badał, błądził. Odpowiadała tym samym, pieściła jego język swoim. Taka namiętna, taka pełna życia… Czuł, jak jego zmysły stają w ogniu. Przywarła do niego rozpalona. Słyszał rytm jej krwi. Czuł jej drżenie. Czuł zapach.
Musiał jeszcze tylko poznać jej smak.
Otoczył ją ramionami. Przyciągnął do siebie, położył dłoń na plecach. Oddychała ciężko, przywarła do niego piersiami. Zamknął dłoń na jej pośladkach. Boska. Krągła i jędrna. I nie przesadzała, gdy mówiła o namiętności.
Napierała na jego biodra, kołysała się, rozkoszowała się jego bliskością, ulegała instynktowi, by dawać życie.
To straszne. Jego podstawowy instynkt to odbierać życie.
Pochylił się nad jej karkiem. Lewy kieł wysunął się bez problemów. Prawy utkwił w drucianym opatrunku. Au! Odsunął się, zacisnął usta. Bolało jak cholera, ale przynajmniej dzięki temu odzyskał panowanie nad sobą.
Nie ukąsi jej. Przysięgał przecież, że już nigdy nie wbije kłów w śmiertelnika. Puścił ją, odsunął się.
– Co się stało? – Mówiła, jakby brakowało jej tchu. Zakrył usta dłonią. Nie może jej przecież odpowiedzieć z kłem na wierzchu.
– O rany. Chodzi o opatrunek? O ząb? Obluzowaliśmy go? – Podbiegła do niego. – Pokaż.
Pokręcił głową. Oczy zaszły mu łzami; za wszelką cenę usiłował schować kieł, choć był głodny.
– Chyba bardzo cię boli. – Dotknęła jego ramienia. – Pokaż, proszę.
– Mm. – Pokręcił głową, cofnął się jeszcze o krok. Wstyd. Ale sam sobie na to zasłużył, przecież niewiele brakowało, a ugryzłby ją.
"Jak poślubić wampira milionera" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jak poślubić wampira milionera". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jak poślubić wampira milionera" друзьям в соцсетях.