– Proszę otworzyć. – Wsunęła mu palec w usta, obmacała górną szczękę. – Czuje pan coś?

Boże drogi, tak. Zdusił odruch, by zamknąć usta na jej palcu i ściągnąć z niego rękawiczkę. Zdejmij to, najdroższa, a pokażę ci, co czuję.

Zmarszczyła brwi, wyjęła palec z jego ust, spojrzała na swoją dłoń i zaczęła ściągać rękawiczkę.

– Nie! – Dotknął jej ramienia. Cholera. Łączy ich silniejsza więź, niż mu się wydawało. – Nic nie czuję. Proszę kontynuować.

– Dobrze. – Poprawiła rękawiczkę na dłoni.

Boże drogi, nie do wiary. Kontrola umysłu śmiertelnika działa przecież w jedną stronę. Siłą woli narzuca obiektowi swoje pragnienia, dyktuje, co ma robić i tyle. Nikt nigdy nie zaglądał w jego myśli. Śmiertelny nie może czytać w głowie wampira. Roman obserwował ją bacznie. Ile wychwyciła?

Musi bardzo uważać na swoje myśli, skupić się na bezpiecznych tematach. Koniec rozważań o jego ustach i o tym, która część jej ciała w nich się znajdzie. Pomyśli o czymś innym, na przykład o jej ustach i o tym, która część jego ciała mogłaby się w nich znaleźć. Poczuł, że nabrzmiewa. Nie! Tylko nie seks, nie teraz. Musi mu wstawić ząb.

– Co robimy? – Przechyliła głowę. Na jej czole pojawił się mars. – Wstawiamy ząb czy uprawiamy seks?

Gapił się na nią ze zdumieniem. Boże. Nie dość, że czyta w nim jak w książce, to jeszcze mogłaby uprawiać z nim seks. Nie do wiary.

Laszlo sapał głośno.

– Na Boga, skąd jej przychodzą do głowy takie… To przecież… – Zmrużył oczy, przesunął wzrok na Romana. – Panie Draganesti, jak pan może!

Jak mógłby powiedzieć nie, skoro Shanna jest chętna. Seks ze śmiertelną? Ciekawe. Zwyczajny seks w fotelu dentystycznym. Bardzo ciekawe.

– Sir! – Laszlo podniósł głos o oktawę. Nerwowo bawił się guzikiem. – Nie ma czasu na dwie… procedury. Musi pan wybierać, ząb albo… – Skrzywił się, widząc wybrzuszony rozporek Romana.

Ząb czy… nieząb? Ten ostatni napierał na suwak, jakby mówił: wybierz mnie, mnie, mnie!

– Sir? – Laszlo miał w oczach panikę.

– Przecież myślę – warknął Roman. Cholera. Spojrzał na Shannę. Stała tuż obok, z nieruchomą twarzą i oczami martwymi jak u manekina. Cholera. Dla niej to się nie dzieje naprawdę. To tak, jakby uprawiał seks z Vanną. Co gorsza, Shanna znienawidziłaby go po wszystkim. Nie, nie zrobi tego. Bardzo jej pragnie, ale poczeka. Dopilnuje, żeby przyszła do niego z własnej woli.

Odetchnął głęboko.

– Wybieram ząb. Możesz się tym zająć, Shanno? Spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem.

– Mam wstawić ząb. Zwykły ząb – powtórzyła to, co jej wcześniej mówił.

– Tak jest.

– Właściwa decyzja, sir, pozwolę sobie zauważyć. – Laszlo nie podnosił wzroku, speszony zaskakującym obrotem sytuacji i potencjalną zmianą planów. Podszedł do Shanny, podał jej słoiczek z zębem. – Proszę.

Otworzyła pojemnik, wyjęła siatkową podkładkę, na której leżał kieł. Roman wstrzymał oddech, gdy go wyjmowała. Czy na widok kła odzyska jasność myślenia?

– Jest w świetnym stanie – mruknęła. Dobrze. W jej oczach to zwyczajny ząb. Laszlo zerknął na zegarek.

– Sir, jest kwadrans po piątej. – Szarpnął kolejny raz i guzik został mu w dłoni. – O rany. Nie zdążymy.

– Zadzwoń do Gregoria i dowiedz się, o której dokładnie wschodzi słońce.

– Dobrze. – Schował guzik do kieszeni i sięgnął po komórkę. Wybierając numer, przechadzał się nerwowo po gabinecie.

Przynajmniej miał coś do roboty. Skończyły mu się guziki, co znaczyło, że zaatakuje koszulę albo spodnie. Roman wzdrygnął się na tę myśl.

Shanna pochyliła się nad nim. Znów poczuł na barku jej piersi. Dżinsy stały się za ciasne. Nie myśl o tym.

– Otwieramy.

Szkoda, że nie ma na myśli jego rozporka. Otworzył usta. Piersi miała jędrne i miękkie zarazem. Ciekawe, jaki rozmiar stanika nosi. Nie za duży, ale i niezbyt mały.

– Trzydzieści sześć B – mruknęła, pochylona nad tacą z narzędziami.

Jezu Chryste, czyżby słyszała wszystko, co sobie pomyśli? Tyle samo, ile on od niej? Zobaczmy: Jaki rozmiar ubrań mam ci kupić?

– Dziesiątkę. Nie. – Skrzywiła się. – Dwunastkę. – Za dużo pizzy i sernika. Boże, nienawidzę tyć. Oddałabym wszystko za ciastko z czekoladą.

Roman uśmiechnąłby się, gdyby nie miał szeroko otwartych ust. Przynajmniej jest szczera do bólu. A co o mnie sądzisz?

Przystojny… Tajemniczy… Dziwny… Zajęła się pracą. Inteligentny… Arogancki… Pociągający… Jej myśli były odległe, niewyraźne, koncentrowała się na tym, co robią jej ręce. Napalony… Wielki jak ogier…

Wystarczy, dziękuję. Jak ogier? Znaczy, że jej się to podoba czy nie? Cholera, niepotrzebnie o to pytał. Zresztą co go obchodzi, co o nim myśli zwykła śmiertelniczka? Niech wstawi ten cholerny ząb. Ale dlaczego uważa, że jest dziwny.

Odsunęła się.

– To bardzo dziwne. Owszem. Jak i on.

Uważnie przyglądała się tacce z instrumentami. Szczególnie interesowało ją małe lusterko na długim cienkim drążku. O nie.

– Pewnie się zepsuło – podsunął.

– Ale siebie widzę. – Pokręciła głową, ściągnęła brwi. – Bez sensu. Dlaczego nie widzę twoich ust?

– Lusterko ma jakąś wadę. Kontynuuj bez niego. Wciąż wpatrywała się w lusterko.

– Nie jest zepsute. Widzę swoje odbicie. – Uniosła dłoń do czoła.

Cholera, zaraz oprzytomnieje. Laszlo wrócił z telefonem przy uchu.

– Ojej. Mamy problem?

– Odłóż lusterko, Shanno – polecił Roman spokojnie.

– Dlaczego nie widzę twoich ust? – Spojrzała na niego zaniepokojona. – W lusterku w ogóle cię nie widzę.

Laszlo się skrzywił.

– Ojejku – szepnął do telefonu. – Gregori, mamy problem. Delikatnie mówiąc. Roman wiedział, że jeśli straci kontrolę nad Shanną, nie odzyska kła. Zobaczy, że to naprawdę kieł i nie będzie chciała go wstawić.

A jeśli domyśli się, dlaczego nie ma odbicia w lustrze?

Skoncentrował się na niej.

– Spójrz na mnie. Odwróciła się do niego.

Przechwycił jej wzrok, wzmógł nacisk na umysł.

– Masz mi wstawić ząb, pamiętasz? Chciałaś to zrobić. Chciałaś pokonać strach przed krwią.

– Strach – mówiła cicho. – Tak, nie chcę się już dłużej bać. Chcę pracować. Chcę normalnie żyć. – Odłożyła lusterko, sięgnęła po ząb. – Wstawię ci go.

Roman odetchnął z ulgą.

– Dobrze.

– Boże, ależ było blisko – szeptał Laszlo do telefonu. – Aż za blisko.

Roman otworzył usta i Shanna zabrała się do pracy. Laszlo zasłaniał słuchawkę dłonią, ale i tak było go słychać:

– Później ci wyjaśnię, ale wygląda na to, że nasza dentystka była o krok od transformacji w Doktora No. – Podszedł bliżej, żeby lepiej widzieć. – Już wszystko jest w porządku. Aż za bardzo.

Ciągle niewystarczająco, pomyślał Roman.

– Odwrócić głowę. – Shanna dotknęła jego podbródka.

– Pociąg wjechał na właściwy tor – wysapał Laszlo. – Nabiera tempa.

Roman poczuł, że kieł jest na miejscu.

– Lekarka ma obiekt w dłoni. – Laszlo relacjonował tonem sprawozdawcy sportowego. – Ptaszek wraca do gniazda. Powtarzam, ptaszek wraca do gniazda. – Chwila ciszy. – Tak, Gregori, muszę tak mówić. Musimy trzymać… Kota w worku i zgasić światło. Przed kilkoma minutami mało brakowało, a zapaliłaby je.

– Arrgh. – Roman gotował się ze złości.

– Pan Draganesti chwilowo nie może mówić, i to chyba dobrze – ciągnął Laszlo. – Był niebezpiecznie blisko zmiany zdania, gdy dentystka złożyła mu szokującą propozycję.

– Ahrrrr! – Roman piorunował go wzrokiem.

– Och. – Laszlo się skrzywił. – Chyba nie powinienem o tym informować. – Umilkł. Słuchał.

Przez głowę Romana przebiegła litania przekleństw. Gregori na pewno domaga się szczegółów.

– Później ci wytłumaczę – mruknął Laszlo, i już głośniej dodał: – Przekażę tę informację panu Draganestiemu. Bardzo dziękuję. – Wsunął aparat do kieszeni. – Gregori mówi, że słońce wstaje dokładnie o szóstej sześć. Zadzwoni o szóstej, chyba że skończymy wcześniej, wtedy my się z nim skontaktujemy. – Zerknął na zegarek. – Za dwadzieścia szósta.

– Aargh. – Roman dał znać, że zrozumiał. Dobrze chociaż, że Laszlo skończył rozmowę.

Shanna uniosła mu górną wargę, obejrzała wstawiony kieł.

– Ząb jest na miejscu, ale musimy założyć opatrunek, który go podtrzyma przez jakieś dwa tygodnie. – Cały czas pracowała. Zobaczyła krew. Jęknęła. Pobladła.

Boże, nie, nie mdlej teraz. Wpatrywał się w nią, przekazywał jej swoją siłę. Me krzyw się. Nie wahaj. Przysunęła się do niego.

– Proszę otworzyć. – Wzięła wąską rurkę, psikała mu w usta wodą, wsunęła kolejny instrument. – I zamknąć.

Woda i krew zniknęły z jego ust.

Powtarzała ten zabieg i za każdym razem, gdy pojawiała się krew, reagowała mniej nerwowo.

Laszlo przechadzał się niespokojnie i co chwila spoglądał na zegarek.

– Za dziesięć szósta, sir.

– No i proszę – mruknęła Shanna. – Ząb jest na swoim miejscu. Za dwa tygodnie zdejmiemy opatrunek i otworzymy kanał.

Drut przytrzymujący kieł bardzo mu przeszkadzał, ale Roman wiedział, że już jutro wieczorem będzie mógł go usunąć. Rany zagoją się podczas snu.

– Więc skończone?

– Tak. – Wstała powoli.

– Jessss! – Laszlo triumfalnie uniósł pięść. – A do końca zostało nam jeszcze dziewięć minut!

Roman się wyprostował.

– Shanno, dałaś radę. I wcale się nie bałaś. Zdjęła rękawiczki.

– Proszę unikać twardych rzeczy do jedzenia.

– Jasne. – Wpatrywał się w jej twarz bez wyrazu. Jaka szkoda, iż nie ma pojęcia, że to powód do radości i świętowania. Wieczorem pokaże jej swój ząb, opowie, jaka była dzielna, jak pokonała strach przed krwią. Wtedy na pewno zechce to uczcić. Z nim, taką przynajmniej miał nadzieję. Chociaż jest dziwny.

Cisnęła rękawiczki na tacę, zamknęła oczy, zachwiała się.