Jutka, to wspaniale! – mówi Adam, którego uwielbiam. – Bałem się, że może nie przyjść, Tosi byłoby przykro… Będę dzwonił i pisz koniecznie, pisz. Bardzo tęsknię. Borysa za uchem podrap. To już nie długo. Kocham cię – mówi Mężczyzna Mojego Życia i kończymy rozmowę.
Kocham go całym sercem, ogarnia mnie taka radość, że zadzwonił, i w takim ważnym dla mnie dniu był ze mną! Wchodzę do pokoju jak odnowiona. Jaki cudny wieczór! Tosia jest ze swoimi najbliższymi, do mnie zadzwonił ukochany, moja córka wkracza w dorosłość, podczas kiedy ja pozostaję młoda, Tosia puszcza muzykę, Eksio podnosi się i ze śmieszną sztywnością zaprasza mnie do tańca. Podnoszę się i ja, i myślę sobie, że spotkało mnie wiele dobrego w życiu – na przykład kiedyś Eksio, mimo wszystko, bo gdyby nie on, nie byłoby Tosi, a brak Tosi byłby nie do przeżycia.
A potem siedzimy wszyscy przy stole i zajadamy befsztyki Mojej Mamy i różne inne specjały.
– Mój świętej pamięci – zaczyna ciocia, a ja czekam na dalszy ciąg, który, o ile dobrze pamiętam, brzmi jakoś tak: mój świętej pamięci mąż generał major Jakiś – tam – mój świętej pamięci Genio, bohater dwóch wojen, mawiał, że dzieci rosną szybko, tylko rozum wolno, ale ty, bejbi, wdałaś się w moją matkę – ciocia wznosi kieliszek złotawego płynu – a moja matka była osobą niepospolitą.
Tosia, serwetki – szepczę do Tosi, bo oczywiście dopiero teraz się zorientowałam, że czegoś na stole jednak brakuje. Ciocia patrzy na mnie wzrokiem pełnym pretensji. Usłyszała.
Dżudi, darling, moja matka, kiedy ją zapytałam, do czego służą serwetki, a było to…
Dwa wieki temu – szepcze Nieletni, piorunuję go wzrokiem, ale ciocia na szczęście jest zajęta wspomnieniami.
Przeliczyłam się, bo ciocia patrzy na mnie bardzo groźnie.
– Dżudi, darling, ja byłam wychowywana w czasach, kiedy starszym się nie przerywało. Więc kiedy zapytałam moją matkę, do czego służą serwetki, odpowiedziała – ciocia zawiesiła głos – kobiecie do niczego. Pozwól więc, że najpierw skończę, a ty potem zajmiesz się przyziemnymi sprawami…
Czuję się, jakbym miała z piętnaście lat. Dawno mnie nikt nie strofował.
– …za zdrowie mojej matki, której ty, Dżudi, darling, nie możesz pamiętać, a szkoda.
Niestety, zupełnie nie żałuję, że mam dopiero trzydzieści lat z hakiem, potężnym, a nie dwieście, ale posłusznie wznoszę swój kieliszek, mimo że to urodziny Tosi, a nie matki cioci. Sięgam po butelkę wina i podaję Grześkowi, który pełni rolę podczaszego, ale Ten od Joli szarmancko się podrywa i wyjmuje mi butelkę a w moją stronę rzuca:
– Pozwolisz Judyto, prawda?
Nie, nie pozwolę, siedź na tyłku, bo jesteś tutaj tylko gościem, a nie panem domu! Nie próbuj wchodzić w nie swoją rolę! Poradzę sobie! Kiedyś była to jedyna rzecz, która cię obowiązywała, a i tak nie ruszałeś małym palcem, tylko ja musiałam wszystkich obskakiwać, to się teraz nie popisuj!
Otwieram oczy.
– Ależ oczywiście, że pozwoli – ciocia Hanka uśmiecha się i nadstawia swój kieliszek.
– Bardzo proszę – mówię spokojnie. Adasiu, dlaczego ciebie tu nie ma?
Grzesiek wali widelcem w kieliszek. Tosia jest zachwycona.
– Ja jako ojciec chrzestny chcę powiedzieć, że dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy się urodziła Tosia. Judyta zmusiła mnie i Agnieszkę do kupna pieluch tetrowych…
– Co to są pieluchy tetrowe? Potrójne? – pyta inteligentna Nieletnia Jeszcze Siostrzenica.
Moja Mama, Mój Ojciec oraz my dorośli wybuchamy śmiechem.
A tych pieluch nie było!
To dlaczego nie kupiłeś pampersów? Tylko chciałeś jakieś specjalne? – wtrąca Nieletni, obstrzelany reklamami zawartości, która się albo wchłania z szybkością błyskawicy, albo kulkuje, albo w porę nieusunięta spod pupy nie pozwala prawidłowo rozwijać się oseskom, które już w życiu nie uśmiechną się radośnie i nie zaklaszczą w rączki, tak jak to robią na widok dużej paczki świeżych sztucznych pieluch…
Dziecko drogie – mówi Moja Mama wcale nie do mnie – tetra to taki delikatny materiał.
Z materiału? – krzywi się Nieletnia. – To przecież strasznie drogo wychodziło, codziennie nowe…
Prało się – wspominam z rozrzewnieniem, a Tosia się wykrzywia.
Mamo, nie przy jedzeniu.
– Dacie mi skończyć czy nie? – Grzesiek góruje nad stołem. – Więc jak już zamieniłem kartki na mydło z trzech miesięcy…
– …moje też – dodaje Agnieszka – ja ci swoje też dałam! -…na jedną dodatkową kartkę na benzynę, a benzynę na trzy kartki na wódkę i to zamieniłem na pieluchy tetrowe razem z miejscem w kolejce do pralek, to tu obecny ojciec Tosi – Grzesiek spojrzał na Eksia – mogę to już teraz chyba zdradzić – powiedział, że wolałby w prezencie kartki na wódkę, bo pieluchy kupił okazyjnie w Radomiu…
– W Kielcach – rzucił ojciec Tosi i uśmiechnął się do mnie.
– Czy w Kielcach. I ja, korzystając z okazji, chcę, żebyś mi teraz tę wódkę zwrócił, bo takiego poświęcenia, do jakiego byliśmy zdolni wtedy, nigdy już nie byłem zdolny i nie będę.
Uśmiechnęłam się i ja do Eksia, bo pamiętam, że tych pieluch zrobiło się sto dwadzieścia, i nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Z części uszyłam kapitalną spódnicę, farbowaną na czarno, resztą obdzielaliśmy młodych rodziców, a pozostałe zajmowały miejsce na pawlaczu.
Jakie kartki? – zainteresowała się Tosia. – Wtedy była wódka i benzyna za darmo? Na kartki? A wy narzekaliście na socjalizm?
Pozwól sobie powiedzieć, bejbi – ciocia wyprostowała plecy i wzniosła do góry swój kieliszek, który wydawał mi się pełniejszy niż przedtem – że w Anglii jeszcze siedem lat po wojnie były kartki i Anglia jakoś szybciej stanęła na nogi niż Polska. Przydział na jedną parę butów rocznie trzeba było wykupić i więcej nie było, a mimo to Anglia jest potęgą światową.
Kartki to były maleńkie dokumenciki z którymi szłaś do sklepu i kupowałaś to, co ci przydzielono, a przydzielano niewiele.
A pamiętasz – wtrąciła Moja Matka i spojrzała na Mojego Ojca – jak staliśmy w sklepie po mięso trzy godziny?
Ja cię tylko zmieniałem – mruknął Mój Ojciec.
Ale jak dochodziłam do lady, to znowu byłeś – ciągnęła Moja Matka pogodnie – i ekspedientka dała nam jakiś okropny kawałek wołowiny…
– I ty powiedziałaś, czy mogłaby pani mi dać mniej zielony?
– A ona powiedziała: jakby pani wisiała tak na haku od rana, to by też pani była zielona!
Mój Ojciec i Moja Matka uśmiechnęli się do siebie, a ciocia Hanka trąciła mnie pod stołem.
Dżudi – szepnęła – z tej mąki będzie jeszcze chleb… – I łyknęła zawartość kieliszka.
Przecież mogłaś nie kupować, ciociu – powiedziała Nieletnia. – A ekspedientka byłaby zwolniona, gdybyś zachowała się bardziej asertywnie.
– 1 mogłaś iść do konkurencji – dodał Nieletni.
Po jedenastej Grzesiek odwiózł do domu swoje Nieletnie. Wracając, ma wstąpić na stację benzynową po piwo. Moja Mama i Mój Ojciec wrócili do domu ostatnią kolejką, Ojciec ofiarował się odprowadzić Mamę, bo sama boi się chodzić po nocy. Tosia wzięła wieżę na górę. Eksio jej to próbuje podłączyć. Siedzę z Agnieszką w kuchni, szybko pozmywałyśmy, otworzyłam butelkę wina, ciocia przemknęła się z łazienki do pokoju, a Agnieszka spojrzała na mnie i powiedziała:
– A pamiętasz?
Uśmiechnęłam się, słowo „pamiętasz” wyciąga z zakamarków mózgu miliony rzeczy, które na co dzień są całkiem nieprzydatne, a jeśli zaczynasz o nich mówić, nabierają barw, ożywają, mienią się i pachną. Nagle kuchnia zaludniła się osobami, które pamiętałyśmy, i zdarzeniami sprzed lat. Naszymi wspólnymi wyjazdami, kiedy jeszcze Ten od Joli, był Tym ode Mnie, naszymi małymi dziećmi, malutką Tosią, potem Nieletnią, potem Piotrusiem. Agnieszka jest świadkiem mojego życia, nie tylko teraźniejszego, ale również przeszłego.
– Pamiętasz, jak wysiadł nam samochód tej cholernej zimy? – powiedziała Agnieszka i uśmiechała się do mnie ciepło.
I wróciłam na Krakowskie Przedmieście, styczeń, piętnaście lat temu… Cała Warszawa skuta mrozem, śnieg, biało i czyściutko, ich stary jugo wysiadł na amen, wydzwonili nas w nocy z jakiejś budki telefonicznej, wsiedliśmy w samochód, zostawiając Tosię pod opieką moich rodziców. Ulice puste, druga w nocy, śnieg jak z Disneya, wycieraczki nie nadążały zbierać z zamarzniętych szyb. Chłopcy mocowali się z hakiem dość długo, było tak zimno, że siedziałyśmy z Agnieszką w samochodzie i śmieszyło nas to do łez. Jak się uporali z doczepieniem linki holowniczej, oba samochody wyglądały jak japońskie rzeźby ze śniegu.
Ja z Tym od Joli weszliśmy do samochodu i wolno ruszyliśmy, samochód Grześków potoczył się za nami z nieprzyjemnym stukaniem.
Jakim stukaniem? – Ten od Joli stał już od dłuższego czasu w drzwiach, nawet nie zauważyłam. Obejmował ramieniem Tosię. – To nie było stukanie, to był łomot…
Który po paru chwilach zresztą umilkł – dodałam.
No jasne! – Grzesiek postawił na stole piwa i otrzepał buty ze śniegu oczywiście na środku kuchni. – Najpierw każe nam oczyścić szyby, a potem po prostu rusza! Waliłem ci łapą w dach, żebyś się zatrzymał!
Wybuchamy wszyscy śmiechem, Tosia patrzy na nas zupełnie nieświadoma tego, co nas tak rozbawiło.
Nie wsiedliście do samochodu! – Ten od Joli śmieje się głośno, ciocia na pewno nie zaśnie. – Ciągnąłem, cholera, pusty samochód!
Jak zahamowałeś na światłach, to cię wyprzedzili, pamiętasz?
Dobrze, że nikogo nie było, obróciło nas w poprzek, pamiętasz?
A ty wyszedłeś wściekły, pobiegłeś do nich, otwierasz samochód…
– A samochód pusty!!!
Grzesiek klepie się rękami po bokach, ja parskam, bo mina Tego od Joli utkwiła mi w pamięci na zawsze. W życiu nie widziałam kogoś tak zdumionego.
A myśmy cały czas biegli za wami. – Agnieszka zakrywa dłonią usta, żeby nie obudzić cioci. – A tego, co Grzesiek o tobie – patrzy na Tego od Joli – mówił, to ci nigdy nie powtórzę!
Najwyższy czas, żebyś się w końcu dowiedział. – Grzesiek otwiera piwo i podaje Temu od Joli.
"Ja wam pokażę!" отзывы
Отзывы читателей о книге "Ja wam pokażę!". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Ja wam pokażę!" друзьям в соцсетях.