Oskarżając się o tchórzostwo, weszła na górę do swojego pokoju, na wpół zdecydowana, by nazajutrz nigdzie nie iść, skoro i tak pewnie pracy nie dostanie.

Oczywiście poszła. W jakimś sensie było to kwestią honoru. Skoro już się umówiła, należało stawić się na rozmowę.

Ubrana w jeden ze swych eleganckich kostiumów do biura, wyszła z domu o dziesiątej rano. Piętnaście minut szła spacerem do stacji, czekała na peronie dziesięć minut, po czym wsiadła do pociągu, którym po dziesięciu minutach dojechała do następnej stacji, Pinwich.

Zakłady Porcelany Zappellego znajdowały się o dalsze dziesięć minut spacerem od centrum. Miała mnóstwo czasu.

Przybyła na miejsce pięć minut wcześniej i czekała zaledwie kilka minut na spotkanie z Christopherem Nicksonem.

– Proszę mi wybaczyć, że musiała pani czekać, panno Talbot – przeprosił uprzejmie młody człowiek, który wprowadził ją do swojego gabinetu, wyraźnie zadowolony z tego, co widzi. – Czy jest pani w tej chwili zatrudniona? – spytał, gdy usiedli.

Elyn czuła się nieswojo przed tym spotkaniem, gdyż wiedziała, że jeśli podczas rozmowy ujawni, że ma coś wspólnego z Pillingerem, wszystko weźmie w łeb. Ale jak tego uniknąć?

– Pracowałam w zakładach Pillingera – zaczęła. – Pan Pillinger…

– Ach tak… Kilka osób pracujących u Pillingera przeniosło się do nas – przerwał z uśmiechem. – Ja sam przyjechałem z Devon w zeszłym miesiącu i pracuję tu dopiero od pierwszego grudnia.

Elyn odetchnęła z ulgą. Nazwisko Talbot było dość pospolite, a skoro nie pochodził stąd, to, rzecz jasna, nie mógł znać jej powiązań z Pillingerem. Nagle poczuła, że w równej mierze chce tej pracy, jak i jej potrzebuje.

Przeszedł do omawiania szczegółów, po czym zapytał, czy nadal jej to odpowiada i czy myśli, że podoła swym nowym obowiązkom.

– Tak – odpowiedziała, w istocie nie widząc nic trudnego w tym, co przedstawiał. Jej uzdolniony matematycznie umysł szykował się do podjęcia próby.

– Świetnie – uśmiechnął się i sięgnął po ołówek. – Czy mógłbym spytać, jakie ma pani kwalifikacje? To potrzebne tylko do akt… – Spojrzał na nią i urwał. – Czy coś się stało? – zapytał.

– Prawdę mówiąc, nie mam żadnych kwalifikacji – musiała wyznać Elyn. Nie chcąc jednak, by na tym skończyła się rozmowa, dodała szybko: – Ale zapewniam, że jestem biegła w rachunkowości. – Nie miała teraz czasu na fałszywą skromność. – Gdyby zechciał mnie pan poddać testowi albo czemuś w tym rodzaju, potrafię to udowodnić.

Gdy w jakiś czas potem wracała do Bovington, wiedziała, że Christopher Nickson był zachwycony wynikami testu. Obiecał, iż się z nią skontaktuje. Wciąż nie oznaczało to jednak, że Elyn otrzyma tę pracę.

Z tego właśnie powodu, a zarazem przekonana, że jeśli znajdą kandydata z papierkowymi kwalifikacjami, będzie się musiała pożegnać ze swym nowym zajęciem, postanowiła niczego nie mówić rodzinie. Po co miała denerwować ich niepotrzebnie?

Siedziała przy telefonie przez dwa najbliższe dni. Spodziewała się, że a nuż ktoś zadzwoni, przedstawiając się: Tu Zakłady Porcelany Zappellego, i wówczas chciała być tą, która podniesie słuchawkę.

Czekała także i trzeciego dnia, chociaż jej nadzieje zaczęły słabnąć. Ale gdy Samuel wkroczył do jadalni, przerzucając poranną korespondencję, którą zabrał z holu, nieoczekiwanie uświadomiła sobie, że nie otrzyma już telefonu z Zakładów Zappellego. Bo oto ojczym stanął nagle jak wryty, wpatrując się w kopertę, którą trzymał w ręce.

– Co ty, u diabła, masz wspólnego z Zappellim?

O Boże! – pomyślała, czując, jak kurczy się jej żołądek. Ojczym rzucił jej kopertę. Dostrzegła, że widnieje na niej nadruk: Zakłady Porcelany Zappellego. To nie przyszło jej do głowy.

– Ja… umm… – odkaszlnęła – ja tam… złożyłam podanie o pracę.

– Co zrobiłaś?!

– Pewnie jej nie dostanę – broniła się niezręcznie.

– No wiesz, Elyn! – wybuchła jej matka.

– To się nazywa lojalność – mruczał pod nosem Guy.

I tak, z wyjątkiem Loraine, której jeszcze nie było, cała rodzina przystąpiła do ataku. Spodziewała się awantury i przez kilka chwil znosiła spokojnie kolejne napaści. W końcu jednak nie wytrzymała.

– Dobrze ci mówić, mamo – przerwała swej rodzicielce w połowie monologu na temat niewdzięcznej córki. – Przykro mi, że musiałam tak postąpić, ale nie możemy ciągle czekać, aż coś się odmieni. Ktoś musi zapłacić rachunki, a ja nie potrafię siedzieć bezczynnie, patrząc, jak rosną nasze długi. Wiem, że nie darzycie sympatią Zappellego, ale jego pieniądze są godziwe, a płaci sporo. Ponadto – dodała szybko, gdyż wydawało się jej, że ojczym wybuchnie lada chwila – jak powiedziałam, prawdopodobnie nie dostanę tej pracy.

– Może więc zechcesz przeczytać ten list i poinformować nas, czy mamy już oklaskiwać dobrą nowinę? – parsknęła sarkastycznie Ann Pillinger.

Elyn niechętnie rozdarła kopertę. Właśnie wtedy uświadomiła sobie ponownie, jak bardzo zależy jej na tej pracy. Ale z chwilą, gdy rozłożyła kartkę papieru i przeczytawszy ją, dowiedziała się, że otrzymała posadę, nie odczuła takiej radości, jakiej doświadczyłaby wcześniej.

– Zaczynam drugiego stycznia – oznajmiła beznamiętnie.

Ojczym całkowicie to zignorował.

– Czy mogę prosić o grzanki? – zwrócił się do żony.

Elyn kochała rodzinę, ale sapiąc z wściekłości wybiegła piętnaście minut później z domu, w którym panowała grobowa atmosfera. Można było pomyśleć, że popełniła niewybaczalny grzech!

Nie, wcale się nie zdziwiła, gdy wracając po godzinie spostrzegła, że kotary są zasunięte, a dom wydaje się pogrążony w żałobie.

Ojczym właśnie wychodził i ku jej rozpaczy zachował się tak, jakby chciał ją minąć bez słowa, całkowicie zignorować.

– Wciąż nie możesz mi wybaczyć? – wyrzuciła z siebie.

Zatrzymał się, chwilę stał w milczeniu, a potem spojrzał jej prosto w oczy. Wytrzymała jego spojrzenie bez zmrużenia powiek.

– Czy chcesz przyjąć tę pracę? – zapytał.

– Tak – odpowiedziała spokojnie. – Chcę.

Czekała, spodziewając się, że usłyszy coś nieprzyjemnego, ale mimo wszystko nie miała prawa się poddać. W jego oczach mogło to być zbrodnią, jednakże rozpaczliwie potrzebowali pieniędzy. Tymczasem mruknął tylko szorstko:

– Cóż miałbym ci wybaczać? Wiem, że masz najlepsze intencje.

– Och, Sam! – wykrzyknęła i uściskała go. A gdy i on ją uścisnął, poczuła się o wiele lepiej.


Święta minęły spokojnie. Nawet matka przestała być lodowata, ale jej przyrodni brat wciąż miał do niej żal. Twierdził z goryczą, że zatrudniła się w firmie, odgrywającej znaczną rolę w upadku przedsiębiorstwa, które pewnego dnia miało do niego należeć.

Pierwszy dzień stycznia Elyn spędziła na przygotowywaniu się do nowej pracy. Nazajutrz rano, przy śniadaniu, nikt z domowników nie życzył jej powodzenia, i nie spodziewała się tego. Ale gdy podniosła się od stołu, ku swemu radosnemu zaskoczeniu usłyszała, że matka chce odwieźć ją na dworzec.

– Dziękuję – zgodziła się chemie, pragnąc położyć kres zimnej wojnie.

Poczuła się jeszcze lepiej, gdy na dworcu, zanim wysiadła z samochodu, matka, która ostatnio nie okazywała jej wiele serdeczności, nachyliła się i pocałowała ją w policzek. Elyn wiedziała, że nie był to pocałunek pożegnalny, lecz pocałunek wybaczenia.

W pogodnym nastroju ruszyła w stronę Zakładów Zappellego.

Personel działu, którym miała kierować, składał się z dwu osób mniej więcej w jej wieku. Diana Kerr była miłą dziewczyną o pospolitym wyglądzie, natomiast szczupły, młody mężczyzna, Neil Jennings, okazał się miłośnikiem speleologii.

Elyn, przyzwyczajona do dźwigania ciężaru odpowiedzialności, bez trudu wcieliła się w rolę kierownika działu i w krótkim czasie wszyscy troje harmonijnie zaczęli z sobą współpracować.

Kiedy około jedenastej tegoż ranka zadzwonił telefon na jej biurku, Elyn automatycznie wyciągnęła rękę, nie odrywając oczu od leżących przed nią zestawień. Miała wrażenie, że pracuje tu od dawna.

– Elyn, tu Chris. Chris Nickson – rozległ się głos w słuchawce. – Jak się aklimatyzujesz?

– Już się zaaklimatyzowałam – uśmiechnęła się. – Chyba mogę tak powiedzieć.

– Świetnie. Za jakieś dziesięć minut będę wolny. Myślę, że powinienem oprowadzić cię po zakładzie. Co ty na to?

– Bardzo chętnie – odpowiedziała Zgodnie z zapowiedzią po dziesięciu minutach pojawił się Chris, by przedstawić ją szefom innych działów. Elyn spodziewała się, że trafi na kilku dawnych pracowników Pillingera. Okazało się jednak, iż znaczna część pracowników wzięła urlopy w zamian za nadgodziny przepracowane wcześniej w związku z realizacją pilnego zamówienia.

Elyn uśmiechnęła się do siebie. Nie pamiętała już, kiedy zakłady Pillingera otrzymały jakieś pilne zamówienie. Ale, z chwilą gdy weszli do pracowni projektowej, nagle przestała się nad tym zastanawiać. Zobaczyła kogoś, kogo dobrze znała. Był to Hugh Burrell. Nie odezwał się ani słowem. W jego chytrym, cynicznym, zimnym spojrzeniu dostrzegła dawną niechęć. Postanowiła szerokim łukiem omijać pracownię projektową.

Po miesiącu pracy stwierdziła jednak, że to jedyny przykry incydent, jaki ją spotkał w Zakładach Porcelany Zappellego.

Chris Nickson kilkakrotnie zapraszał ją na kolację, co wiązało się zawsze z koniecznością przyjazdów do jej domu. Lubiła Chrisa, ale czuła się zakłopotana, przedstawiając go członkom swojej rodziny. Obawiała się, że ktoś mógłby powiedzieć coś uwłaczającego pod adresem fumy, w której pracował.


Pierwszego lutego udała się do pracy elegancka, jak wycięta z żurnala, lecz wewnętrznie rozbita. Loraine znów padła ofiarą jakiegoś tandetnego podrywacza. Przez pół nocy zanosiła się łkaniami, a Elyn próbowała ją uspokajać. Daleka od chęci poznawania czarujących dżentelmenów, ruszyła rano do biura, w nadziei, że praca bez reszty zaabsorbuje jej umysł.

Trudno byłoby powiedzieć, że poznała Zappellego. Po prostu na niego wpadła, gdy wychodził drzwiami, w które właśnie wchodziła. Zachwiała się, lecz, zanim zdążyła utracić równowagę, w ułamku sekundy poczuła, że podtrzymuje ją para silnych rąk.