– Fatalnie – odparła zachrypniętym głosem.

– Plajtujemy?

– Obawiam się, że tak – potwierdziła z rozpaczą, sięgając po aktówkę, by wyjąć zestawienia, które sprawdzała tylokrotnie, iż znała niemal na pamięć każdą cyfrę. – Pragnęłabym, by sprawy przedstawiały się inaczej, ale moje życzenia nie zmienią faktu, że nie mamy funduszów na wypłaty dla pracowników, nie mówiąc już o innych zobowiązaniach.

– To niemożliwe! – wykrzyknął Guy.

– Elyn na pewno się nie myli – stwierdził jego ojciec. – Przedstaw mi bilans, kochanie.

Minęło pół godziny. Stopniowo ogarniało ich coraz większe przygnębienie. W końcu jednak wszyscy, łącznie z matką Elyn, uznali, że bez względu na to, co się stanie, personel zakładów musi otrzymać należne pensje.

– Jutro wszyscy będą już wiedzieć o bankructwie Huttona. Takich rzeczy niepodobna ukryć – powiedział Sam. – Ale do tej pory nikt nie wie, jak wysokiego udzieliliśmy im kredytu ani jak dalece ich bankructwo uderza w nas. Guy, musisz jutro udać się do pracy, jak gdyby nic się nie stało, a ja z Elyn wyruszymy do banków i adwokatów szukać wyjścia z sytuacji, w której się znajdujemy.

Do tej pory Ann Pillinger przysłuchiwała się rozmowie w milczeniu. Elyn była zaskoczona jej gwałtownym wybuchem:

– To sprawka tego przeklętego włoskiego intruza! Gdyby ten Zappelli nie wepchnął się tu i nie wykupił Gradburna, nigdy by nas to nie spotkało!

Wrodzone Elyn poczucie sprawiedliwości doszło wówczas do głosu. I choć nie żywiła cienia sympatii dla tego kontynentalnego bawidamka, miała pewność, że nigdzie się nie wpychał. O ile słyszała, nikt inny nie reflektował na zakłady Gradburna, a właściciele firmy skwapliwie skorzystali z tej oferty.

Zanim jednak zdołała coś powiedzieć, Samuel Pillinger już wtórował żonie:

– Masz rację, moja droga! Przeklęty intruz – mruczał z przekonaniem.

– Ależ… – Elyn znów nie zdołała wykrztusić słowa, gdyż do chóru dołączył się jej brat.

– I zabrał nam najlepszych pracowników! – oskarżał zaciekle.

– I najlepszych klientów… – dodał Samuel.

Przez następne dziesięć minut, podczas gdy Elyn milczała, wszyscy prześcigali się w oskarżeniach pod adresem Maximiliana Zappellego.

Późnym wieczorem, gdy leżała w łóżku, nawiedziło ją coś w rodzaju poczucia winy z tego powodu, że w imię uczciwości nie podjęła obrony tego człowieka. Natychmiast jednak się otrząsnęła. Bronić go? Do licha! Jej rodzina ma rację! – pomyślała, uświadamiając sobie ich straszne położenie. Czemu miałaby bronić tego włoskiego intruza!


Nazajutrz rano zupełnie zapomniała o Maximilianie Zappellim. Pan Eldred, dyrektor banku, wiedział już o bankructwie Huttona i bynajmniej nie był zachwycony wystąpieniem Pillingera o pożyczkę.

– Jak więc mam opłacić personel? Niech mi pan powie – naciskał Samuel.

– Ma pan na to trzy tygodnie. Sugerowałbym, by zechciał się pan przyjrzeć portfelowi swoich akcji – doradził Eldred.

– Mam sprzedać akcje?

Gdy wychodzili, Samuel mruczał, że przez lata przysparzali temu bankowi obrotów, a teraz, gdy znaleźli się w trudnej sytuacji…

Będąc człowiekiem honoru, uznał, że płace mają bezwzględne pierwszeństwo i wydał polecenie sprzedaży akcji. W tydzień później sytuacja uległa jednak dalszemu pogorszeniu. Liczni dostawcy Huttona, po przykrym doświadczeniu z bankructwem jego zakładów, zaczęli domagać się od Pillingera natychmiastowego zwrotu zaciągniętych przez niego kredytów, grożąc mu wstrzymaniem dalszych dostaw.

Wyrok na firmę zapadł. Samuel musiał pogodzić się z klęską. Przegrał jednak z godnością. W ostatni dzień października zakłady zostały zamknięte. Za cenę sprzedaży niemal wszystkich środków trwałych zdołano uniknąć bankructwa i spłacono należności.

– Tak mi przykro… – Elyn stała obok ojczyma i Guya, żegnając kolejno wszystkich pracowników.

– I co teraz, tato? – spytał Guy.

Elyn nurtowało to samo pytanie, ale odpowiedź Sama całkowicie ją zaskoczyła.

– Trochę odpoczniemy i chyba zaczniemy od nowa – oznajmił.

– Od nowa?! – wykrzyknęła. – Sam, przecież nie mamy ani grosza! Nie mamy nawet na życie… – urwała.

Wiedziała, że przy swoim artystycznym usposobieniu ani jej ojczym, ani Guy nie są w stanie trzeźwo ocenić sytuacji.

Spróbowała inaczej.

– Myślałam, że po sprzedaży całego ruchomego wyposażenia, moglibyśmy wystawić na sprzedaż piece, budynki…

– Co takiego?! – wykrzyknął Sam. – Wystawić na sprzedaż?! Żeby wykupił je ten Włoch?! Nigdy!

Elyn wiedziała, że Maximilian Zappelli wcale nie jest zainteresowany budynkami, w których mieściły się Zakłady Pillingera. Nie chcąc wszakże drażnić Sama – ten dzień był dla niego i tak wystarczająco trudny – milczała, podczas gdy on ciągnął dalej:

– To mój ojciec założył te zakłady! Zobaczysz, że na nowo je uruchomię!

Przerwał, gdyż w polu widzenia pojawił się Hugh Burrell. Sam wyciągnął rękę, gotów wygłosić grzecznościową formułę. Tymczasem Burrell zignorował ten gest, udając, że nie dostrzega ani jego, ani Guya. Stanął przed Elyn, wbijając w nią swoje fałszywe spojrzenie.

– Dziękuję za świąteczny prezent! – rzucił z wściekłością.

W tej chwili Elyn zdała sobie sprawę, że ten człowiek żywi do niej mściwą niechęć i głęboką urazę. Z ulgą pomyślała, że nigdy więcej nie będzie musiała go widywać.

Na koniec tego smutnego dnia zamknęli budynek zakładów i wrócili do domu. Jechali osobno, każdy własnym samochodem, ale dotarli na miejsce równocześnie.

– Więc było aż tak źle? – Elyn słyszała łagodny głos matki witającej Samuela.

Była dumna, że w odróżnieniu od Loraine, jej matka wykazywała dużo większe zrozumienie sytuacji, niż świadczyłaby jej początkowa reakcja.

– Zrób mi mocnego drinka – usłyszała odpowiedź ojczyma.

Zobaczyła również, że do holu zeszła Loraine, która w grobowym nastroju przyjęła wiadomość, że pierwszego nie odbierze z banku otrzymywanej dotąd kwoty.

– Tato, rozpaczliwie potrzebuję odrobiny pieniędzy – oznajmiła dramatycznym tonem.

W tym momencie łagodny głos Ann Pillinger uległ gwałtownej zmianie.

– A więc poszukaj sobie jakiejś pracy! – warknęła.

– Tato! – jęczała Loraine, ale, zapewne po raz pierwszy w życiu, Sam jej nie słyszał i razem z żoną skierował się do salonu.

W odróżnieniu od swojej przybranej siostry Elyn dawno już myślała o znalezieniu sobie pracy. Przeglądała wszystkie gazety, ale w okolicy brakowało przyzwoicie płatnych ofert. Dostrzegła kilka odpowiadających jej ogłoszeń pracy w Londynie, ale skoro miała łożyć na utrzymanie domu, nie mogła pracować w innym mieście, gdzie połowę jej dochodów pochłonęłyby koszty utrzymania i wynajmu mieszkania.

W Bovington i w Pinwich nie widziała możliwości pracy w administracji, a tylko w tej dziedzinie miała znakomite kwalifikacje.

Nikt z całej rodziny nie śmiał do tej pory wyznać Madge Munslow, że nie mogą dłużej jej zatrudniać. W miarę, jak zbliżał się koniec listopada i napływały coraz to nowe rachunki, a także nadchodził dzień wypłaty dla Madge, Elyn zaczęła ogarniać prawdziwa rozpacz.

Nikt z pozostałych członków rodziny nie rozglądał się za pracą. Guy dzielił z ojcem nadzieję, że coś może się wydarzyć, Loraine snuła się po pokojach przejęta kolejnym zawodem miłosnym, a matka Elyn przyłączyła się do towarzystwa oczekujących na jakiś cud. Elyn zaczynało to już naprawdę irytować. Pewnego popołudnia poszła sprzedać samochód.

– Na Boga! Dlaczego to zrobiłaś? – dziwili się wszyscy przy kolacji, gdy oznajmiła im o tym.

– Ponieważ za kilka dni trzeba zapłacić Madge, a ponadto są inne, bieżące rachunki, które też należy uregulować – odparła.

– Nie prosiłem cię, żebyś sprzedała samochód – oświadczył dumnie Sam, a Elyn zrobiło się przykro, że zraniła jego męską ambicję.

– Wiem, Sam – zapewniła go łagodnie. – Ja też cię nie prosiłam, żebyś kupił mi ten samochód na moje osiemnaste urodziny. A jednak to zrobiłeś. W każdym razie – dokończyła weselszym tonem – jestem pewna, że gdy tylko znów staniesz na nogi, zaraz mi go odkupisz.

Tym razem udało się zażegnać wzajemne żale, ale gdy nadszedł grudzień, Elyn znów ogarnęła rozpacz. Dostała za samochód wysoką cenę, ale były to jedyne pieniądze przeznaczone na utrzymanie całego domu, toteż rozpływały się w błyskawicznym tempie.

Nazajutrz, przeglądając gazetę, dostrzegła nowe ogłoszenie. W bliskim sąsiedztwie oferowano dobrze płatną pracę. Chodziło o prowadzenie działu statystyki. Elyn zatrzymała wzrok przy tej ofercie, po czym szybko przeszła do następnych. Nie znalazła jednak niczego, co byłoby równie interesujące i równie atrakcyjne finansowo. Raz jeszcze przeczytała tamto ogłoszenie.

Znakomicie płatne! Z przejęcia przygryzła dolną wargę – przecież pieniądze były im gwałtownie potrzebne. A w tym domu nikt ich nie przysparzał.

Przecież ja się nie znam na statystyce! – studziła swoje zapały. Bzdura, odpowiadał twardo jej wewnętrzny głos. Skoro potrafisz sporządzać bilanse, możesz nauczyć się statystyki!

W bojowym nastroju złapała słuchawkę i szybko wykręciła numer.

– Dzień dobry. Zakłady Porcelany Zappellego – usłyszała. Zdawało jej się, że te słowa niosą się po całym domu.

Z uczuciem podłego zdrajcy Elyn zdławiła w sobie wszelkie emocje. Potrzebowali pieniędzy! Na miłość boską, wykrztuś to!

– Dzień dobry, poproszę z kadrami – powiedziała.

Natychmiast dostała połączenie, w chwilę później odbyła rozmowę i teraz siedziała wpatrzona w odłożoną na widełki słuchawkę. Jutro o jedenastej miała zgłosić się do Zakładów Zappellego!

Podczas kolacji chciała powiadomić o swoich zamiarach rodzinę. Parokrotnie otwierała nawet w tym celu usta, ale za każdym razem zawodziła ją odwaga. Wiedziała, że nie puszczą jej tego płazem. Jednocześnie liczyła się z tym, że ze względu na brak udokumentowanego wykształcenia nie otrzyma tej posady. W końcu uznała, że nie ma powodu, by mówić o tym przedwcześnie.