Nowa pani Pillinger przestała pracować, nie widziała jednak powodów, by rezygnować z usług Madge Munslow, toteż wkrótce życie w Grange ułożyło się przyjemnie i wygodnie.

Elyn polubiła zarówno swoją przyrodnią siostrę, Loraine, jak i przyrodniego brata, Guya. Darzyła również sympatią panią Munslow. Najwięcej czasu spędzała jednak w towarzystwie Guya, który był spokojnym, nieśmiałym chłopcem. Loraine natomiast przedkładała męskie towarzystwo nad parę piętnastolatków.

W ciągu tego roku Elyn przywiązała się do swojej nowej rodziny. Jej ojczym okazał się porządnym człowiekiem, który niewiele mówił, wierzył w uczciwą pracę i, ku wielkiej uldze Elyn, był wierny żonie.

Stosunek Samuela do pracy nie wpływał wszakże na jego stosunek do Loraine, którą wyraźnie faworyzował i która potrafiła okręcić go sobie wokół małego palca. W wieku szesnastu lat Loraine uznała, że ma już dość szkoły, więc ją porzuciła. Oświadczyła również, że nie zamierza pracować ani robić kariery zawodowej, i – korzystając z hojnych dotacji ojca – nie czyniła w tym kierunku najmniejszych wysiłków.

W przypadku Guya i Elyn sprawy wyglądały nieco inaczej. Gdy w wieku szesnastu lat zaczęli zastanawiać się nad swoim dalszym wykształceniem, Samuel Pillinger uznał, że czas najwyższy, by przestali zajmować się zbędną edukacją i rozpoczęli praktykę w branży ceramicznej.

– Mamy podjąć pracę w zakładach? – spytał Guy.

– Czemu nie? – odparł jego ojciec. – Pewnego dnia będą należeć do ciebie i do Loraine. Elyn również otrzyma swoją część – uśmiechnął się w jej stronę. – A teraz radziłbym, żebyście popracowali przez pewien czas na każdym z oddziałów i…

Rozmowa ta miała miejsce sześć lat temu, przypomniała sobie Elyn, patrząc na zegarek. W tej samej chwili uświadomiła sobie, że powinna wracać. Być może ojczym z matką wrócili już do hotelu i próbują się z nią połączyć.

Były to lata na ogół szczęśliwe. Zarówno Guy, jak i ona, spędzili po sześć miesięcy na każdym z oddziałów, począwszy od szatni, poprzez odlewnię, pracownię modelowania, wypalania i dział zdobnictwa. Oboje praktykowali również w administracji przedsiębiorstwa. Elyn wykazała niezwykłą pojętność w zakresie księgowości i właśnie w tej dziedzinie osiągała najlepsze rezultaty.

– Jesteś nadzwyczajna! – wykrzyknął ojczym, gdy w krótkim czasie uzupełniła zaległości w poufnych zestawieniach rachunkowych. Od tamtej pory powierzył jej nadzór nad wszystkimi tajnymi ogniwami zarządzania, skłaniając jednocześnie do poznania kolejnych szczebli pracy w administracji. Sam natomiast zaczął spędzać większość czasu w swojej ukochanej pracowni projektowej, gdzie uczył syna tego wszystkiego, co umiał.

Stopniowo, rok po roku, w miarę jak inni pracownicy odchodzili na emeryturę lub zmieniali pracę, dzięki pełnemu ofiarności wysiłkowi, Elyn dotarła do szczytu kariery administracyjnej.

Pewnego ranka uświadomiła sobie z zaskoczeniem, że w wieku dwudziestu jeden lat skupia w swoich rękach wszystkie ogniwa administracyjne firmy.

Dziś wchodziła na teren Zakładów Pillingera ze świadomością, że jeśli jej wyliczenia są słuszne, to lada chwila nie będzie miała już czym zarządzać.

Zrezygnowała z poszukiwań Guya. Rzadko pojawiała się w pracowni projektowej, wzbudziłaby więc zaciekawienie swą obecnością. A gdyby ktokolwiek podsłuchał, że Zakłady Huttona, ich głównego odbiorcy, ogłaszają bankructwo, ona sama zaś gwałtownie poszukuje syna właściciela fumy, plotka jak ogień mogłaby się rozprzestrzenić od wydziału do wydziału, dając początek szkodliwym spekulacjom.

Po powrocie do swego gabinetu od razu chwyciła za słuchawkę.

– Były do mnie jakieś telefony, Rachel? – spytała sekretarkę.

– Nie, nikt nie dzwonił.

– Połącz mnie z miastem – poprosiła, jak gdyby właśnie przypomniała sobie, że ma gdzieś zatelefonować.

W minutę później pytała hotelową telefonistkę, czy państwo Pillinger wrócili do hotelu.

– Chwileczkę – odparł uprzejmy głos.

Elyn czekała. Trwało to jakiś czas. Dopiero na dźwięk głosu ojczyma, zdała sobie sprawę, że jest bliska płaczu.

– Sam, to ja, Elyn.

– Jak się masz, kochanie. Właśnie dostałem twoją wiadomość. Masz szczęście, że nas złapałaś. Wróciliśmy tylko dlatego, że twoja mama chce zmienić pantofelki i…

– Sam, posłuchaj, to pilne – przerwała mu Elyn. Trudno było jej wykrzesać współczucie dla udręczonych zwiedzaniem stóp rodzicielki.

– Co takiego?

Głęboko wciągnęła powietrze i chód wiedziała, że teraz nikt nie może jej podsłuchiwać, zakomunikowała krótko:

– Rano dzwonił do mnie Keith Ipsley… – Przerwała, by ponownie zaczerpnąć powietrza. – Hutton zwija interes.

– To znaczy, że bankrutuje?

– Tak – odparła najspokojniej, jak umiała.

– Ale… przecież oczekujemy od nich czeku! Wielkie nieba! Są nam winni tysiące funtów!

– Wiem. Natychmiast tam zatelefonowałam. Niestety, Sam – ciągnęła niechętnie – weszli już likwidatorzy. Będziemy mieli szczęście, jeśli dostaniemy choć dziesięć pensów z każdego funta, który nam się należy, i jeden Bóg wie, kiedy to nastąpi.

Parę sekund milczał.

– Zaraz wracamy do domu – powiedział głosem pozbawionym wyrazu. – Chcesz rozmawiać z Ann? – spytał.

– Nie, teraz nie – odparła łagodnie Elyn. Pożegnała się i odłożyła słuchawkę.

Przy całej miłości do matki nie mogła się zdobyć na czczą gadaninę. Sprawy w Bovington przedstawiały się zbyt poważnie.

Przez następnych kilka godzin Elyn usiłowała zająć się pracą, ale pytanie, jak bankructwo Huttona wpłynie na losy ich fumy, nie dawało jej spokoju. Część należnej im sumy mieli otrzymać jeszcze w tym tygodniu i były to pieniądze pilnie potrzebne. Dyrektor administracyjny Zakładów Huttona, Keith Ipsley, czuł się osobiście odpowiedzialny za to, że nie może zwrócić długu, i miał przynajmniej tyle przyzwoitości, by poinformować ją o tym.

Trudno było go obwiniać za bankructwo firmy. Podobnie jak inni pracownicy Zakładów Huttona, znalazł się na bruku, choć do wczoraj zarządzał tą renomowaną firmą.

Pakując dokumenty do aktówki, uświadomiła sobie, że jeśli ojczym nie wymyśli jakiegoś cudownego rozwiązania, zarówno ona, jak i reszta załogi Pillingera znajdą się w tej samej sytuacji. Nie wiedziała, jak teraz spojrzy w oczy herbaciarce, nie mówiąc już o innych pracownikach.

Kiedy wróciła do domu, na podjeździe nie było żadnego samochodu. Ojczym i matka jeszcze nie przyjechali. Weszła do kuchni, gdzie potężna kobieta o matczynym wyglądzie stała przy stolnicy z rękoma po łokcie białymi od mąki.

– O tej porze w domu? – Madge Munslow spojrzała zdziwiona, obdarzając córkę chlebodawcy ciepłym uśmiechem.

– Wagaruję – uśmiechnęła się w odpowiedzi Elyn, uświadamiając sobie jednocześnie, że zapewne niebawem nie będzie ich już stać na gospodynię. O Boże! Madge przekroczyła sześćdziesiątkę i w tym domu miała jeszcze jedną osobę do pomocy. Kto ją teraz zatrudni? – Mama i pan Pillinger wracają dziś, nie jutro, jak planowali – rzuciła w pośpiechu.

– Dobrze, że ktoś wpadł na to, żeby mi choć wspomnieć o dwu dodatkowych kolacjach! – burczała dobrodusznie Madge. – Napijesz się herbaty?

Elyn poczuła nagle, że nie może spojrzeć jej w oczy. Szybko się odwróciła i machając aktówką, powiedziała:

– Dziękuję. Mam mnóstwo papierkowej roboty.

Gdy znalazła się w swoim pokoju, szybko zmieniła elegancki kostium na spodnie, bluzkę i sweter. Nie potrafiła jednak skupić się na niczym. Stanęła w oknie. Dom położony był na rozległym terenie prywatnym, nie widziała jednak ani starannie utrzymanych trawników, ani alei wysadzanej pięknymi drzewami. Wpatrywała się nieruchomo w drogę, oczekując na powrót ojczyma.

Tymczasem pojawił się Guy. Szybko zbiegła po schodach.

– Cóż to, jesteś pierwsza? To niezwykłe! – zauważył przyjaźnie, gdy ją zobaczył.

– Jak dentysta? – przypomniała sobie w ostatniej chwili.

– Czyste barbarzyństwo. Wyglądasz na zmartwioną – powiedział, podchodząc bliżej. – Co się stało?

– Do Huttonów wkroczył likwidator.

– Nie!

– Nie ma wątpliwości.

– A niech to… – wykrztusił. – Co to oznacza dla nas?

– Nic dobrego – odparła ponuro. – Czy wychodzisz wieczorem?

– Miałem zamiar, ale…

– Rozmawiałam z Samem. Wracają dzisiaj.

– Musi być źle, skoro staruszek przerywa wakacje – zaopiniował Guy.

– Zostaniesz? To… może dotyczyć cię bardziej niż pozostałych. – Elyn dostrzegła, że Guy nagle spoważniał, jak gdyby dopiero teraz uświadomił sobie, że zakłady ceramiki artystycznej, które miały pewnego dnia stać się jego własnością, mogą już nigdy do niego nie należeć.

– Tak, lepiej zostanę – zgodził się gorliwie.

Oboje z Guyem byli na dole, gdy godzinę później otworzyły się ciężkie drzwi frontowe i stanęli w nich Ann i Samuel Pillingerowie.

– Poproś Madge, by za dziesięć minut podała herbatę do salonu – powiedział Samuel, po czym wraz z żoną weszli eleganckimi schodami na górę, by odświeżyć się po podróży.

– Przyjechali – oznajmiła Elyn, wchodząc do kuchni, ale przygotowała herbatę sama i ustawiła na tacy cztery filiżanki i talerzyki.

– I, jak widać, są spragnieni – dorzuciła Madge, a Elyn pomyślała, że nie wyobraża sobie tego domu bez niej.

Po piętnastu minutach wszyscy zebrali się w salonie. Elyn była przekonana, że matka również zejdzie, wiedząc, że ich stabilność finansowa jest poważnie zagrożona. Natomiast z ulgą przyjęła nieobecność Loraine, która bawiła w odwiedzinach u przyjaciół. Lubiła przyrodnią siostrę, ale wiedziała, że wiadomość o obniżeniu kwoty na jej osobiste wydatki spowodowałaby zapewne atak histerii, podczas gdy teraz należało zająć się sprawami dużo poważniejszymi.

– Sprawdziłem – zaczął Samuel Pillinger. – To prawda. Hutton przepadł. A z nim nasz kapitał.

Spojrzał ponownie na żonę, potem na syna, by w końcu zatrzymać wzrok na Elyn.

– Jak stoimy? – zwrócił się do niej spokojnie.