Pocałował ją, przypieczętowując obietnicę.

– Czemu więc wtedy nic nie powiedziałeś?

– Zamierzałem to zrobić, dlatego zaprosiłem cię na kolację. Ale ty się wycofałaś po konfrontacji z Lyndą.

– To dlatego byłeś zły, tak?

– Tak, i to na nas wszystkich. Na Lyndę, bo się wtrącała, na ciebie, bo dałaś się zastraszyć, i na siebie, bo nie umiałem wyprostować tej sytuacji. W dodatku cały czas myślałaś o Harrym, sama tak powiedziałaś. Postanowiłem o tobie zapomnieć. Ale trudno było, bo Sophie ciągle pytała, kiedy cię znowu zobaczy i przypominała, jak fajnie było na Krecie, kiedy byliśmy zaręczeni. Nie mogłem tego znieść, więc w końcu powiedziałem jej, że kochasz kogoś innego, co zamyka sprawę.

– Biedna Sophie – rzekła ze współczuciem Thea. Rhys żachnął się.

– Biedna Sophie wcale nie chciała o tym słuchać. Powtórzyła wszystko Clarze, która stwierdziła, że jesteśmy głupi, bo jakbyśmy byli mądrzy, to na Krecie zaręczylibyśmy się naprawdę.

Thea oparła głowę na jego ramieniu, a Rhys wtulił twarz w jej włosy.

– To przerażające, jak często ona ma rację…

– Co więcej, powiedziała Sophie, jak to Harry do ciebie wydzwaniał, a ty pogoniłaś mu kota, koniec cytatu. Oczywiście Sophie powtórzyła wszystko mnie i to mi dało do myślenia. A jeśli faktycznie wasze ostateczne zerwanie wcale cię nie obeszło, bo już go nie kochałaś?

– Pewnie, że nie – zamruczała, całując go w szyję. – Byłam bez reszty zajęta tobą.

Poczuła, jak Rhys się uśmiecha, uniosła głowę i znów zaczęli się całować.

– A co będzie z Sophie? – spytała po jakimś czasie Thea. – Nie chcę, żebyś czuł się rozdarty między nami.

– Najważniejsze, że ona nie będzie czuła się w żaden sposób rozdarta. Sama widziałaś, jak bardzo jej zależy na naszym ślubie. Będzie częścią naszego życia, przepada za tobą i wiem, że ty za nią też. A co do mojego ewentualnego rozdarcia… Bałem się, czy wiążąc się z tobą, w jakiś sposób jej nie zdradzę, ale odbyłem wczoraj na ten temat długą rozmowę z twoją siostrą, która powiedziała pewną bardzo mądrą rzecz.

– Mianowicie?

– Że najlepsze, co mogę zrobić dla córki, to dać jej przykład, że dwoje ludzi może stworzyć dobry, pełen miłości związek.

Kochana Nell, pomyślała z wdzięcznością Thea.

– Może faktycznie nie mamy zbyt wiele wspólnego – ciągnął Rhys. – Ty nie znasz się na skałach, a ja nie lubię chodzić na zakupy i opalać się, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym kochać kogoś innego i śmiać się z kimś innym. Czy trzeba czegoś jeszcze?

– Nie – oświadczyła z przekonaniem Thea, ponownie przyciągając go do siebie, spragniona kolejnego pocałunku.


Thea stała na środku sali bankietowej udekorowanej ozdobami świątecznymi, trzymając kieliszek z szampanem. Na kominku płonął ogień, tańczące płomienie rzucały ciepłe błyski na obrączkę Thei oraz na srebrne i złote bombki, zwisające z gałęzi ogromnej choinki. Cały hotel pięknie przystrojono na święta.

Dzieci, podekscytowane weselem i perspektywą otrzymania następnego dnia wymarzonych prezentów, szalały po całej sali. Thea ledwie zdążyła cofnąć się o krok, by na nią nie wpadły, bawiąc się w pociąg. Clara i Sophie oczywiście wodziły rej, obie ubrane w zielone sukienki, które lepiej oddawały ich żywiołowy charakter niż pastelowe odcienie, jakie zwyczajowo nosiły druhny. Thei marzyło się, by każda miała wpiętą we włosy pojedynczą różę, lecz dziewczynki uparły się przy małych diademach oferowanych przez sklep, w którym narzeczeni kupowali stroje dla siebie i druhen. Thea próbowała im wyperswadować ten pomysł, lecz musiała ulec, ponieważ nieustannie przypominały jej, że gdyby nie one, w ogóle nie doszłoby do żadnego ślubu!

Dla siebie wybrała garsonkę z kremowego jedwabiu, lecz na tym jej elegancja się kończyła, ponieważ włosy nie chciały poddać się fryzjerce i jak zwykle kręciły się po swojemu. Thea machnęła na to ręką. Była zbyt szczęśliwa, by przejmować się fryzurą.

Nagle wpadł na nią Damian – a może Hugo? – pędzący za pozostałymi dziećmi. Thea omal nie oblała się szampanem.

– Musimy zaprosić Kate – tłumaczyła Rhysowi, gdy rozsyłali zaproszenia. – Gdyby nie ona, nigdy nie wpadlibyśmy na ten cudowny pomysł, by wziąć ślub na Gwiazdkę.

Gdyby nie Kate, nigdy nie udawaliby zakochanych.

A gdyby nie udawali, to kto wie, czy Thea stałaby teraz z obrączką na palcu, patrząc, jak parę kroków dalej jej mąż rozmawia z jej ojcem.

– Zorganizowaliście wszystko w dwa miesiące? – wykrzyknęła ze zgrozą Kate, ledwie zdążyła złożyć im życzenia. – W dodatku znaleźliście wolną salę w samą Wigilię!

– Mieliśmy szczęście, ktoś odwołał rezerwację.

Kate była wyraźnie rozdarta między zadowoleniem, że kolejna para dotychczasowych singli wzięła ślub, a irytacją, że poradzili sobie bez jej pomocy. Przecież bez rad Kate nic nie miało szans się udać, pomyślała z rozbawieniem Thea.

– Z czego się śmiejesz? – zainteresował się Rhys, podchodząc do niej.

– Myślałam o tym, jakie mam szczęście.

– Zabawne, ja myślałem o tym samym, bo stoisz w znakomitym miejscu.

Zaskoczona, rozejrzała się dookoła, a potem, tknięta przeczuciem, spojrzała do góry. Dokładnie nad jej głową wisiał wielki pęk jemioły. Część gości zauważyła to również i zaczęła im się wyczekująco przyglądać.

Thea roześmiała się.

– Wiecznie całujemy się na czyichś oczach. Czy dla odmiany nie mógłbyś mnie pocałować, gdy nie będziemy mieli widowni?

Objął ją i przyciągnął do siebie.

– Już niedługo, kochanie – obiecał.

Jessica Hart

  • 1
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25