Na domiar złego była boso, a na serdecznym palcu lewej stopy połyskiwał pierścionek. Ewidentnie nie przejmowała się tak drobnomieszczańskimi wymysłami jak przyjmowanie gości w butach. Thea poczuła się przy niej jak nudna pańcia bez krzty polotu. Podchwyciła spojrzenie, jakim Lynda błyskawicznie ją zlustrowała i nagle przestała być zadowolona ze swego wyglądu.

Rhys przyjaźnie pocałował byłą żonę w policzek.

– Zgodnie z obietnicą przyprowadziłem Theę.

– Dobry wieczór. – Thea nieco sztywno wyciągnęła rękę, obawiając się, że takie zwyczajne, formalne powitanie nie zostanie zbyt pozytywnie odebrane przez Lyndę.

– Nawet nie wiesz, jak miło jest cię wreszcie poznać. – Głos Lyndy był niski i zmysłowy. Obiema dłońmi ujęła wyciągniętą rękę Thei. – Wejdźcie.

Zaprowadziła ich do salonu, który wyglądał jak z okładki magazynu poświęconego sztuce urządzania wnętrz według zasad feng shui. Thea pomyślała o swoim pokoju dziennym, gdzie było pełno najrozmaitszych rzeczy, przy czym nic do niczego nie pasowało. Dotąd wydawał jej się wesoły i wygodny, lecz z perspektywy domu Lyndy stał się brzydki i zagracony.

Nagle na schodach rozległ się tupot stóp i po chwili do pokoju wpadła Sophie.

– Ciocia Thea! – krzyknęła i rzuciła się ku niej.

– Stęskniłam się za tobą, Sophie – wyznała Thea, ściskając ją i powstrzymując łzy wzruszenia. – Clara też.

Lynda zaśmiała się, lecz trochę dziwnie.

– Dużo słyszałam o Clarze. To chyba niezła artystka! Aha, czyli słyszała o niej od Kate i pewnie powtórzyła jej wyrażenie.

– Owszem, moja siostrzenica jest nieprzeciętna.

– Chodź, pokażę ci mój pokój – Sophie pociągnęła Theę za rękę.

– A nie przywitasz się z tatą? – zganiła ją Lynda.

– Przepraszam, tatku. – Sophie skoczyła ku niemu, by uściskać i jego. – Ale to dlatego, że tak się strasznie ucieszyłam na widok cioci.

Z żartobliwym uśmiechem uszczypnął ją w nos.

– Doskonale rozumiem, jak się czujesz.

– No chodź, ciociu!

Thea obejrzała i pochwaliła pokój dziewczynki, zadziwiająco podobny do pokoju Clary. Nawet to samo zdjęcie trzymały oprawione na biurku – zrobiony któregoś dnia przez Nicka portret całej ich czwórki nad basenem. Dziewczynki stały w środku, Rhys i Thea po bokach, wszyscy wyglądali na bezgranicznie szczęśliwych. Serce jej się ścisnęło na ten widok.

– Dobrze nam było na Krecie…

Sophie pokiwała głową i westchnęła ciężko.

– Spytałam tatę, czy w przyszłym roku też pojedziemy. – I co odpowiedział?

– „Zobaczymy”. – Dziewczynka zrobiła rozczarowaną minę. – Tylko tyle!

– Rodzice często tak odpowiadają, obawiam się. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Miło tu u ciebie, ale muszę zejść na dół i porozmawiać z twoją mamą.

Gdy wchodziły do salonu, tamci dwoje siedzieli na sofie, pogrążeni w rozmowie. Lynda pochylała się ku Rhysowi, a mowa jej ciała zdawała się sugerować, że nie był jej obojętny. Thea zmrużyła oczy. Czyżby tak się sprawy miały?

– O, jesteście! – Lynda zauważyła je i wyprostowała się.

– Siadaj, Theo, napijemy się. Rhys, obsłużysz nas, prawda? Wiesz, gdzie wszystko jest.

– Oczywiście. – Wstał, uśmiechając się do Thei. – Czego się napijesz, kochanie?

Przez moment – koszmarny moment – myślała, że mówił do swojej byłej żony. Potem przypomniała sobie o pierścionku na swoim palcu.

– Tego, co zwykle – odparła z niewinną miną.

– Czy mogę dostać lemoniady z puszki? – spytała Sophie.

– Wykluczone! Doskonale wiesz, że w domu nie ma nic puszkowanego – ucięła ostro Lynda. – Rhys, czy ty jej pozwalasz pić lemoniadę?

– Czasami – odkrzyknął z kuchni.

– A nie powinieneś. Te wszystkie napoje są sztucznie barwione i pełne niezdrowych dodatków.

– Ale mamo…

– Dość! Wracaj do siebie i bierz się za grę na skrzypcach, jeszcze dzisiaj nie ćwiczyłaś. Tata przyjdzie posłuchać, a ja porozmawiam z naszym gościem.

– Chcę zostać z ciocią Theą.

Starannie wyregulowane brwi Lyndy uniosły się wysoko.

– Podczas wakacji nabrałaś zwyczaju wykłócania się o wszystko i nie podoba mi się ta nowa moda. Marsz na górę! I bez dyskusji.

Naburmuszona Sophie wyszła z salonu, zaraz potem wrócił Rhys, który podał byłej żonie szklankę ciemnego i mętnego soku, zaś dla siebie i Thei miał po kieliszku białego wina.

Lynda z gracją usiadła na podłodze w pozycji lotosu i upiła nieco soku.

– Imbir i żurawiny z organicznych upraw – wyjaśniła, widząc spojrzenie Thei. – Bardzo zdrowe.

– Z pewnością – rzekła uprzejmie Thea.

– Kochanie, powiedziałam Sophie, że przyjdziesz do niej posłuchać, jak gra na skrzypcach – dodała Lynda, gdy Rhys chciał usiąść na kanapie obok Thei.

„Kochanie”? Thea znów zmrużyła oczy. Czy pani domu do wszystkich tak mówiła, czy to było celowe przejęzyczenie w odwecie za to, jak Rhys zwrócił się do narzeczonej?

Próbował oponować, lecz Lynda miała na to znakomitą odpowiedź:

– Podobno chciałeś się nią zajmować, by nadrabiać stracony czas – przypomniała z przyganą. – A może tylko tak mówiłeś?

Nie pozostało mu nic innego, jak iść na górę i zostawić nieco zdenerwowaną Theę w towarzystwie Lyndy.

– No, to teraz możemy spokojnie porozmawiać. Mam nadzieję, że moje zainteresowanie tobą nie wyda ci się nietaktowne. Chciałabym jak najlepiej poznać osobę, z którą moja córka będzie spędzała sporo czasu.

– Rozumiem.

– Ponadto zależy mi na dobru Rhysa. Skrzywdziłam go ogromnie, po moim odejściu przez długi czas nie potrafił sobie ułożyć życia na nowo. W pewnym sensie czuję się odpowiedzialna za jego przyszłość. – Jakby z zakłopotaniem spuściła wzrok. – Nie wiem, jak to powiedzieć, ale… ale chciałabym mieć pewność, że znalazł właściwą osobę. On zasługuje na szczęście, to naprawdę wyjątkowy człowiek.

– Wiem, dlatego się w nim zakochałam – odparła Thea, starając się w żaden sposób nie zdradzić narastającej irytacji. – Sugerujesz, że nie jestem właściwą osobą?

Lynda uniosła dłonie w obronnym geście.

– Och, proszę, nie zrozum mnie źle! Możliwe, że jesteście stworzeni dla siebie, ale jeśli nie, to lepiej jest zrozumieć to zawczasu. Ja tylko próbuję was uchronić przed popełnieniem pomyłki. Nikt nie wie lepiej ode mnie, jaką tragedią jest rozwód.

Nikt? Thea pomyślała o swojej siostrze. Nell miała bez porównania cięższe przejścia od Lyndy, która sama spakowała manatki i zostawiła męża, bo nie uśmiechało jej się siedzenie z nim na pustyni.

– Na czym opierasz przypuszczenie, że nasz związek miałby okazać się pomyłką? – spytała zimno Thea.

– Cóż, Kate powiedziała mi parę rzeczy, które same w sobie nie są złe, ale… Z tego, co wiem, pracujesz jako sekretarka, tymczasem Rhys jest właściwie intelektualistą, czasem nawet mnie onieśmielała jego wiedza. – Zaśmiała się, jakby chciała pokazać, że rozumie, jak nieprawdopodobnie to zabrzmiało. – On ma naprawdę wspaniały umysł. Potrzebuje kogoś na swoim poziomie.

Co oczywiście wykluczało Theę… Zastanowiła się, czy nie powiedzieć o swoim dyplomie. Nie, nie warto zadawać sobie trudu, bo to i tak niczego nie zmieni. Wcale nie chodziło o to, czy Thea nadaje się dla Rhysa, lecz o to, by żadna go nie dostała i nie wyrwała spod wpływu Lyndy. Miał cały czas tańczyć tak, jak ona mu zagra.

Podobnie było z Harrym i Isabelle.

– Do stworzenia udanego związku trzeba mieć nie tylko podobne wykształcenie, ale i doświadczenia – ciągnęła niestrudzenie Lynda, cały czas tonem głosu i wyrazem twarzy okazując pełne serdeczności zatroskanie. – To stwarza płaszczyznę, na której można budować. Rhys ma za sobą lata życia na innym kontynencie, małżeństwo, ty zaś prawie nie wyjeżdżałaś z kraju, a przede wszystkim… Nie byłaś nigdy zamężna, prawda?

– Nie.

– I nie masz dzieci?

– Nie. – Thea czuła się tak, jakby właśnie ponosiła spektakularną klęskę na rozmowie kwalifikacyjnej. – Ale bardzo je lubię. Często zajmuję się moją siostrzenicą.

– Tak, zorientowałam się – rzekła bez szczególnego entuzjazmu Lynda. – Z tego, co słyszałam, Clarze pozwala się na dużo więcej niż Sophie, prawda?

Aluzja była jasna – Thea jest nieodpowiedzialna i nie potrafi zajmować się dziećmi. Niestety, nawet nie mogła się odciąć, to w końcu była matka Sophie.

– Nie da się porównać opieki nad cudzymi do posiadania własnych. Oczywiście nie twoja wina, że ich nie masz – stwierdziła łaskawie Lynda, na co Thea omal nie zgrzytnęła zębami. – Nie wiesz, co się czuje, biorąc w ramiona nowo narodzone dziecko albo obserwując jego pierwszy krok… Tobie te doświadczenia są obce, tymczasem Rhys dobrze je zna. Spójrz, w najważniejszych życiowych sprawach więcej was dzieli, niż łączy, a czy to pozytywnie rokuje poważnemu, długotrwałemu związkowi? Na czym go zbudujecie? – dopytywała się Lynda pełnym troski głosem, który doprowadzał Theę prawie do szału. A najgorsze było to, że Lynda miała rację.

– Musisz zadać sobie pytanie, co macie z Rhysem wspólnego.

Thea pomyślała o dwóch tygodniach na Krecie. O wspólnym wpatrywaniu się wieczorami w rozgwieżdżone niebo. O poczuciu bezpieczeństwa w obecności Rhysa. O tym, co czuła, ilekroć się do niej uśmiechnął, ilekroć jej dotknął. O pustce, która zapanowała w jej sercu, gdy ich drogi się rozeszły.

Podniosła wzrok i spojrzała Lyndzie prosto w oczy.

– Kochamy się. Tamta westchnęła.

– Sama miłość czasem nie wystarcza… Będę z tobą szczera. Przewidziałam, że Rhys, by zatrzeć bolesną pamięć naszego rozwodu, będzie próbował się związać z pierwszą kobietą, jaką pozna.

– To w Maroku nie ma kobiet?

– Uciekanie się do ironii to bardzo negatywna reakcja – wytknęła jej Lynda. – Ja przecież tylko próbuję wam pomóc! Rhys przez kilka lat był w szoku, nie szukał towarzystwa kobiet, a teraz, ledwie wrócił do Londynu, spotkał ciebie. Czy to dziwne, że dla waszego dobra staram się upewnić, czy nie robicie czegoś, co unieszczęśliwi was oboje?