Ogarnęła ją czarna rozpacz. Potrzebował jej zaledwie na godzinę i tylko po to, by mogła porozmawiać z jego byłą żoną?
– Potem zapraszam cię na kolację – zakończył.
O, cała wstecz, jeśli chodzi o rozpacz! Jest jeszcze nadzieja. Co prawda Rhys nie zadeklarował płomiennej miłości, ale wspólna kolacja to zdecydowanie krok w dobrym kierunku.
– To byłoby miłe.
Jego twarz rozjaśniła się.
– A więc zgadzasz się?
Ostatecznie umówili się na środę. Postanowili spotkać się po pracy na stacji metra South Kensington i pojechać razem do Wimbledonu. Thea miała więc dwa dni na przemyślenie, w co się ubrać na tę okazję. Kate na pewno opowiedziała przyjaciółce, jak to Thea chodziła w pogniecionych ubraniach, bosa i wiecznie potargana, zatem koniecznie musiała wywrzeć dobre wrażenie.
Niestety, nie miała nic, co nadawałoby się zarówno do pracy, na wizytę u atrakcyjnej, odnoszącej sukcesy Lyndy, a potem na kolację z Rhysem. Koniec końców we wtorek zaszalała i kupiła sobie klasyczną szarą garsonkę ze spódnicą przed kolano, do niej kremową jedwabną bluzkę i ładne czółenka. Nigdy nie miała nic równie eleganckiego, więc była całkiem zadowolona z zakupu, chociaż na widok rachunku zrobiło jej się trochę słabo. Zapłaciła kartą, robiąc poważny debet na koncie, lecz rozgrzeszając się myślą, że w końcu po to są karty kredytowe.
Było jednak warto, pomyślała, przeglądając się w lustrze w środę rano. Gdyby jeszcze udało się zrobić coś z włosami! Masa brązowych loczków miała się nijak do modnych gładkich włosów, które dawało się upiąć w wysoki kok. Trudno, to musi zostać po staremu.
Jej odmieniony wygląd miał tę jedną wadę, że w pracy sprowokował niezliczoną ilość komentarzy. Komplementowano ją, pytano, czemu nie ubierała się tak wcześniej, zgadywano, co się za tym kryje, a szef posunął się do stwierdzenia, że zupełnie jej nie poznał. Przesadził, rzecz jasna, bo siedziała przy swoim biurku, więc niby kim miałaby być, jak nie sobą?
Zrozumiała go jednak lepiej, gdy tego popołudnia ujrzała Rhysa i sama też go omal nie poznała. Stała w wejściu do stacji metra, otrząsając mokry parasol, bo piękna pogoda już się skończyła, gdy spostrzegła, jak on przebiega przez jezdnię. Miał na sobie ciemnoszary garnitur, w którym co prawda było mu bardzo do twarzy, lecz przez który wyglądał zupełnie inaczej, niż pamiętała.
Nieco nieśmiało pomachała do niego, gdy zatrzymał się przed bramką i zaczął się rozglądać dookoła, szukając Thei.
– Tutaj jestem! Właśnie mnie minąłeś.
– Zupełnie cię nie poznałem! – przyznał z zakłopotaniem i przyjrzał jej się, w myślach porównując ją z kobietą, która na Krecie nosiła kolorowe, pogniecione sukienki.
– Nigdy cię nie widziałem w garsonce. Wyglądasz zupełnie inaczej.
– Miałam powiedzieć to samo o tobie, oczywiście z zamianą garsonki na garnitur.
Rhys zdołał uśmiechnąć się i skrzywić jednocześnie.
– Nienawidzę chodzić pod krawatem. Na pustyni człowiek jest wolny, więc zapomniałem, że powrót do Londynu oznacza codzienne zakuwanie się w zbroję i zakładanie stryczka na szyję.
– Na Saharze nie ma też tłoku i koszmaru codziennych dojazdów – zauważyła, patrząc na przelewające się obok nich strumienie ludzi, wnoszących do metra nieprzyjemny zapach mokrych ubrań. – O tym też pewnie nie pamiętałeś.
– Nie. – Westchnął.
Dopiero w tym momencie Thea zrozumiała, ile poświęcił dla dobra córki. Gdyby nie Sophie, zostałby na pustyni, gdzie otaczały go przestrzeń i światło. Tam było jego miejsce, on nie należał do wielkiego miasta z jego nerwowym rytmem życia.
Położyła mu dłoń na ramieniu.
– Ale Sophie jest tego warta, prawda?
Zajrzał w jej ciepłe, szare oczy, mocno przykrył jej dłoń swoją.
– Tak.
Garnitur zmieniał go, lecz jasne, zielonkawobrązowe oczy pozostały te same i nadal wywierały na Thei ten sam efekt, co podczas wakacji. Zrobiło jej się dziwnie ciepło i przestała zauważać, co dzieje się dookoła nich. Staliby tak nie wiadomo jak długo, lecz ktoś potrącił Rhysa, co przywróciło go do rzeczywistości.
– Byłbym zapomniał… – Sięgnął do kieszeni po obciągnięte aksamitem pudełeczko. – Kupiłem ci pierścionek na dzisiejszy wieczór.
Poczuła się cokolwiek niezręcznie.
– Czy to naprawdę było konieczne?
– Uznałem, że tak będzie bezpieczniej. Lynda zauważa takie rzeczy. Powiedz, co myślisz.
Nie miała wyboru. Wzięła pudełeczko, otworzyła.
– Szafiry!
– Myślałaś, że zapomniałem?
Zerknęła na niego, również wracając myślami do rozmowy na tarasie domku Kate.
– Wydaje się, że to już było całe wieki temu – rzekła ze smutkiem.
Milczeli przez chwilę.
– Podoba ci się? – spytał wreszcie Rhys.
– Bardzo – odparła szczerze.
– Przymierz. – Wyjął pierścionek z pudełeczka i wsunął Thei na palec. – Mam nadzieję, że będzie pasował. Musiałem odgadnąć rozmiar na oko.
Okazał się troszkę za luźny, lecz nie aż tak bardzo. Thea zagryzła wargi, bezskutecznie starając się nie myśleć o tym, jak by to było, gdyby Rhys kupił pierścionek i naprawdę się oświadczył.
– Rhys, ja nie mogę… – zaczęła z trudem.
– O rany, powiedz „tak”, złotko! – wrzasnął ktoś i w tym momencie uświadomiła sobie, że przyglądał im się całkiem spory tłumek łudzi.
– Nie każ mu czekać! – krzyknął jakiś młody dowcipniś. Sytuacja była tak absurdalna, że Thea nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Kąciki ust Rhysa zadrgały.
– Lepiej się zgódź, inaczej nie dadzą nam spokoju i nie przepuszczą nas – mruknął.
– W porządku, zgadzam się – powiedziała głośno, by wszyscy słyszeli.
Otrzymała takie brawa, że zaczęła rozumieć ludzi, którzy oświadczają się w miejscu publicznym.
– Pocałuj ją! – rozległo się z tłumu i natychmiast podchwycili to inni.
– Widzisz, co narobiłeś? – odmruknęła Thea. Na jego wargach błąkał się lekki uśmieszek.
– Szkoda byłoby ich rozczarować, nie sądzisz?
Wziął ją w ramiona i po chwili rozległy się oklaski i pełne aprobaty okrzyki, lecz Thea nic nie słyszała. Zatonęła w objęciach Rhysa, czując się tak, jakby po długiej podróży wróciła do domu. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Znowu mogła go całować, dotykać… Wsunęła dłonie pod marynarkę Rhysa i mocno splotła palce na jego plecach, jakby nie zamierzała go już nigdy puścić.
– Proszę się zaręczać gdzie indziej, blokują państwo przejście – zażądał gderliwie jakiś urzędnik, który przepchnął się przez tłum i popukał Rhysa w ramię.
Wygwizdano go, lecz gapie zaczęli się rozchodzić, gdy Rhys puścił Theę i skinieniem ręki podziękował wszystkim za wsparcie. Thea nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła się na peronie. Nogi się pod nią uginały, ledwie mogła iść prosto.
– Przynajmniej parę osób miało dzięki nam jakąś rozrywkę – zauważył w pewnym momencie Rhys, gdy czekali na pociąg.
– Tak To było nawet całkiem zabawne – wydusiła z siebie z trudem.
– Owszem – zgodził się, lecz nie zabrzmiało to przekonująco.
Pociąg wreszcie nadjechał, tak zatłoczony, że ledwie zdołali do niego wsiąść. Thea pierwszy raz w życiu błogosławiła tłok, gdyż dzięki niemu stała przyciśnięta do Rhysa.
– Może chcesz się mnie przytrzymać? – zaproponował, więc bez wahania otoczyła go ramieniem, by korzystać z sytuacji tak długo, jak się da.
Niestety, większość pasażerów wysiadła już na Earls Court, nawet zwolniły się dwa miejsca obok siebie. Thea zaczęła nerwowo obracać pierścionek na palcu. Nie mogli tak milczeć przez całą drogę do Wimbledonu!
– Czy powinnam o czymś wiedzieć, nim poznam Lyndę? Zastanawiał się przez moment.
– Potrafi trochę onieśmielać, ale po prostu ma taki sposób bycia. Niech cię to nie zraża.
Jeśli ktoś taki jak Rhys przyznawał, że Lynda czasem onieśmielała ludzi, to Thea, niezbyt pewna siebie i cokolwiek zakompleksiona, z góry była na przegranej pozycji!
– Kate mówiła, że to prawdziwa kobieta sukcesu…
– Owszem. Jest bardzo inteligentna i ambitna. Prawdę powiedziawszy, aż się zdziwiłem, gdy przyjęła moje oświadczyny, byłem pewien, że niżej milionera nie zejdzie…
Thea zacisnęła wargi. Widać naprawdę szalał za Lyndą, skoro prosił ją o rękę, chociaż spodziewał się odmowy. I jak musiał być wniebowzięty, gdy się zgodziła!
– Cóż, pewnie nie popełniłeś tego błędu, by oświadczać jej się na stacji metra – skomentowała niemal zgryźliwie.
Rhys aż się uśmiechnął, zaskoczony tym pomysłem.
– Nie, nie wykazałem się oryginalnością, zrobiłem to w całkiem banalny sposób – wyjaśnił jakby z lekkim zawstydzeniem. – Wiesz, restauracja, kolacja przy świecach, róże…
– Tak, to rzeczywiście zupełna sztampa – zgodziła się, starannie ukrywając zazdrość. Nie miałaby nic przeciw temu, gdyby to jej Rhys oświadczył się równie banalnie. – Ja bym chyba wolała stację metra w czasie deszczu – skłamała.
Zerknął na nią. Szare oczy błyszczały, w niesfornych brązowych włosach lśniły pojedyncze krople.
– Będę pamiętał.
Gdy wysiedli, wciąż padało, szli więc razem pod parasolem Thei, która błogosławiła angielską pogodę i modliła się w duchu, by Lynda mieszkała daleko od stacji. Najlepiej o kilka godzin spaceru… Oczywiście mieszkała bliżej, niż Thea by sobie tego życzyła.
– Denerwujesz się? – spytał Rhys, gdy stanęli pod drzwiami i Thea otrząsała parasolkę, a on wcisnął dzwonek.
– A powinnam?
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją.
Drzwi otworzyły się i w tym momencie Thea uświadomiła sobie, że: a) nie odpowiedział wprost, b) użył tonu, który miał dodać otuchy. I zrozumiała, czemu.
Spodziewała się ujrzeć kogoś równie sztywnego i konwencjonalnego jak Kate, tymczasem Lynda stanowiła jej zupełne przeciwieństwo. Miała wygląd egzotycznej piękności, długie ciemne włosy spływały jej na plecy, niezwykłą smukłość wyćwiczonej jogą figury podkreślały czarne dżinsy i seksowna bluzeczka bez rękawów, w którą Thea nigdy nie zdołałaby się wbić, choćby żyła tysiąc lat na ścisłej diecie.
"Gwiazdkowi nowożeńcy" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy" друзьям в соцсетях.