Znowu zapadła długa cisza. Tym razem przerwała ją Thea:
– Dziewczynki będą za sobą tęsknić.
– Na pewno da się zorganizować jakieś spotkanie w Londynie, w końcu nie mieszkają tak daleko od siebie.
Da się zorganizować spotkanie… To znaczy on albo Lynda skontaktują się z Nell. Thea nie będzie do tego potrzebna. Co prawda mogłaby spróbować… Nie, nie będzie się napraszać. Miała serdecznie dość zakochiwania się bez wzajemności. Tym razem jednak nie będzie rozpaczać, tylko pozbiera się, wyjdzie do świata i wreszcie spotka mężczyznę, który zaakceptuje ją taką, jaka jest. I wreszcie będzie szczęśliwa.
Oczywiście o ile uda jej się wyrzec pragnienia, by owym mężczyzną był Rhys.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Thea wpatrywała się w sunące powoli bagaże na taśmociągu. Miała za sobą wieczorne pakowanie, pobudkę o świcie, męczącą podróż, w dodatku przez cały czas musiała powstrzymywać łzy. Nie wyobrażała sobie rozstania z Rhysem, dlatego była zadowolona, że ich walizki wciąż się nie pojawiają. Może przez pomyłkę poleciały gdzie indziej? Dzięki temu oni pobędą jeszcze trochę razem…
Niestety, Rhys już zauważył bagaż swój i Sophie, chwilę potem wyjechał kolorowy neseser Clary, a wreszcie walizka Thei. Udała, że jej nie widzi, lecz siostrzenica wskazała ją Rhysowi, więc zniknął ostatni pretekst, który pozwoliłby odwlec moment rozstania.
– A, tu jesteście! – Kate dopadła ich, nadstawiła Thei policzek do cmoknięcia. – Miło było cię poznać. Skontaktuję się z tobą przez Rhysa, ustalimy datę spotkania. – Nie czekając na odpowiedź, rzuciła: – Muszę biec. Hugo, Damien, idziemy!
Pomaszerowała ku wyjściu dziarskim krokiem, ogromnie pewna siebie i swej kontroli nad innymi, a Thea i Rhys zostali sami. Chociaż stali w środku zatłoczonej hali, czuli się wyizolowani od reszty zaaferowanych pasażerów. Gdyby cały świat zniknął, nie zauważyliby tego.
– Jak się dostaniecie do domu? – spytał nieco sztywno Rhys. – Zostawiłem samochód na parkingu, mogę was podwieźć.
Słysząc to, Thea omal nie rozpłakała się, po raz pierwszy w życiu pożałowała bowiem, że ma kochającą rodzinę!
– Nie trzeba, Nell i mój tata mieli po nas wyjechać.
– Ach, tak… To dobrze. Nie będziecie musiały tłuc się z bagażami metrem.
– Właśnie.
Jak to możliwe? Jeszcze tak niedawno tonęli w swoich objęciach, całując się bez opamiętania, a teraz wymieniali zdawkowe uwagi.
– Chyba pora na nas – rzekł po chwili Rhys. Thea poczuła, jak wszystko w niej zamiera.
– Na nas też.
Czekała na cokolwiek – niechby spytał o numer telefonu albo chociaż napomknął mimochodem, że mogliby się kiedyś zobaczyć. On jednak już ściskał Clarę, mówiąc jej coś wesołego, żeby ją rozbawić.
Thea pochyliła się więc i ucałowała Sophie.
– Będę za tobą tęsknić.
– Kiedy cię zobaczę, ciociu?
– Nie… nie wiem. Pewnie za jakiś czas.
– Ale niedługo, prawda?
Co miała na to odpowiedzieć?
– Mam taką nadzieję.
Sophie puściła ją z ociąganiem, odwróciła się do Clary i wtedy nadszedł moment, którego Thea obawiała się najbardziej.
Przywołała uśmiech na twarz i chociaż pewnie nie wydawał się najpogodniejszy, zawsze było to lepsze niż wybuch płaczu, rzucenie się Rhysowi na szyję i błaganie go, by nie pozwolił jej odejść.
Powinien być jej wdzięczny za takie opanowanie!
– Cóż… – rzekła tylko i dzielnie uśmiechała się dalej.
– Theo… – zaczął, lecz urwał gwałtownie.
– Tak? – ponagliła, gdy milczał, on jednak zmienił zdanie i nie powiedział tego, co zamierzał.
– Chciałem… chciałem ci podziękować. Za wszystko.
– To ja powinnam ci dziękować. Dbałeś o nas, woziłeś na plażę, zabierałeś na wycieczki. Gdyby nie ty, przesiedziałabym te dwa tygodnie nad basenem.
I nie przeżyłabym tego cudownego momentu, w którym zrozumiałam, że znalazłam kogoś, na kogo czekałam przez całe życie, dodała w myślach. Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek, lecz jej wargi dotknęły przy tym kącika jego ust.
Poczuła wokół siebie ramiona Rhysa. Przez chwilę trzymał Theę przy sobie, po czym puścił ją i cofnął się o krok.
– Żegnaj. – Głos zadrżał jej podejrzanie, więc mocno zacisnęła dłoń na rączce walizki. Nie rozklei się na sam koniec. Wytrzyma. – Chodź, Claro, poszukamy mamy.
Odwróciła się i odeszła, nie oglądając się za siebie, co było najtrudniejszą rzeczą w jej życiu. Niemal nieprzytomnie przeszła przez kontrolę, ledwo pamiętała o tym, by machnąć paszportem. Na szczęście miała przy sobie Clarę, która po wyjściu do hali przylotów niemal od razu wyłowiła wzrokiem stojącą w tłumie Nell. Popędziła ku niej i rzuciła jej się na szyję, krzycząc:
– Mamo, mamo, ale fajowe wakacje!
Niemal ścięła ją z nóg, ponieważ biedna Nell wciąż poruszała się o kulach i ledwo utrzymała równowagę. Tymczasem Thea została ciepło uściskana przez ojca.
– Witaj, duszeńko. Coś nie wyglądasz na zbytnio szczęśliwą… jak na osobę, która spędziła dwa tygodnie na Krecie – zauważył z troską.
– To ze zmęczenia, tato – skłamała. – Musiałyśmy bardzo rano wstać.
– Powiem ci coś, dzięki czemu poczujesz się lepiej – obiecała Nell, witając się z nią.
Thea poczułaby się lepiej jedynie wtedy, gdyby Rhys przepchnął się do niej przez tłum ludzi. By jednak nie robić siostrze przykrości, spytała z udawanym zainteresowaniem:
– Co?
– Harry dzwonił.
Dziwne. Przez rok myślała tylko o nim, a gdy wyjeżdżała na Kretę, oddałaby wszystko za to, by wiedzieć, czy będzie jej szukał. Teraz zaś nie mogła sobie przypomnieć, czemu to było takie ważne.
– I co powiedział? – spytała bez entuzjazmu.
– Biedactwo, ty naprawdę musisz być skonana! – stwierdziła Nell, przyglądając jej się ze zdumieniem. – Mówił, że próbuje się z tobą skontaktować, ale twoja komórka nie odpowiada od kilku dni i zaczął się poważnie niepokoić. Odparłam, że nie dzwonił do ciebie przez prawie dwa miesiące, więc chyba trochę późno zaczął się troszczyć, czy u ciebie wszystko w porządku. W końcu poinformowałam go o twoim wyjeździe, nie podając bliższych szczegółów i kazałam czekać na twój powrót. Niech sobie poczeka, dobrze mu to zrobi.
– Niewątpliwie – zgodziła się Thea.
Harry musiał naprawdę się przejąć, skoro zadzwonił do Nell, z którą lubili się jak pies z kotem.
– Nie przepadam za nim, jak wiesz, ale naprawdę wyglądał na skruszonego i stęsknionego za tobą, więc ulitowałam się i podałam mu datę twojego przyjazdu – ciągnęła Nell z rosnącym zdumieniem, ponieważ Thea nie zaczęła na tę wieść tańczyć ze szczęścia dookoła całej hali. – Dobrze zrobiłam? – upewniła się na wszelki wypadek.
– Ależ oczywiście, dzięki! Mam tylko nadzieję, że nie zadzwoni, dopóki się nie wyśpię.
Kładła się spać, licząc na to, że gdy następnego dnia obudzi się w swoim londyńskim mieszkaniu, Rhys wyda jej się równie nierealny, jak Harry wydawał się na Krecie. Niestety, nic podobnego nie nastąpiło.
Chodziła do pracy, rozmawiała, uśmiechała się, przytakiwała, że owszem, pogoda na Krecie jest cudowna i wspaniale jest spędzić tam wakacje. I przez cały czas doświadczała uczucia przeraźliwej pustki. Bez Rhysa nic nie miało sensu. Przyszłość nie oferowała żadnej nadziei, żadnego pocieszenia. Czekały ją długie, samotne lata, spędzone na rozpamiętywaniu dwóch tygodni, kiedy żyła naprawdę…
Gdy Harry ją zostawił, by zastanowić się, czy woli Isabelle, czy ją, była zraniona, rozżalona i nieszczęśliwa, lecz przy całej frustracji mogła normalnie żyć, pracować i jeść. Tymczasem wraz ze zniknięciem Rhysa prawie uszło z niej życie. Z największym trudem zmuszała się do naturalnego zachowania. Straciła apetyt. Nic nie sprawiało jej radości, nawet wyjątkowo piękna pogoda, tak rzadka w Londynie.
W trakcie pierwszego tygodnia po powrocie zrobiła odbitki z wakacyjnych zdjęć, lecz nie czuła się na siłach, by je oglądać, więc wysłała je Clarze. Dzień później, w piątek, Nell zadzwoniła z podziękowaniami.
– Są piękne, a w dodatku było bardzo miło zobaczyć wreszcie Sophie i Rhysa po tych wszystkich opowieściach, jakie o nich słyszałam – rzekła z entuzjazmem.
Na sam dźwięk jego imienia Theę przeszył dreszcz tęsknoty, tak silnej i bolesnej, że aż niemożliwej do zniesienia.
– Może wpadłabyś dziś na kolację? – ciągnęła Nell. – Jest tyle do obgadania!
Wieczorem siostrze wystarczył jeden rzut oka na twarz Thei, by odgadnąć, że coś jest nie tak i nie chodzi wyłącznie o stres związany z powrotem do szarej rzeczywistości.
– Co się dzieje? Czy to znowu ten przeklęty Harry? – spytała gniewnie. – Czyżby nie zadzwonił?
– Zadzwonił – odparła apatycznie Thea. – I co miał do powiedzenia?
– Że chce spróbować jeszcze raz i że mnie kocha. Jeszcze przed miesiącem wydałoby się jej to ziszczeniem najpiękniejszych snów, lecz gdy Harry zadzwonił, słuchała go jednym uchem, z roztargnieniem rysując coś długopisem na kartce.
– Isabelle znalazła kogoś i nie będzie dłużej potrzebować pomocy Harry’ego, więc jego zdaniem nasze problemy się skończyły – relacjonowała dalej.
Nell aż prychnęła.
– Jak tylko ten nowy sobie pójdzie, ona pstryknie palcami, a Harry przyleci do niej w podskokach.
– Wiem – zgodziła się ze znużeniem Thea.
– I co mu powiedziałaś? – spytała z niepokojem siostra.
– Że za późno na zaczynanie na nowo i że mam dość bycia nagrodą pocieszenia.
– Bardzo dobrze! – zawołała z ulgą Nell. – Nie gniewaj się, ale moim zdaniem nigdy nie byłabyś z nim szczęśliwa.
– Wiem – zgodziła się ponownie. Jej głos brzmiał zupełnie bezbarwnie.
– Co z tobą? – zatroskała się Nell. – Chyba nie żałujesz?
– Nie, zupełnie nie! Po prostu jestem zmęczona.
– Nonsens, nie możesz być wciąż zmęczona, wróciłaś przed tygodniem, miałaś masę czasu na… – Nagle Nell doznała olśnienia. – Ach! Chodzi o Rhysa, prawda?
– Nie wiem, o czym mówisz – broniła się Thea, lecz musiał ją zdradzić wyraz twarzy.
"Gwiazdkowi nowożeńcy" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy" друзьям в соцсетях.