– Słucham?!
– To nasz ostatni wspólny wieczór. Nie marnujmy go, skoro mieliśmy ochotę na to samo… – Wstała. – To oczywiście nie będzie niczego oznaczać…
– Co to więc będzie? – spytał, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
– Miłe zakończenie wakacji. Kilka chwil tylko dla nas dwojga.
Podeszła do niego.
Rhys ujął ją za rękę i pociągnął łagodnie, by Thea usiadła mu na kolanach.
– Jesteś pewna?
Pochyliła się i dotknęła wargami tego miejsca pod jego uchem, gdzie pulsowała mała żyłka. Marzyła o tym od wielu dni.
– Jestem pewna – szepnęła, całując szyję Rhysa. Otoczyła go ramionami i nie zamierzała go z nich wypuszczać. – Zupełnie pewna. – Przesuwała ustami wzdłuż jego policzka, gładziła dłońmi umięśnione barki.
Obrócił nieco głowę, by ich usta spotkały się. Pocałowali się chciwie, z całą tłumioną od jakiegoś czasu pasją. Po raz pierwszy nie robili tego ze względu na Kate, tylko dla samych siebie i zapamiętali się w tym zupełnie. Obsypywali pocałunkami swoje twarze, w gorączkowym zachwycie dotykali swoich włosów, ramion, pleców, dłoń Rhysa wsunęła się pod sukienkę Thei, zaczęła pieścić jej udo, przesunęła się wyżej.
Przywarła do niego mocniej, starając się nie myśleć o tym, że ten pierwszy raz jest zarazem ostatnim i że to musi się skończyć. Nie, nie może, ona nie pozwoli.
A jednak koniec nastąpił szybciej, niż się spodziewała.
Rhys rozpinał suwak sukienki, jego wargi przesuwały się w gorącej pieszczocie po obojczyku Thei i… i nagle zamarł.
– Dziewczynki!
Co? Jakie dziewczynki? Pocałowała go, spragniona dalszego ciągu.
– Musimy przestać, póki jeszcze mogę – rzekł z trudem. Nie! Wszystko w niej zaprotestowało gwałtownie. Nie przestaną, pójdą na górę, gdzie czeka jej wygodne białe łóżko i będą się poznawać do końca.
Nagle poczuła się tak, jakby rzeczywistość przedarła się przez spowijający ją opar pożądania. Prawda, dziewczynki! Clara i Sophie pewnie wciąż jeszcze gadały w sypialni, więc nie było mowy o żadnym zbliżeniu… Nie będzie kochać się z Rhysem nawet ten jeden jedyny raz.
Wyprostowała się powoli.
– Masz rację, trzeba przestać. – Jakimś cudem zdołała się zdobyć na coś w rodzaju uśmiechu. – Ale było miło.
– Bardzo miło – szepnął.
Zebrała wszystkie siły, by podnieść się z jego kolan i odsunąć się. Poprawiła sukienkę i podeszła do balustrady, oplecionej pachnącym kapryfolium. Gdy tak stała, obrócona plecami do Rhysa, usłyszała skrzypnięcie krzesła, potem ciche kroki, na koniec poczuła mocne, ciepłe dłonie na swoich ramionach. Zamknęła oczy.
– Jesteś naprawdę wyjątkowa. Mam nadzieję, że Harry będzie na ciebie czekał na lotnisku.
Nie dbała o Harry’ego, zależało jej jedynie na Rhysie, lecz nie mogła mu już o tym powiedzieć. Obiecała przecież, że tych kilka miłych chwil nie będzie niczego oznaczało. Nie mogła zmieniać reguł gry.
– Jutro nasz ostatni dzień – rzekł cicho, opuszczając ręce i cofając się o krok. – Wykorzystajmy go jak najlepiej.
Starali się przyjemnie spędzić ostatni dzień, lecz nic z tego nie wyszło. Dziewczynki były ponure, Sophie oznajmiła, że nigdzie nie wraca, bo nie chce iść do szkoły. Thea próbowała ją pocieszać, ale szybko przestała, ponieważ sama czuła się podle. Nie wiedziała, jak rozmawiać z Rhysem, bo chociaż żadne nie zająknęło się ani słowem na temat poprzedniego wieczoru, to żywe wspomnienie dzielonych pieszczot praktycznie uniemożliwiało normalną rozmowę. W rezultacie nie odzywali się do siebie przez sporą część dnia i każde znalazło sobie jakiś pretekst, by mieć się czym zająć. Rhys sprawdzał stan samochodu, a Thea zbierała porozrzucane po całym domku rzeczy siostrzenicy.
Właściwie sama była sobie winna. Gdyby nie zaproponowała mu pocałunku, ten dzień wyglądałby zupełnie inaczej., Owszem, nie byłby najweselszy, ale przynajmniej spędziliby go razem – jak przyjaciele.
Niemal z ulgą poszła na pożegnalnego drinka do Paine’ów. Dziewczynki, pouczone, że mają się grzecznie zachowywać, wlokły się za nimi noga za nogą.
– Mogłybyśmy się bawić w basenie… – mruknęła jedna.
– … zamiast siedzieć przy głupim stole – dokończyła druga.
– Po wizycie możecie iść popływać ostatni raz, ale teraz zrobicie to, co wam każę, inaczej nie będzie żadnego pływania – uciął dziwnie ostro Rhys, a dziewczynki wymieniły wymowne spojrzenia.
Ostatecznie nie musiały siedzieć przy stole, gdyż Kate nie miała ochoty na towarzystwo dzieci i kazała całej czwórce iść do domu i pograć w coś.
– Tylko nie wolno wam się pobrudzić – przykazała synom, wysłała Nicka po wino, a potem obróciła się ku gościom. – To teraz możemy usiąść i miło spędzić razem ten ostatni wieczór. Bardzo udane wakacje, nie sądzicie?
– Cudowne – przytaknęła z całym przekonaniem Thea, zerkając przy tym na swego towarzysza. Milczał z zaciętym wyrazem twarzy i nie wyglądał na zachwyconego udanymi wakacjami. – Żadne z nas nie chce wracać do domu.
– A ja zawsze wracam bardzo chętnie – stwierdziła dziarskim tonem Kate. – Trzy tygodnie na naładowanie akumulatorów to wystarczająco dużo. Tyle spraw musiało nazbierać się w biurze podczas mojej nieobecności! Trochę czasu minie, nim uporam się ze wszystkimi zaległościami. Czasem aż się zastanawiam, czy w ogóle warto wyjeżdżać.
Jasne, załatwianie korespondencji na bieżąco jest ważniejsze od spędzenia trzech tygodni z dziećmi, pomyślała nieco uszczypliwie Thea.
Wrócił Nick, nalał wszystkim wina, tymczasem Kate rozwodziła się nad tym, jak to w firmie nie dano by sobie rady, gdyby nie ona. Thea słuchała jej jednym uchem, myśląc o uśmiechu, z jakim Rhys poprzedniego wieczoru posadził ją sobie na kolanach…
– Nie masz jeszcze pierścionka – zauważyła nieoczekiwanie Kate, wskazując dłoń Thei. – Przecież mieliście całe dwa tygodnie na kupienie go. Nie ma co odwlekać takich rzeczy, przecież ślub jest całkiem niedługo, i tak będziecie mieli mnóstwo spraw do zorganizowania!
Thea musiała błyskawicznie coś wymyślić, ponieważ nie było co liczyć na pomoc Rhysa w jego obecnym stanie.
– W Londynie będzie większy wybór – odparła przytomnie.
– Trudno z tym dyskutować, fakt. Rozumiem, że wybierzesz brylant? – Z upodobaniem spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy, bardzo masywny, wysadzany kilkunastoma małymi i dużymi kamieniami.
– Nie – odezwał się nagłe Rhys. – Są zimne i nie pasują do Thei. – Sięgnął po jej dłoń, zaczął jej się przyglądać, próbując sobie wyobrazić ją z pierścionkiem. – To musi być coś innego, cieplejszego. Może szafiry?
– Uwielbiam szafiry – wyznała, skrycie napawając się jego dotykiem.
Na twarzy Kate pojawił się wyraz dezaprobaty.
– Cóż, skoro je lubisz… Nick, zobacz, co z dziećmi, za bardzo hałasują – rozkazała, a potem wróciła do przerwanego wątku: – Szczerze powiedziawszy, szafiry wydają mi się dość… – zawahała się, wyraźnie szukając alternatywy dla słowa „pospolite” -… zwyczajne, podczas gdy brylanty to ponadczasowa elegancja.
Thea próbowała obrócić całą sprawę w żart:
– Wszystko więc się zgadza, bo ja jestem zwyczajną osobą.
– Nie, nie jesteś – warknął Rhys. – Szafiry też nie są. Są piękne i pełne ciepła. – Spojrzał wyzywająco na Kate. – Tak jak Thea.
Kiedy wreszcie zdołali wyrwać się od Paine’ów i dziewczynki poszły popływać, a oni usiedli nad basenem, Rhys skomentował ponuro:
– Jedna pozytywna strona wyjazdu to ta, że nie trzeba będzie więcej widywać tej koszmarnej kobiety. Nie mam pojęcia, jak Nick z nią wytrzymuje.
– Ja z kolei nie wiem, jak da się wytrzymać z nim. – Thea ucieszyła się, że wreszcie mają jakiś powód do rozmowy, choćby to była wspólna niechęć do Paine’ów. – Aha, na twoim miejscu nie liczyłabym na to, że tak łatwo się od niej uwolnisz. Przecież zaprosiła nas na oglądanie zdjęć z wakacji.
– A ty jeszcze przyklasnęłaś temu pomysłowi – wytknął ponuro.
– A co miałam zrobić? Powiedzieć, że nie przyjdziemy, bo nie zamierzamy się widywać?
Zerknął na nią, lecz szybko odwrócił wzrok.
– Nie, faktycznie nie dało się inaczej.
– Ona należy do osób traktujących podobne zaproszenia poważnie – ostrzegła. – Weźmie od Lyndy twój numer telefonu, skontaktuje się z tobą i przypomni o tej wizycie. Musisz mieć przygotowaną jakąś wymówkę.
Wpatrywał się w ciemność.
– Powiem, że się rozstaliśmy – rzekł głucho.
– Spyta o powód.
– Okropnie chrapiesz.
Thea aż zaśmiała się z ulgą, uradowana pierwszym tego dnia przebłyskiem humoru Rhysa.
– Ani mi się waż!
– Nie obawiaj się, powiem prawdę. Nie, nie tę o udawaniu. Tę o Harrym. Kiedy się spotkaliśmy, właśnie zerwaliście, lecz gdy wróciłaś z wakacji, czekał na ciebie i zrozumiałaś, że to jednak on. Swoją drogą, chciałbym, żeby rzeczywiście czekał i okazał ci uczucie, na jakie zasługujesz. A zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Thea zirytowała się. Czemu on z takim uporem wpychał ją w ramiona Harry’ego? Czy to nie był typowo męski lęk przed odpowiedzialnością? „Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie” znaczyło po prostu: „Nie zamierzam się z tobą wiązać”.
Milczała, zła na niego i zadowolona z tego gniewu. Starała się go nawet w sobie podsycać, bo to dawało jej nadzieję na nieco łatwiejsze rozstanie. W dodatku każda emocja była lepsza od uczucia dojmującej pustki, jakie ją przeszywało, gdy tylko pomyślała o życiu bez Rhysa.
– Przynajmniej nie trzeba będzie już niczego udawać – zauważył po jakimś czasie.
Niech mówi za siebie! Ona będzie musiała odtąd udawać przez cały czas, maskować pogodą i uśmiechem złamane serce.
– To prawda… Ale i tak nie żałuję tej drobnej maskarady, bo będzie co wspominać – odparła z wymuszoną wesołością. – W końcu nie na każdych wakacjach człowiek się zaręcza.
– Ale nie dostałaś pierścionka z szafirem – zażartował blado.
Zdobyła się na uśmiech.
– Może Harry temu zaradzi, kto wie?
Akurat! Nawet gdyby Harry chciał się oświadczyć, z całą pewnością kupiłby pierścionek z brylantem. Nigdy by nie pomyślał o wybraniu kamienia, który kojarzyłby mu się z nią.
"Gwiazdkowi nowożeńcy" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy" друзьям в соцсетях.