Po paru chwilach dziewczynki były z powrotem, wymachując kartkami papieru. Sophie podała swoją ojcu.
– Przeczytasz mi?
Westchnął z teatralną przesadą, wyjął z kieszeni okulary, włożył je na nos i z udawaną srogością popatrzył ponad ich krawędzią na dziewczynki.
I w tym momencie Thea zrozumiała.
Na moment cały świat zamarł – drewniane łódki rybaków, mali chłopcy śmigający po nabrzeżu na deskorolkach, kelner lawirujący pomiędzy stolikami… Wszystko to znieruchomiało i znikło, i został tylko Rhys.
Rhys, w którym nie wiedzieć kiedy zakochała się bez pamięci i bez ratunku.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
A więc to był mężczyzna jej życia.
Zwyczajnie wyglądający, zaczynający siwieć, z okularami do czytania na nosie, geolog zakochany w skałach.
Nigdy przedtem nie przeżyła podobnego olśnienia i nie czuła podobnej pewności. Ten i żaden inny – to było takie oczywiste!
Jej serce wezbrało zachwytem i niedowierzaniem, sama obecność Rhysa, samo patrzenie na niego stało się źródłem radości. Kocham cię, myślała, i było jej z tym dobrze.
Rozejrzała się dookoła. Ku jej zdumieniu świat niczego nie zauważył i wcale nie zamarł, łódki kołysały się na wodzie, chłopcy dalej dokazywali na deskorolkach, kelner postawił na sąsiednim stoliku karafkę z wodą i zniknął z powrotem w kuchni. Dziewczynki chciwie słuchały słów Rhysa. Nikt się nie zorientował, że jej życie odmieniło się w jednej sekundzie i już nigdy nie będzie takie samo.
– „Czasem czujesz się zniechęcona i nic ci nie pasuje, ale czeka cię długie i szczęśliwe życie”. – Rhys skończył czytać przepowiednię przyszłości dla swej córki i zdjął okulary. – No, czyli wszystko dobrze. A co „Usta Prawdy” powiedziały tobie, Claro? – Wesoło mrugnął ponad stolikiem do Thei, nieświadom, jaki to efekt na niej wywarło.
– „Rzucasz się na oślep w różne przygody, niektóre mogą cię poważnie rozczarować. Masz niespożytą energię, cenisz sobie przyjemności życia”. – Wyraz jej buzi zmienił się, gdy czytała następne zdanie. – „Czasami próbujesz być za sprytna, uważaj, bo możesz przedobrzyć”. Ale głupoty! – wykrzyknęła z oburzeniem, a pozostała trójka wybuchnęła śmiechem.
– Zaczynam wierzyć, że jednak coś w tym jest! – podsumował Rhys.
– Tato, ty też musisz poczytać sobie z ręki! – zażądała Sophie.
Clara poparła ją natychmiast:
– Idź, wujku. Ciociu, ty też.
Ulegli dla świętego spokoju, chociaż czuli się dość głupio, wsuwając dłonie w uchylone kamienne usta. Clara zabrała wydrukowane kartki i wrócili do stolika.
– Ciociu, ja ci przeczytam, dobrze? „Jesteś dobra dla innych, pełna serdeczności i ciepła”. – Z triumfem spojrzała na dorosłych. – Wszystko się zgadza, a wy nie wierzyliście! „Przez długie lata będziesz się cieszyć dobrym zdrowiem. Często szukasz miłości nie tam, gdzie powinnaś”. To o Harrym!
– Kto to jest Harry? – zaciekawiła się Sophie.
– Chłopak cioci Thei. Okropny! – Clara skrzywiła się, jakby zjadła cytrynę. – Bardzo ładnie wygląda i niby mówi miłe rzeczy, tylko że on wcale tak nie myśli!
Rhys zauważył, jak Thea zmieniła się na twarzy, więc powiedział szybko:
– Przeczytaj i moją przepowiednię, bo już schowałem okulary.
To szczęśliwie odwróciło uwagę Clary od Harry’ego.
– Usta Prawdy mówią tak… – zaczęła z namaszczeniem.
– „Jesteś pe… per…” – Odbyła krótką szeptaną konsultację z ciocią i powiedziała powoli: – „Perfekcjonistą. W pracy potrafisz obsesyjnie skupiać się na szczegółach”. Wujku, zgadza się?
– Właściwie tak – przyznał niechętnie.
– Och, słuchajcie! – Clara potoczyła wzrokiem po twarzach otaczających ją osób, by upewnić się, czy aby nie uronią ani jednego słowa. – „Należysz do tych nielicznych szczęściarzy, dla których małżeństwo będzie źródłem nieustającej radości”.
– Teraz więc widzicie, ile warte te wasze Usta Prawdy – skwitował. – Nawet nie wiedzą, że jestem rozwiedziony.
– Ale to pewnie chodzi o drugie małżeństwo – zaoponowała Clara.
– Właśnie – przyświadczyła Sophie. – To o tobie i cioci Thei.
Przez moment panowała cisza.
– Nie bierzemy ślubu z ciocią Theą, Sophie – rzekł Rhys, starannie dobierając słowa. – My przecież tylko udajemy zaręczonych, żebyśmy nie musieli wszyscy ciągle chodzić do Paine’ów.
– Prawda… Cały czas zapominam.
Rhys unikał wzroku Thei.
– Wcale ci się nie dziwię. Ja czasem też o tym zapominam.
– Czy Sophie może zostać na noc? – spytała błagalnie Clara. – To nasza ostatnia szansa! Wujek Rhys mówi, że jutro się nie da, bo skoro wyjeżdżamy tak rano, to wieczorem trzeba będzie się pakować.
Była to też ostatnia szansa Thei porozmawiania z Rhysem. Kiedy dziewczynki pójdą spać, oni zostaną sami i wtedy powie mu o tym momencie, kiedy on włożył okulary, a ona się w nim zakochała. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, lecz taki miała plan, gdyż zachęciła ją tamta chwila w morzu, gdy chciał ją pocałować oraz to, co powiedział Sophie: zdarzało mu się zapomnieć, że tylko udają zaręczonych.
A jeśli zmyślił to na poczekaniu, by Sophie nie poczuła się głupio? Pewność siebie nigdy nie należała do mocnych stron Thei. Przecież właściwie nic nie wskazywało na zaangażowanie ze strony Rhysa. Nie rzucał jej znaczących spojrzeń, nie próbował jej dotknąć niby to przypadkiem…
Przekonawszy ciocię do swego pomysłu, Clara popędziła powiadomić przyjaciółkę. Po kilku minutach zjawiły się obie, a za nimi szedł Rhys z pościelą Sophie. Thea ucałowała dziewczynki na dobranoc.
– Obawiam się, że będą paplać całą noc – mruknął Rhys, gdy niedługo potem zszedł na dół, po zaniesieniu pościeli córki do sypialni Clary. – Dałem im na gadanie pięć minut, a potem surowo kazałem im spać, ale już widzę, jak posłuchają!
Tak bardzo czekała na ten moment, gdy znajdą się sami, a gdy wreszcie nadszedł, czuła przede wszystkim zdenerwowanie.
– Niech robią, co chcą, w końcu wciąż jeszcze są na wakacjach. My też – dodała z pewnym trudem. – Powinniśmy jak najlepiej wykorzystać czas, jaki nam został.
Czyż mogła dać mu lepszą zachętę, by wziął ją w ramiona i zaczął całować, domagając się przy tym, by została z nim do końca życia?
– Chyba masz rację. – Potarł twarz dłońmi, jakby był ogromnie znużony.
– Chodź, napij się czegoś, odpocznij – zaproponowała. – To był męczący dzień.
Gdy znaleźli się na tarasie, podała mu szklankę z zimnym sokiem.
– Dzięki, właśnie tego było mi trzeba…
Usiedli, zapadła cisza. Thea głowiła się, jak mu powiedzieć o swoich uczuciach. Przecież nie nadmieni mimochodem w trakcie rozmowy: „À propos, zakochałam się w tobie”.
– Jesteś dziwnie milcząca – zauważył. – O czym myślisz? O tym, że cię kocham, pragnę i nie wiem, jak mam dalej żyć bez ciebie.
– O naszym wyjeździe. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
Kolejna szansa dla niego. Wystarczy przecież, by odpowiedział: „To wcale nie musi być koniec”.
– Tak, te dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. – Zdobył się na blady uśmiech. – To były piękne wakacje.
Skoro nie zauważał kolejnych zachęt, Thea musiała zdobyć się na odwagę i sama coś zaproponować. Zacznie od tego, że ma mu coś ważnego do powiedzenia. Wzięła głęboki oddech. Trzy, czte… ry! Teraz!
Rhys dziwnie głośno odstawił szklankę i wstał, akurat wtedy, gdy Thea otworzyła usta.
– Lepiej już pójdę – rzekł z nietypowym dla siebie zakłopotaniem.
Wpatrywała się w niego, kompletnie zbita z tropu. Nie mógł iść! Nie w takim momencie!
– Jak to? – wykrztusiła.
– Nie obawiaj się, to nie ma nic wspólnego z tobą. Nie, to znaczy ma, ale… – Urwał, zaklął, wykonał nerwowy gest.
Nigdy go nie widziała w podobnym stanie i to jej pomogło wziąć się w garść.
– Usiądź, dobrze? – poprosiła opanowanym głosem. Przez chwilę stał bez ruchu, po czym gwałtownie usiadł.
– A teraz powiedz mi, o co chodzi.
– O to, co powiedziałaś – wyjaśnił po dobrej minucie czy dwóch. – O wykorzystanie czasu, jaki nam został. Dzisiaj w morzu bardzo chciałem cię pocałować.
– Czemu tego nie zrobiłeś? – szepnęła.
– Ponieważ pojutrze każde z nas wraca do zwykłego życia i wszystko będzie wyglądać inaczej.
– To znaczy jak? – spytała, chociaż odgadła, co usłyszy.
– Taki wyjazd to jakby czas wyjęty z rzeczywistości. Przeżycia stają się intensywniejsze. Teraz jest cudowna noc, ciepło, gwiazdy, miły powiew, zapach kwiatów… Ale w pewnym sensie to nie jest rzeczywiste. Gdy wrócimy do Londynu, te wakacje wydadzą nam się pięknym, krótkim snem.
– Wiem – rzekła ze smutkiem.
– Wybacz, nie chciałem cię zmartwić! Jesteś taka cudowna, a ja… – Zgnębiony, ukrył twarz w dłoniach. – Pamiętam też o Harrym, pewnie nie możesz doczekać się powrotu i spotkania z nim.
Chciała mu powiedzieć, że ona sama o Harrym już nie pamięta, lecz Rhys ciągnął dalej:
– W dodatku wróciłem do Anglii dla Sophie. Zaniedbywałem ją przez lata, teraz chcę być dobrym ojcem i oddać jej do dyspozycji cały mój wolny czas.
Wszystko stało się jasne. W jego życiu nie było miejsca dla niej. Nawet jeśli jej pragnął, co jego słowa zdawały się sugerować, to nie zamierzał się w nic angażować. W imię ważniejszych spraw.
Serce ścisnęło jej się boleśnie, a jedyną pociechą stała się myśl, że na szczęście nie zdążyła przyznać się do swoich uczuć. Niestety, nieodwzajemnionych.
Ale przecież przynajmniej chciał ją pocałować. Musiała zrezygnować z marzeń o wspólnej przyszłości, ale czy musiała wyrzekać się nawet kilku pięknych momentów, gdy znajdowali się sami na tarasie, otuleni przyjazną ciemnością? Mogła przeżyć kilka niezapomnianych chwil, a reszta… Cóż, wzorem Scarlett O’Hary pomyśli o tym jutro.
– Tak, zgadzam się, że wakacje to czas poza rzeczywistością, która wygląda zupełnie inaczej… – zaczęła ostrożnie. – Ale dzisiaj w morzu ja też chciałam cię pocałować.
Gwałtownie uniósł głowę.
"Gwiazdkowi nowożeńcy" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdkowi nowożeńcy" друзьям в соцсетях.