– Oboje z Nickiem bardzo się cieszymy, że Rhys wreszcie sobie kogoś znalazł. Lynda martwiła się o niego, ponieważ ogromnie przeżył ich rozwód. Był zdruzgotany, kiedy od niego odeszła, a ona od tej pory żyje z nieustannym poczuciem winy. – Pochyliła się ku Thei i zdradziła konfidencjonalnie: – Z tego, co wiem, to on za nią szalał.

– Doprawdy? – mruknęła znudzonym głosem Thea, starając się zniechęcić Kate do dalszej rozmowy. Nie chciała słuchać o tym, jak Rhys kochał swoją byłą żonę. Trzeba było mieć skórę grubą jak hipopotam, by mówić podobne rzeczy jego narzeczonej.

W nadziei, że tamta zrozumie aluzję, z powrotem otworzyła swój kolorowy magazyn. Niestety, Kate naprawdę mogła konkurować z hipopotamem.

– Tak. On chyba nie pogodził się do końca z ich rozstaniem – ciągnęła pełnym troski tonem. – Gdy tylko wrócił do Londynu, od razu kupił dom w sąsiedztwie.

– Może chciał mieszkać blisko córki? – podsunęła Thea.

– Lynda też miała taką nadzieję, lecz moim zdaniem on próbował odnowić ich związek. Trudno mu się dziwić, ona jest piękna i niezwykle utalentowana.

– Doprawdy? – powtórzyła Thea, tym razem zdecydowanie chłodniej.

Bez skutku.

– Kilka lat temu założyła własną firmę, oferującą terapie alternatywne. Są niezwykle skuteczne, my wszyscy, którzy z nich korzystamy, możemy o tym zaświadczyć. – Obrzuciła spojrzeniem sylwetkę Thei. – Na pewno zdoła pomóc i tobie, znajdzie sposób, który pozwoli ci zrzucić parę kilogramów.

Thea oniemiała. Co za niewiarygodny brak taktu!

– Jest doprawdy niezwykła. Szalenie inteligentna, zdolna, przedsiębiorcza, twórcza… Moim zdaniem mogłaby odnieść sukces w dowolnej dziedzinie, gdyby tylko chciała.

Szkoda więc, że nie przyłożyła się do uratowania swojego małżeństwa, pomyślała Thea, mająca po dziurki w nosie tych peanów na cześć Lyndy.

– No, ale ja tu gadam, a ty pewnie chcesz wrócić do swojego pisemka – zauważyła Kate. – Szkoda, że ja też nie przyniosłam sobie czegoś do czytania.

Thea podała jej książkę pożyczoną od Nell.

– Proszę.

Na widok okładki Kate zrobiła okrągłe oczy.

– Masz to? Podobno genialne! – Wyraźnie nie spodziewała się, że Thea w ogóle sięga po książki, w których nie ma obrazków. – Lynda czytała ją dwa razy, jest zachwycona.

Thea uśmiechnęła się słodko.

– Dla mnie to jeden wielki bełkot – zacytowała wcześniejsze słowa Rhysa. – Trzymaj ją, jak długo zechcesz.

Wsadziła nos w magazyn, zupełnie już nie przejmując się tym, co Kate sobie o niej pomyśli. Była zupełnie wytrącona z równowagi i dziwnie rozżalona. Po co tamta jej to wszystko opowiadała? Wolałaby nie wiedzieć, jak wielkim uczuciem Rhys darzył byłą żonę. Wolałaby nie wiedzieć, że może wciąż mu zależało na Lyndzie. W tej sytuacji jej cichutkie pragnienie, by podczas tych wspólnie spędzanych wakacji wydarzyło się między nimi… coś miłego, musiało zostać pogrzebane. Związek z Harrym nauczył ją jednego – nie da się konkurować z przeszłością, która jest wciąż żywa. Thea miała serdecznie dość grania drugich skrzypiec.

Rhys wrócił późnym popołudniem. Już z daleka machał do Thei, siedzącej w cieniu po całym dniu opalania się. Rozpromieniła się i dopiero po chwili przypomniała sobie, że miała nie uśmiechać się tak szeroko na jego widok. Ruszył ku niej, okrążając basen.

– Tato, tato, popatrz! – rozległo się nagle.

Rhys stanął jak wryty, gdy zazwyczaj ignorująca go córka po raz pierwszy tak gwałtownie domagała się jego uwagi. Sophie zrobiła stójkę w basenie, przez chwilę nad powierzchnią wody majtały jej nogi, potem dziewczynka wynurzyła się, parskając. Miała bardzo dumną minę.

– Widziałeś?

– Oczywiście! To było wspaniałe! Kiedy się tego nauczyłaś? I jak?

– Dzisiaj. Clara mi pokazała.

– Czyli dobrze się bawisz?

– Aha.

Wróciła do zabawy, nie poświęcając ojcu więcej uwagi, lecz ta krótka chwila porozumienia wyraźnie uszczęśliwiła Rhysa. Był cały zakurzony i wyglądał na zmęczonego, ale oczy mu się śmiały, gdy siadał na sąsiednim leżaku.

– Spacer się udał? – zagadnęła Thea, wbrew postanowieniom uśmiechając się do niego promiennie.

– Tak. – Wyciągnął się na leżaku z błogim westchnieniem człowieka, który nieźle dał sobie w kość, czuje więc, że ma prawo trochę odpocząć i nic nie robić. – Męczący, lecz warto było.

– Znalazłeś jakieś interesujące skały? – spytała lekkim tonem, starając się nie myśleć o tym, że ma ochotę tak się z nim przywitać, jak on się z nią pożegnał. Usiadłaby na brzegu jego leżaka, pochyliła się…

– Całe mnóstwo. Głównie magmowych. Przyniosłem trochę, pokażę je Sophie i Clarze, na pewno chętnie posłuchają o wulkanicznym pochodzeniu Krety. Już sobie przygotowałem taki miniwykład, może przedstawię go po kolacji. Co o tym sądzisz?

Minęła chwila, nim do Thei dotarło znaczenie jego słów i gwałtownie oderwało ją od snucia fantazji, jak to najpierw pocałowałaby go w szyję przy uchu, dokładnie w tym miejscu, gdzie pulsowała mała żyłka. Potem przesunęłaby ustami wzdłuż mocno zarysowanej szczęki… Wykład?!

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – spytała słabo.

– A czemu nie? – odparł z całą powagą, lecz na widok jej miny nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. – Nie obawiaj się, żartowałem! Nie zrobiłbym im tego. – Założył ręce za głowę. – Spędziły w wodzie cały dzień? Muszą być nią nasiąknięte jak gąbki.

– Po południu wyciągnęłam je na dwie godziny na suchy ląd i zjadłyśmy lunch, ale poza tym faktycznie cały czas taplają się w basenie. Opowiedz mi o twoim spacerze. Widziałeś coś jeszcze oprócz skał?

– Tak, poszedłem w góry i znalazłem piękny wąwóz. Bardzo dziki, bardzo malowniczy. – Zerknął na nią. – Może chciałabyś się tam wybrać któregoś dnia?

Thea, która nie planowała dłuższych spacerów niż dookoła basenu, pomyślała o całym dniu spędzonym w jakimś odludnym miejscu na Krecie, gdzie byłby tylko żar lejący się z nieba, ostre światło i zapach dziko rosnących ziół. I Rhys.

– Może faktycznie bym poszła…

Zapadła cisza.

– Cóż… Cieszę się, że udała ci się wycieczka – rzekła Thea, by przerwać milczenie.

– A jednak nie aż tak bardzo, jak się spodziewałem. Może to zabrzmi dziwnie, ale brakowało mi ciebie.

– O – zdołała tylko powiedzieć, a i to naprawdę z największym trudem.

W zamyśleniu spojrzał w stronę basenu.

– I za dziewczynkami. Ja, który przywykłem do samotności i bardzo dobrze ją znoszę… Tymczasem dzisiaj podczas spaceru zastanawiałem się, co robicie, a w końcu tak pożałowałem, że nie ma mnie tutaj… – Jego wzrok znów spoczął na twarzy Thei. – Dlatego wróciłem krótszą drogą.

Musiała sobie stanowczo przypomnieć swoją decyzję o nieangażowaniu się. Nie zamierzała konkurować z jakąś kolejną Isabelle.

– Mnie też ciebie brakowało – rzuciła tak lekkim tonem, jak tylko zdołała. – Musiałam radzić sobie z Kate zupełnie sama!

– Oj! – Skrzywił się, wyrażając w ten sposób zrozumienie i współczucie. – I jak ci poszło?

– Na szczęście nie musiałam dużo mówić, ona gadała za nas obie. Bardzo się cieszy z naszego związku, bo podobno Lyndę ogromnie martwiło, że jesteś sam.

Rhys żachnął się.

– Kate jest ekspertem w moich sprawach, zauważyłaś? Przez cały ubiegły tydzień słyszałem, jak to Lyndę ogromnie martwi sposób, w jaki zajmuję się Sophie. Pozwalam jej jeść niewłaściwe rzeczy, oglądać niewłaściwe programy w telewizji, czytam jej niewłaściwe bajki i kupuję jej niewłaściwe prezenty. Rozumiesz, jestem złym ojcem. – W jego głosie zabrzmiała gorycz, której nie udało mu się ukryć.

– Najpierw prawie w ogóle nie było mnie w życiu Sophie, a teraz popadłem w drugą skrajność i na siłę staram się wszystko nadrobić. Najgorsze, że to pewnie prawda…

– Nawet jeśli tak, to Kate nie ma prawa cię pouczać, jakim powinieneś być ojcem.

– Właściwie powtarza tylko to, co słyszałem już dziesiątki razy od Lyndy… – Westchnął. – Żal mi tych lat spędzonych oddzielnie, tego już nic nie zmieni. Nie znam Sophie tak jak Lynda i nigdy nie będę znał. Mam wyrzuty sumienia.

– Przecież to nie ty je zostawiłeś, tylko żona odeszła od ciebie, zabierając dziecko – przypomniała. – Nie miałeś możliwości regularnie widywać małej.

– Miałem. Wystarczyło wrócić do Londynu, czego żądała Lynda. Ja jednak zbyt kochałem moją pracę i nie umiałem jej rzucić. Po prostu nie umiałem. Ten projekt w Maroku był naprawdę ważny, zależało mi na udziale w nim. Tak więc, wybierając między córką a karierą, wybrałem tę drugą…

Gdyby żona nie postawiła mu ultimatum, w ogóle nie musiałby wybierać, pomyślała Thea. W sumie co tak małemu dziecku szkodziło pobyć parę lat w obcym kraju? Przecież mała nie musiała jeszcze iść do szkoły, więc w czym problem?

Ze znużeniem przeciągnął dłońmi po twarzy.

– Lynda miała dość Afryki, spakowała więc manatki, wróciła do Anglii i od razu przeprowadziła rozwód, żeby móc zacząć od nowa. Tymczasem ja po upływie roku byłem gotów wrócić również, ale ona wtedy wpadła na pomysł rozkręcenia własnego biznesu, by potem móc posłać Sophie do najlepszych szkół i zapewnić jej dobry start. Potrzebowała jednak środków, więc zwróciła się do mnie. W Londynie nie zarobiłbym tyle, co w Maroku, więc zostałem i wysyłałem im pieniądze. Kiedy firma Lyndy zaczęła przynosić zyski, przeniosłem się do Londynu. Boję się jednak, że jest już za późno… Nie dam rady nadrobić tych kilku lat. Sophie trzyma się na dystans.

– Daj jej czas. Zobacz, czekała teraz na ciebie, by ci pokazać, jak staje w wodzie na rękach. Właśnie takie małe kroczki potrafią zaprowadzić najdalej. Ona nie zmieni się w kochającą córeczkę z dnia na dzień.

– Masz rację – przyznał z westchnieniem.

– W jednej kwestii muszę przyznać rację Kate – ciągnęła łagodnym tonem. – Nie staraj się aż tak bardzo, nie próbuj niczego nadrabiać. Bądź sobą i pozwól Sophie być sobą. Ona i tak cię kocha, po prostu dlatego, że jesteś jej ojcem, ale jeszcze nie potrafi tego okazać. Pozwól jej więc kochać cię tak, jak umie, nawet jeśli na razie wygląda to tak, jakby umiała tylko dąsać się na ciebie.