– Je też jestem szczęśliwa. – Uśmiechnęła się. – Bardzo szczęśliwa.
– Chyba powinienem teraz poszukać twego ojca -rzekł.
– Tak – potwierdziła.
Ale gdy odprowadził ją na dół, nie mogła pójść do salonu, do matki i babki. Obie wiedziały, co się dzieje, i płonęły z ciekawości i podniecenia. Podobnie zresztą jak księżna i matka Jacka. Nie mogła tam iść i siedzieć obok nich, gawędząc o pogodzie i udając, że nic niezwykłego się nie wydarzyło.
Pobiegła więc do sali balowej, myśląc, że nikogo w niej nie będzie, gdyż próba miała się odbyć przed południem. Lecz zastała tam Isabellę, która sprawdzała akustykę pomieszczenia, wydając dziwne dźwięki.
– Och, przepraszam – rzekła Juliana i wycofałaby się, gdyby Isabella nie uśmiechnęła się i nie zatrzymała jej.
– Wejdź, proszę – powiedziała. – Czas skończyć na dzisiaj.
Juliana była ostatnią osobą, z którą miała ochotę rozmawiać. Isabella spędziła okropną, bezsenną noc, przewracając się z boku na bok i rozważając, co by było, gdyby dziewięć lat temu nie uciekła, lecz powiedziała Jackowi prawdę. A kiedy wreszcie zasnęła, śnił jej się Marcel: kurczowo trzymając się krawędzi lodu, powoli zsuwał się pod wodę. Budziła się kilka razy, chwytając powietrze, jakby to ona tonęła.
Dziś musiała wreszcie pogodzić się z myślą, że to ostateczny, nieodwołalny koniec. Właściwie wszystko skończyło się już dziewięć lat temu. Zapomniała o Jacku i żyła swoim życiem. W ciągu tych lat osiągnęła bardzo dużo. Ale dopiero dziś uświadomiła sobie, że aż do wczoraj sprawa nie była zakończona.
Wczoraj oboje wyznali, że kochali się niegdyś. I wczoraj pożegnali się na zawsze.
Zupełnie nie miała teraz ochoty rozmawiać z dziewczyną, z którą Jack zamierzał się ożenić. A przecież to taka niewinna, słodka istota. I bez wątpienia bardzo zakochana w Jacku. Bo jakaż kobieta mogłaby się oprzeć jego zalotom?
– Nie chciałam ci przeszkadzać – rzekła Juliana, lecz weszła do pokoju. – Szukałam jakiegoś ustronnego miejsca.
– Masz więc całą tę salę do dyspozycji, jeśli chcesz -odparła Isabella nie przestając się uśmiechać.
Patrzyła, jak dziewczyna bierze głęboki oddech i powoli wypuszcza powietrze.
– Czy kiedykolwiek czułaś się tak przerażona, że chciałabyś gdzieś uciec z krzykiem?
– Tak – odrzekła Isabella. – Czułam się tak wczoraj na ślizgawce. Czy coś się stało?
– Tylko to, czego się spodziewałam od tygodnia – powiedziała Juliana. – Jack rozmawia właśnie w tej chwili z moim ojcem. Uzgadniają sprawy związane z naszym małżeństwem. Jutro zostaną ogłoszone zaręczyny… chyba na balu.
Uśmiechnęła się promiennie.
Isabella poczuła się, jakby ktoś wbił jej nóż w serce i jeszcze obracał nim w ranie.
– I jesteś przestraszona? – zapytała. – Czyż to nie jest zwykły lęk towarzyszący podobnym okazjom? Masz jakieś wątpliwości co do swoich uczuć?
– Jakżebym mogła? – odrzekła Juliana. – To mężczyzna, o jakim marzyłaby każda kobieta, czyż nie? Przystojny, bogaty, czarujący. I okazało się, że nie jest taki, jakim wydawał mi się na początku. Myślałam wtedy, że to cyniczny, zimny człowiek. Ale myliłam się. Bardzo go lubię. I podziwiam za to, co wczoraj zrobił, choć na pewno wszyscy inni mężczyźni także pospieszyliby z pomocą, gdyby byli bliżej. Chyba mam wielkie szczęście. A on powiedział, że uczyniłam go najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Och, Jack! Nóż wbił się głębiej. Dlaczego musiała wrócić po lunchu do sali balowej? Dlaczego tego popołudnia nie zajęła się dziećmi? Oczywiście wiedziała dlaczego. Czuła się przygnębiona po tym, jak księżna poprosiła ją, by zgodziła się na udział Jacqueline w wieczornym koncercie. Isabella podejrzewała, że to był pomysł Jacka. Widziała, co się dzieje z jej córką – najpierw pragnienie dążenia do perfekcji, potem chęć zaprezentowania swego talentu publiczności.
– A jesteś szczęśliwa? – zapytała cicho. Nie chciała znać odpowiedzi. Jaka by była – nie chciała jej znać.
– Howardowi bardzo podoba się Rosę Fitzgerald -rzekła szybko Juliana. – Chodziliśmy razem na spacery, ja z Fitzem… z panem Bertrandem Fitzgeraldem… by Howard mógł spędzić trochę czasu z Rosę. Polubiłam Fitza. Dobrze się przy nim czuję. Śmieję się bez skrępowania i nie muszę myśleć o tym, co mam powiedzieć. Jest taki… niegroźny. Ale dwa dni temu pocałował mnie przy mostku, bo jak powiedział, nie udało mu się pocałować mnie pod jemiołą. To nic nie znaczy… Zupełnie nic… A poza tym on musi pracować na życie, choć jest szlachetnie urodzony. Pracuje jako zarządca majątku. Papa nigdy by… To nic takiego, prawda, Isabello? Jestem głupia. Chciałabym mieć trochę twojego doświadczenia i pewności siebie!
Och, nie! Wielkie nieba, tylko nie to!
– Nawet osoba o wielkim doświadczeniu życiowym nie mogłaby ci odpowiedzieć na to pytanie, Juliano – odparła. – Ty sama musisz to zrobić. Przykro mi.
A jednak desperacko pragnęła dać jej radę. Chciała powiedzieć: nie wychodź za niego! Tylko jeśli kochasz go całym sercem. A nawet wtedy nie. Nie wychodź za Jacka. Nie za niego. Błagam! Tak jakby mógł ożenić się z nią, gdyby nie poślubił Juliany! Z kobietą, którą niegdyś kochał – niegdyś… Z kobietą, która była jego kochanką.
Co za straszliwa ironia losu, że Juliana wybrała właśnie ją na powierniczkę.
– Musisz rozważyć wszystko i zrobić to, co uważasz za najlepsze – rzekła. – To brzmi głupio i nie jest żadną odpowiedzią. Ale nie mogę ci powiedzieć nic innego, Juliano.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
– Właściwie nie potrzebuję odpowiedzi – odparła. -Sprawa jest już postanowiona. Powiedziałam „tak" i Jack poszedł porozmawiać z papą. Chyba miałaś rację: w chwili gdy zapada decyzja dotycząca twej przyszłości, panika jest naturalnym uczuciem. Czułaś kiedyś coś takiego?
– Mhm – odrzekła Isabella.
– Ale twoje małżeństwo było szczęśliwe?
– Tak.
Było szczęśliwe. Lubiła i szanowała Maurice'a, a on ją uwielbiał. Kiedy zdobył się na coś tak niewiarygodnego i zaproponował jej małżeństwo, przysięgła sobie, iż uczyni go szczęśliwym. I udało jej się to. Choć po ślubie nie zrezygnowała z kariery – zresztą za namową Maurice'a -przekonała się w ciągu tych lat, że w życiu liczą się tylko ludzie. Maurice, Jacqueline, Marcel byli jej najdrożsi. I Jack, o którym nie mogła zapomnieć.
– Tak, byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Bo zależało mi na tym. Bo postanowiłam sobie, że tak będzie. Wiele rzeczy zdarza się w życiu bez twojego udziału, jak na przykład miłość. Znacznie więcej jednak można wypracować. Możesz w dużym stopniu kształtować swoje życie, zamiast zdać się na łaskę losu. Lecz nie zamierzam głosić ci kazań.
Ale Juliana uśmiechała się.
– Jesteś naprawdę bardzo mądra – rzekła. – Wiedziałam o tym. To, co powiedziałaś, przemawia do mnie: twoje małżeństwo było szczęśliwe, bo zależało ci na tym i zabiegałaś o to. Dzięki tobie poczułam się lepiej. Ja też będę szczęśliwa. I uczynię Jacka szczęśliwym.
Nóż w jej sercu znowu się obrócił.
– Szkoda tylko, że nie wiem, czy już teraz jest szczęśliwy – powiedziała Juliana. – Jak myślisz? Czy jako postronny obserwator dostrzegasz to?
– To dżentelmen – odparła Isabella. – Będzie dla ciebie dobry, Juliano.
– Tak. – Uśmiechnęła się. – Wiem o tym. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś i udzieliłaś mi rady. Chciałabym kiedyś ci się odwzajemnić, jak przystało na przyjaciółkę. Ale ty jesteś taka… taka spokojna i opanowana. Jestem pewna, że nie masz żadnych problemów.
– Tak sądzisz? – zdziwiła się Isabella.
– Przepraszam – rzekła Juliana. – Straciłaś męża. Musi ci być ciężko bez niego. Ale masz dzieci, urodę, talent aktorski i sławę. Nie mogę się już doczekać jutrzejszego wieczora, by zobaczyć cię na scenie.
– Inni też dobrze grają – odparła Isabella, czując się już pewniej i kierując w stronę drzwi. – Perry jest cudownie przewrotnym Shylockiem, a Alex denerwująco władczym Petruchiem. Otello Jacka to smutny, umęczony człowiek. A Freddie w roli Gracjana – zaśmiała się – jest niespokojnym duchem i przeważnie odzywa się w zaskakujących momentach. Annę próbuje narzucić Emilii swój sposób myślenia i świetnie jej to wychodzi. Jutrzejszy wieczór zapowiada się zabawnie.
Część jutrzejszego wieczora.
Zaśmiała się sztucznie, wychodząc z sali balowej. Juliana podążyła za nią.
Rozdział szesnasty
Fortepian i inne instrumenty zostały wysunięte na środek pokoju muzycznego, a wokół nich półkoliście ustawiono puste krzesła.
– Tak jak na koncercie w Mayfair w szczycie sezonu
– mruknął Charles Lynwood do żony.
Martin miał być mistrzem ceremonii. – Przedtem był zdania, że to całkiem zbędna rola, ale teraz stwierdziła księżna najwyraźniej szykuje wielką galę. Nagle pożałował, iż nie przygotował sobie zapowiedzi. Kaszlnął nerwowo i spojrzał na program, który trzymał w ręku.
Książę był jak zwykle mrukliwy. Księżna wyglądała i zachowywała się jak królowa. Wszyscy pozostali byli potulni jak owieczki, ponieważ niemal każdy miał wystąpić na koncercie.
– Zawsze uważałam, że to nie w porządku – szepnęła Prue do męża. – Babcia i dziadek nigdy nie biorą udziału w koncertach czy przedstawieniach teatralnych, ale reszta nie ma w tej kwestii żadnego wyboru. Powinniśmy się zbuntować, nie sądzisz?
– Byłem tego zdania, kiedy tylko ożeniłem się z tobą
– stwierdził. – A jednak na dzisiejszy wieczór przygotowałem barytonowe solo. Moi bracia przez miesiąc śmialiby się ze mnie, gdyby o tym wiedzieli. Jeśli im powiesz, to cię uduszę. Twoja babka ma w sobie coś niesamowitego. Ale jeszcze dokładnie nie wiem, na czym to polega.
Trójka dzieci, która miała wystąpić podczas koncertu, bała się i siedziała z szeroko otwartymi oczami na brzeżkach krzeseł. Davy i Meggie otrzymali przywilej uczestniczenia w rodzinnym koncercie tylko dlatego, że ukończyli dziesięć lat – mieli w duecie zagrać na fortepianie. Siedmioletnią Jacqueline księżna osobiście poprosiła o zagranie na skrzypcach.
"Gwiazdka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka" друзьям в соцсетях.