Teraz jednak przyjemnie było iść obok Howarda i rozmawiać, nie będąc zmuszoną do najmniejszego wysiłku intelektualnego.
Ten poranek okazał się bardzo miły. Pani Fitzgerald, która wyglądała na zmieszaną, kiedy Bertrand dokonywał prezentacji, zaprosiła ich do saloniku na herbatę, ciasto bakaliowe – upieczone przed świętami na próbę, jak wyjaśniła – oraz słodkie bułeczki. Pastor też wyszedł ze swego gabinetu, przysiadł się do nich i zabawiał gości rozmową, podczas gdy oni delektowali się ciastem.
Potem Howard, patrząc znacząco na siostrę, jakby liczył na poparcie, zapytał, czy Fitz i panna Fitzgerald nie mieliby ochoty na przechadzkę, gdyż na dworze jest tak przyjemnie i rześko – choć ciemne chmury na niebie zdawały się przeczyć jego słowom. W odpowiedzi na to pastor zauważył, że chyba zapowiada się śnieg na Boże Narodzenie.
– Ubierz się ciepło, kochanie – rzekła pani Fitzgerald do córki.
Kiedy wyszli z domu, Howard podał ramię pannie Fitzgerald – co zresztą nie było dla Juliany zaskoczeniem.
Nie pozostało jej więc nic innego, jak wziąć pod ramię pana Fitzgeralda, i we czwórkę udali się na spacer -najpierw wiejską alejką, potem polną ścieżką biegnącą wzdłuż porośniętego mchem muru Portland House, aż wreszcie wyszli na otwartą przestrzeń.
Julianie nie przeszkadzało to, że szła z niemal obcym dżentelmenem. Choć nie był wybitnie przystojny, pan Fitzgerald miał bardzo miłą powierzchowność i pogodną twarz. Mógł być osiem czy dziewięć lat starszy od niej, ale nie czuła się onieśmielona z powodu różnicy wieku między nimi. Był jednak tylko synem duchownego i musiał zarabiać na życie jako zarządca majątku. Nie było w nim nic takiego, co by ją peszyło. Nie czuła się niepewna czy zbyt dziecinna jak na swoje lata.
Zadawał jej różne pytania i Juliana stwierdziła, że łatwo jej przychodzi mówienie o sobie i swoim życiu, choć w ciągu dziewiętnastu lat nie wydarzyło się w nim przecież nic szczególnego. Pan Fitzgerald natomiast opowiadał jej o swej pracy, która najwyraźniej go interesowała i satysfakcjonowała. Mówił też o rodzinie księcia i księżnej Portland – o dzieciństwie, które spędził z młodszymi członkami rodu, i o figlach, które płatał razem z nimi. Rozśmieszył ją i od razu poczuła się dobrze w jego obecności.
Jak zauważyła, Howard też czuł się znakomicie w towarzystwie Rosę, którą Juliana uznała za słodką i śliczną – i tylko rok czy dwa lata starszą od niej. A gdy wszyscy czworo zatrzymali się na chwilę, by podziwiać w oddali sylwetkę Portland House, zaczęła rozmowę z Rosę i już tak szły obok siebie, gawędząc niczym najlepsze przyjaciółki. Juliana uświadomiła sobie, że łatwiej jej jest rozmawiać z Rosę niż z hrabiną – może dlatego, że obie w równym stopniu były zaangażowane w konwersację. Juliana zdała sobie sprawę, iż lady de Vacheron jest wdzięcznym słuchaczem, ale nic nie mówi o sobie.
Rosę opowiadała, jak przyjemnie być w domu przez całe dwa tygodnie. I jak lubi dzieci, którymi się zajmuje. I o samotności, która byłaby jeszcze bardziej nieznośna, gdyby brat nie pracował w tym samym domu co ona.
W pewnej chwili Rosę uśmiechnęła się do Juliany przepraszająco.
– To okropne, że opowiadam pani takie rzeczy -powiedziała. – Nigdy z nikim o tym nie mówię, nawet z mamą. Z niektórymi ludźmi od razu tak dobrze się rozmawia. Pani do nich należy, panno Beckford. Proszę mi wybaczyć, że obarczam panią swoimi problemami.
– Niech mi pani mówi po imieniu – rzekła impulsywnie Juliana.
– Och, jak mi miło. Ja jestem Rosę.
Gawędziły w najlepsze, dopóki Howard, który tymczasem rozmawiał z panem Fitzgeraldem, nie zawołał ich i znowu nie porwał Rosę. Juliana miała nadzieję, że brat nie będzie zbyt ostentacyjnie flirtował. Polubiła Rosę i nie chciała, by dziewczyna została zraniona – a przecież sama przyznała, że czuje się samotna. Howard studiował parę lat na uniwersytecie i jakiś czas spędził w Londynie, Juliana przypuszczała więc, że miał pewne doświadczenie w sztuce uwodzenia kobiet, choć z pewnością nie robił wrażenia tak obytego w świecie jak pan Frazer.
Domyślała się też, że pan Frazer posuwał się dalej niż tylko do flirtu z kobietami. Zarumieniła się mocno na samą myśl o czymś tak nieprzyzwoitym.
Kiedy jakiś czas potem wracali z Howardem do Port-land House przez park, Juliana poczuła się szczęśliwsza niż przed paroma godzinami i jakby odrodzona. Odsunęła od siebie myśl, że nie ma ochoty wracać do pałacu.
– Na Jowisza – powiedział Howard – kolejne dni już nie wydają się takie ponure, Julie. Nigdy byś się nie domyśliła, że Rosę i Ruby Lynwood są siostrami, nieprawdaż?
Cała rodzina po śniadaniu udała się do sali balowej, żartując, śmiejąc się i wygłupiając. Ale wszyscy natychmiast spoważnieli, kiedy weszli do sali i zastali tam Claude'a i hrabinę de Vacheron, którzy stali pośrodku, rozmawiając cicho.
Chociaż hrabina wyglądała jak zwykle pięknie, tego ranka nie była ubrana w żaden wspaniały czy olśniewający strój. Miała na sobie prostą wełnianą suknię w kolorze ciemnozielonym, a jej złote włosy były zaczesane do tyłu i upięte w skromny kok na karku.
Wszyscy jednak od razu zobaczyli w niej tę wielką de Vacheron, która grała dla samego potwora z Korsyki, cesarza Napoleona, i zrobiła na nim tak duże wrażenie, że
– jak wieść niesie – aż skłonił się przed nią, a następnie uklęknął. Gorąco oklaskiwał ją sam książę Walii, który wstał z miejsca, a za jego przykładem poszli wszyscy widzowie w teatrze. Na jej cześć wydano także przyjęcie w Carlton House.
Wchodząc więc do sali balowej, czuli się onieśmieleni myślą, że oto niektórzy z nich będą mieli czelność z nią grać. Niepewnie stanęli zatem pod ścianami.
– Pomyślałby kto, że podtrzymujemy walące się mury
– mruknął ironicznie Peregrine do Connie i Sama.
– Jak jakieś gołowąsy na swym pierwszym balu -szepnął Alex do Jacka.
Wtedy Claude i hrabina podnieśli głowy. Claude zmarszczył czoło, a ona się uśmiechnęła.
Nie minęło jeszcze południe. Gdybym był teraz u Reggiego – pomyślał Jack – leżałbym w łóżku. Nie sam oczywiście i niekoniecznie śpiąc. Ale w łóżku. Dałby wszystko, aby być tam w tej chwili. I nie dlatego, że musiał się starać o rękę swej przyszłej żony. Nie, wcale nie dlatego.
Belle i Perry ze swą drużyną naturalnie wygrali zgadywanki zeszłego wieczora. To niesprawiedliwe, że oboje znaleźli się po jednej stronie. Belle była tak radosna, jakby nic nie zaszło w pokoju muzycznym. Więc on też był wesół.
– Co wy robicie, na Boga? – zapytał Claude. – Wyglądacie, jakbyście stali przed plutonem egzekucyjnym.
W odpowiedzi dały się słyszeć niepewne śmiechy i wszyscy postąpili parę kroków do przodu. Wszyscy poza Jackiem, który nieco się odwrócił i oparł plecami o ścianę. Skrzyżował ręce na piersiach.
Kiedyś nienawidził tego, że Belle jest aktorką. Po prostu nienawidził. I chociaż wiele razy widział ją na scenie, nie chciał przyznać, że jest utalentowana. Była piękna. To jej uroda zwracała uwagę widzów. Mężczyzn przyciągała do teatru możliwość oglądania jej, spotkania się z nią za kulisami i kupienia jej względów. I nic ponadto. Albo usiłował to sobie wmówić. Nie rozumiał wtedy złożoności całej sprawy.
Nie powinien był zabrać jej do pokoju w gospodzie, kiedy dowiedział się, że jest aktorką. Mógłby to zrobić, gdyby jej tylko pożądał. Ale beznadziejnie się w niej zakochał. Gdy zobaczył ją na scenie, powinien był wyjść z teatru i tej wiosny omijać z daleka Hyde Park. Może wówczas oszczędziłby sobie goryczy.
Z zamyślenia wyrwał go jej śmiech.
– Obiecuję, że was nie zjem – powiedziała. Zgromadzeni zaśmiali się już trochę pewniej.
– Przykro mi, że zajmuję wam wolny czas i zmuszam was do pracy. Ale jak powiedziałam księżnej, nie musicie uczyć się na pamięć swoich kwestii ani nawet jakoś szczególnie odgrywać ról. Jeśli tylko będziecie czytać odpowiednie partie, przyrzekam, że ja wezmę na siebie cały ciężar przedstawienia.
Wielki Boże – pomyślał Jack mrużąc oczy – ona jest równie sprytna jak babka. Jego krewni natomiast pospieszyli z jedyną możliwą odpowiedzią.
– Ależ, hrabino – odezwał się Perry – grać z panią to dla nas ogromna przyjemność. Wbrew temu, co mogłoby się pani wydawać. Nie moglibyśmy spojrzeć sobie potem w oczy, gdybyśmy nie postarali się zagrać najlepiej, jak potrafimy, i nie nauczyli się tekstu na pamięć. Byłby wstyd, gdyby ktoś musiał nam go podpowiadać.
– Jeśli człowiek poważnie się do tego zabierze, łatwo jest się nauczyć roli na pamięć – powiedziała Annę. -I nietrudno wcielić się w graną postać, jeżeli myśli się o niej, a nie o sobie.
– Niech mnie kule biją! – Freddie włączył się do rozmowy. – Ostatnim razem nauczyłem się swojej kwestii i nawet ją zapamiętałem. Jeśli mnie się udało, i wy dacie sobie radę. Bo ja nie jestem zbyt inteligentny, hrabino.
– Ależ, Freddie – rzekła Annę ze słodyczą, która zwykle bawiła, a jednocześnie wzruszała Jacka. – To nieprawda. Po prostu jesteś rozważniejszy niż większość ludzi i zastanawiasz się nad tym, co masz powiedzieć.
– W żadnym razie nie chcielibyśmy zepsuć ci przedstawienia, Isabello, nie przygotowawszy się do niego -dodał Alex. – A odrobina pracy nikomu nie zaszkodzi, jak sądzę.
I powiedział to Alex, ten, który gotów był dopuścić się brutalnego morderstwa – pomyślał Jack z niesmakiem.
– Bez wątpienia uzna nas pani, hrabino, za zwykłych amatorów – rzekł Claude. – Ale przed Bożym Narodzeniem każdy będzie już znał swą rolę i zagra ją tak, jak powinna być zagrana. W przeciwnym razie będzie się tłumaczyć przede mną.
– Cudownie. – Isabella splotła dłonie i uśmiechnęła się uroczo do wszystkich. – Doskonale.
Jej wzrok napotkał spojrzenie Jacka stojącego po drugiej stronie sali balowej.
Claude postanowił, że aktorzy przeczytają role wszystkich postaci występujących w wybranych fragmentach sztuk, tak by jako reżyser mógł się zorientować, co może osiągnąć z takimi amatorami. Potem wyznaczy się plan prób dla każdej sceny.
"Gwiazdka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka" друзьям в соцсетях.