– Cherie – przemówiła do niej. – Tak się bałam, kiedy nie mogłam cię znaleźć. Co bym zrobiła bez mojej małej dziewczynki? A potem byłam tak szczęśliwa, gdy zobaczyłam cię całą i zdrową, że aż się zdenerwowałam. Nie chciałam, żebyś płakała. Wybacz mi.
– Mamusiu – wyszeptała dziewczynka. – Ten pan powiedział, że to było piękne. Poprosił, abym coś jeszcze zagrała. Powiedział, że powinnam brać lekcje.
Ten pan. Och, Jack, Jack!
– Mnie też to powiedział – odrzekła Isabella. Nastąpiła minuta ciszy.
– Mamusiu…?
– Zobaczymy po świętach, kiedy wrócimy do domu -powiedziała Isabella. – Może coś wymyślimy. – Ułożyła córeczkę w łóżku, otuliła ją kołdrą i uśmiechnęła się. -Zaśniesz teraz?
– Tak, mamo – odrzekła Jacqueline. Lecz gdy Isabella odwróciła się, by wziąć świecę i wyjść po cichu z pokoju, dziewczynka zawołała: – Mamo! Myślałam, że umrę, kiedy nie pozwoliłaś mi zabrać ze sobą skrzypiec do Anglii.
– Możemy zamówić nowe – odparła Isabella czując, jak mięknie jej serce. – Trochę większe, bo jesteś już dużą dziewczynką.
Ale tylko na specjalne okazje. Trzeba będzie to kontrolować.
Schodząc po schodach Isabella czuła się, jakby Jack wyprowadził ją na manowce. Tak jej zależało, by Jacqueline zapomniała o skrzypcach, by uratować ją przed nią samą. A jednak chyba jej się to nie uda.
Ten pan. Och, jak dziwnie boleśnie zabrzmiały te słowa w ustach jej córki!
Rozdział ósmy
Jack usiadł na taborecie przy fortepianie, uchylił wieko instrumentu i zaczął grać – lekko, od niechcenia. To dziwne, ale często w ten sposób próbował leczyć insomnię. Muzyką. Muzyką albo miłością fizyczną. Odkąd stał się dorosły – raczej miłością. Z Belle poznał moc tego narkotyku, jakim jest akt miłosny i później zasypianie w miękkich ramionach. Te same potrzeby zaspokajał potem z innymi kobietami. Ale nigdy nie było to takie słodkie uczucie jak z Belle.
Teraz jej ciało stało się pełniejsze, bardziej dojrzałe, niż się spodziewał. I ciągle sprawiało, że puls zaczynał mu szybciej bić. Zastanawiał się, czy poczuła, jak na niego działa, gdy się dotknęli. Miał nadzieję, że nie, ponieważ szybko odsunął się i stanął za fortepianem.
Pomyślał o drobnej dziewczynce, która była jej córką, i o tym, jak nieporadnie wyglądała z za dużymi dla niej skrzypcami opartymi o podbródek. I o muzyce, nie uładzonej, lecz tętniącej emocjami, która tak dodawała małej urody. Córeczka Belle. Tak bardzo go ujęła, bo poczęła się z ciała Belle. I de Vacherona.
Dziesięć lat temu był zbyt młody, zbyt nieśmiały, zbyt niedoświadczony, by zrozumieć talent Belle. Próbował go ignorować, ograniczać, stłumić tę pasję Belle i wypełnić jej życie czymś innym. To, że była taka utalentowana, drażniło go, denerwowało i niepokoiło. Nienawidził tego, iż była aktorką.
A może wszystko potoczyłoby się inaczej? Gdyby był tak samo dumny z jej aktorstwa jak z niej samej? Gdyby pomagał jej w karierze, gdyby występowali oficjalnie jako para, a nawet pobrali się? Matka i dziadkowie nie przeżyliby, gdyby ożenił się z aktorką i swoją utrzymanką. Gdyby jednak zrobił to wszystko, na co odważył się de Vacheron, i machnął ręką na konwenanse? Gdyby miał być ojcem jej dzieci?
Czy to by coś zmieniło? Gdyby przezwyciężył zazdrość, jaką zawsze odczuwał w stosunku do tych, którzy byli przed nim – jej kolejnych opiekunów i przypadkowych klientów? Czy mógł nie myśleć o tych mężczyznach, wielbicielach i pochlebcach, którzy mieli ją w zielonym pokoju w teatrze, kiedy już była z nim? Wiedział o nich i ona sama na końcu otwarcie się do tego przyznała. Podczas ostatniej kłótni, po której już się nie widzieli – aż do teraz.
Gdyby zaakceptował jej marzenia i znosił to, że Belle nie wystarczały tylko westchnienia wielbicieli, czy wtedy związałaby się z nim na stałe? Bo przecież w końcu poświęciła się jednemu mężczyźnie, gdy zniknęła i po roku albo dwóch latach pojawiła się we Francji. Do Anglii nie dotarła żadna plotka o niej – lecz tylko wieść, że jej sława rośnie, a karierą aktorki interesuje się osobiście cesarz Napoleon. Także od chwili powrotu Belle nie słyszał, by jej imię łączono z imieniem jakiegoś mężczyzny, nawet spośród tych najbogatszych i najbardziej utytułowanych dandysów, którzy właśnie w teatrach wynajdowali sobie kurtyzany i utrzymanki, chwaląc się wszem i wobec swymi podbojami miłosnymi.
Babka nie zaprosiłaby jej do Portland House, gdyby choć w najmniejszym stopniu otaczała ją aura skandalu.
Gdyby był starszy, bardziej doświadczony i wyrozumiały, czy sprawy potoczyłyby się inaczej? Pewnie nie -stwierdził, kończąc utwór, który grał tak mechanicznie, że niemal nie wiedział, co gra. Nawet teraz, gdy miał trzydzieści jeden lat i gdy Belle nic już dla niego nie znaczyła, zapłonął gniewem na myśl, że mieli ją jacyś mężczyźni, kiedy on ją kochał i otaczał opieką. Nie, nigdy nie potrafiłby dzielić się nią z innymi. Nie był nawet pewien, czy nie czułby się zazdrosny o tę jej cząstkę, którą oddała sztuce. Jeśli się ożeni – kiedy się ożeni – chciałby mieć pewność, że tylko on poznał ciało swej żony i tylko on jeden będzie je znał. Chciałby wiedzieć, że jest jej pierwszym i ostatnim mężczyzną. I że ona nie dopuszcza myśli, że mogłoby być inaczej.
Z determinacją zaczął myśleć o Julianie, której od dłuższego czasu nie poświęcił ani chwili uwagi. Flirtował z Rosę przy herbacie i podczas obiadu, a potem odprowadził ją i Fitza do domu. A po powrocie… Wydawało mu się, że od tej chwili minęło mnóstwo czasu. Nie miał pojęcia, która jest godzina. Północ? A może później?
Drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich głowa Peregrine'a.
– Więc tu się ukrywasz – rzekł otwierając szerzej drzwi. – Wyglądasz jak umierający z miłości łabędź, Jack. Ona jest w salonie, stary, i bez wątpienia z bijącym sercem czeka, aż wrócisz. I zaraz zaczną się zgadywanki. Twoja drużyna bardzo potrzebuje ciebie i twoich umiejętności. W moim zespole będzie hrabina – kiedy wróci z pokoju dziecinnego. Może wolisz od razu się poddać i zaoszczędzić sobie i swojej drużynie kompromitacji?
Spojrzał na Jacka łobuzersko i mrugnął okiem.
Jack wstał.
– Poddać się? – powtórzył. – Nigdy, Perry, stary druhu! Nie ma o tym mowy, dopóki przeciwnik nie położy mi obutej nogi na piersi i nie przystawi miecza do gardła. A nawet wtedy mógłbym mu jeszcze wybić oko. Zgadywanki, mówisz? W tym jestem niepokonany. Prowadź więc.
Peregrine zaśmiał się i zniknął za drzwiami.
Następny dzień miał być pracowity – księżna dokładnie opracowała plan zajęć. Czuło się, że święta są już blisko – stwierdzili zgodnie członkowie rodziny. Księżna dokładała bowiem wszelkich starań, by jej krewni i goście mieli mnóstwo atrakcji i świetnie się bawili – oczywiście w jej rozumieniu. Babka nigdy nie mogła zrozumieć, że dla większości ludzi Boże Narodzenie to czas błogiego lenistwa i biesiadowania – zauważył Alex w gronie osób, które podzielały jego zdanie.
Na rano wyznaczono próbę z udziałem wszystkich aktorów, którzy mieli dostać swoje role i dowiedzieć się, co konkretnie mają robić. Po południu każdy, kto nie był obłożnie chory, miał iść do parku i zbierać choinę do udekorowania domu – będzie o wiele zabawniej zrobić to samemu niż powierzyć owo zadanie służbie, jak wyjaśniła księżna. A po powrocie mieli się zająć ozdabianiem hallu i salonów.
Wszyscy, którzy mieli trochę wolnego czasu („Co, proszę?" – wymownie skomentował to Martin w rozmowie z Maud), mogli w pokoju muzycznym albo salonie ćwiczyć przed koncertem, jaki miał się odbyć w Wigilię przed wyjściem do kościoła.
W sali balowej zebrała się większość rodziny. Przedstawienia teatralne zwykle nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Tym razem jednak możliwość zobaczenia hrabiny de Vacheron podczas próby zwabiła wiele osób.
A także chęć zobaczenia, jak wygłupiają się inni – złośliwie powiedziała Hortense do męża.
Juliana zapewne także poszłaby do sali balowej, gdyby brat po śniadaniu nie wziął jej na stronę i nie zagadnął:
– Wybieram się przed południem na spacer. Może nawet pójdę do wioski i złożę wizytę na plebanii. Nie chciałabyś wybrać się ze mną, Julie?
– Na plebanię? – zastanowiła się. – Ale przecież nie zostaliśmy przedstawieni pastorowi i jego żonie, Howardzie. Czy możemy pójść tam sami?
– Plebania to miejsce, gdzie każdy może wstąpić bez wcześniejszych formalności – odparł. – Poza tym wczoraj poznaliśmy Fitza i pannę Fitzgerald.
Powiedział to jakby od niechcenia, ale Juliana zbyt dobrze znała brata, by dać się zwieść.
– Aaa – rzekła śmiejąc się i porozumiewawczo trącając go w ramię. – To ładna panna, nieprawdaż? Ale jest tylko guwernantką, Howardzie. Papa nie będzie zadowolony.
– Wielkie nieba, Julie – rzekł lekko poirytowany. – Nie zamierzam od razu jej się oświadczyć. Ale chyba widzisz, ile jest w Portland House niezamężnych czy nie zaręczonych kobiet. Tylko ty. No właśnie. A ty jesteś moją siostrą.
Przez chwilę zastanowiła się nad tym. Do tej pory nie przyszło jej do głowy, że Howard może się tu nudzić. Ale rzeczywiście miał rację. Albo prawie.
– Jest też hrabina de Vacheron – zauważyła. Prychnął.
– Musi być ode mnie starsza o cztery czy pięć lat -stwierdził – i ma dwójkę dzieci. Poza tym jest taka nieprzystępna.
– To prawda. – Juliana przyznała, że hrabina mogła zrobić takie wrażenie na Howardzie. A już na pewno nie wyobrażała jej sobie flirtującej z Howardem. – Ale lubię ją. To taka miła osoba. – Ujęła go pod ramię, gdy wstępowali po schodach. – Panna Fitzgerald jest bardzo ładna. I rozumiem, dlaczego wolałbyś nie iść do niej sam w odwiedziny. Chodźmy więc razem, Howardzie.
Gdy półtorej godziny później żwawo podążali w kierunku wioski, Juliana pomyślała, że właściwie cieszy się ze spaceru z bratem. Z nim mogła czuć się zupełnie swobodnie. Starała się pogodzić z sytuacją, w której się obecnie znalazła, i chciała polubić pana Frazera. W pewnym sensie jej się to udało, ponieważ był on nadspodziewanie miły i odnosił się do niej z sympatią. Z drugiej jednak strony wydawał się zbyt pewny siebie i wyrafinowany. Onieśmielał ją i czuła się przy nim okropnie dziecinna.
"Gwiazdka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka" друзьям в соцсетях.