Zauważył, że jego matka bawi się rąbkiem koronkowej chusteczki.

Księżna uśmiechnęła się do niego.

– Główne partie każdej ze scen zagra oczywiście hrabina – rzekła. – Ale nie poradzi sobie sama. Zapewniłam ją, że moi krewniacy o niczym bardziej nie marzą, jak tylko o tym, by zagrać u jej boku role wspomagające. Wszystkie sceny, które wybrała, pochodzą z Szekspira.

Kolejny jęk, jaki dał się słyszeć, był już tak przytłumiony, że przypominał raczej zbiorowe westchnienie. Freddie westchnął głośniej niż pozostali.

– Chętnie wziąłbym w tym udział, babciu – powiedział. – Ale nie jestem zbyt bystry. Nigdy nie mogę zapamiętać swojej. kwestii, a nawet kiedy już się jej nauczę, zapominam wszystko na scenie. Ostatnio więc miałem się tylko śmiać.

– I bardzo dobrze ci to wyszło – zapewniła go babka. – Teraz jednak mógłbyś zagrać Gracjana w „Kupcu weneckim". Nie musiałbyś robić nic innego, jak tylko umierać z zachwytu na widok Shylocka wyprowadzanego w pole przez Porcję podczas sądu. Porcją będzie oczywiście hrabina.

– Niech mnie kule biją- odrzekł Freddie nie straciwszy tak do końca mowy. – Niech to…

Ustalono, że Martin będzie Antoniem, kupcem weneckim, Stanley – Bassaniem, mężem Porcji i przyjacielem Antonia, a Peregrine, najlepszy aktor w rodzinie – Shylockiem.

– Odpowiada mi to – rzekł Perry szczerząc zęby w uśmiechu i zacierając ręce. – Zawsze podobała mi się rola Shylocka. Jest tak cudownie przebiegły i zły.

– Więc dostałeś ją, mój drogi – rzekła łaskawie jego cioteczna babka.

– Alex będzie Petruchiem w dwóch krótkich scenach z „Poskromienia złośnicy" – oznajmiła księżna.

– Wielkie nieba! – zawołał Alex. – Czy nie mówiłem, że kogoś zamorduję?!

– Nie, drogi chłopcze – odrzekł babka. – Nie zamordujesz jej, mimo że od początku zachowuje się wprost okropnie. Poślubisz ją i poskromisz.

– Hmm – mruknął w odpowiedzi wnuk.

– Będzie chyba jeszcze kilka mniejszych ról – powiedziała księżna. – Rozważam możliwość powierzenia ich Prudence, Constance i Hortense, a także Anthony'emu, Zebediahowi i Samuelowi.

Zeb wymamrotał coś pod nosem.

– Wolałabym nie, babciu – rzekła Hortense. – Mam ku temu powód. A nawet dwa.

Spojrzała na męża i zarumieniła się.

– Może Annę… – zaczął Alex z nadzieją. Lecz księżna uniosła dłoń.

– Annę będzie mi potrzebna do roli Emilii w „Otellu"- powiedziała.

– Ależ, babciu – odezwała się Annę – żadna ze mnie aktorka.

– Sama jesteś sobie winna, Annę – zauważył Claude.

– Ostatnim razem tak dobrze nauczyłaś się roli, powtarzałaś ją tyle razy i zagrałaś tak przekonywająco, że na zawsze masz zapewnione pierwsze miejsce na liście cioci Jemimy. Więc teraz nie narzekaj.

Jack z przerażeniem czekał na dalszy ciąg. Wisiało to nad nim niczym miecz Damoklesa.

– A ty, Jack, mój drogi – rzekła wreszcie babka, zwracając na niego surowe spojrzenie – będziesz Otellem w scenie śmierci Desdemony. Któż lepiej zagra rolę zrozpaczonego, namiętnego kochanka niż nasz najprzystojniejszy aktor i jeden z bardziej utalentowanych?

O, niech to diabli! Niech to wszyscy diabli!

– Och – westchnęła Prudence i zachichotała. – Hrabina de Vacheron ma szczęście, Jack, nawet jeśli naprawdę miałbyś ją zabić w tej scenie. To ja ostatnio byłam twoją ukochaną, pamiętasz?

– Kiedy panna Beckford zobaczy cię jako Otella, Jack, zemdleje z przerażenia i żałości – rzekł Peregrine. – Pocałunki w galerii to nic w porównaniu z tym.

– Pocałunki w galerii? – zapytał Alex marszcząc czoło. – Kto się całował w galerii? Chyba nie ty, Jack? Myślałem, że poszedłeś pokazać pannie Beckford portrety.

– Ktoś całował się w galerii? – zapytała Hortense z okrzykiem zgorszenia. – Mój brat Jack? To już za wiele dla mojej kobiecej wrażliwości – jeszcze w moim stanie!

Udała, że mdleje, i padła w ramiona Peregrine'a.

Jack wstał i ostentacyjnie skierował się do drzwi. Położywszy dłoń na klamce, odwrócił głowę, by spojrzeć na rozradowaną gromadkę krewnych.

– Do diabła z wami wszystkimi.

W złowróżbnej ciszy, jaka zapadła po jego słowach, Jack wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Hortense wybuchnęła śmiechem.

– Obraziliśmy go czymś? – zapytała i ponownie rzuciła się w ramiona Perry'ego.

– Hortense – rzekła cicho Annę – on nie żartował. Naprawdę był zły.

Hortense usiadła prosto i natychmiast spoważniała.

– Babciu – powiedział Alex. – Myślę, że Jack naprawdę przejął się sprawą swego małżeństwa.

– No, i najwyższy czas na to – odparła z zadowoleniem. – Od lat podchodził do życia zbyt niefrasobliwie. Claude, mój drogi, ty jak zwykle będziesz naszym reżyserem. Oczywiście hrabina nie potrzebuje reżysera – taka sugestia jest dla niej nawet obraźliwa. Ale pozostałym ktoś taki się przyda. Zajmiesz się tym?

Wbrew pozorom to nie było wcale pytanie.

– Tak, ciociu, oczywiście – posłusznie odparł Claude.

Ruby postanowiła przespacerować się do probostwa we wsi, by odwiedzić rodziców. Wzięła ze sobą Roberta. A gdziekolwiek szli ukochani Ruby i Bobbie, tam też musiał iść Freddie. Ponieważ jednak nikt nie miał nic szczególnego do roboty tego popołudnia, a kolejne dni zapowiadały się bardziej pracowicie, niż wcześniej się spodziewano – choć, jak zauważył Martin w rozmowie z Maud, można się było domyślić, że księżna zechce czymś zająć im wolny czas – spora grupka także uznała, że miło będzie złożyć wizytę Fitzgeraldom. Zwłaszcza że można było wziąć ze sobą dzieci i pochwalić się nimi.

Jack pozostał w pałacu. Było mu trochę wstyd i czuł się głupio z powodu swego zachowania rano w bawialni. Jeszcze ktoś pomyśli, że choć jest największym kpiarzem w rodzinie, sam źle znosi, kiedy żartują z niego. Albo że nie ma poczucia humoru na swój temat.

Bez żadnych skrupułów wróciłby do Londynu – pomyślał – a potem pojechał na wieś do Reggiego i jego subretek, gdyby nie Juliana Beckford, która była przekonana, że ich małżeństwo zostało już definitywnie postanowione. Nie mógł przecież tak jej zostawić i upokorzyć w obliczu obu rodzin. Poza tym, jeśliby teraz opuścił Portland House, nigdy już nie mógłby spojrzeć w oczy nikomu z nich.

Odnalazł Julianę w jednym z salonów. Była w towarzystwie matki oraz innych starszych dam. Jack przeprosił więc panie i zapytał, czy mógłby na chwilę odwołać Julianę, na co mu łaskawie przyzwoliły. Zrobiły to z tym szczególnym, protekcjonalnym uśmiechem, z jakim starsze damy obserwują zaloty, które zyskały ich aprobatę.

Jack zaprosił swą damę do cieplarni. Kiedy tylko usiedli wśród paprotek, ujął dłoń dziewczyny i spojrzał na jej delikatne palce, krótkie różowe paznokcie i gładką skórę. Jej dłoń niemal zginęła w jego ręce. Dłoń dziecka. Juliana wyglądała prześlicznie w skromnej jasnoniebieskiej wełnianej sukni, która podkreślała jeszcze smukłość jej sylwetki. Zapragnął wziąć ją w ramiona i tak trzymając, już przez całe życie chronić przed wszelkim złem. Bardzo chciał pokochać tę dziewczynę.

– Będziesz grał z hrabiną – powiedziała. – Musisz być tym niezwykle podniecony. Howard mówi, że to wspaniała aktorka i że cały Londyn tłumnie chodzi na jej przedstawienia.

Podniecony? Cóż za dziwne słowo. Uświadomił sobie, że już od lat nie czuł się niczym podniecony. Spojrzał na nią z uśmiechem.

– Tak rzeczywiście mówią.

– Nie byłeś na jej przedstawieniu? – zapytała, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.

– Byłem, ale dawno temu – odrzekł. – Już wtedy była dobra.

Wtedy trochę miał jej za złe ten talent. Och, nie tylko trochę. Nie lubił tego radosnego ożywienia, z jakim czasami rzucała mu się na szyję, odniósłszy jakiś sukces. Oczekiwała, że będzie z nią dzielił jej nadzieje i marzenia, i to też go drażniło.

Nie cierpiał pełnych uznania spojrzeń, którymi obrzucali ją mężczyźni. I tego, że ona pozwalała, by tak na nią patrzyli.

– Twoja mama, ciocia i babcia twierdzą, że doskonale sobie poradzisz jako partner sceniczny hrabiny – rzekła Juliana z uśmiechem. – Ja też tak myślę.

– Naprawdę? – zapytał ujęty jej bezpretensjonalnym urokiem.

– Wyglądasz jak romantyczny bohater – wyjaśniła.

– Tak sądzisz?

Czyżby uważała Otella za romantycznego kochanka? Uniósł jej rękę do ust i pocałował najpierw wierzch dłoni, a potem każdy palec z osobna. Widząc to, dziewczyna gwałtownie się zarumieniła.

– Uhm – potwierdziła.

– Nigdy nie byłaś w Londynie? – zapytał. – Albo w teatrze?

Oczywiście, że nie była. Dopiero co opuściła szkolną ławę. Może nawet przed tygodniem.

Potrząsnęła przecząco głową i przełknęła ślinę, kiedy odwrócił jej dłoń i pocałował ją.

– Więc wyszłabyś za mąż – powiedział – nie będąc wcześniej wprowadzona do towarzystwa i nie zaznawszy przyjemności, jakie z tego wynikają: bywania na balach, uwielbienia mężczyzn i ich zalotów. Nie żałujesz tego?

– Nie – odparła. – Nigdy mi nie zależało na tym, aby balować w sezonie.

– Jesteś taka śliczna – rzekł. – Czy to w porządku, że nie mam rywali? Że dostanę cię bez walki? – Kiedyś miał wielu rywali i przegrał. Lecz wtedy ubiegał się o względy aktorki, a nie o rękę panny z dobrego domu. – Wobec tego, czego pragniesz? Czego oczekujesz od życia?

Patrzyła, jak położył jej dłoń na swojej ręce i rozprostował palce. Kontrast między ich dłońmi był tak duży, że wyglądało to zabawnie. Przy jej delikatnej i jasnej skórze jego ręka miała śniady odcień.

– Chciałabym mieć spokojny, szczęśliwy dom – odparła. – I dobrego, kochanego męża, o którego mogłabym dbać. I kilkoro dzieci.

O Boże! Nagle się przeraził. To takie skromne marzenia. Czy ktoś taki jak on potrafi je spełnić? Szczęśliwy dom? Dobry mąż? Pozwolić, by o niego dbała? Wyobraził ją sobie, jak wsuwa mu na nogi kapcie, podsuwa krzesło czy podkłada pod plecy poduszkę. Będzie uroczą, doskonałą żoną dla kogoś… dla niego.

Patrzyła na niego trochę niepewnie, więc splótł jej palce ze swoimi i uścisnął ciepło małą dłoń.