– Chciałabym przygotować kilka fragmentów z Szekspira – powiedziała. – Niezbyt dużo i niedługie. Spodziewam się, że goście zechcą rozpocząć tańce wkrótce po obiedzie. Może trzy monologi? Wasza wysokość sugerowała, by występ trwał to około godziny. Jest parę wspaniałych ról kobiecych u Szekspira.

– Zawsze najbardziej przeżywam „Romeo i Julię" rzekła księżna. – Julia wygłasza tam prawdziwie wzruszające kwestie.

– Wasza wysokość raczy mi wybaczyć – powiedziała Isabella – ale tej sztuki nie wykorzystam. Julia ma czternaście lat i zachowuje się jak czternastolatka. Zawsze czuję się nieswojo, kiedy oglądam w tej roli dojrzałą aktorkę, co zdarza się nader często. A sama mam prawie trzydzieści lat.

Książę sapnął.

– Wygląda pani na dziesięć lat młodszą, hrabino – rzekł z galanterią.

Isabella posłała mu wdzięczny uśmiech. Polubiła go, mimo że sprawiał wrażenie srogiego i nieprzystępnego.

– Wolałabym raczej monolog Porcji ze sceny pałacowej w „Kupcu weneckim" – powiedziała. – A także przedśmiertny monolog Desdemony z „Otella". I może scenę z „Poskromienia złośnicy". To dość odmienne i skontrastowane role.

– Wspaniale! – Księżna klasnęła w dłonie. – Naprawdę cudownie. Już nie mogę się tego doczekać. A ty, kochanie? – Zwróciła się do męża. – Ale czy poradzisz sobie sama? Nie potrzebujesz partnera?

– Nie – odparła Isabella. – Co najwyżej będzie mi potrzebny ktoś do roli Shylocka czy Otella, albo Petruchia. Ale przecież nie zaprosimy tu całej trupy teatralnej. Dam sobie radę, wasza wysokość. Może ktoś zechce tylko czytać kwestie istotne dla rozumienia danej sceny.

Księżna, która usiadła przy boku męża, wstała ponownie, podniecona jak mała dziewczynka. A z piersi księcia dobyło się głębokie dudnienie. Isabella uzmysłowiła sobie nagle, że to chichot.

– Wywoła pani wilka z lasu, hrabino – powiedział i znowu dało się słyszeć dudnienie.

– Bo, moja droga – pospieszyła z wyjaśnieniem księżna – ty nic nie wiesz, prawda? W naszej rodzinie od dawna organizujemy przedstawienia teatralne. Mamy chętnych i doświadczonych aktorów. Na pewno przekonamy kogoś, by ci partnerował. Będzie to dla niego wielki zaszczyt i przyjemność.

Dudnienie w piersi księcia zamieniło się w atak kaszlu i obie przez chwilę z niepokojem przyglądały się starszemu panu, dopóki atak nie minął.

– Masz całkowitą rację – zwróciła się do niego księżna, jakby chciała zakonkludować jakąś wymianę zdań między nimi. – Ostatnim przedstawieniem, jakie tu przygotowaliśmy, moja droga, było „Ugnij się, by zwyciężyć". Wystawiliśmy je z okazji pięćdziesiątej rocznicy naszego ślubu

– i mieliśmy prawie bunt w rodzinie. Obiecałam im więc, że to już ostatni raz. Ale przedstawienie okazało się tak udane, iż pożałowałam tej obietnicy. Teraz będzie można jakoś nawiązać do dawnych tradycji. Pani zagra główną rolę, hrabino. Pozostali aktorzy wystąpią jakby w charakterze rekwizytów.

Isabella uśmiechnęła się.

– Nie chciałabym stać się zarzewiem kolejnego buntu- rzekła.

– Nonsens! – odparła księżna stanowczo. – Gdy tylko wspomnę im o tym pomyśle, wszyscy moi bratankowie i siostrzeńcy, a także wnukowie, będą się bić o to, by ci partnerować. Zostaw to mnie, moja droga.

Książę pogładził jej rękę, kiedy usiadła, a potem zamknął ją w swej wielkiej dłoni.

– Dobrze więc – zgodziła się Isabella. – To rzeczywiście będzie dla mnie duże ułatwienie. Wystarczy nam tylko kilka prób. Nikt nie będzie musiał grać ze mną na scenie ani uczyć się tekstu na pamięć. Byłoby to kłopotliwe i męczące nawet dla ochotnika. Zwłaszcza że mamy okres przedświąteczny.

– Moja droga – powiedziała księżna – nie znasz naszych krewnych i ich gotowości do wzięcia udziału w przedstawieniu. Och, będzie znacznie ciekawiej, niż się spodziewałam. Nieprawdaż, kochanie?

W odpowiedzi książę chrząknął.

Isabella miała o czym myśleć, kiedy już opuściła salonik księżnej. Chociaż przedtem tęskniła za odpoczynkiem w święta, teraz wdzięczna była niebiosom, że może wrócić do pracy. Zawsze tak było. Granie traktowała bardzo poważnie, zdawała sobie jednak sprawę, że czasami stanowi dla niej ucieczkę przed nudą albo rozpaczą. Dzięki pracy udawało jej się zachować zdrowe zmysły i ona też nadawała sens jej życiu.

Miała teraz wiele do zrobienia. Musi obejrzeć salę balową, oswoić się z jej wielkością i atmosferą oraz sprawdzić akustykę. Powinna zaprojektować proste kostiumy i zastanowić się nad rekwizytami. Wiedziała już, co zagra, ale chciała jeszcze popracować nad rolami. Musi rozważyć, jakie postacie i kwestie są niezbędne w scenach, które wybrała. Obiecała księżnej, że na popołudnie przygotuje listę potrzebnych rzeczy. Należy też ustalić liczbę i plan prób każdej sceny.

Tak, w ciągu tego tygodnia – już niecałego – czeka ją sporo zajęć. Nie będzie musiała myśleć. Nie ma na to czasu.

Aktorzy, którzy będą jej partnerować, zostaną wybrani z rodu księcia i księżnej. Kto to będzie – zastanowiła się. Kto z nich może być najlepszym aktorem?

Jack też wchodzi w rachubę.

Nawet jeśli to on gra najlepiej z nich i jeśli zostanie o to poproszony, i tak na pewno odmówi. „Trzymaj się ode mnie z daleka, Belle" – tak przecież powiedział dzisiejszego ranka.

Wobec tego nie ma się nad czym zastanawiać.

Rozdział szósty

Mam przeczucie – rzekł Claude Raine. – Złe przeczucie.

– O, nie – sprzeciwiła się Hortense. – To niemożliwe. Przecież mamy przed sobą przygotowania do świąt. Trzeba przynieść choiny i udekorować nią salę balową, salon i jadalnię.

– I hali – dodała Celia.

– Chodzi o coś jeszcze – upierał się Claude. – Naprawdę mam przeczucie.

– Mam nadzieję, że to nie to, czego się wszyscy obawiamy, Claude – powiedział Alex. – Bo przysiągłem, że bez morderstwa się nie obejdzie.

– Przecież tym razem Isabella została zaproszona po to, by coś zagrać – rzekła Annę uspokajającym tonem. -My mamy odpoczywać.

– Babcia wspomniała wczoraj wieczorem o wieczorze muzycznym – przypomniał sobie Jack i skrzywił się. -Może właśnie o to chodzi.

Claude jednak stał pośrodku bawialni, patrząc ponuro i potrząsając głową. Miał przeczucie i na pewno nie zostało ono wywołane czymś tak mało ważnym jak wieczór muzyczny.

Wezwano ich – to znaczy całą rodzinę – po drugim śniadaniu do bawialni i wszyscy posłusznie już się tu zebrali, zaniepokojeni i przewidujący kłopoty.

Odwrócili się i zamilkli, kiedy stanęła w drzwiach księżna – drobna, uśmiechnięta kobieta, którą każdy z obecnych tu mężczyzn mógłby podnieść jedną ręką i zgnieść. Ona jednak już od lat bezkarnie ich tyranizowała, zamęczała i dyktowała, co mają robić. Właśnie coś takiego Martin Raine szepnął do ucha Maud Frazer.

Księżna klaśnięciem w dłonie poprosiła o uwagę – był to jej zwykły gest, zupełnie jednak niepotrzebny.

– Mam dla was wspaniałą propozycję, moi kochani -oznajmiła.

Ze strony niewdzięcznych krewniaków dał się słyszeć zbiorowy jęk.

– Nie ma mowy, babciu – śmiało odezwał się Jack. -Z góry odmawiam udziału w tym, co sobie zaplanowałaś, zwłaszcza że sprowadziłaś mnie tu w innym celu. Poza tym kiedyś zarzuciłaś mi, że jestem leniwy i niezdyscyplinowany. Miałaś zupełną rację.

Księżna zaczekała, aż Jack skończy swą buntowniczą tyradę.

– Oczywiście, drogi chłopcze – stwierdziła. – Miałeś czternaście lat, kiedy wraz z kuzynami zostałeś zabrany do stajni, by w ramach zabawy pomóc stajennemu przygotować konie do powozu ślubnego Celii, i zasnąłeś wtedy na sianie.

– I został za to odpowiednio ukarany, babciu – wtrącił Alex. – Zepchnęliśmy go na kupę gnoju. Nie pamiętasz?

Freddie zachichotał.

– Niech mnie kule biją, Alex, to prawda – powiedział. – Dziadek nieźle złoił nam za to skórę.

– Jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie – skomentował Jack.

Księżna ponownie klasnęła w ręce, prosząc o ciszę.

– Niektórzy z was – rzekła – niestety nie wszyscy, dostąpią zaszczytu i przyjemności partnerowania hrabinie de Vacheron.

Rozpromieniona spojrzała na nich wyczekująco. Kilku krewnych odpowiedziało zainteresowaniem. Większość jednak jęknęła. Jackowi zrobiło się zimno.

– Tylko nie ja, babciu! – zawołał zerwawszy się na równe nogi. – Mam inne zajęcia. Wiesz dobrze, o czym myślę.

– Usiądź, Jack – łagodnie przemówiła do niego babka. – Jesteś jednym z najlepszych aktorów w rodzinie. I jednym z najprzystojniejszych. A poza tym nie ma lepszego sposobu, by zrobić wrażenie na damie, niż zagrać przed nią rolę romantycznego kochanka.

– Wszyscy pamiętają, Jack – odezwał się Stanley -jak panie trzepotały rzęsami i zerkały spoza wachlarzy, byle tylko zwrócić na siebie twoją uwagę na balu po naszym ostatnim przedstawieniu. Co prawda, w stosunku do ciebie zawsze się tak zachowują – zauważył zgryźliwie.

– Babciu! – powiedział Jack ciągle stojąc. – Nie zagram z hrabiną de Vacheron. To moja ostateczna odpowiedź.

I tak ma być. W tej jedynej sprawie nie może pozwolić babce, by postawiła na swoim.

– Chcesz, by nasz honorowy gość poczuł się zawiedziony, Jack? – zapytała.

– Szczerze mówiąc, babciu – odrzekł – nie dbam o to, co ona czuje. Przecież to tylko…

Uniósłszy brwi księżna spojrzała na niego wyniośle, czekając, by dokończył zdanie. Wszyscy inni natomiast popatrzyli na niego ze zdziwieniem.

– …aktorka – dopowiedział niepewnie.

– Ale wielka aktorka, mój drogi – odparła księżna. -1 jednocześnie francuska hrabina. Nie pozwolę, by w moim domu czyniono jej afronty tylko dlatego, że występuje na scenie. Dziadek też tego nie będzie tolerował. To on zaprosił do nas hrabinę i życzy sobie, by okazywano jej najwyższe względy.

Dziadek ją zaprosił! Dobre sobie!

– Więc będziesz okazywał jej najwyższe względy, tak, mój drogi? – łagodnie zapytała go babka.

Jack usiadł.

– Dobrze, babciu – odparł znowu niczym grzeczny chłopczyk.