– Mama na pewno także, prawda, mamo? Pani Brightbill odwróciła się na krześle.

– Czego ty tam chcesz, Harriet?

– Czekolady – odparła cierpliwie córka. – Też się napijesz?

– Oczywiście – powiedziała pani Brightbill i pociągnęła nosem. – Żadna rozsądna kobieta nie odmawia czekolady.

– A moja mama zawsze szczyci się swoim rozsądkiem – szepnęła Harriet do Victorii.

– Oczywiście – oznajmiła głośno Victoria. – Przecież twoja mama jest rozsądna.

Pani Brightbill złożyła ukłon.

– Mogę ci wybaczyć, Robercie – mówiła wzburzona – że nie zaprosiłeś mnie i Harriet na ślub, ale tylko dlatego, że w końcu poszedłeś po rozum do głowy i wybrałeś za żonę wspaniałą pannę Lyndon.

– Wspaniała panna Lyndon – rzekł dobitnie Robert – nazywa się teraz lady Macclesfield.

– Oczywiście – odparła. – I twierdzę, że jak najszybciej powinieneś wprowadzić ją do towarzystwa.

Victoria poczuła ucisk w żołądku. Zdobyć sobie przychylność służby to jedno, ale odnaleźć się w towarzystwie to zupełnie coś innego.

– Sezon już się kończy – zauważył Robert. – Lepiej poczekać do przyszłego roku.

– Do przyszłego roku?! – wykrzyknęła oburzona pani Brightbill. – Czyś ty zwariował?

– Najbliższym przyjaciołom mogę przedstawić Victorię podczas kolacji i innych drobnych przyjęć. A po co zabierać ją na wielkie bale, skoro potrzebujemy nieco prywatności.

Victoria uczepiła się nadziei, że Robert postawi na swoim.

– Nonsens – rzuciła ciotka. – Cały świat wie, że jesteś w Londynie. Jak będziesz ją ukrywał, to dasz do zrozumienia, że się jej wstydzisz. I że musiałeś się ożenić.

– Cioteczka dobrze wie, że to nieprawda. – Nie krył gniewu.

– Naturalnie. Ja to wiem, Harriet wie. Ale my jesteśmy tylko dwie. A reszta?

– Tak, ale zawsze wysoko cenię zdolność cioteczki do dystrybucji informacji.

– Mówi, że mama dużo gada – powiedziała Harriet do Victorii.

– Wiem, wiem – odparła Victoria i zaraz zawstydziła się swoich słów.

Harriet zauważyła jej zakłopotanie.

– Nie przejmuj się. Nawet mama wie, że jest najgorszą plotkarą.

Victoria uśmiechnęła się i wróciła do obserwacji szermierki słownej rozgrywanej po drugiej stronie stołu.

– Robert – mówiła pani Brightbill z dłonią na sercu – to nawet mnie się nie uda. Musisz przedstawić nową żonę w towarzystwie przed końcem sezonu. I to nie jest moja opinia. To po prostu jest fakt.

Robert westchnął i spojrzał na Victorię. Starała się ukrywać przerażenie i chyba musiało jej się udać, bo Robert westchnął jeszcze raz – ze znużeniem – i powiedział:

– Dobrze, cioteczko. Raz się pokażemy. Ale tylko raz. W końcu jesteśmy młodymi małżonkami świeżo po ślubie.

– Ależ to romantyczne – szepnęła Harriet, wachlując się dłonią.

Victoria natychmiast uniosła filiżankę z czekoladą do ust, aby ukryć fakt, że w żadnym razie nie potrafi zdobyć się na uśmiech. Ale w ten sposób tylko się zdradziła, że trzęsą jej się ręce. Odstawiła więc filiżankę i spuściła oczy.

– Oczywiście – powiedziała pani Brightbill. – Będę musiała zabrać Victorię na zakupy. Musi sobie kupić nową suknię. Powinna mieć przewodnika, który pomoże jej w doborze stosownych artykułów.

– Mamo! – wtrąciła Harriet. – Z całą pewnością kuzynka Victoria potrafi sama dobrać sobie strój. Przecież przez kilka tygodni pracowała u madame Lambert w najbardziej ekskluzywnym zakładzie krawieckim w Londynie.

– Fe! – powiedziała pani Brightbill. – Nawet mi o tym nie przypominaj. Z całych sił musimy się postarać ukryć ten drobny epizod.

– Nie wstydzę się swojej pracy – odezwała się cicho Victoria.

– I nie powinnaś – odparła pani Brightbill. – Nie ma nic złego w uczciwej pracy. Ale po co o tym mówić?

– Nie sądzę, aby dało się tego uniknąć – zauważyła Victoria. – W zakładzie obsługiwałam dużo wielkich dam. Madame lubiła, gdy pracowałam z klientkami. Któraś na pewno mnie rozpozna.

Pani Brightbill westchnęła z ciężkim sercem.

– Tak, tego nie da się uniknąć. Co ja mam robić? Jak nie dopuścić do skandalu?

Robert postanowił wrócić do śniadania i zajął się omletem.

– Cioteczka na pewno doskonale wywiąże się z zadania – rzucił tylko.

Harriet odchrząknęła.

– Wszyscy będą wyrozumiali, jak się dowiedzą o romantycznej historii Roberta i Victorii. – Westchnęła. – Młodzi kochankowie, rozdzieleni przez okrutnego ojca… Najlepsze z moich francuskich powieści nie są bardziej wzruszające.

– Nie mam zamiaru szargać dobrego imienia markiza – oświadczyła pani Brightbill.

– Lepiej jego niż Victorii – wtrącił Robert. – On ponosi większą winę za naszą rozłąkę niż my.

– Wszyscy jesteśmy jednakowo winni – odezwała się stanowczo Victoria.

– Nie ma znaczenia, czyja wina – powiedziała pani Brightbill. – Ja tylko staram się nie dopuścić do skandalu. Myślę, że Harriet ma całkiem dobry pomysł.

Dziewczyna ukłoniła się.

– Powiedz mi tylko, gdzie i kiedy mam być – rzekł znudzony Robert.

– Ja cię pouczę, co masz mówić. Nic się nie bój. Myślę, że do naszych celów najlepszy będzie jutrzejszy bal u Lindworthych.

– Jutrzejszy? – wydusiła Victoria.

– Tak – odparła pani Brightbill. – Będą wszyscy. Nawet mój najdroższy Basil.

Victoria zamrugała oczami.

– A kto to jest Basil?

– Mój brat – wyjaśniła Harriet. – Rzadko bywa w Londynie.

– Im więcej rodziny, tym lepiej – uznała pani Brightbill. – Gdyby Victoria nie znalazła uznania, będziemy musieli zewrzeć szyki.

– Nikt nie ośmieli się obrazić Victorii – zagroził Robert. – Chyba że chce mieć ze mną do czynienia.

Harriet nie potrafiła ukryć zdumienia.

– Victoria, on cię naprawdę musi kochać – pisnęła.

– Oczywiście, że ją kocham – rzucił. – Myślisz, że zawracałbym sobie głowę porwaniem, gdybym jej nie kochał?

Victoria poczuła w piersiach jakieś ciepełko – coś do złudzenia przypominającego miłość.

– Mojemu drogiemu, drogiemu, drogiemu Basilowi też nikt nie będzie chciał wchodzić w drogę – dodała pani Brightbill.

Victoria posłała mężowi ukradkowy uśmiech i szepnęła:

– Zdaje się, że darzy go większym uczuciem niż ciebie. On jest trzy razy drogi, a ty tylko dwa.

– I za to dzień w dzień dziękuję Stwórcy – mruknął.

Pani Brightbill spojrzała podejrzliwie.

– Nie wiem, co wy tam między sobą mówicie, ale nic mnie to nie obchodzi. W odróżnieniu od niektórych tu obecnych ja potrafię skoncentrować myśli na interesującym nas celu.

– Czyli na czym, cioteczko? – zapytał Robert.

– Na zakupach. Jeżeli Victoria chce mieć jutro stosowną suknię, to musi dzisiaj koniecznie pójść ze mną na zakupy. Madame będzie miała trudności z tak krótkim terminem, ale cóż poradzić?

– Cioteczko – odezwał się Robert znad filiżanki kawy. – Może zapytasz najpierw Victorię, czy ma czas.

Victoria podziękowała uśmiechem, że się za nią wstawia. Potrafił naprawdę różnymi sposobami demonstrować miłość.

– Co cię tak bawi? – zapytał podejrzliwie.

Victoria także zdała sobie sprawę, że bardzo go kocha. Nie wiedziała, jak i kiedy mu o tym powiedzieć, ale nie miała wątpliwości. Nie wyobrażała sobie życia bez niego.

– Victoria – przerwał jej zamyślenie.

– A tak. – Nieco zdezorientowana powróciła do rzeczywistości. – Tak, oczywiście, że pójdę z ciocią Brightbill na zakupy. Dla mojej nowej cioteczki zawsze znajdę czas.

Pani Brightbill podchwyciła czuły ton.

– O, moje drogie dziecko. To zaszczyt, że nazywasz mnie cioteczką. Zupełnie jak mój drogi, drogi Robert.

Jej drogi, drogi Robert wyglądał, jakby miał jej serdecznie dosyć.

Victoria położyła dłoń na ręce pani Brightbill.

– Ja też jestem zaszczycona – powiedziała.

– A widzisz – zaćwierkała Harriet. – Wiedziałam, że będziemy rodziną. Nie mówiłam?

22

Pani Brightbill okazała się prawdziwą mistrzynią organizacji. Pędziła Victorię od sklepu do sklepu z niemal zegarmistrzowską precyzją. Łatwo było się domyślić, po kim Robert ma zdolność planowania i koncentrowania się na wykonywaniu zadań. Gdy cioteczką Brightbill miała misję, nic nie było w stanie odwieść jej od realizacji.

Normalnie udałoby im się kupić stosowną suknię w dość krótkim czasie, ale tym razem krawiecka przeszłość Victorii podziałała na jej korzyść. Pracowniczki madame Lambert ucieszyły się na jej widok i dokładały starań, aby jej suknia wypadła nadzwyczajnie.

Podczas całej krzątaniny Victoria była prawie nieobecna myślami. Wiedziała już, że kocha Roberta i wciąż się zastanawiała, w jaki sposób mu to wyznać. Nie powinna mieć trudności – wiedziała, że on ją kocha i obojętnie, jak mu to powie, będzie zachwycony. Ale chciała, żeby to wypadło idealnie. Lecz trudno było snuć tego rodzaju plany, gdy cztery szwaczki z każdej strony opinały ją szpilkami.

Dodatkowych trudności nastręczał fakt, że cioteczka Brightbill rozkazywała wszystkim dokoła jak generał.

Oczywiście powinno to nastąpić nocą, ale nie chciała, aby miało to miejsce w chwili namiętności. Zamierzała z całkowicie jasnym umysłem wyjawić mu, że miłość do niego opiera się na czymś więcej niż tylko na pożądaniu.

Trwały ostateczne przygotowania do balu, a ona jeszcze mu o tym nie powiedziała. Siedziała przy toaletce, zastanawiała się, jak to zrobić, a służąca układała jej fryzurę. Rozległo się pukanie do drzwi i bez czekania na odpowiedź wszedł Robert.

– Dobry wieczór, kochanie – powiedział i pochylił się, żeby pocałować ją w głowę.

– Nie we włosy! – krzyknęły chórem Victoria i służąca.

Robert zatrzymał się kilka centymetrów od głowy.

– Wiedziałem, co robię, decydując się tylko na jeden bal. To dla dobra twoich włosów.

Victoria uśmiechnęła się. Właściwie była gotowa wyznać mu miłość tu i teraz, ale nie chciała tego robić przy służącej.

– Wyglądasz dzisiaj nadzwyczaj cudownie – rzekł, siadając na sąsiednim krześle. – Sukienka pasuje idealnie. Powinnaś częściej chodzić w tym kolorze. – Przyjrzał się uważniej. – Jak się ten kolor nazywa?