– Nie odkryłeś się? – zawołała z drugiego pokoju. – Jeśli wyjdziesz z łóżka…
– Leżę na miejscu!
Usłyszał burknięcie przypominające „to dobrze”. Uśmiechnął się. Uzależnienie od Victorii ma swoje dobre strony.
Mocniej opatulił się kocem w nadziei, że w końcu się rozgrzeje. Z zimna prawie nie czuł rąk, więc wsunął je pod pośladki, ale nic to nie pomogło, bo tam miał równie zimno. W końcu przykrył się na głowę i zaczął chuchać w dłonie. Poczuł chwilową ulgę.
Najpierw rozległy się kroki, a potem usłyszał:
– Co ty tam robisz?
Wychylił głowę tylko tyle, żeby widzieć Victorię.
– Tak jest cieplej. – Nagle spojrzał na dziewczynę. – Co ty masz na sobie?
Zrobiła zdziwioną minę.
– Przypominam ci, że nie pozwoliłeś mi zabrać żadnych zapasowych ubrań.
Żałował, że zmarznięte usta nie chcą ułożyć się w uśmiech.
– Mam tylko tę koszulę od ciebie. A kocem okryłam się dla przyzwoitości. – Z surową miną poprawiła nieforemną pelerynę.
Wyglądał na wniebowziętego, gdy jęknął:
– Chyba jestem bardziej chory, niż przypuszczam.
– Jak to? – Podeszła do łóżka, usiadła na brzegu i odgarnęła mu włosy z czoła. – Masz gorączkę?
Pokręcił głową, nie wyglądał na chorego.
– Więc o co chodzi?
– O ciebie – wyksztusił.
Wytrzeszczyła oczy.
– O mnie?
Tak. O twoją koszulę nocną. Zmarszczyła brwi.
Nic innego nie mam.
– Wiem. Ziściło się moje najśmielsze marzenie. A ja jestem tak cholernie słaby, że nawet nie mogę cię pożądać.
Odchyliła się do tylu i złożyła ręce na piersiach.
– Dobrze ci to zrobi.
– To tylko twoje przekonanie.
– Rozgrzałeś się trochę? – zapytała bez współczucia. Pokręcił głową.
Wstała.
– Idę na dół zrobić ci bulion. Mam nadzieję, że w kuchni jest coś do jedzenia.
Spojrzał na nią bezrozumnie.
– Coś do jedzenia – powtórzyła. – W kuchni.
– Chyba tak – odparł bez przekonania.
Popatrzyła z niedowierzaniem.
– Porywasz mnie i zapominasz zaopatrzyć dom w jedzenie?
Jego usta ułożyły się w niemrawy uśmieszek.
– Tak jakby.
– Robert, to kompletnie wbrew twoim zasadom. Nie wiem, co o tym myśleć. Nigdy w życiu nie zapomniałeś o najmniejszym drobiazgu.
– Wysłałem do administratora wiadomość, że przyjeżdżam i że ma przygotować domek. Na pewno kupił coś do jedzenia. – Zawahał się i przełknął ślinę. – W każdym razie mam taką nadzieję.
Victoria wstała z surową miną guwernantki.
– Umiesz gotować? – zapytał.
– Tylko ciekawe co.
– Coś znajdziesz.
Bez słowa wyszła z pokoju.
Robert leżał w łóżku, drżał i czuł, że dopada go choroba. Przy Victorii poprawiało mu się samopoczucie. Ubrana w jedwabną koszulę – a już zaczynał żałować tego zakupu – odwracała myśli od zimnych sopli, które kiedyś nazywał palcami u nóg.
Kilka minut później Victoria znów pojawiła się w drzwiach. W obydwu dłoniach trzymała parujące kubki. Robert pokraśniał na twarzy.
– Bulion? – zapytał. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio miał taką ochotę na bulion.
Uśmiechnęła się słodziutko. Trochę za słodko.
– Masz szczęście, Robert.
Pociągnął nosem w nadziei na przyjemny zapach.
– Dziękuję ci, Victorio, za… – Przerwał, gdy wręczyła mu kubek. – Co to jest?
– Wrzątek.
– Ugotowałaś mi wodę? Czy tylko na tyle może liczyć chory człowiek?
– Nie jesteś chory, tylko zmarznięty. A wrzątek to rzeczywiście gotowana woda. Na pewno cię rozgrzeje.
Westchnął.
– Nie ma na dole nic do jedzenia?
– Nic a nic.
Napił się wody i rozkoszował ciepłem rozchodzącym po wnętrzu. Nagle, nie odrywając ust od kupka, podniósł wzrok.
– A herbata?
– Ani krztyny.
Znów napił się wody.
– Nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym w angielskim domu zabraknie herbaty.
Uśmiechnęła się.
– A teraz ci cieplej? Skinął głową i oddał kubek.
– Mam nadzieję, że jest jeszcze trochę.
Odebrała kubek, wstała i podeszła do okna. Lało jak z cebra.
– Nie sądzę, aby zabrakło nam wody. Trochę gotuje się na piecu, a na zewnątrz stoi wiadro.
Spojrzał na nią karcąco.
– Chyba nie masz zamiaru wychodzić z domu w taką pogodę? Zmokniesz.
Uśmiechnęła się i machnęła ręką.
– O mnie się nie martw. Stanę pod daszkiem i tylko wyciągnę rękę. – Ruszyła do wyjścia.
– Zaczekaj.
Odwróciła się.
– A tobie nie zimno? – zapytał. – Cały czas troszczysz się tylko o mnie. Nie chcę, żebyś się przeziębiła.
– Woda mi pomogła.
– Ale ręce jeszcze ci się trzęsą. – Zabrzmiało to niemal jak oskarżenie.
– Nie, nic mi nie jest. Naprawdę. Jeszcze chwila i całkiem się rozgrzeję.
Zrobił groźną minę, ale zanim zdążył coś powiedzieć, wyszła z pokoju. Wróciła po kilku minutach. Koc zsunął jej się z ramion i Robert starał się ignorować kształty opięte niebieską koszulą. Nie umiał sobie wyobrazić nic piękniejszego. W myślach snuł najśmielsze fantazje erotyczne, ale ciało odmawiało reakcji.
Siarczyście przeklął przemarznięcie.
– Mówiłeś coś? – zapytała, podając mu swój kubek z wodą.
– Nic, co by nadawało się dla twoich uszu.
Uniosła ze zdziwieniem brwi, ale nie wypytywała dalej. Przez kilka minut panowało milczenie. Victoria usiadła w nogach łóżka Roberta.
Nagle wstała tak gwałtownie, że Robert prawie upuścił kubek.
– A gdzie MacDougal? – zapytała, poprawiając koc na ramionach.
– Odesłałem go do Londynu.
Wyraźnie jej ulżyło.
– Uff. Nie chciałabym, aby ktoś mnie zobaczył w takim stanie.
– No tak. Ale gdyby tu był, moglibyśmy posłać go po jedzenie.
W reakcji na te słowa zaburczało jej w brzuchu. Spojrzał na nią z ukosa.
– Jesteś głodna?
– O, troszeczkę – skłamała.
– Jeszcze się na mnie gniewasz?
– O, troszeczkę – powiedziała tym samym tonem. Roześmiał się.
– Nie miałem zamiaru cię głodzić.
– Tak, za najważniejszy cel obrałeś porwanie.
– Jak wiesz, moim najważniejszym celem było skłonienie cię do małżeństwa.
– Hm.
– Co oznacza to „hm”? Chyba nie wątpisz w moje intencje?
Westchnęła.
– Nie, nie wątpię. Za dużo w tobie entuzjazmu.
Dłuższą chwilę panowała cisza. Obserwował, jak odstawia kubek na nocnym stoliku i zaciera ręce.
– Jeszcze ci zimno, prawda?
Skinęła głową i przyciągnęła nogi do tułowia, żeby tracić jak najmniej ciepła.
– Wejdź do łóżka – zaproponował. Powoli odwróciła głowę w jego stronę.
– To oczywiście dowcip.
– Jeżeli połączymy twoje ciepło z moim, to obojgu nam zrobi się cieplej.
Ku jego zdumieniu roześmiała się.
– Nie podejrzewałam cię o tyle inwencji.
– Ja nie zmyślam. Wiesz, że na uniwersytecie studiowałem nauki przyrodnicze. Do moich ulubionych przedmiotów należała dynamika ciepła.
– Robert, odmawiam dalszych kompromisów.
– Och, Torie, daj spokój. Dalej już nie możesz się posunąć. – Po urażonej minie poznał, że dotknął ją tymi słowami. – Chciałem tylko powiedzieć – kontynuował – że jeśli ktoś się dowie, że spędziłaś ze mną noc, to będzie podejrzewał najgorsze. Nasze postępowanie nie ma teraz znaczenia. Ono nikogo nie będzie obchodzić.
– Mnie będzie.
– Victoria, ja cię nie uwodzę. Nawet gdybym chciał, to nie mogę. Cały jestem zimny jak lód. Uwierz mi, że… Że nie jestem w swej szczytowej formie.
– Jeszcze ci zimno? – zapytała.
Ledwie powstrzymał się od uśmiechu. Ależ oczywiście! Ona nie będzie chciała wejść do łóżka, żeby rozgrzać siebie. Ale wielkodusznie postąpi tak dla jego dobra.
– Jak w lodówce – powiedział i dla lepszego efektu kilka razy szczęknął zębami.
– A jak wejdę do łóżka, zrobi ci się cieplej? – Spojrzała niepewnie.
Skinął głową ze szczerą miną, ponieważ właściwie wcale nie kłamał. Ciepło drugiego ciała w łóżku naprawdę go rozgrzeje.
– I mnie też będzie cieplej?
Spojrzał przenikliwie.
– Okłamałaś mnie, prawda? Nadal jest ci zimno. Biegasz po domu, żeby mną się zaopiekować, a o sobie wcale nie pomyślałaś. – Przesunął się kawałek na łóżku i wyciągnął do niej rękę. Spod koca wyłonił się jego umięśniony tors.
– Robert!
Złapał ją za bosą stopę.
– O mój Boże! – zawołał. – Przecież ty jesteś zimniejsza ode mnie.
– To tylko stopa. Od podłogi…
– Ale już!
Wsunęła się pod koc. Robert objął ją ręką i pociągnął na swoją stronę łóżka.
– To na pewno nie jest konieczne! – zaprotestowała.
– Owszem, jest.
Wstrzymała oddech, gdy ją do siebie przytulał. Przylgnęła plecami do jego ciała, dzieliła ich tylko jedwabna tkanina. Nie miała pojęcia, że wyląduje z nim w łóżku. Tak nią pokierował, że nawet nie wiedziała, jak to się stało.
– I tak mi zimno – oznajmiła złośliwie.
Gdy odpowiedział, poczuła w uchu gorąco jego słów.
– Nie szkodzi. Cała noc przed nami. Ugodziła go łokciem między żebra. Mocno.
– Au! – Cofnął się i rozmasował sobie mostek. – Za co?
– „Cała noc przed nami” – papugowała. – Doprawdy jesteś niewdzięczny, Robert. Ja ci wyświadczam przysługę i…
– Wiem.
– … i kładę się koło ciebie i… – Uniosła głowę. – Co mówiłeś?
– Powiedziałem: „wiem”. Wyświadczasz mi wspaniałą przysługę. Już mi cieplej.
Te słowa trochę ją uspokoiły, nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko chrząknęła. Zdawała sobie sprawę, że to nie najbłyskotliwsza odpowiedź.
– Ale stopy nadal masz zimne jak lody. Skrzywiła się.
– Promieniują zimnem, co?
– Zimno nie promieniuje – rzekł, przybierając nagle akademicki ton. – Zimne przedmioty odbierają ciepło od otaczającego je powietrza, co sprawia wrażenie, jakby promieniowały zimnem. Ale w rzeczywistości promieniuje tylko ciepło.
– Aha – odpowiedziała głównie po to, aby wiedział, że słuchała.
– To dość powszechna pomyłka.
"Gwiazdka Z Nieba" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka Z Nieba". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka Z Nieba" друзьям в соцсетях.