Wsunęła głowę do środka i odetchnęła z ulgą. Robert spał w najlepsze. Najwyraźniej niczego na sobie nie miał, ale ona postanowiła o tym nie myśleć.
Na palcach ruszyła w stronę drzwi na korytarz. Podziękowała w sercu komuś, kto położył tu dywan, który znacznie tłumił jej kroki. W końcu dotarła do wyjścia. Klucz był w zamku. Uff, teraz najtrudniejszy manewr. Musiała przekręcić klucz i otworzyć drzwi tak, aby nie obudzić Roberta.
Wtedy przyszło jej na myśl, że właściwie to dobrze, że on śpi nago. Gdyby niechcący go obudziła, mogła uciec spory kawałek, zanim on się ubierze. Wiedziała, że chce ją mieć w garści, ale wątpiła, czy odważyłby się paradować na golasa po ulicach Faversham.
Chwyciła palcami klucz i odwróciła głowę. Zamek głośno szczęknął. Wstrzymała oddech i obejrzała się w stronę łóżka. Robert zamruczał przez sen i odwrócił się na drugi bok. Nic nie wskazywało na to, że się obudził.
Nadal nie oddychając, popchnęła drzwi. Modliła się, aby nie zaskrzypiały zawiasy. Krótki zgrzyt spowodował, że Robert znów się poruszył i uroczo oblizał usta. W końcu otworzyła drzwi do połowy i wymknęła się na korytarz.
Udało się! Poszło aż za łatwo. Ale nie poczuła triumfu, jakiego się spodziewała. Ruszyła przez korytarz i zbiegła po schodach. Nikt nie pilnował wyjścia, więc wyszła frontowymi drzwiami niezauważona.
Dopiero na dworze uświadomiła sobie, że nie wie, dokąd iść. Do Bellfield było ze dwadzieścia kilometrów. Jak ktoś chce, łatwo przejdzie pieszo, ale nie uśmiechało jej się maszerować samotnie nocą drogą do Canterbury. Powinna raczej ukryć się w pobliżu zajazdu i poczekać, aż Robert odjedzie.
Rozejrzała się dokoła i z powrotem założyła buty. Mogła się ukryć w stajni albo w którymś z okolicznych straganów. A może…
– No, no, no. Kogo my tu mamy?
Nagle żołądek podszedł Victorii do gardła. Zobaczyła zbliżających się do niej dwóch rosłych, brudnych i pijanych mężczyzn. Zrobiła krok do tyłu w stronę wejścia do zajazdu.
– Mamy jeszcze parę groszy – odezwał się jeden z nich. – Ile panienka bierze?
– Obawiam się, że panowie się pomylili – powiedziała pośpiesznie.
– Nie kituj, laleczko – rzekł drugi i złapał ją za rękę. – Chcemy się zabawić. Bądź milutka.
Krzyknęła przerażona. Palce napastnika wbijały jej się w skórę.
– Nie, nie – mówiła w coraz większej panice. – Ja nie jestem… – Nie musiała kończyć zdania, bo i tak nie zwracali na nią uwagi.
– Jestem mężatką – skłamała trochę donośniejszym głosem.
Jeden z nich oderwał oczy od jej piersi i uniósł wzrok. Zmrużył oczy i pokiwał głową.
Najwyraźniej nie zamierzali uszanować świętości małżeństwa. W końcu zrozpaczona krzyknęła:
– Moim mężem jest hrabia Macclesfield! Jeżeli spadnie mi włos z głowy, to was pozabija. Przysięgam.
– A co żoncia cholernego hrabiego robi tu w środku nocy, co? – zagadnął jeden z natrętów.
– Długa historia, zapewniam pana – wyjąkała, cofając się ku drzwiom.
– Chyba kłamie – stwierdził ten, który ściskał ją za rękę. Przyciągnął ją z zadziwiającą siłą jak na pijanego.
– Zabawimy się dzisiaj troszkę – zachrypiał. – Sam na sam…
– Nie radzę – powiedział głos, który Victoria znała aż nadto dobrze. – Nie lubię, jak obcy dotykają mojej żony.
Podniosła głowę. Obok napastnika stał Robert – skąd on się wziął tu tak szybko? – i przykładał pistolet do jego skroni. Był bez koszuli i boso. Za pas bryczesów miał wciśnięty drugi pistolet. Spojrzał na pijaka, zaśmiał się jadowicie i powiedział:
– To mnie doprowadza do utraty rozumu.
– Robert. – Tylko tyle zdołała wyksztusić Victoria, szczęśliwa, że go widzi.
Robert skinął ku niej głową, pokazując, aby weszła do zajazdu. Posłuchała natychmiast.
– Liczę do dziesięciu – oznajmił złowieszczym tonem. – Jeśli nie znikniecie mi z oczu, to strzelam. I nie będę celować w nogi.
Zanim doszedł do dwóch, pijacy biegli w popłochu. Mimo to doliczył do dziesięciu. Victoria obserwowała go od drzwi i kusiło ją, aby uciec na górę i zabarykadować się w pokoju. Ale czuła, jakby nogi wrosły jej w ziemię, i nie mogła oderwać oczu od Roberta.
Gdy skończył liczyć, odwrócił się do niej.
– Radzę, żebyś dzisiaj w nocy już nie wystawiała na próbę mojej cierpliwości – rzucił.
Skinęła głową.
– Dobrze. Idę spać. Porozmawiamy rano. Jeśli będziesz chciał.
Skwitował jej słowa mruknięciem i ruszyli schodami do swoich pokoi. Taka reakcja raczej nie dodała Victorii otuchy.
W pośpiechu Robert zostawił drzwi otwarte na oścież. Teraz pociągnął Victorię do środka i zatrzasnął drzwi. Puścił ją, żeby przekręcić klucz, a ona skorzystała z okazji i pobiegła do drzwi łączących ich pokoje.
– Położę się – powiedziała pośpiesznie.
– Nie tak szybko. – Zacisnął dłoń na przedramieniu dziewczyny i pociągnął do siebie. – Naprawdę myślisz, że pozwolę ci samej spędzić resztę nocy?
Zamrugała oczami.
– No tak. Rzeczywiście tak myślę. Uśmiechnął się, ale był to uśmiech groźny.
– To się mylisz.
Poczuła, że kolana za chwilę mogą jej odmówić posłuszeństwa.
– Mylę się?
Zanim zdążyła się zastanowić, o co chodzi, złapał ją oburącz za ramiona i popchnął na łóżko.
– Tutaj, moja spryciulo. Resztę nocy spędzisz tutaj, w moim łóżku.
15
– Czyś ty zmysły postradał? – wykrzyknęła, w błyskawicznym tempie wyskakując z łóżka.
Ruszył w jej stronę wolnym, ale zdecydowanym krokiem.
– W każdym razie cholernie niewiele mi brakuje.
Zrobiła kilka kroków do tyłu i z przerażeniem zdała sobie sprawę, że dotyka plecami ściany. Małe szanse na ucieczkę.
– Wspominałem już, jak bardzo mi się podoba stwierdzenie, że jesteśmy małżeństwem? – zapytał pozornie spokojnym głosem.
Znała ten ton. Świadczył o tym, że Robert z trudem tłumi ogarniającą go wściekłość. Gdyby była spokojniejsza i mogła rozsądniej myśleć, pewnie nie próbowałaby go prowokować. Ale tak bardzo zależało jej na bezpieczeństwie i cnocie, że rzuciła:
– Nigdy więcej o tym nie usłyszysz.
– A to szkoda.
– Robert – odezwała się możliwie najłagodniej. – Masz prawo być zdenerwowany…
Wybuchnął śmiechem. Ale jej nie było wesoło.
– Zdenerwowany? To słowo nawet w części nie oddaje moich uczuć – mówił. – Coś ci opowiem.
– Nie czas na opowiastki.
Zignorował ją.
– Spałem sobie smacznie w łóżku. Śniło mi się coś szczególnie przyjemnego… Ty mi się śniłaś.
Spąsowiała na twarzy. On smutno się uśmiechnął.
– Zdaje się, że trzymałem rękę na twojej głowie, a twoje usta… Hm, jakby to opisać?
– Robert, wystarczy już!
– Na czym to skończyłem? – zastanawiał się, nie zwracając uwagi na jej słowa. – A tak, na śnie. Wyobraź sobie moje niezadowolenie, gdy z takiego pięknego snu wyrwały mnie krzyki. – Pochylił się do przodu, oczy pałały mu złością. – Twoje krzyki!
Nie wiedziała, co powiedzieć. No, może niezupełnie. Przychodziły jej do głowy setki słów, ale połowa była niestosowna, a drugą połowę wolała zachować dla siebie.
– Czy wiesz, że jeszcze nigdy nie wkładałem spodni z taką prędkością?
– Taka umiejętność na pewno ci się przyda – improwizowała.
– A w stopach mam pełno drzazg – dodał. – Te podłogi nie nadają się do chodzenia boso.
Spróbowała się uśmiechnąć, ale udawanie odważnej za bardzo jej nie wychodziło.
– Jak chcesz, to ci powyciągam drzazgi i opatrzę rany.
W ułamku sekundy jego dłonie wylądowały na jej ramionach.
– A ja po nich nie szedłem. Ja biegłem. Pędziłem, jakby od tego zależało moje życie. Ale nie. – Pochylił się, z oczu biła furia. – Gnałem ratować twoje życie.
Miała ściśnięte gardło, z trudem próbowała przełknąć ślinę. Jakiej on oczekuje odpowiedzi? W końcu otworzyła usta i wyksztusiła:
– Dziękuję? – Było to raczej pytanie niż podziękowanie. Puścił ją gwałtownie i odwrócił się wyraźnie rozczarowany jej reakcją.
– Ech, na miłość boską – mruknął.
Próbowała pozbyć się uścisku w gardle. Jak to się stało, że tak nisko upadła, pytała sama siebie. Była o włos od zalania się łzami, ale nie chciała płakać przed tym człowiekiem. Dwa razy złamał jej serce, a teraz ją porwał. Niewielkie miała szanse na okazanie dumy.
– Chcę wrócić do swojego łóżka – powiedziała cichym głosem.
– Już ci mówiłem – odpowiedział, nie pofatygowawszy się nawet na nią spojrzeć – że ci nie pozwolę wrócić do tej rudery w Londynie.
– Miałam na myśli swój pokój.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie.
– Postanowiłem, że zostaniesz tutaj – odezwał się w końcu.
– Tutaj? – jęknęła.
– Zdaje się, że powiedziałem to już co najmniej dwa razy.
Postanowiła zmienić taktykę i odwołać się do jego silnego poczucia honoru.
– Wiem że nie należysz do tych, którzy zmuszaliby kobietę wbrew jej woli.
– Nie o to chodzi – odparł z drwiną. – Przypuszczam, że drugi raz spróbujesz uciekać.
Starała się trzymać język na wodzy.
– Obiecuję, że dzisiaj już nie będę próbowała uciekać. Masz moje słowo honoru.
– Przepraszam, ale nie za bardzo mogę polegać na twoim słowie.
To ją ukłuło i przypomniała sobie, z jaką urazą kiedyś powiedział, że on nigdy nie złamał obietnicy. Bardzo zabolało ją uderzenie własną bronią.
– Do tej pory nie obiecywałam, że nie ucieknę. Dopiero teraz daję ci słowo.
Odwrócił się i patrzył z powątpiewaniem.
– Nadajesz się na polityka, moja droga.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że masz rzadki dar wykorzystywania słów do obchodzenia prawdy.
Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– A jak brzmi prawda? Zrobił krok do przodu.
– Że mnie potrzebujesz.
– Przestań, proszę.
– Tak, tak. Potrzebujesz mnie tak, jak kobieta potrzebuje mężczyzny.
– Skończ już z tym, Robert. Jakoś nie czuję potrzeby, by uprowadzano mnie przemocą.
"Gwiazdka Z Nieba" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka Z Nieba". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka Z Nieba" друзьям в соцсетях.