– Nie chodzi o kilka dni.

Nic nie powiedział.

Ona wciąż siedziała na podłodze i próbowała poskładać myśli. Do oczu cisnęły jej się łzy bezsilności. Spróbowała szybciej i głębiej oddychać, żeby łzy nie popłynęły po policzkach.

– Jedno twoje posunięcie wystarczyło… – mówiła głosem zabarwionym nerwowym śmiechem osoby, która już wie, że przegrała. – Jedno twoje posunięcie…

Spojrzał prosto na nią.

– Może byś tak już wstała?

Pokręciła głową.

– Chciałam tylko zdobyć odrobinę kontroli nad swoim życiem. Czy to tak wiele?

– Victoria…

– Jednym swoim posunięciem mi to odebrałeś… – przerwała, a po chwili dodała głośniejszym tonem: -… jednym jedynym posunięciem!

– Działałem w twoim najlepszym inte…

– Czy ty wiesz, co to oznacza, gdy ktoś zabiera ci możliwość podejmowania decyzji?

– Wiem, co to znaczy być manipulowanym – rzekł bardzo cicho.

– To nie to samo – powiedziała i odwróciła głowę, aby nie widział jej płaczu.

Przez chwilę panowała cisza. Robert próbował dobrać odpowiednie słowa.

– Siedem lat temu zaplanowałem swoje życie w najdrobniejszych szczegółach. Byłem młody i zakochany po uszy. Chciałem cię poślubić i przez całe życie dbać o twoje szczęście. Mieliśmy mieć dzieci – mówił zadumany. – Zawsze wyobrażałem sobie, że będą do ciebie podobne.

– Po co to wszystko mówisz?

Popatrzył na nią przenikliwie, ale ona nie śmiała spojrzeć mu w oczy.

– Bo wiem, czym są rozwiane marzenia. Byliśmy młodzi i za głupi, aby pojąć, co zrobili nasi ojcowie, żeby nas rozłączyć. Ale to nie była nasza wina.

– Nie rozumiesz, że nie obchodzi mnie, co było siedem lat temu? Dla mnie to nic nie znaczy.

– Ja myślę, że znaczy.

Złożyła ręce na piersiach i oparła się o ścianę.

– Nie chcę już o tym rozmawiać.

– Dobrze. – Wziął gazetę i udawał, że czyta.

Victoria siedziała na podłodze i starała się nie płakać.

Dwadzieścia minut później kareta zatrzymała się przed niewielkim zajazdem w Faversham przy drodze do Canterbury. Victoria czekała w środku, a Robert poszedł wynająć pokoje.

Wrócił po kilku minutach.

– Wszystko gotowe – oznajmił.

– Mam nadzieję, że dostałam osobny pokój.

– Oczywiście.

Mimo zmęczenia odmówiła przyjęcia pomocy i wyskoczyła z karety sama. Poczuła dotyk jego dłoni na plecach i poszli do zajazdu.

– Mam nadzieję – przywitał ich właściciel, gdy przekroczyli próg frontowego pomieszczenia – że panu i pańskiej żonie spodoba się u nas.

Victoria odczekała, aż znajdą się sami na schodach.

– Mieliśmy mieć osobne pokoje – szepnęła z pretensją.

– Mamy. Musiałem mu powiedzieć, że jesteś moją żoną. Od razu widać, że nie jesteśmy rodzeństwem. – Delikatnie dotknął, jej kruczoczarnych włosów. – A nie chciałem, żeby ktoś pomyślał…

– Ale…

– Właściciel zapewne pomyślał, że jesteśmy małżeństwem, ale nie przepadamy za sobą.

– Przynajmniej to drugie jest prawdą – mruknęła. Odwrócił się do niej z promiennym uśmiechem.

– Ja za tobą przepadam od zawsze. Zaskoczona jego wesołością przemówiła:

– Sama nie wiem, czy jesteś szalony, zacięty czy po prostu głupi.

– Jeśli mogę zagłosować, to opowiadam się za zacięty. Westchnęła teatralnie i ruszyła przed nim.

– Idę do swojego pokoju.

– Nie chcesz, wiedzieć, który to? Dosłownie czuła na plecach jego uśmieszek.

– Może mi podasz numer – zasyczała przez zaciśnięte zęby.

– Trzy.

– Dziękuję – odparła, a po chwili pożałowała, że w dzieciństwie wpojono jej zasady dobrego wychowania. Robert nie zasługiwał na podziękowania.

– Ja mam czwórkę – podpowiedział. – Na wypadek, gdybyś mnie szukała.

– To nie będzie konieczne. – Dotarła do końca schodów, skręciła za róg i zaczęła się rozglądać za swoim pokojem. Za sobą usłyszała kroki Roberta.

– Nigdy nic nie wiadomo. – A ponieważ nie odpowiadała, dodał: – Ja widzę mnóstwo powodów, żebyś chciała się ze mną skontaktować. – A gdy nadal go ignorowała, uzupełnił wypowiedź: – Gdy złodziej będzie chciał się włamać do twojego pokoju. Gdy będziesz miała koszmary.

Jedyne koszmary, pomyślała, mogą dotyczyć akurat ciebie.

– Ten zajazd może być nawiedzony – ciągnął. – Pomyśl tylko, ile strachu mogą napędzić duchy.

Tego nie potrafiła zignorować. Odwróciła się do niego.

– To najbardziej nieprawdopodobna myśl, jaką słyszałam. Wzruszył ramionami.

– Wszystko się może zdarzyć.

Nie odpowiedziała, tylko przyglądała mu się, jakby próbowała ocenić, w jaki sposób odwieźć go do szpitala dla obłąkanych.

– Możesz też za mną zatęsknić.

– Powtórzę to co poprzednio: To najbardziej nieprawdopodobna myśl, jaką słyszałam.

Chwycił się za serce.

– Ranisz mnie, moja pani.

– Nie jestem twoją panią.

– Ale będziesz.

– O proszę – powiedziała z udawaną obojętnością. – Jest mój pokój. Dobranoc.

Nie czekając na odpowiedź, weszła do środka i trzasnęła mu drzwiami przed nosem.

Po chwili usłyszała przekręcanie klucza w zamku.

Zdumiona otworzyła usta. Ten łajdak ją zamknął!

Ulżyła sobie tupnięciem, a potem z głośnym westchnieniem rzuciła się na łóżko. Nie chciała wierzyć, że ośmielił się zamknąć ją na klucz.

Ale musiała. Przecież mimo wszystko on ją porwał. A on zawsze nad – wszystkim chciał panować.

Przez kilka minut leżała nadąsana na łóżku. Jeżeli ma mu uciec, to musi zrobić to tej nocy, bo gdy znajdą się w jego domku nad morzem, na pewno nie będzie spuszczać jej z oka. A znając Roberta, domek na pewno znajduje się w odosobnieniu.

Nie. Najlepiej uciekać od razu. Na szczęście Faversham leżało niedaleko Bellfield, gdzie mieszka jej rodzina. Nie paliła się za bardzo do odwiedzenia ojca, bo nigdy nie przebaczyła mu, że ją wtedy siłą zatrzymał. Mimo to pastor wydawał się mniej niebezpieczny niż Robert.

Podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Było wysoko. Gdyby skoczyła, na pewno zrobiłaby sobie krzywdę. Odwróciła się od okna i nagle zauważyła drugie drzwi.

Do sąsiedniego pokoju. Szybko domyśliła się, do czyjego. Co za ironia losu, że jedyna droga ucieczki prowadzi przez jego pokój!

Podeszła powoli i popatrzyła na klamkę. Później przyjrzała się framudze. Wydawały się masywne. Otwarcie ich narobi hałasu, który może zbudzić Roberta. A jeśli on się zbudzi, zanim ona dotrze na korytarz, to nici z ucieczki. Musi znaleźć sposób, aby otworzyć drzwi po cichu i nie budzić jego podejrzeń.

Nagle wpadła na pomysł.

Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi.

– Mogłam się domyślić, że nie uszanujesz mojej prywatności! – powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że to ona właśnie narusza jego prywatność, wkraczając do jego pokoju, ale nie widziała innego sposobu, aby otworzyć drzwi bez…

Ze zdumienia zapomniała, co zamierza powiedzieć. Na środku pokoju stał nagi do pasa Robert. Właśnie zajmował się rozpinaniem bryczesów.

– Mam dalej się rozbierać? – zapytał słodkim głosem.

– Nie, nie, nie ma potrzeby – odparła, zalewając się kolejno siedmioma odcieniami czerwieni, od pąsu do purpury.

Uśmiechnął się niespiesznie.

– Na pewno? Z radością spełnię twoją prośbę.

Zastanawiała się, dlaczego nie może oderwać od niego oczu. Musiała przyznać, że wyglądał naprawdę wspaniale. Przez te wszystkie lata w Londynie na pewno nie gnuśnial. Wykorzystał milczenie Victorii i wręczył jej niewielką paczuszkę.

– Co to jest? – zapytała podejrzliwie.

– Doszedłem do wniosku, że w czymś będziesz musiała spać. I pozwoliłem sobie sprawić ci koszulę nocną.

Myśl, że kupował jej bieliznę, wydała jej się tak krępująca, że niemal upuściła paczkę.

– Skąd to masz? – zapytała.

– Nie zabrałem innej kobiecie, jeśli o to ci chodzi. – Podszedł bliżej i pogładził ją po policzku. – Ale miło wiedzieć, że jesteś zazdrosna.

– Nie jestem zazdrosna – odburknęła. – Ja tylko… Jeżeli kupiłeś ją u madame Lambert, to powinnam…

– Nie kupiłem u madame Lambert.

– To dobrze. Nie byłabym zadowolona, gdyby któraś z koleżanek pomagała ci w tym niegodziwym przedsięwzięciu.

– Ciekawe, jak długo jeszcze będziesz się na mnie gniewać – powiedział spokojnie.

Uniosła głowę, zaskoczona nagłą zmianą tematu.

– Idę spać. – Po dwóch krokach w kierunku drzwi Victoria odwróciła się. – Nie będę przed tobą paradować w tej koszuli.

Posłał dziewczynie uwodzicielski uśmiech.

– Nawet o tym nie marzyłem. Ale miło słyszeć, że rozważałaś taką możliwość.

Warknęła po cichu i wyszła z pokoju. Była tak wściekła, że nieomal trzasnęła drzwiami. Przypomniała sobie jednak, w jakim celu je otwierała. Pociągnęła za klamkę, ale zostawiła je minimalnie uchylone. Nawet jeśli on to zobaczy, na pewno nie pomyśli, że to zaproszenie. Swoją złością skutecznie odwiodła go od takich przypuszczeń. Uzna najwyżej, że przeoczyła drobny szczegół.

A jeżeli dopisze jej szczęście, to niczego nie zauważy.

Rzuciła paczkę na łóżko i zaczęła snuć plany na nadchodzącą noc. Odczeka kilka godzin, a potem ruszy do ucieczki. Nie miała pojęcia, jak długo Robert będzie spać, ale na wszelki wypadek postanowiła poczekać, aż zapadnie w naprawdę głęboki sen.

Sama powstrzymywała się od zaśnięcia, przypominając sobie ulubione cytaty z Biblii. W dzieciństwie ojciec pilnował, aby ona i Ellie uczyły się sporych fragmentów Pisma Świętego na pamięć. Minęła godzina, potem druga i trzecia. Później jeszcze jedna i w połowie psalmu Victoria uświadomiła sobie, że upłynęły cztery godziny. Robert na pewno śpi jak suseł.

Na palcach ruszyła w stronę drzwi, ale nagle się zatrzymała. Buty miały twardą podeszwę i stukały o podłogę. Musiała je zdjąć. Potem z butami w dłoni znów ruszyła na podbój drzwi.

Serce Victorii waliło, gdy kładła dłoń na klamce. Nie zamknęła drzwi do końca, więc tylko leciutko je popchnęła, a potem z największą ostrożnością otworzyła na oścież.