– Ale mnie nie jest dobrze. Powiedzieć ci, jak spędziłem tę noc?
– Proszę – bąknęła. – I tak cię nie powstrzymam.
– Całą noc zastanawiałem się, ilu facetów próbowało cię zaatakować przez ten miesiąc.
– Eversleigh był jedyny.
Albo nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć.
– Potem zastanawiałem się, ile razy mijałaś stojące na rogu prostytutki.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Większość z nich to bardzo miłe osoby. Kiedyś byłam z jedną z nich na herbacie. – Kłamała, ale chciała go zdenerwować.
Wzruszył ramionami.
– A później myślałem, ile masz w pokoju szczurów.
Przed udzieleniem odpowiedzi starała się policzyć do dwudziestu, ale nie zdołała zdusić złości. Znosiła jego obelgi i przesadne oburzenie, ale nie mogła znieść myśli, że poddaje w wątpliwość jej dbałość o porządek. Teraz to już przeholował.
– W moim pokoju można jeść z podłogi.
– Szczury na pewno jedzą – odparł zgryźliwie. – Victoria, naprawdę nie możesz zostać w tym zawszonym miejscu. To niebezpieczne i niezdrowe.
Stała sztywno jak słup i przyciskała wyprostowane ręce do boków, żeby nie wymierzyć mu policzka.
– Robert, nie zauważyłeś, że zacząłeś mnie troszkę irytować?
Zignorował jej słowa.
– Dałem ci jedną noc. I wystarczy. Dzisiaj wieczór pójdziesz ze mną.
– Nie sądzę.
– To przenieś się do mojej ciotki.
– Nade wszystko cenię sobie niezależność.
– A ja cenię sobie twoje życie i cnotę – wybuchnął. – A jak dalej będziesz tu mieszkać, stracisz jedno i drugie.
– Jestem tu zupełnie bezpieczna. Nie zwracam na nikogo uwagi i nikt mnie nie zaczepia.
– Victorio, jesteś piękną kobietą. Nic na to nie poradzisz, że przyciągasz uwagę mężczyzn, gdy tylko wychylasz z domu głowę.
Żachnęła się.
– Znalazł się krytykant. Spójrz na siebie.
Złożył ręce na piersi i czekał na wyjaśnienia.
– Do tej pory udawało mi się zachować anonimowość. – Kiwnęła ręką w stronę karety. – W tej okolicy nie widziano takiego pojazdu od wielu lat. I założę się, że co najmniej parę osób kombinuje, jak ci ukraść portfel.
– Więc przyznajesz, że to niebezpieczna okolica?
– Oczywiście. Ślepa nie jestem. Mimo wszystko nie chcę twojego towarzystwa.
– Co to, do diabła, ma znaczyć?
– A to, że wolę zostać tutaj, niż jechać z tobą. To powinno dać ci do myślenia.
Obruszył się. Wiedziała, że go uraziła. Ale nie przy puszczała, ile bólu sprawi jej cierpienie w oczach Rober ta. Wbrew swej woli położyła mu rękę na ramieniu.
– Robert – powiedziała łagodnie. – Coś ci wyjaśnię. Jestem teraz szczęśliwa. Może nie mam luksusów, ale po raz pierwszy od lat cieszę się niezależnością. I odzyskałam swoją dumę.
– O czym ty mówisz?
– Wiesz, że nie lubiłam być guwernantką. Pracodawcy stale prawili mi impertynencje.
Zacisnął usta.
– W zakładzie krawieckim klienci nie zawsze są uprzejmi, ale madame Lambert traktuje mnie z szacunkiem. A jak dobrze wykonam pracę, zasług nie przypisuje sobie. Wiesz, ile czasu minęło, odkąd pierwszy raz ktoś mnie pochwalił?
– Och, Victorio – rzekł ze współczuciem.
– Poza tym poznałam cudowne koleżanki. Naprawdę lubię z nimi być w zakładzie. I nikt za mnie nie podejmuje decyzji. – Bezradnie wzruszyła ramionami. – To proste przyjemności, ale dla mnie bardzo ważne. Nie chcę niszczyć tej równowagi.
– Nie wiedziałem – szepnął. – Nie miałem pojęcia.
– Skąd mogłeś wiedzieć? – To nie była riposta, lecz szczere pytanie. – Ty zawsze w pełni panowałeś nad życiem. Zawsze możesz mieć, czego pragniesz. – Uśmiechnęła się w zadumie. – Ach, ty i twoje plany. Zawsze to w tobie kochałam.
Przyjrzał jej się uważnie. Pewnie nawet nie zdała sobie sprawy, że wypowiedziała słowo „kochałam”.
– Ten twój sposób podchodzenia do problemu – mówiła z coraz większą nostalgią. – Zawsze miło było patrzeć, jak rozpatrujesz sytuację pod każdym kątem, a potem przeglądasz ją na wylot i już wiesz, jak znaleźć najprostsze wyjście. A później rozwiązujesz problem. Zawsze wiedziałeś, co robić, aby dostać to, czego chcesz.
– Z wyjątkiem ciebie!
Przez długą chwilę jego słowa wisiały w powietrzu. Victoria odwróciła głowę i w końcu oznajmiła:
– Muszę iść do pracy.
– Podwiozę cię.
– Nie. – Jej głos drżał, jakby zaraz miała się rozpłakać. – To zły pomysł.
– Victoria, nie chcę znów martwić się o ciebie. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem takiej bezradności.
Odwróciła się z zamyślonym wzrokiem.
– Ja czułam się bezradna przez siedem lat. Teraz panuję nad swoim życiem. Nie zabieraj mi tego, proszę. – Uniosła głowę i ruszyła w stronę zakładu krawieckiego.
Odczekał, aż ujdzie trzy metry, i ruszył za nią. MacDougal odczekał, aż Robert oddali się o sześć metrów, i pojechał za nim karetą.
Koniec końców ta dziwna procesja dotarła do zakładu madame Lambert.
Około południa Victoria właśnie klęczała przy manekinie krawieckim z trzema szpilkami w ustach, gdy rozległ się dzwonek od drzwi. Podniosła wzrok.
Robert. Jakoś jej to nie zdziwiło. Trzymał w dłoniach pakunek i miał w oczach znajomy błysk. Victoria znała to spojrzenie. Prawdopodobnie cały poranek minął mu na opracowywaniu planów.
Przeszedł przez całe pomieszczenie i zatrzymał się koło niej.
– Witaj, Victorio – odezwał się wesoło. – Trzeba powiedzieć, że z tymi szpilkami wyglądasz nieco groźnie.
Miała ochotę wbić mu jedną z nich.
– Najwyraźniej za mało – odburknęła, wyjąwszy szpilki z ust.
– Słucham?
– Po co tu przyszedłeś? Myślałam, że rano doszliśmy do porozumienia.
– Owszem.
– Więc dlaczego tu jesteś?
Przykucnął obok niej.
– Chyba każde z nas ma coś innego na myśli, mówiąc o porozumieniu.
O co mu chodzi?
– Robert, jestem zajęta.
– Przyniosłem ci prezent. – Wysunął pakunek.
– Nie przyjmuję od ciebie prezentów. Uśmiechnął się.
– To coś na ząb.
Zdradziecko zaburczało jej w brzuchu. Zaklęła bezgłośnie, odwróciła się od niego i zaatakowała rąbek sukienki, nad którym pracowała.
– Mmm, mniam, mniam – mówił kusząco. Otworzył pudełko i zaprezentował zawartość. – Ciasteczka.
Victorii pociekła ślinka. Ach, ciasteczka, jej największa słabość. Mogła się domyślić, że o tym nie zapomniał.
– Specjalnie dla ciebie poprosiłem bez orzechów.
Bez orzechów? A niech go! Nie zapomni o najmniejszym szczególe. Podniosła głowę i ujrzała, jak Katie wyciąga szyję i zagląda Robertowi przez ramię. Z wyrazu jej oczu łatwo było się domyśleć, że ma ochotę na ciasteczka. Victoria przypuszczała, że dziewczynie rzadko trafia się okazja, by spróbować takich smakołyków od najlepszego londyńskiego cukiernika.
Uśmiechnęła się do Roberta i przyjęła pudełko.
– Dziękuję – powiedziała uprzejmie. – Katie? Poczęstujesz się?
Katie znalazła się przy niej w mgnieniu oka. Victoria wręczyła koleżance pudełko i wróciwszy do podszywania sukni, próbowała ignorować roznoszący się apetyczny zapach.
Robert wziął krzesło i usiadł obok.
– Ta suknia pięknie by na tobie wyglądała – odezwał się, patrząc na Victorię.
– Niestety – odparła, z zacięciem wbijając szpilkę w materiał. – Już ją zamówiła pewna księżna.
– Mógłbym powiedzieć, że kupię ci taką samą, ale raczej nie zyskałbym w twoich oczach.
– Aleś domyślny, panie hrabio.
– Krępuje cię moja obecność.
Powoli odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
– Dobrze, że zauważyłeś.
– To dlatego, że rano myślałaś, że się ode mnie uwolnisz.
– Miałam taką nadzieję.
– Starasz się, aby twoje życie powróciło do normalności.
Wydała z siebie zabawny odgłos będący połączeniem śmiechu, westchnięcia i prychnięcia.
– Najwyraźniej doszedłeś do perfekcji w wypowiadaniu tego, co oczywiste.
– Hm… – Podrapał się w głowę. Wyglądał, jakby udawał, że myśli. – Twoje rozumowanie zawiera pewne błędy.
Nie pofatygowała się z odpowiedzią.
– Tobie tylko się wydaje, że to jest normalne życie.
Wbiła kilka kolejnych szpilek w rąbek. Nagle zdała sobie sprawę, że ze zdenerwowania staje się nieuważna, i musiała przepiąć szpilki w inne miejsce.
– Ale to nie jest normalność. Niby jakim cudem? Żyjesz tak zaledwie miesiąc.
– Nasze narzeczeństwo trwało tylko dwa miesiące – musiała dorzucić.
– No tak, ale przez następne siedem lat stale o mnie myślałaś. Nie miała ochoty zaprzeczać. Powiedziała tylko:
– Nie słyszałeś, co ci rano mówiłam?
Pochylił się i wpatrywał w nią intensywnie jasnoniebieskimi oczami.
– Słyszałem każde słowo. A potem całe przedpołudnie o tobie myślałem. Chyba rozumiem twoje uczucia.
– To dlaczego tu przyszedłeś?
– Bo uważam, że nie masz racji.
Upuściła szpilki.
– Życie nie polega na tym – mówił – żeby schować się do kąta, patrzeć, jak świat się kręci, i mieć nadzieję, że nic złego nas nie dopadnie. – Przyklęknął i pomógł jej zbierać szpilki. – Życie polega na korzystaniu z szans i sięganiu do gwiazd.
– Miałam swoją szansę – odezwała się oschle. – Już przepadła.
– I chcesz pozwolić, aby to zadecydowało o całym twoim dalszym losie? Victoria, masz zaledwie dwadzieścia cztery lata. Przed tobą całe życie. Twierdzisz, że znalazłaś bezpieczną drogę na resztę życia?
– Dla ciebie: tak.
Wstał.
– Widzę, że muszę dać ci trochę czasu, żebyś się nad tym zastanowiła.
Spojrzała na niego z nadzieją, że nie widzi, jak jej się trzęsą ręce.
– Wrócę pod koniec dnia i odprowadzę cię do domu. Zastanawiała się, czyj dom ma na myśli.
– Nie będzie mnie – oświadczyła. Wzruszył ramionami.
– Znajdę cię. Zawsze i wszędzie cię znajdę.
Nie musiała odpowiadać na tę deklarację, ponieważ właśnie odezwał się dzwonek przy drzwiach.
– Muszę wracać do pracy – bąknęła.
Robert skłonił się i ruszył do wyjścia. Jednak zatrzymał się na widok wchodzących klientek.
"Gwiazdka Z Nieba" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka Z Nieba". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka Z Nieba" друзьям в соцсетях.