– Sądzę, że pewnego dnia stałabym się całkiem niezła – powiedziała cicho. Spencer zamówił już dla nich kolację, siedzieli w szlafrokach, przytuleni do siebie. Było im razem tak dobrze, a więź, istniejąca kiedyś między nimi, stała się mocniejsza.

– Wydawałaś się całkiem niezła, jeszcze zanim tam pojechałaś. – Nie zapomniał jej głosu, ani jak śpiewała w klubie "U Harry'ego". – Może kiedy wszystko ucichnie, znów tam wrócisz.

– Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek miała na to ochotę – powiedziała cicho, spoglądając smutno przed siebie. – To okrutny świat, w którym panują prawa dżungli. – Ale jeśli nie Hollywood, to co? Potrafiła tylko śpiewać i grać. A teraz bała się komukolwiek pokazać na oczy. Wszyscy z miejsca by ją rozpoznali. Kiedy wstąpili do Harry'ego, ten zaproponował Crystal, by śpiewała tak jak dawniej, ale podziękowała.

– Kiedyś ludzie zapomną o tym procesie, tak jak z czasem zapominają nawet o najbardziej sensacyjnych wydarzeniach. – Uspokajał Spencer.

Przypomniał sobie telefon od senatora. Nadal intrygowało go, czego od nich chciał. Przyniesiono kolację na srebrnych półmiskach. Spencer obserwował, jak Crystal dłubie widelcem w talerzu. Delikatnie ujął jej dłoń i spytał, o czym myśli. Uśmiechnęła się do niego, unosząc oczy pełne łez, a po chwili wybuchnęła śmiechem.

– Właśnie myślałam, że chciałabym pojechać do domu. Tylko że ja nie mam domu. – Spencer również się roześmiał. Była to prawda. Nie miała dokąd pójść, nie miała nikogo, kto by na nią gdzieś czekał. Pearl proponowała jej pokój, ale Crystal nie chciała nikomu sprawiać kłopotu. Poza tym nie zdecydowała jeszcze, czy zostanie w San Francisco na dłużej. Jej plany w dużej mierze zależały od tego, co postanowi Spencer.

– Jedźmy na kilka dni do doliny. Nie musimy tam zostawać długo. Możemy odwiedzić Boyda i Hiroko, a potem wybrać się gdzieś indziej. Potrzebujesz czasu, by wszystko sobie spokojnie przemyśleć. Przecież od zakończenia procesu upłynęły dopiero dwa dni. Pojedźmy tam jutro.

Długo się wahała, patrząc na Spencera, ale w końcu skinęła głową.

– A jakie są twoje plany? Nie możesz przecież wiecznie się mną opiekować.

– Bardzo bym chciał – szepnął jej do ucha w pogrążonym w półmroku pokoju.

– Przecież masz swoje życie w Waszyngtonie. A przynajmniej to, co z niego pozostało po tym, jak wyrwałam cię na trzy miesiące. Przypuszczam, że cholernie dużo będzie cię ta przerwa kosztowała. – Myślała o Elizabeth. Niezupełnie rozumiała panujące między nimi stosunki. Nie miała pewności, jak wyglądają ich sprawy. Spencer nigdy albo bardzo rzadko mówił na ten temat. Ale Crystal wiedziała, że nadal jest żonaty. Ernie odszedł, tymczasem Spencer ciągle był związany ślubem.

Spencer zadzwonił do domu i zostawił wiadomość, że jest w San Francisco, ale nie powiedział, w jakim hotelu. Nie przygotował się jeszcze do rozmowy z Elizabeth. Nie chciał tylko, by wpadła w panikę, gdyby zadzwoniła do hotelu w Los Angeles, w którym się zatrzymał, i dowiedziała się, że Spencer wyprowadził się stamtąd w dniu ogłoszenia werdyktu. Dokładnie wiedział, co sobie teraz myśli jego żona, ale nie chciał niczemu zaprzeczać ani niczego potwierdzać. Zresztą biorąc pod uwagę panujące między nimi stosunki, nie powinno jej to interesować. Pamiętał pogróżkę Elizabeth, rzuconą przed wyjazdem, i ciekaw był, czy w końcu zgodzi się dać mu rozwód.

Spencer jak gdyby nigdy nic oświadczył Crystal, że stracił pracę. Patrzyła na niego przerażona:

– Niemożliwe!

– Naprawdę!

– Mój Boże! Obydwoje nie mamy pracy! – Roześmiała się, ale czuła straszne wyrzuty sumienia. Przecież dopiero dziś rano mówił, jak bardzo zasmakował w polityce. Zastanawiała się, co Spencer teraz zrobi. Powiedział jej wtedy o telefonie od senatora. Nalegała, by z samego rana oddzwonił.

– Czy chciałbyś się kiedyś ubiegać o takie stanowisko?

– Może. Albo zostanę sędzią, jak mój ojciec. – Uśmiechnął się. Wydawało mu się to teraz bez znaczenia. Najważniejsze, że Crystal jest bezpieczna i że są razem. W ciągu tych dziewięciu lat nic się między nimi nie zmieniło. Nadal myślał o niej dzień i noc i wiedział, że nie chce, by kiedykolwiek się rozstawali.

Do późnej nocy rozmawiali o niezbyt jasno sprecyzowanych ambicjach politycznych Spencera, o filmach Crystal, a także o dzieciach, o psach, o Boydzie i Hiroko. Z radością oczekiwała spotkania z nimi, choć bała się trochę wizyty w dolinie. Spencer wynajął samochód i z samego rana mieli wyruszyć w drogę. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy Jane. Nie widziała jej od chwili wyjazdu do San Francisco. Jane miała teraz siedem lat i prawdopodobnie nawet nie pamiętała Crystal.

W końcu położyli się spać. Znów się kochali, a potem przez długie godziny Spencer obejmował ją czule. Lata rozłąki skurczyły się do kilku chwil, przestały się w ogóle liczyć. Spali, przytuleni do siebie, jak dzieci.

Rozdział trzydziesty piąty

Następnego dnia wyruszyli na północ. Crystal siedziała obok Spencera, nucąc pod nosem piosenki nadawane przez radio zatopiona we własnych myślach. Spencer uśmiechnął się do siebie, uświadomiwszy sobie, jak mu z nią dobrze. Niczego nie żądała, nie miała wiecznie pretensji, nie była zawiedziona, o nic się nie spierała. Przebywanie z nią nieuchronnie prowokowało go do porównywania jej z Elizabeth. Crystal okazała się uosobieniem jego ideału kobiety, choć jednocześnie przypominała senną zjawę, wyraźnie widoczną, ale wiecznie wymykającą się z rąk.

Przejechali most Golden Gate i zdążali dalej na północ. Słońce stało już wysoko na niebie. Wszystko wokół było świeże, zielone, spłukane przez zimowe sztormy, szmaragdowe wzgórza wprost lśniły pod niebem barwy oczu Crystal. Spojrzała na niego pogodnie. Uśmiechnęli się do siebie. Czuli się ze sobą tak dobrze, że nawet nie musieli rozmawiać.

Crystal pokazała mu, którędy ma jechać, i słuchając jej wskazówek, przypomniał sobie, gdzie mieszkają Websterowie. Z bijącym sercem nacisnęła dzwonek. Po dłuższej chwili na progu stanęła mała dziewczynka. Crystal nabiegły do oczu łzy.

– Dzień dobry – powiedziało dziecko, spoglądając na nieznajomych.

Jane miała skośne oczy matki i rudobrązowe włosy, identyczne jak w dniu narodzin. – Kim pani jest?

– Nazywam się Crystal i jestem przyjaciółką twojej mamy.

Dziewczynka przyglądała im się śmiało. Spencer wziął Crystal za rękę.

– Mama przygotowuje właśnie lunch.

– Czy możemy wejść?

Dziecko skinęło główką i zrobiło im przejście. Pokój wyglądał tak, jak zapamiętała go Crystal. Niewiele się tu zmieniło. Łatwo się było domyślić, że Websterowie nadal są biedni, ale miłość, którą do siebie czuli, czyniła ich bogatymi. Na ścianach wisiały zdjęcia Jane i japońskie reprodukcje, które Hiroko przywiozła ze sobą z domu rodzinnego. Websterowie zgromadzili tu swoje nieliczne skarby. Crystal przeszła kilka kroków i znalazła się w kuchni. Kiedy zobaczyła przyjaciółkę, do oczu napłynęły jej łzy. Hiroko podśpiewywała sobie coś po japońsku. Odwróciła się, spodziewając się ujrzeć Jane. Oczy zrobiły jej się wielkie ze zdumienia. Kobiety rzuciły się sobie w ramiona. Długo się obejmowały. I znów jak w przypadku rozłąki ze Spencerem, owych kilka lat niewidzenia po prostu się rozpłynęło. Choć tak długo nie miały ze sobą żadnego kontaktu, nic się między nimi nie zmieniło.

– Crystal, tak się o ciebie martwiłam. – Wtem ujrzała Spencera, stojącego w głębi i przyglądającego się im. Uśmiechnęła się na jego widok. Na ścianie w kuchni wciąż wisiało wspólne zdjęcie Spencera z Boydem, zrobione w dniu jej ślubu. – Ależ ślicznie wyglądasz! – Znów pocałowała Crystal, ocierając łzy. Nagle zaczęli mówić wszyscy naraz. Jane spoglądała ciekawa, cóż to za goście pojawili się w ich domku. Hiroko wyjaśniła córeczce, że Crystal pomogła jej przyjść na świat. Spencer słuchał nie znanej sobie opowieści i z podziwem patrzył na Crystal.

– Tu cię mam! – zażartował. – Możesz teraz być akuszerką.

– Nie licz na to – odparła ze śmiechem. Crystal rozmawiała z Hiroko, a Spencer bawił się z Jane. U Websterów wszystko było w porządku. Stary pan Petersen umarł i zostawił stację benzynową Boydowi. Hiroko wypytywała przyjaciółkę o karierę filmową. Crystal opowiedziała jej też o procesie. W pewnej chwili usłyszeli zajeżdżającą przed dom furgonetkę. Do domu wpadł Boyd, ciekaw, któż to taki ich odwiedził. Zauważył na drodze jakiś samochód. Stanął w progu jak wryty, po chwili podbiegł do Crystal i objął ją serdecznie, w końcu mocno uścisnął dłoń Spencerowi.

– Czytaliśmy o was – pochwalił się, ciesząc się, że ich widzi. – Zastanawiałem się, czy do nas wpadniecie. – Spencer powiedział, że dwa lata temu przejeżdżał przez dolinę, ale nie udało mu się trafić do ich domu. Mieszkali przy bocznej drodze, teraz Spencer dotarł tu też tylko dzięki wskazówkom Crystal.

Hiroko przygotowała dla wszystkich lunch. Crystal pomagała jej, czując się w ich małej kuchence równie dobrze, jak kiedyś. Później Boyd podzielił się z nimi ostatnimi nowinkami. Becky wyszła ponownie za mąż i przeniosła się do Wyoming. Z drugim mężem miała dwoje dzieci. Boyd zawahał się, niepewny, ile Crystal chciałaby się dowiedzieć o swych bliskich.

– Twoja mama jest bardzo chora – powiedział cicho.

Z całej rodziny została Crystal już tylko matka. Crystal nie chciała się z nią teraz widzieć, podobnie jak nie chciała oglądać ranczo. To zbyt bolesne po tych wszystkich latach… Od jej wyjazdu upłynęło sześć lat, sześć lat temu zginął Jared i poza mogiłami ojca i brata nie miała tutaj nic.

– Czy matka też się wyprowadziła?

– Nie, nadal mieszka na ranczo, a przynajmniej na tym, co z niego zostało. Już kilka lat temu sprzedali pastwiska i pozbyli się inwentarza. Ale wydaje mi się, że winnice nadal przynoszą niezłe zyski, przynajmniej sądząc po tym, co mówią ludzie. Dawno już tam nie zaglądałem. Jeśli jednak dobrze się orientuję, doktor Goode jest częstym gościem na ranczo. Twoja matka choruje od ostatniego lata. – Urwał, spoglądając na Spencera, a potem na Crystal. – Obawiam się, że nie zostało jej już dużo życia. Jeśli ma to jeszcze dla ciebie jakieś znaczenie.