Rozmawiała z nim beztrosko, jakby nic między nimi nie zaszło. Tymczasem Spencer czuł się tak, jakby jego życie się skończyło. A przynajmniej to, co w życiu najważniejsze. Ogarnęła go rozpacz. Tak jak się można było domyślić, przyjaciel jej ojca okazał się człowiekiem poważnym i bardzo wpływowym. Zaproponował Spencerowi posadę w instytucji rządowej, nawet całkiem interesującą dla kogoś, kto pragnąłby zamieszkać na stałe w Waszyngtonie, i komu nie przeszkadzałoby, że oferta została złożona głównie przez wzgląd na Barclayów. Spencer obiecał, że się zastanowi nad propozycją, bardziej z grzeczności niż w wyniku prawdziwego zainteresowania ofertą. Pragnął porozmawiać z Crystal. Późnym wieczorem, kiedy Elizabeth była już w łóżku, zadzwonił do Crystal, by się dowiedzieć, że nie poszło jej wcale lepiej niż jemu. Ernie pilnował jej dzień i noc, raz czy dwa Crystal przemknęło nawet przez głowę, czy nie kazał jej przypadkiem śledzić. Bała się nawet rozmawiać ze Spencerem przez telefon. Na szczęście Ernie akurat gdzieś wyszedł. Powiedziała Spencerowi, że Salvatore jej groził. Prawdę mówiąc, lękała się o Spencera. Wiedziała, że Ernie nie żartował.

Ernie zaczął niespodziewanie wpadać na plan filmu, przesiadywał w garderobie Crystal, kontrolował jej rozmowy telefoniczne, bardzo zresztą rzadkie. Mogła tylko chodzić do pracy, a stamtąd wracać prosto do domu. Nie podniósł już na nią więcej ręki, nie gwałcił i w ogóle nie dotykał. Nie musiał. Wystarczyło, że zagroził, iż zabije Spencera. Nazajutrz po owej gwałtownej scenie, która miała miejsce między nimi, wrócił do domu z wielkim brylantowym naszyjnikiem. Wręczył go Crystal ze złośliwym uśmieszkiem. Do naszyjnika dołączył karteczkę z następującymi słowami: "Uważaj to za pas cnoty". Crystal nie miała już żadnych wątpliwości, co ją spotka, jeśli spróbuje rzucić Erniego dla Spencera. Salvatore zabije ich oboje. Była tego pewna.

Wiedziała, co należy teraz zrobić. Dla dobra Spencera musi z nim zerwać. Nie mogła mu nawet wyjawić przyczyny swego kroku. Lękała się powiedzieć prawdę w obawie, że Spencer zechce się zemścić na Erniem albo wróci do Kalifornii, by spróbować wyrwać ją ze szponów Salvatore.

– Jak ci się udało? – spytał Spencer wyraźnie zmęczonym głosem. Było już po północy i czuł się psychicznie wyczerpany nieudanymi próbami przekonania Elizabeth, by dała mu rozwód.

– Kiepsko – odparła cicho Crystal. Rozmawiała z nim po raz pierwszy od ich spotkania. Na myśl o tym, co powinna powiedzieć, do oczu napłynęły jej łzy. Ale musiała to zrobić. Przez wzgląd na niego.

– To chyba niedopowiedzenie roku, co? – Próbował obrócić wszystko w żart, ale wyczuwało się, że oboje są przygnębieni. Pierwszy wielki błąd popełnił, decydując się na ślub z Elizabeth, choć wiedział, że jej nie kocha. Posłuchał wszystkich, tylko nie siebie. I uważał, że robi słusznie. Próbował nawet sobie wmówić, ze kocha Elizabeth, a jego uczucie do Crystal to tylko zauroczenie.

– Rozmawiałeś ze swoją żoną?

– Tak. Ale nic nie wskórałem. Nie przyjmuje moich argumentów do wiadomości i jeśli jej nie zbiję lub nie przyłapię w łóżku z jakimś facetem, nie mam szans na rozwód. Ale nie poddam się tak łatwo. Daj mi tylko trochę więcej czasu, Crystal, a przekonam ją. – Nie wiedział jeszcze, jak to osiągnie, ale chciał próbować dalej. Absolutnie nie był przygotowany na słowa, które padły z ust Crystal. Poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę.

– Nie ma potrzeby. Omówiliśmy wszystko z Erniem i… – Ledwo mogła wydusić z siebie te słowa, ale starała się mówić normalnie. Miała do odegrania najtrudniejszą rolę w swojej krótkiej karierze. Lecz wierzyła, że od tego zależy życie Spencera, i musiała go przekonać. Nieważne, co sobie o niej pomyśli. Było to bez znaczenia. Zaczynała rozumieć, jaką rolę w Hollywood gra Ernie. Słyszała, co ludzie na planie filmu mówili na jego widok. A plotki o jego koneksjach przeraziły ją. Ernie nie jest zwykłym człowiekiem, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Stali za nim prawdopodobnie niebezpieczni protektorzy. Crystal stanowiła dla nich wszystkich źródło ogromnych pieniędzy. – Uważa, że zniszczyłabym sobie karierę, gdybym go teraz opuściła. Prasa mogłaby mi bardzo zaszkodzić – ciągnęła.

Spencerowi zamarło serce.

– Co ty mówisz?

– Mówię… – zaczęła, starając się nadać swemu głosowi chłodny ton, zazwyczaj przepełniały go ciepło i uczucie, podobnie jak jej śpiew. – Mówię, że nie powinieneś tu przyjeżdżać. Nie jestem jeszcze gotowa na żadne zmiany.

– Zostajesz z nim? Ze względu na to, co mogą powiedzieć ludzie? Czyś ty oszalała?

– Nie – odparła z przekonaniem. Serce jej krwawiło przy wymawianiu każdego słowa, ale lepiej skrzywdzić go w ten sposób, niż pozwolić, by zrobili to ludzie Erniego. – Wydaje mi się, że na twój widok straciłam głowę. To było silniejsze ode mnie… tyle czasu cię nie widziałam i… sama nie wiem. Może tylko grałam rolę… rolę małej dziewczynki, zakochanej w młodzieńcu, który zniknął na wiele lat. – Po policzkach płynęły jej łzy jak groch, lecz głos nawet nie zadrżał.

– Czy mam rozumieć, że mnie nie kochasz?

Przełknęła głośno ślinę. Myślała tylko o nim, a nie o sobie i pustym życiu, które ją czekało.

– To wszystko było już tak dawno temu… chyba oboje nas poniosło, kiedy się ponownie spotkaliśmy.

– Nie mów takich głupstw! Nic mnie nie "poniosło". Przeżyłem trzy lata tej cholernej, brudnej małej wojny, by wrócić do ciebie i oświadczyć, że cię kocham. – Zaczął prawie wrzeszczeć do słuchawki i dopiero po chwili się zmitygował. Na górze spała Elizabeth i wcale nie chciał jej obudzić. – Może czekałem zbyt długo. Może zrobiłem mnóstwo głupstw. Bóg wie, ilu osobom zniszczyłem życie, ale jednego jestem pewien: nie "poniosło" mnie ani nie odgrywałem żadnej roli, kiedy cię ujrzałem. Kocham cię. Jestem gotów przyjechać do Kalifornii i ożenić się z tobą, jak tylko uporam się z tym wszystkim. Dlatego, do jasnej cholery, chcę cię dobrze zrozumieć.

– Między nami… wszystko skończone. – Po obu stronach zapanowała martwa cisza. W końcu Spencer spytał głucho:

– Mówisz poważnie? – Coś go ścisnęło za gardło. W napięciu czekał na odpowiedź.

– Tak – wydusiła z trudem. – Tak, mówię poważnie. Moja kariera jest teraz ważniejsza… i zbyt wiele jestem winna Erniemu.

– Czy zmusił cię, byś to powiedziała? – spytał, a po chwili dodał: – Jest teraz z tobą? – To by wszystko wyjaśniało. To nie mogła być prawda. Pamiętał wyraz twarzy Crystal, kiedy się spotkali, wiedział, że nadal go kocha. Przynajmniej tak mu się wydawało.

– Oczywiście, że nie. I nie może mnie zmusić do powiedzenia czegokolwiek. – Było to jeszcze jedno kłamstwo, które dołożyła do wcześniejszych, by chronić Spencera. – Nie chcę, żebyś tu przyjeżdżał. Sądzę, że nie powinniśmy się więcej spotykać, nawet jako przyjaciele. Nie ma sensu, Spencerze. Z nami koniec.

– Zupełnie nie wiem, co powiedzieć. – Płakał bezgłośnie, nie chcąc, by Crystal usłyszała. Przez chwilę wydawało mu się, że na darmo przeżył wojnę.

– Uważaj na siebie, Spencerze. I…

– Tak? – spytał takim tonem, jakby właśnie dowiedział się o czyjejś śmierci.

– Nie dzwoń do mnie więcej.

– Rozumiem. No cóż, życzę ci wszystkiego najlepszego. – Nie był rozgoryczony, tylko załamany. – Chcę, żebyś wiedziała jedno: zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Wystarczy, żebyś zadzwoniła. A jeśli zmienisz decyzję… Zawiesił głos. Crystal wiedziała, że musi odjąć Spencerowi wszelką nadzieję. Uważała to teraz za najważniejsze.

– Nie licz na to. – Miała trupio bladą twarz, ale Spencer tego nie widział. Spełniła swój obowiązek, teraz pozostał jej na świecie jedynie Ernie. Przerażająca perspektywa – ale obecnie nie była w stanie o tym myśleć. Mogła jeszcze przez kilka chwil wyobrażać sobie, że nadal jest ze Spencerem. Nie chciała odkładać słuchawki. Pragnęła słyszeć jego głos, ten ostatni raz czuć jego obecność obok siebie. – Jakie są twoje plany względem Elizabeth? – Naprawdę była ciekawa, co teraz postanowi.

– Nie wiem. Twierdzi, że nie pozwoli mi odejść. Może tak będzie, a może pewnego dnia znudzi jej się taka rola. Jednego jestem pewien: nasze małżeństwo przestało istnieć.

– W takim razie dlaczego chce dalej z tobą być? – spytała Crystal, pragnąc przedłużyć ich rozmowę. Po policzkach płynęły jej łzy.

– Nie chce stracić twarzy. Wydaje mi się, że zawsze pragnęła tylko kogoś, z kim mogłaby chodzić na przyjęcia i kto chciałby grać z jej ojcem w golfa. – Było to swego rodzaju uproszczenie, ale tylko do pewnego stopnia, przynajmniej w ocenie Spencera. Na pewno nie istniało między nimi to, czego doznawał z Crystal. I może to dziwne, ale choć z Crystal spędził tak mało czasu, wydawało mu się, że zna ją o wiele lepiej, niż znał czy kiedykolwiek pozna swoją żonę. – Nie wiem, co teraz zrobię. – Nie miał pojęcia, czy zostanie w Waszyngtonie, czy wróci do Nowego Jorku, opuści Elizabeth czy przyjmie pracę, którą mu właśnie zaproponowano. To bez znaczenia. Czuł się jak robot. – Domyślam się, że to koniec.

– Tak. – Milczała przez chwilę. Bardzo pragnęła mu powiedzieć, że nadal go kocha. Nie mogła znieść myśli, że zostawia go w przeświadczeniu, że już go nie kocha. – Tak… chyba tak.

– Uważaj na siebie, Crystal… – powiedział, a potem dodał słowa, na dźwięk których serce jej się ścisnęło. – Zawsze będę cię kochał. – Odłożył słuchawkę i siedział jakiś czas w małym gabinecie, który Elizabeth urządziła specjalnie dla niego. Siedział i płakał jak małe dziecko po stracie matki. Mijały godziny, a on wspominał Crystal i wspólnie z nią spędzone chwile. Próbował sobie tłumaczyć, że Crystal wie, co robi. Trudno mu było uwierzyć, że właśnie tego pragnęła, że wybrała karierę zamiast miłości. Wiedział, jak bardzo chciała, by jej marzenia o Hollywood się spełniły, ale to, co zrobiła, było do niej zupełnie niepodobne. Musiał jednak uszanować jej decyzję. Był jej to winien. Teraz pozostało tylko ułożyć sobie dalsze życie bez niej.