Rozdział trzydziesty pierwszy

Szóstego września Spencer i Elizabeth razem z Barclayami odlecieli do Waszyngtonu. Ostatni tydzień był dla Spencera bardzo trudny. Napięcie między młodymi małżonkami stało się nie do wytrzymania. Elizabeth udawała, że wszystko jest w porządku, zdecydowana ciągnąć ich iluzoryczny związek. Spencer nie wiedział, jak przeprowadzi z nią decydującą rozmowę, ale za miesiąc chciał być już znów w Kalifornii, razem z Crystal. Zamierzał ponownie poruszyć z Elizabeth temat rozwodu, kiedy tylko dotrą do Georgetown. Jej opór w tej kwestii całkowicie go zaskoczył. Oboje z Crystal okazali dużą naiwność, sądząc, że ich partnerzy chętnie przystaną na zerwanie dotychczasowych związków. Spencera zaprzątała teraz jedna myśl: jak skłonić Elizabeth do zgody na rozwód.

Kiedy wrócili do Waszyngtonu, Elizabeth była tak zajęta spotkaniami ze swymi przyjaciółmi i tak pochłonięta swoją pracą zawodową, że prawie wcale jej nie widywał. Wynajęła pomoc domową do gotowania i sprzątania. Spencer odnosił wrażenie, że są zapraszani na wszystkie przyjęcia wydawane w mieście. Czuł się tak, jakby dzień i noc tonął w morzu ludzi. Za każdym razem, kiedy próbował porozmawiać z Elizabeth, zgrabnie unikała tematu rozwodu. W końcu pewnego dnia nie wytrzymał i wybuchnął podczas śniadania. Elizabeth właśnie go powiadomiła, że przyjęła zaproszenie rodziców na lunch. Pomyślała, że Spencer chętnie zagra z jej ojcem w golfa.

– Na litość boską, Elizabeth, nie sposób tak dłużej żyć. Nie możesz udawać, że wszystko jest w porządku.

– Spencerze, przedstawiłam ci już moje stanowisko w tej sprawie. Uważam, że ślub bierze się raz na całe życie. W tej sytuacji radzę, byś przestał narzekać i zaczął dostrzegać plusy naszego związku. – Spojrzała na niego zimno. Była jak zawsze opanowana, co doprowadzało go do szaleństwa.

Usiadł i przesunął dłonią po włosach typowym dla siebie gestem, do którego nie mogła się przyzwyczaić. Mówiąc prawdę, drażnił ją. Ale nie widziała przeszkód, by zaakceptować wszystko. Był jej mężem i mieli przed sobą wspólne życie.

– Musimy porozmawiać – stwierdził stanowczo. Doceniał to, co dla niego uczyniła. Ale pragnął czegoś innego. Teraz już wiedział na pewno. Nie chciał utrzymywać związku, który był tylko udawaniem na użytek innych.

– O czym chcesz rozmawiać? – spytała lodowatym tonem. Miała serdecznie dosyć jego trudności z przystosowaniem się do nowej sytuacji. Według niej osiągnął wszystko, o czym tylko mógł marzyć. Miał ładny dom, gosposię, czekającą z obiadem, interesującą żonę, wpływowych teściów. Ale Spencer widział to inaczej. Zupełnie inaczej.

– Musimy porozmawiać o naszym małżeństwie.

Spojrzała na niego lodowato. Nie była zainteresowana kontynuowaniem dyskusji sprzed kilku tygodni. Nie zamierzała dać mu rozwodu i Spencer musi się z tym pogodzić.

– Nie mamy sobie nic do powiedzenia na ten temat.

– Wiem – odparł ponuro. – I właśnie na tym polega nasz problem.

– Problemem jest twoja bezsensowna walka. Kiedy jej zaprzestaniesz, od razu wszystko się ułoży. Spójrz na moich rodziców. Myślisz, że nigdy nie przeżywali kryzysów? Jestem pewna, że też przechodzili ciężkie chwile. Ale jakoś przezwyciężyli trudności. I nam też się uda, jeśli pogodzisz się z istniejącym stanem rzeczy i spróbujesz się do niego dostosować. – W tonie jej głosu nie było ani odrobiny współczucia.

– W istocie nie jesteśmy małżeństwem – powiedział Spencer, siląc się na spokój.

– Nie zgadzam się z tobą – odparła, wyraźnie zła. Była już zmęczona wałkowaniem tego tematu.

– Nie kochamy się. Nigdy się nie kochaliśmy. Czy nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia?

– Oczywiście, że ma. Ale z czasem pojawi się i miłość – oświadczyła niefrasobliwie, czym jeszcze bardziej go rozwścieczyła.

– Kiedy? Kiedy według ciebie pojawi się miłość, Elizabeth? Kiedy będziemy mieli po sześćdziesiąt pięć lat, niczym emerytura lub premia? Albo istnieje od samego początku, albo jej nie ma. Próbowałem sobie wmówić, że się kochamy, ale tylko się oszukiwałem. Chciałem, byśmy rozstali się zaraz po zaręczynach, i powiedziałem ci o tym. Pozwoliłem ci się przekonać, że jakoś to będzie, i wiem, że popełniłem ogromne głupstwo. Nie było to fair ani wobec mnie, ani wobec ciebie. Teraz płacimy cenę za twój cholerny upór.

– Jaką niby cenę ty płacisz? – W końcu wyprowadził ją z równowagi. – Cenę wygody, posiadania żony, z której możesz być dumny, i teścia, który należy do czołowych osobistości w kraju?

– Dobrze wiesz, że dla mnie to wszystko jest guzik warte.

– No, nie jestem tego taka pewna. Jeśli mnie nie kochałeś, to w takim razie czemu się ze mną ożeniłeś? – Było to bardzo dobre pytanie.

– Wmówiłem sobie, że cię kocham. Pomyślałem, że wszystko się jakoś ułoży. Ale nie ułożyło się i musimy spojrzeć prawdzie w oczy.

– Ty spójrz prawdzie w oczy. Ty to rozwiąż. To wyłącznie twój problem. Cały czas tylko narzekasz. Pora, byś wziął się w garść i coś z tym wszystkim zrobił.

– Do jasnej cholery, właśnie próbuję! – Walnął pięścią w stół. Miał ogromną ochotę czymś w nią rzucić. – Chcę się rozwieść, byśmy obydwoje uwolnili się od siebie i mogli zacząć żyć jak ludzie.

– Nic z tego, Spencerze. Jesteśmy małżeństwem i małżeństwem pozostaniemy. Na dobre i złe, póki śmierć nas nie rozdzieli. Więc przestań biadolić i pogódź się z sytuacją. Rusz tyłek, poszukaj pracy. Możesz robić, co chcesz, ale zapamiętaj sobie jedno: nie dam ci rozwodu. – Słuchając jej poczuł ogarniającą go rozpacz. Pragnął jedynie wrócić do Kalifornii, do Crystal.

– Uważasz, że jak długo będziemy mogli to ciągnąć?

– Do końca życia. Tylko od ciebie zależy, czy przyjdzie nam to łatwiej, czy trudniej.

– Nie pragniesz czegoś więcej? Bo ja tak. Chcę żyć z kimś, z kim mógłbym porozmawiać. Z kimś, kto pragnie tego samego co ja. Miłości, szczęścia i dzieci. – Miał prawie łzy w oczach. – Elizabeth, chcę być szczęśliwy.

– Ja też. – Spojrzała na niego zimno. Nagle przez głowę przebiegła jej pewna myśl. Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad tym, ale nadal pamiętała sposób, w jaki patrzył na tę dziewczynę w nocnym klubie owego wieczoru nazajutrz po przyjęciu zaręczynowym wydanym w San Francisco. Dwa dni później oświadczył, że nie chce się z nią żenić. – Spencerze – spytała, patrząc mu prosto w oczy – czy masz kogoś? Nie mógł jej tego powiedzieć. To nie należało do tematu. Problem polegał na tym, że popełnili błąd, i teraz musieli go jakoś naprawić. To, co zaszło potem, nie miało żadnego związku ze sprawą.

– Nie. – Postanowił zataić przed nią wszystko. Nie chciał mącić całego obrazu.

– Na pewno? – Znała go lepiej, niż mu się wydawało. Potrząsnął głową, zdecydowany okłamać ją, ale nie powiedzieć nic na temat Crystal.

– To nie ma żadnego znaczenia. Mówimy o naszym małżeństwie, które jest niewypałem i nic tego nie zmieni. – Widać było, że Elizabeth ledwo nad sobą panuje. Nagle domyśliła się wszystkiego.

– Właśnie, że ma znaczenie. Chcę wiedzieć, czy masz kogoś.

– Czy to by coś zmieniło? – Przyjrzał jej się uważnie.

– Powtarzam, że i tak nie zgodzę się na rozwód. Ale to by wiele wyjaśniło. Sądzę, że wszystkie głupstwa, które wygadujesz, mają w rzeczywistości na celu ukrycie prawdziwej przyczyny. Czy się mylę?

– Powiedziałem ci, że nie o to chodzi.

– Nie wierzę.

– Elizabeth, proszę, bądź rozsądna. – Co miał jej powiedzieć? Że jest ktoś inny? Że spotkał najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział, i że zakochał się w niej, kiedy jeszcze miała czternaście lat? A teraz chcą się pobrać?

– Ojciec postanowił dziś przedstawić cię kilku ważnym osobom – oświadczyła, ignorując wszystko, o czym przed chwilą rozmawiali. – Uważam, że powinniśmy iść na ten lunch.

– Na litość boską, rozmawiamy o naszej przyszłości. Czemu jesteś głucha na głos rozsądku?

– Twój głos rozsądku radzi ci tylko jedno: rozwód. Ja mam inne zdanie. I nie dam ci rozwodu. Po prostu nie i już. Nie pozwolę, byś wystawił mnie na pośmiewisko. Nie będę rozwódką. Będę mężatką. – Zawsze chciała zostać jego żoną i dopięła swego. Prawie. Ale według Elizabeth człowiek nigdy nie może osiągnąć w życiu wszystkiego, o czym marzy. Musi się zadowolić tym, co ma. Wystarczało jej to, co osiągnęła, i nie zamierzała rezygnować.

– Czy odpowiada ci takie życie?

– Tak – oświadczyła bez wahania. – Jeden z przyjaciół ojca chce ci dziś zaproponować pracę. Powinieneś z nim porozmawiać.

– Mam już dosyć twego ojca i jego przyjaciół.

– To demokrata, człowiek niesłychanie wpływowy. Ma dla ciebie jakąś rządową posadę – ciągnęła, jakby nie słyszała jego słów. Spencerowi chciało się wyć. – Sądzi, że możesz mu być przydatny.

– Nie chcę być nikomu przydatny. Chcę rozwikłać problem istniejący między nami.

– Spencerze, jeśli o mnie chodzi, nie dostrzegam żadnego problemu. I nie zwrócę ci wolności, więc dajmy już temu spokój. – Wyraz twarzy Elizabeth świadczył, że mówi najzupełniej poważnie. Nigdy się nie zgodzi na rozwód. Znalazł się w pułapce. Może do końca życia.

– Widzę, że nie żartujesz?

– Ani mi to w głowie. – Spojrzała na zegarek. – Musimy tam być o dwunastej. Proponuję, żebyś się zaczął szykować.

– Elizabeth, nie jestem dzieckiem. Nie lubię, jak mi się mówi, co mam robić, kiedy się ubrać, kiedy jeść i kiedy iść z wizytą. Jestem dorosłym mężczyzną i chcę żyć z kobietą, która mnie będzie kochała.

– Przykro mi. – Wstała i spojrzała na niego chłodno. Zniweczył jej nadzieje na miłość, ale mimo wszystko nie pozwoli mu odejść. Wiedziała, że w grę wchodzi inna kobieta. Ale kimkolwiek była, nie dostanie Spencera. – Musisz się zadowolić tym, co masz – oświadczyła i opuściła pokój. Godzinę później zeszła na dół, ubrana w granatowy kostium. W ręku trzymała granatową torebkę ze skóry aligatora, na nogach miała pantofle z takiej samej skóry. I torebkę, i buty dostała od ojca na urodziny. Spencer był również ubrany – w szary garnitur – choć konieczność ustąpienia Elizabeth drogo go kosztowała. Miał minę człowieka wybierającego się na pogrzeb.