Rozdział dwudziesty ósmy

Elizabeth stała za siatką, próbując wypatrzyć Spencera, popychana przez tłumy ludzi, którzy przyszli powitać wracających z wojny. Formalności, związane z odejściem z armii, zajęły Spencerowi trzy tygodnie. Elizabeth chciała spotkać się z nim w Japonii, a stamtąd na kilka dni polecieć do Honolulu. Ale władze wojskowe nalegały, by Spencer wrócił do San Francisco. Z chwilą gdy postawi nogę na stałym lądzie, stanie się cywilem. Byli tu również rodzice jej i jego oraz setki przejętych kobiet. Mogły się uważać za szczęściarki. Niezliczone rzesze ich współrodaczek pozostały w domach i opłakiwały swych bliskich. Do nich nikt nie wróci. Ale Spencerowi udało się jakoś przeżyć. Został ranny, lecz odniósł tylko powierzchowne obrażenia i tydzień później wrócił na front. Była to brudna wojna, "akcja policyjna", która pochłonęła wiele ofiar, druga wojna, w jakiej brał udział w ciągu dwunastu lat.

Elizabeth wzięła miesiąc urlopu. Mieli razem z jej rodzicami jechać nad jezioro. Zaproszono również rodziców Spencera. A w domu Barclayów w San Francisco zaplanowano wielkie przyjęcie-niespodziankę.

Elizabeth, obserwując Spencera wysiadającego z samolotu, poprawiła kapelusz i stała w nerwowym napięciu. Bardzo długo go nie widziała. Jej przyjazdy do hotelu "Imperial" stały się w końcu nie do zniesienia, bo wojna wywołała u Spencera poważny stres. Teraz miał powrócić do normalnego życia, a to pociągnie za sobą konieczność nowego ułożenia stosunków. Przed wojną właściwie nie zdążyli wspólnie zamieszkać, od razu wyjechał na trzy lata. A Elizabeth w wieku dwudziestu czterech lat stała się osobą całkowicie niezależną i po uszy zaangażowaną w politykę. Miała wszędzie otwarty wstęp, podczas nieobecności męża spotkała w Waszyngtonie kilka bardzo interesujących osób. Ale kiedy w końcu ujrzała Spencera, była jak najdalsza od zaprzątania sobie głowy polityką. Odniosła wrażenie, że wychudł. Rozejrzał się wkoło, a potem ruszył wolnym krokiem w stronę tłumu oczekujących, rozmawiając ze swymi ludźmi. Jeszcze jej nie zauważył. Zobaczyła, jak ściska dłonie swych towarzyszy, którzy następnie rozbiegli się, by odnaleźć żony i matki. Spencer przeciskał się dalej. Przecisnęła się w jego stronę. Jego matka płakała. Widziała syna po raz pierwszy od trzech lat. Ale Spencer wciąż nie zdawał sobie sprawy z ich obecności. Spoglądał na otaczających go ludzi jakoś smutno. Dostrzegła w jego włosach siwe pasma. W wieku trzydziestu czterech lat był jeszcze przystojniejszy niż tego wieczoru, kiedy Elizabeth spotkała go po raz pierwszy na kolacji i wydanej przez jej rodziców. Nagle rozpoznał twarz Elizabeth, ocienioną wielkim słomkowym kapeluszem. Przez chwilę zawahał się, a potem postawił na ziemi swój worek z płótna żeglarskiego i podbiegł do niej. Porwał żonę w ramiona i zakręcił nią wkoło. Rodzice pośpieszyli w ich kierunku. Nawet sędziemu Barclayowi nabiegły do oczu łzy, kiedy serdecznie ściskał dłoń Spencera. Priscilla obejmując go, otwarcie płakała.

– Jak dobrze, że jesteś znów z nami cały i zdrów.

– Dziękuję. – Obejmował wszystkich i całował. Matka zauważyła w spojrzeniu Spencera coś dziwnego i zaniepokoiła się, gdyż był to rodzaj melancholii, znany jej z czasów, kiedy zginął jej starszy syn. Spencer sprawiał wrażenie człowieka, który coś stracił podczas wojny – ufność, wiarę, pewność. Nigdy nie był przekonany o słuszności tej kampanii.

Stłoczyli się w czekającej limuzynie i pojechali do domu przy Broadway, rozmawiając, śmiejąc się i płacząc.: Starsze kobiety kilka razy wymieniły spojrzenia pełne współczucia, uśmiechając się z rozrzewnieniem. Obie miały synów i nieraz było im ciężko z tego powodu. Tylko Elizabeth tryskała humorem. Trzymała Spencera za rękę, a on obejmował ją czule. Spencer przechylił głowę do tyłu i zamknął oczy, mówiąc do wszystkich naraz i do nikogo. Elizabeth rozmawiała z ożywieniem ze swoją matką.

– Nie mogę uwierzyć, że jestem w domu. – Właściwie jeszcze nie był, ale już wkrótce tam się znajdzie. Jest z powrotem na amerykańskiej ziemi. Ale czekała tu na załatwienie pewna sprawa. Myśl o niej nie dawała mu spokoju od chwili wyjazdu z San Francisco.

– Witaj w domu, synu. – Ojciec poklepał go po ramieniu. Wzruszenie chwyciła go za gardło, gdy Spencer mocno uścisnął mu dłoń.

– Kocham cię, tato. Jezu, mam nadzieję, że ten kraj przez jakiś czas nie wplącze się w kolejną awanturę. Mam na razie dosyć.

– Spodziewam się, że tym razem nie przeniosłeś się do rezerwy – zauważyła Elizabeth z uśmiechem. Roześmiał się.

– Co to, to nie. W przyszłości będą musieli sobie poszukać kogoś innego. Zamierzam zostać w domu, siedzieć na tyłku, obrastać tłuszczem i patrzeć, jak moja żona wychowuje dzieci. – Powiedział to na poły żartobliwie, a także, by zbadać grunt. Miał do omówienia z nią dużo spraw, a ta była dla niego najważniejsza. Elizabeth nie powiedziała ani słowa, tylko się uśmiechnęła.

Wkrótce po przyjeździe do domu na Broadway poszli do sypialni. Rzucił mundur na podłogę, marząc, by go spalić, wziął prysznic, po czym ostrożnie podszedł do Elizabeth. Podczas swej nieobecności przemyślał wiele rzeczy, ale nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. Elizabeth wydawała mu się teraz bardziej rzeczywista, bo tak długo nie miał żadnych wiadomości o Crystal, że jej postać zaczęła na powrót przybierać nierealny wymiar. Choć brakowało mu jej, nie postanowił jeszcze nic w sprawie Elizabeth oraz ich małżeństwa. Bardzo się zmieniła podczas tych trzech lat, musiał ją poznać od nowa. Najważniejszą dla niego kwestią stało się teraz to, czy gotowa jest mieć dzieci. Już dawno temu postanowił, że pora skończyć tę zabawę w kotka i myszkę. Zamierzał dowiedzieć się, jaka naprawdę jest Elizabeth i czego oczekuje od życia. Jeśli okaże się, że ich wyobrażenia o przyszłości się różnią, przestaną być małżeństwem. Musi dać jej szansę, ale sam też ma prawo do tego, czego chce, a wcale nie był pewien, że jest to właśnie Elizabeth Barclay. Widział cierpienia i śmierć, nie zamierzał trwonić życia z niewłaściwą kobietą. Jest zbyt krótkie, a w wieku trzydziestu czterech lat osiągnął już półmetek. Zaczął je zbyt cenić, by pogodzić się z marnowaniem choćby cząstki. Poruszył ten temat jeszcze tego samego popołudnia, kiedy Elizabeth siedziała w wannie, wypełnionej pachnącą pianą. Szykowali się do kolacji.

Dopiero co wziął prysznic. Owinął się ręcznikiem wokół bioder i usiadł na brzegu wanny. Czuł się trochę dziwnie. Elizabeth pomyślała, że jest bardziej przystojny niż kiedykolwiek. Ciało miał jędrne niczym chłopak. W Korei wszyscy nieźle dostali w kość.

– Co myślisz na temat posiadania dzieci? – Spojrzała na niego zaskoczona i uśmiechnęła się.

– Ogólnie czy przez nas? – Jej brat oraz Sarah w końcu ogłosili, że nie zamierzają mieć dzieci, i wcale nie zaskoczyła jej ich decyzja.

– Przez nas. – Z poważną miną czekał na odpowiedź. Było to coś, z czym nie zamierzał dłużej zwlekać.

– Ostatnio nie zastanawiałam się nad tym. Skoro ciebie i tak nie było w kraju, nie zaprzątałam sobie takimi problemami głowy. – Uśmiechnęła się i z wdziękiem poruszyła nogami w wodzie, pokrytej pianą. – A czemu pytasz? Czy musimy to rozstrzygnąć dziś? – Sprawiała wrażenie rozdrażnionej, poza tym krępowała ją obecność Spencera w łazience, kiedy brała kąpiel.

– Może. Uważam, iż fakt, że musimy to "rozstrzygać", mówi sam za siebie, a ty?

– Nie zgadzam się z tobą. Taki krok wymaga rozwagi.

– Chcesz wziąć przykład ze swojego brata i Sarah? – Uświadomił sobie, że szuka z nią zwady. Chciał podjąć jakąś decyzję, i to jak najszybciej. Przez ostatnie trzy lata jego myśli zaprzątały jednocześnie dwie kobiety, co doprowadziło go niemal do szaleństwa.

– Oni nie mają z tym nic wspólnego, Spencerze. To tylko nasza sprawa. Mam dwadzieścia cztery lata, całe życie jeszcze przede mną, mam ciekawą pracę w Waszyngtonie. Nie zamierzam jej poświęcać dla dziecka. – A więc otrzymał odpowiedź. Ale rozzłościł go sposób, w jaki mu o tym powiedziała.

– Uważam, że błędnie ustaliłaś listę priorytetów.

– Oceniasz wszystko ze swojego punktu widzenia. Dla ciebie dziecko jest słodką istotką, która wita cię w domu po pracy. Dla mnie oznacza to wielkie poświęcenie. Przyznaj, że to zasadnicza różnica.

– Istotnie. – Wstał i mocniej przewiązał ręcznik wokół bioder. Jak głupio wygląda w tym różowym ręczniku, pomyślała Elizabeth i uśmiechnęła się.

– Ale nie powinnaś tego traktować w kategoriach poświęcenia. Oboje powinniśmy pragnąć dziecka.

– No cóż, nie pragniemy. To ty tego chcesz. Może pewnego dnia ja też zapragnę mieć dziecko, ale jeszcze nie teraz. Dla mnie równie istotna jest moja kariera zawodowa. – Dość już się nasłuchał o jej pracy, a Elizabeth zdawała sobie sprawę z jego nienawiści do McCarthy'ego.

– Czy naprawdę praca zawodowa jest dla ciebie aż tak ważna? – Znał odpowiedź na swoje pytanie. Kiedy w Tokio spotykał się z nią podczas urlopów, nie mówiła o niczym innym.

– Tak. – Spojrzała mu prosto w oczy. Zawsze była z nim szczera. – Spencerze, praca zawodowa ma dla mnie ogromne znaczenie.

– Dlaczego?

– Bo dzięki niej czuję się niezależna. – Nie uważał, że żony powinny dążyć do niezależności, choć z drugiej strony… Elizabeth miała w sobie coś takiego… nie chodziło nawet o to, że mu spowszedniała. Byli małżeństwem zaledwie dwa tygodnie, zanim wyjechał z domu. Ale zawsze go prowokowała, miała w sobie coś, co sprawiało, że pragnął ją pokonać, choć w głębi serca czuł, iż Elizabeth pozostanie niezwyciężona. – Spencerze, wzięłam urlop, by przyjechać tu i spotkać się z tobą, ale po powrocie do domu chcę kontynuować pracę zawodową. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.

– Dziękuję, że byłaś uprzejma mi o tym powiedzieć. – Zapalił papierosa. Wojna odcisnęła swoje piętno na nim, podobnie jak na tylu innych. W końcu jakoś się pozbierał po ciężkim okresie załamania, kiedy przestał nawet pisać do Crystal. Ale przeżył chwile, których nigdy nie zapomni, na przykład gdy był świadkiem niepotrzebnej śmierci ludzi, walczących nie za swoją sprawę.