– Tak. – Spojrzeli na siebie. Wiedział, że tu wróci. Czekało go mnóstwo tłumaczenia, czemu się zdecydował na coś takiego. Ale żeby nie stracić Crystal, gotów był skoczyć nawet w ogień. – Postaram się przyjechać jak najszybciej. Najpierw muszę załatwić kilka spraw w Nowym Jorku. Zadzwonię do ciebie. – Poprosił, by zapisała mu swój numer telefonu. Znów ją pocałował. Czując słodycz jej ust, wyobraził sobie czekające go rozkosze. Spoglądał w przyszłość bez lęku. W tej chwili nie miał żadnych wątpliwości.
Pośpiesznie nagryzmolił nazwę firmy prawniczej, w której pracował, i numer telefonu. Zapisał sobie jej adres, a potem po raz ostatni wziął ją w objęcia. Nie chciał się z nią rozstawać. Ale był pewien, że w ciągu najbliższych kilku godzin uporządkuje wszystkie sprawy i będzie mógł ułożyć sobie przyszłe życie zgodnie z własną wolą.
– Nie chcę cię opuszczać… – szepnął, tuląc ją. Zamknęła oczy, starając się zapamiętać, jakie to wspaniałe uczucie znaleźć się w ramionach ukochanego. Sama jego obecność sprawiała, że czuła się szczęśliwa i bezpieczna, ale nie miała odwagi uwierzyć do końca w to, co jej mówił. Spełniły się jej marzenia i było jej tak dobrze, że aż ogarnął ją jakiś nieracjonalny lęk. Co będzie, jeśli do niej nie wróci? Jeśli zniknie? Ale wiedziała, że Spencer jej tego nie zrobi. Wyrwała się z jego objęć. Poczuli oboje niemal fizyczny ból. Spojrzała na niego, jakby chciała na zawsze zachować w pamięci jego twarz. Albo na tak długo, póki Spencer do niej nie wróci. Czekając na tę chwilę, będzie żyła jak w odrętwieniu.
– Kocham cię, Spencerze.
– W takim razie nie rób takiej smutnej miny.
– Boję się. – Wyznała szczerze.
– Czego się boisz?
– Co będzie, jeśli nie przyjedziesz?
– Przyjadę. Obiecuję. – I wierzył w to niezłomnie.
Całe jego jestestwo wypełniała nadzieja. Crystal była wszystkim, czego pragnął.
– Kocham cię. – Odprowadził ją do samych drzwi i znów pocałował.
Przywarła do niego, a po chwili zniknęła. Przeszła na paluszkach obok mieszkania pani Castagna. Słyszał odgłos jej kroków, kiedy biegła na górę. Stojąc na chodniku, zobaczył, jak zapaliła światło w swoim pokoju. Podeszła do okna i pomachała mu. Ruszył na piechotę w stronę domu na Broadwayu. Przez krótką chwilkę myślał, by iść prosto do pokoju Elizabeth i o wszystkim jej powiedzieć. Ale wiedział, że musi najpierw spokojnie wszystko przemyśleć. Porozmawia z nią w dzień, by nie pomyślała sobie, że się upił lub oszalał. Bo to nie było szaleństwo. Wiedział, że jeszcze nigdy nie rozumował bardziej trzeźwo, i dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, czego pragnie. Teraz jedynie musiał się zastanowić, w jaki sposób to osiągnąć.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Kiedy następnego ranka zszedł na dół, wszyscy siedzieli już przy stole. Jego rodzice, Elizabeth i Barclayowie. Idealny moment, by powiedzieć to, co miał do zakomunikowania. Ale kiedy znalazł się w pokoju, świeżo ogolony, choć nieco blady po zaledwie dwóch godzinach snu, nie udało mu się włączyć do ich ożywionej rozmowy.
– Musiałeś ostatniej nocy wrócić strasznie późno – zauważyła Elizabeth półgłosem, nie przerywając dyskusji, którą toczyła z rodzicami.
Wszyscy byli gotowi do drogi. Państwo Hill jedli pożegnalne śniadanie z Barclayami. Całe towarzystwo mówiło tylko o przygotowaniach do wesela. Spencer miał ogromną ochotę krzykiem zwrócić na siebie ich uwagę, ale się opanował. W pewnej chwili uświadomił sobie, że teraz nie czas i miejsce mówić im o Crystal. Zdał sobie nagle sprawę z tego, że najpierw musi się o wszystkim dowiedzieć Elizabeth, i to bez żadnych świadków.
Nalał sobie herbaty ze srebrnego imbryka i pozwolił im kontynuować rozmowę, sam nie zabierając głosu. Ian szybko to zauważył i nie mógł się powstrzymać, by mu nie dociąć.
– Czyżby mój przyszły szwagier miał kaca? Wiem, jak wyglądają spotkania z kumplami ze studiów. Wracam z nich taki pijany, że Sarah grozi mi rozwodem.
– Nieprawda! – krzyknęła Sarah, patrząc na niego z uśmiechem. – Zagroziłam ci tylko raz, kiedy cię aresztowali.
Wszyscy zebrani wybuchnęli beztroskim śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Spencera, który sprawiał wrażenie dziwnie nieszczęśliwego.
– Głowa do góry, synu! Wkrótce poczujesz się lepiej. W samolocie będziesz się mógł czegoś napić. – Ale on nie chciał drinka, marzył o Crystal.
Wkrótce pożegnali się z Barclayami, którzy lecieli prosto do Waszyngtonu. Dziwne, że sędziemu Barclayowi w ogóle udało się wyrwać. Starał się zawsze uczestniczyć w pracach Sądu Najwyższego, ale tym razem uczynił wyjątek. Na zaręczyny swej córeczki poleciałby nawet na księżyc.
Elizabeth prawie nie odzywała się do Spencera. Dopiero kiedy znaleźli się w samolocie, spojrzała na niego uważnie. Czuła, że dzieje się z nim coś niedobrego, jeszcze nigdy nie widziała go takiego milczącego i zasępionego.
– Czy coś się stało? – Był to idealny wstęp do tego, co chciał jej powiedzieć, ale zabrakło mu odwagi. Po drugiej stronie przejścia siedzieli jego rodzice, a tuż za nimi – Ian i Sarah. Nie chciał, by byli świadkami cierpienia Elizabeth.
Nieprzekonująco potrząsnął głową. Elizabeth odwróciła się w stronę okna. Była na niego zła, ale nie spytała go po raz drugi. Po chwili zmorzył ją sen. Spencer przyglądając się narzeczonej poczuł wyrzuty sumienia. Nie na tyle jednak silne, by zrezygnować z raz podjętej decyzji. Nie kochał jej. Teraz był tego pewien. Kochał Crystal.
Wciąż czuł na policzku miękkość jej włosów, usta… dotyk dłoni… wydało mu się, że oszaleje, nim dolecą na miejsce. Obiecał, że wieczorem odwiezie Elizabeth do Poughkeepsie. Bał się chwili, kiedy zostanie z nią sam na sam. Wiedział, że musi wyznać prawdę, ale nie chciał sprawić narzeczonej bólu. Jednak nie widział innego wyjścia. Na myśl o tym, jak zaskoczeni będą jego decyzją rodzice i w jaką furię wpadną Barclayowie, ogarnęło go przygnębienie. Ale musiał doprowadzić sprawę do końca. I był gotów na wszystko.
Z lotniska państwo Hill oraz Ian i Sarah udali się do Nowego Jorku razem, jedną taksówką, natomiast Spencer załadował walizki Elizabeth oraz swoje do bagażnika samochodu, który zostawił na parkingu. Przejechali kilka kilometrów, nie odzywając się do siebie. W końcu Elizabeth, nie mogąc znieść panującego milczenia, spytała:
– Spencerze, co się stało? Co zaszło ostatniej nocy? Przed twoim wyjściem z domu wszystko było w porządku. – A teraz coś się zmieniło. Stało się to jasne dla nich obojga, ale tylko Spencer znał przyczynę swej odmiany. I wiedział, że musi o wszystkim powiedzieć Elizabeth.
Przez moment Elizabeth pomyślała o dziewczynie, która śpiewała "U Harry'ego" w sobotni wieczór. Przypomniała sobie wyraz oczu Spencera i przemknęło jej przez głowę, czy przypadkiem nie ma to jakiegoś związku ze zmianą, jaka w nim zaszła. Nie, to niemożliwe. Chociaż kto wie? Na jej widok zbladł, jakby za chwilę miał zemdleć.
– Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? – Spojrzała na niego. Przez dłuższy czas patrzył w milczeniu prosto przed siebie. Potem bez słowa zjechał na pobocze zatrzymał auto i odwrócił się w jej stronę. Twarz miał bladą i udręczoną, czuł się okropnie. Natomiast Elizabeth wydawała się dziwnie opanowana.
– Nie mogę się z tobą ożenić. – Trudno mu było uwierzyć, że wymówił te słowa. Ale dokonał tego. Jeszcze bardziej zastanawiająco zareagowała Elizabeth. Popatrzyła na niego zaintrygowana, nie okazując jednak niepokoju.
– Czy byłbyś łaskaw wyjaśnić dlaczego?
– Nie jestem pewien, czy mi się to uda. – Nie chciał powiedzieć narzeczonej, że jej nie kocha. To zbyt okrutne i niesprawiedliwe. Nie jest winą Elizabeth, że różni się od Crystal i że nie ujrzał błyskawic i nie usłyszał anielskich chórów, kiedy spotkał ją po raz pierwszy. Miała mu dużo do zaoferowania. Była inteligentna i atrakcyjna, pochodziła z dobrej rodziny, lubił ją i czuł się z nią dobrze. Ale jej nie kochał. – Po prostu wiem, że nie mogę cię poślubić. Nigdy nie zaznalibyśmy szczęścia.
Spojrzała na niego i przez moment odniósł wrażenie, że jego słowa ją rozśmieszyły.
– To największa bzdura, jaką kiedykolwiek słyszałam. Nigdy nie myślałam, że jesteś tchórzem.
– A cóż to ma do rzeczy? – Miał teraz jeszcze bardziej żałosną minę.
Zapaliła papierosa, nie spuszczając z niego wzroku.
– Bardzo dużo. Przestraszyłeś się, Spencerze Hill tego, co zrobiłeś, i postanowiłeś zrejterować. Nie masz odwagi sprostać wyzwaniu. Jesteś gotów odwołać wszystko i uciec, gdzie pieprz rośnie. Każdy się boi… i co z tego? Na litość boską, weź się w garść. Bądź mężczyzną. Upij się, podziel się swymi rozterkami z kolegami, ale przyjmij to wyzwanie. Nie sądzisz, że wszyscy mężczyźni czują się tak samo? – Ale nie wszyscy byli zakochani w Crystal. Elizabeth patrzyła na niego bezlitośnie. – Poproś o tydzień urlopu, by odzyskać równowagę ducha. Porozmawiamy o wszystkim, kiedy przyjadę na weekend.
– Elizabeth… to nie takie proste, jak ci się wydaje. – Nadal był zdecydowany ukryć przed nią prawdę. Nie chciał jej mówić o ponownym spotkaniu z Crystal… o tym, że zakochał się w niej, kiedy miała czternaście lat. Pomyślałaby, że zwariował. Mówiąc prawdę, czuł się jak obłąkaniec, próbując wyjaśnić to wszystko kobiecie, z którą się zaręczył.
– To bardzo proste i nie ma potrzeby niczego komplikować. – Uśmiechnęła się do niego, gasząc niedopałek. – Udajmy, że ta rozmowa w ogóle nie miała miejsca.
Westchnął ciężko i usiadł prosto, wpatrując się nic nie widzącymi oczami przed siebie.
– Wydaje mi się, że jesteś jeszcze bardziej zwariowana niż ja.
– Świetnie. W takim razie będziemy tworzyć dobraną parę, nie uważasz?
– Nie, do cholery! – Znów odwrócił się w jej stronę. – Nie jestem taki, jakiego chciałabyś mnie mieć, ale taki już pozostanę. Moje cele życiowe są inne niż twoje. Nie pragnę sławy ani bogactwa, ani wpływów. Nigdy nie urobisz mnie na swoją modłę. Nie dam się zmienić.
"Gwiazda" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazda". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazda" друзьям в соцсетях.