– Wygląda jak gwiazda filmowa – powiedziała w dialekcie sycylijskim do swej przyjaciółki. – Pokażę ci pokój. Przekonaj się, czy ci odpowiada.
– Dziękuję. – Crystal wzięła walizkę. Sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej.
Pokój okazał się malutki i duszny. Kiedyś na piętrze było czteroizbowe mieszkanie. Po przebudowie uzyskano sześć pokoi, które starsza pani wynajmowała lokatorom. Mieli do swej dyspozycji jedną wspólną łazienkę. Kobieta zajmowała jedyny pokój z własną łazienką. Mieścił się na parterze, tuż obok kuchni, z której lokatorzy mogli korzystać za dodatkową opłatą pięciu dolarów miesięcznie. Wynajęcie samego pokoju kosztowało czterdzieści pięć dolarów na miesiąc. Stały w nim tylko podstawowe sprzęty, okno wychodziło na oficynę, ale Crystal oceniła, że wart jest tych pieniędzy. Nie wiedziała, gdzie mogłaby znaleźć coś lepszego. Zresztą pokój okazał się czysty, w drzwiach zaś tkwił solidny zamek. Pomyślała, że będzie tu bezpieczna z tą starszą kobietą, bacznie obserwującą, co robią jej lokatorzy.
– Musisz zapłacić gotówką za cały miesiąc z góry. Gdybyś się chciała wyprowadzić, musisz powiadomić mnie na dwa tygodnie naprzód. – Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, by ją ktoś uprzedził, że się wyprowadza. Lokatorzy pojawiali się i znikali, ale kobieta utrzymywała dom w czystości i wynajmowała pokoje jedynie porządnym ludziom. Nie tolerowała pijaków, prostytutek ani mężczyzn sprowadzających sobie kobiety. Akceptowała tylko schludne, spokojne osoby, takie jak Crystal. W tej chwili na drugim piętrze mieszkali dwaj starsi panowie i młoda dziewczyna, a na piętrze, na którym znajdował się pokój Crystal – trzy dziewczyny i młodzieniec sprzedający polisy ubezpieczeniowe. – Jeśli nie zdobędziesz pracy, nie będziesz mogła zatrzymać pokoju, chyba że masz tyle pieniędzy, że nie musisz pracować.
– Postaram się jak najszybciej znaleźć jakieś zajęcie – powiedziała Crystal, patrząc kobiecie prosto w oczy. Wysupłała z portmonetki cztery banknoty dziesięciodolarowe i pięć jedynek. Były to pieniądze zarobione w przydrożnej gospodzie. Cieszyła się, że udało jej się nieco oszczędzić. Jej rówieśniczki trwoniły pieniądze na nylony, kino i napoje gazowane, tymczasem Crystal odkładała prawie każdy zarobiony grosz, kryjąc się z tym przed matką. – Czy są tu w pobliżu jakieś restauracje, poszukujące ludzi do pracy?
Starsza kobieta roześmiała się. Było mnóstwo takich lokali, ale wiedziała, że w żadnym z nich nie zatrudnią Crystal.
– Mówisz po włosku?
Crystal potrząsnęła głową, uśmiechając się.
– Nie.
– To musisz sobie poszukać pracy gdzie indziej. W tych okolicach nie zatrudniają takich dziewczyn jak ty. – Była za piękna i za młoda, w restauracjach w North Beach pracowali jako kelnerzy tylko młodzi Włosi. – Spróbuj w centrum.
Ale kiedy nazajutrz Crystal zaczęła się rozglądać za jakimś zajęciem, nie chciano jej zatrudnić w żadnym lokalu, w którym pytała o pracę, choć mówiła, że ma doświadczenie jako kelnerka. Wybuchali śmiechem i większość z nich nie chciała nawet wziąć numeru telefonu do domu pani Castagna. Crystal wróciła zniechęcona. Po drodze kupiła sobie sandwicza i zjadła go w swoim pokoju. Pani Castagna siedziała jak zwykle na schodach, obserwując jak jej lokatorzy przychodzą i wychodzą, i rozmawiała ze znajomymi w swym ojczystym dialekcie.
– Znalazłaś pracę? – Zmierzyła uważnym wzrokiem Crystal, wolno wspinającą się po schodach.
Dziewczynę bolały nogi, a niebieska sukienka była równie sfatygowana, jak jej właścicielka. Kiedy na miasto spłynęła mgła, a temperatura powietrza spadła, zrobiło jej się zimno. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowego klimatu. Wsunęła pięciocentówkę do małego piecyka gazowego, stojącego w pokoju. Pani Castagna dbała o to, by jej lokatorzy za wszystko musieli płacić. Nie zamierzała nikogo wspierać. Wychowała w tym domu dziesięcioro dzieci. Kiedy dorosły, wyprowadziły się stąd. Z pożytkiem wykorzystywała teraz ich pokoje. Dom przynosił jej niezły dochód. Tymczasem Crystal drżącymi palcami liczyła swoje topniejące oszczędności, siedząc na jedynym krześle w pokoju i spoglądając na krucyfiks wiszący nad łóżkiem. Poza nim ścianę ozdabiał tylko kolorowy rysunek Przenajświętszej Panienki, wykonany przez którąś z córek pani Castagna. Jak się później dowiedziała Crystal – dziewczyna wstąpiła do klasztoru. Pozostałe dzieci założyły rodziny i w niedziele często odwiedzały matkę.
Crystal od dwóch tygodni przemierzała ulice miasta w poszukiwaniu pracy i zaczynała ją już ogarniać panika, że do tej pory wysiłki okazały się bezowocne. Wracając kiedyś późnym wieczorem do domu zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle kiedykolwiek uda jej się zdobyć jakieś zajęcie. Próbowała zatrudnić się w Chinatown jako kasjerka, a nawet pomywaczka, ale tylko wyśmiali ją, jak dwa dni wcześniej w North Beach. Zawsze okazywało się, że ma nie ten kolor skóry, nie tę płeć lub mówi nie tym językiem, co trzeba. Tego wieczoru szła do domu przez słynną dzielnicę Barbary Coast. Mieściły się tu liczne nocne kluby i restauracje, chodnikami spacerowały pary, objęte wpół, śmiejąc się i rozmawiając. W przeciwieństwie do North Beach, ulice były tu gwarne i ruchliwe, a także o wiele bardziej eleganckie. Crystal miała na sobie niebieską spódnicę, białą bluzkę, białe pantofelki, te same od lat, oraz sweter pożyczony od pani Castagna – czarny jak cała garderoba pani Castagna i kilka numerów za duży. Starszej pani zrobiło się kiedyś żal dziewczyny, trzęsącej się wieczorami z zimna. Jedyną ciepłą rzeczą w szafie Crystal był stary, krótki kożuszek, który wkładała, kiedy wybierała się wcześnie rano z ojcem na konne przejażdżki. Jej garderoba nie mogła się równać z tym, co widziała na elegantkach w San Francisco. Ale przestała na to zwracać uwagę. Pragnęła jedynie zdobyć pracę. Mogła robić wszystko, nawet szorować podłogi. Nie miało to nic wspólnego z jej dziewczęcymi snami o Hollywood, ale przecież musiała coś jeść i płacić czynsz pani Castagna. Musiała jakoś zarobić na życie. Postanowiła, że od następnego tygodnia zacznie wypytywać o pracę w hotelach. Stojąc jednak przed wyszukaną fasadą z prostym szyldem "U Harry'ego", pomyślała, że jeszcze ten jeden raz spróbuje szczęścia w restauracji. Wszystko tu było krzykliwe. Mniejszy napis informował, że Harry proponuje swym gościom również popisy artystów.
Crystal niepewnie weszła do środka, nie zwracając uwagi na spojrzenia, którymi ją obrzucali wychodzący goście. Byli dobrze ubrani, kobiety miały na sobie wydekoltowane suknie. Zatrzymała się na dłuższą chwilę, słuchając mężczyzny, śpiewającego "Too Darn Hot" Cole Portera. Akompaniowali mu dwaj muzycy. W pewnej chwili podszedł do niej starszy kelner i spytał szorstko, czego chce.
– Tu nie wolno stać. – "U Harry'ego" nie tolerowano prostytutek ani gapiów, którzy zatrzymywali się na progu, chcąc za darmo obejrzeć występy artystów. Ale nawet on od razu się zorientował, że Crystal nie jest dziwką. W za dużym swetrze i znoszonym ubraniu bardziej przypominała sierotę. – Czego chcesz?
Spojrzała mu prosto w oczy, modląc się, by nie zauważył, jak jej się trzęsą nogi.
– Szukam pracy. Mogę robić wszystko. Zmywać naczynia, podawać do stołów, cokolwiek… Jestem w rozpaczliwej sytuacji.
Już miał spławić dziewczynę, ale przyjrzał się jej uważniej. Była tak śliczna, że od samego patrzenia człowiekowi robiło się błogo na sercu. Oczami zdawała się zaglądać do wnętrza duszy. Chciał ją odprawić z kwitkiem, ale pomyślał, czy przypadkiem Harry się nią nie zainteresuje. Spojrzał na zegarek, zastanawiając się, czy szef jest jeszcze na górze. Ale było już za późno, wiedział, że Harry wyszedł.
– Pracowałaś kiedyś w restauracji? – Poprawił muszkę i obserwował stoliki, ale co rusz spoglądał na dziewczynę. Miała taką twarz, że człowiek chciałby na nią patrzeć bez końca. Wydawało się, że jest absolutnie nieświadoma tego, jakie wrażenie na nim wywarła. Była szczera i na swój sposób śmiała, pomimo zdenerwowania, którego nie potrafiła ukryć. Z miejsca mu się spodobała. – Pracowałaś już jako kelnerka?
– Tak. – Bojąc się, że ją odprawi z niczym, nie powiedziała mu, że usługiwała w jadłodajni.
Przyjrzał się jej uważniej.
– Ile masz lat?
– Osiemnaście – skłamała bez zająknienia.
Potrząsnął głową.
– Żeby tu pracować, musisz mieć przynajmniej dwadzieścia jeden. Takie są przepisy.
– W takim razie mam dwadzieścia jeden lat… proszę… – Miała miły głos i nieprawdopodobnie niebieskie oczy. Zawahał się. – Proszę… nikt się nigdy nie dowie.
– Jezu – jęknął. – Szef by mnie chyba zabił. – Ale wyczuła, że zmiękł.
– Będę pracowała bez wytchnienia. Przysięgam. Proszę mnie zatrudnić na próbę na kilka dni… na tydzień… – Spojrzała na niego błagalnie i wiedział, że nie potrafi jej odmówić. Była zbyt piękna, a poza tym taka wrażliwa i młoda. Coś mu mówiło, że dziewczyna naprawdę jest w sytuacji bez wyjścia i że umie ciężko pracować. Do diabła, przecież może powiedzieć Harry'emu, że nie wiedział, ile ona ma lat. A gdyby okazała się kiepska, mogą się jej w każdej chwili pozbyć. Spojrzał na nią i zauważył, że obserwuje go w napięciu.
– Dobrze już, dobrze. Przyjdź jutro po południu. Jedna z dziewcząt da ci strój do pracy. I umaluj się trochę. Bez makijażu wyglądasz jak dziecko. I na litość boską – mruknął – nie pokazuj się w tym swetrze.
– Dobrze, proszę pana. – Uśmiechnęła się do niego. Nigdy nie widział piękniejszej dziewczyny… i miała zaledwie osiemnaście lat… Modlił się, by Harry się o tym nie dowiedział.
– Bądź tu punktualnie o czwartej.
– Dobrze, proszę pana. Dziękuję panu – odezwała się ochrypłym głosem.
To cud, że do tej pory nikt się na niej nie poznał. Z taką urodą mogli z niej zrobić tancerkę, a może nawet striptizerkę. Chociaż nie, była zbyt niewinna do takiej pracy. Nawet mu przez myśl nie przeszło, ile już Crystal Wyatt zaznała w swym krótkim życiu. Wyszła pośpiesznie, by się przypadkiem nie rozmyślił, i niemal, biegiem pokonała całą drogę do domu pani Castagna.
"Gwiazda" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazda". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazda" друзьям в соцсетях.