– Cały czas się nad tym zastanawiam. O co chodzi, Tan? Zaczerpnęła głęboko powietrza. – Właśnie zaproponowano mi fotel sędziego.

Po drugiej stronie zapadła kompletna cisza.

– W twoim wieku?

– Czy to nie jest niesamowite? – Promieniała radością. – Możesz w to w ogóle uwierzyć…? Nigdy bym nie pomyślała…

– Bardzo się cieszę, Tan.

Był jakiś cichy, ale zadowolony, a jej przypomniały się słowa prokuratora generalnego. Musi znaleźć sobie jakiś dom w mieście, ale nie chciała mówić mu o tym przez telefon.

– Dzięki, kochanie. Nadal jestem w szoku. Czy jest tam Harry?

– Nie, nie ma go dzisiaj.

– Ostatnio często go nie ma. Co się dzieje?

– Pojechał chyba z Ave i dziećmi do Tahoe na długi weekend. Możesz do niego tam zadzwonić.

– Zaczekam, aż wróci. Chcę zobaczyć jego minę- Nie chciała tylko widzieć miny Jacka, jak mu powie, że musi wyprowadzić się z Marin.

– Myślałem już o tym po twoim telefonie. – Był smutny, kiedy poruszyła tę sprawę tego wieczoru. Zmartwił się tak samo jak ona, ale ona była przede wszystkim podekscytowana tą propozycją. Zadzwoniła nawet do matki, a Jean była wstrząśnięta.

– Moja córka, sędzią?

Bardzo cieszyła się sukcesem Tany. W końcu nie wiodło się jej tak źle. Jack troszczył się o nią i oboje wyglądali na szczęśliwych. Miała nadzieję, że kiedyś się pobiorą, mimo że Tana była za stara, żeby myśleć o dzieciach. Ale skoro zostanie sędzią, może nie będzie to już takie ważne. Nawet Artur był przejęty, bo Jean ciągle ten temat poruszała w ich rozmowach.

Tana popatrzyła na Jacka. – Co byś powiedział na to, żebyśmy w ciągu tygodnia mieszkali w mieście?

– Nie jestem zachwycony tym pomysłem. – Był z nią szczery. – Tutaj jest nam tak cholernie wygodnie.

– Myślałam, że poszukam czegoś mniejszego, żebyśmy nie mieli żadnych kłopotów. Jakieś mieszkanie, kondominium czy studio, nawet… – Starała się udawać, że nic wielkiego się nie dzieje, ale zaprzeczył ruchem głowy.

– Zwariowalibyśmy, po tej przestrzeni, którą tu mamy. – Przez dwa lata mieszkali po królewsku, z olbrzymią sypialnią, osobnymi biurami, salonem, jadalnią, pokojem gościnnym dla Barb, zachwycającym widokiem na zatokę. W studio czuliby się po tym wszystkim jak w celi więziennej.

– Coś muszę z tym jednak zrobić, Jack, i mam na to tylko trzy tygodnie. – Popatrzyła na niego trochę zdenerwowana. Wcale jej tego nie ułatwiał i zastanawiała się, czy jej awans nie sprawił mu przykrości. Byłoby to zrozumiałe, przynajmniej na początku, ale nie miała czasu o tym myśleć przez następnych kilka tygodni. Przekazała swoje sprawy, opróżniła biurko i obejrzała wszystkie możliwe kondominia. Wreszcie jej agentka nieruchomościami zadzwoniła w połowie drugiego tygodnia. Powiedziała, że ma dla niej „coś specjalnego” do obejrzenia, w Pacific Heights.

– Nie jest to dokładnie to, o co pani chodziło, ale warto zobaczyć.

A kiedy Tana pojechała „to” obejrzeć, okazało się, że było nawet więcej niż warto. Na widok tego domku dla lalek zaparło jej dech w piersiach. Wyglądał jak chatka z piernika, pomalowana na beżowo, z elementami cynamonu i kremu. Był bez zarzutu: mozaikowe parkiety, marmurowe kominki w każdym prawie pokoju, ogromne szafy, wspaniałe oświetlenie, podwójne, francuskie drzwi i piękny widok na zatokę. Tana nie szukała czegoś takiego, ale teraz, kiedy już go zobaczyła, nie mogła z niego zrezygnować.

– Ile wynosi czynsz? – Spodziewała się, że będzie bardzo wysoki. Dom wyglądał jak na zdjęciach w ekskluzywnych magazynach.

– On nie jest do wynajęcia. – Agentka uśmiechnęła się do niej. – Jest na sprzedaż. – Wymieniła cenę, a Tan była zaskoczona niewygórowaną sumą. Dom nie był tani, ale nie naruszyłby w znaczący sposób jej oszczędności, natomiast byłby z pewnością opłacalną inwestycją. Nie mogła sobie tego odmówić w żaden sposób. Był idealny, jakby specjalnie dla niej zbudowany. Jedna duża sypialnia na piętrze, garderoba cała w lustrach, mały pokoik z kominkiem z cegły, na dole duży salon z maleńką, wiejską kuchnią, która przechodziła w patio otoczone drzewami. Podpisała umowę, zapłaciła depozyt i pojawiła się w biurze Jacka, zdenerwowana tym, co przed chwilą zrobiła. Wiedziała, że to nie był błąd, ale… to było takie niezależne posunięcie, takie samodzielne, takie dorosłe… i nie zapytała jego o zdanie.

– Wielki Boże, kto umarł? – Zapytał, kiedy wyszedł do poczekalni i zobaczył jej przerażoną twarz. Zaśmiała się nerwowo. – Teraz już lepiej. – Pocałował ją w szyję. – Ćwiczysz miny, zanim zostaniesz sędzią? Przestraszysz ludzi na śmierć, jak będziesz paradować z taką twarzą.

– Właśnie zrobiłam coś szalonego. – Bezładnie wyrzucała z siebie słowa. Uśmiechnął się. Miał za sobą ciężki dzień, a nie było jeszcze drugiej po południu.

– No więc, co nowego? Wejdź i opowiedz mi wszystko od początku.

Tana zauważyła, że drzwi do biura Harry'ego są zamknięte, nie zapukała do nich. Weszła prosto do dużego, sympatycznego pokoju Jacka, urządzonego w stylu wiktoriańskim. Kupili to biuro pięć lat temu. Okazało się, że było dobrą inwestycją, może więc zrozumie dzięki temu jej decyzję. Uśmiechnął się do niej zza biurka.

– No więc, co takiego zrobiłaś?

– Wydaje mi się, że właśnie kupiłam dom. – Wyglądała jak przestraszony dzieciak, a on roześmiał się patrząc na nią.

– Wydaje ci się. Rozumiem. A dlaczego tak ci się wydaje? – Jego głos brzmiał tak samo jak zwykle, ale zmienił się wyraz jego oczu, a ona zastanawiała się, dlaczego.

– No, bo właściwie podpisałam umowę… och, Jack… mam nadzieję, że dobrze zrobiłam.

– Podoba ci się?

– Ja się w nim zakochałam. – Był zaskoczony, żadne z nich do tej pory nie chciało mieć domu na własność. Rozmawiali o tym wiele razy. Nie potrzebowali nic na stałe i on nadal tak uważał. Ale najwidoczniej ona myślała inaczej. Zastanawiał się, dlaczego. Wyglądało na to, że wiele się zmieniło w ciągu ostatnich dziesięciu dni, zwłaszcza dla niej. Z jego strony nic nie uległo zmianie.

– Czy nie sprawi ci to za dużo kłopotu, Tan? Utrzymywanie go w przyzwoitym stanie, naprawianie cieknących dachów i te wszystkie sprawy, o których rozmawialiśmy i których chcieliśmy uniknąć.

– Nie wiem… chyba… – Popatrzyła na niego zdenerwowana. Nadszedł czas, żeby zadać to pytanie. – Ty też tam będziesz mieszkał, prawda?

Jej głos był nieśmiały i łagodny, a on uśmiechnął się do niej. Czasem była taka krucha i delikatna, a jednocześnie tak niesamowicie przebojowa. Właśnie to w niej kocha i zawsze będzie kochał, podobnie jak Harry. Przebojowość i jej lojalność, zapalczywość i bystry umysł. Była taką wspaniałą dziewczyną, bez względu na to, czy została sędzią, czy nie. Wyglądała jak nastolatka, kiedy tak siedziała przed nim i obserwowała go.

– A czy jest tam dla mnie miejsce? – Jego głos był niezdecydowany, a ona przytaknęła gwałtownie. Zapewniała go o tym tak żarliwie, że jej złote włosy rozsypały się na ramiona. Obcięła je parę tygodni przed otrzymaniem wiadomości o awansie. Wyglądała w tej fryzurze elegancko i szykownie, z falą w kolorze złota sięgającą karku.

– Oczywiście, że jest. – Ale on nie był o tym przekonany, kiedy wieczorem zobaczył ten dom. Zgadzał się, że było to przepiękne miejsce, ale jak dla niego to atmosfera tego domu była za bardzo kobieca.

– Jak możesz coś takiego mówić? Przecież nie ma tu nic oprócz ścian i podłóg.

– Nie wiem. Po prostu tak się tu czuję. Może dlatego, że wiem, że to twój dom. – Odwrócił się do niej i nagle bardzo posmutniał. – Przepraszam cię, Tan, jest piękny… nie chciałem ci popsuć radości.

– Nie ma sprawy. Urządzę go tak, żeby nam obojgu było tu wygodnie. Obiecuję ci.

Tego wieczoru zabrał ją na kolację i godzinami rozmawiali o jej nowej pracy, o „szkole dla sędziów” w Oakland, do której będzie musiała uczęszczać przez trzy tygodnie, zamknięta w hotelu razem z innymi nowo mianowanymi sędziami. Nagle wszystko stało się dla niej takie nowe i fascynujące. Nie czuła się tak od lat.

– To tak, jakby zaczynać życie od nowa, prawda? Jej spojrzenie emanowało radością. Uśmiechnął się.

– Chyba tak.

Potem wrócili do domu i kochali się. Wszystko było tak, jakby nic ważnego nie zaszło. Następny tydzień spędziła kupując nowe meble, sfinalizowała umowę i kupiła suknię na ceremonię inauguracyjną. Zaprosiła na nią nawet matkę. Niestety, Artur nie czuł się zbyt dobrze, a Jean nie chciała zostawić go samego. Ale przyjedzie Harry, Averil i Jack, wszyscy jej przyjaciele i znajomi, których nazbierała przez te wszystkie lata. W końcu na ceremonii pojawiło się dwieście osób i Harry wydał przyjęcie na jej cześć w Trader Vic's. To była najbardziej uroczysta chwila, jaka jej się przydarzyła w życiu. Tego popołudnia ciągle śmiała się, całując Jacka.

– To prawie tak jak nasze wesele, prawda? – Roześmiała się i wymienili spojrzenie, które oboje rozumieli.

– Dzięki Bogu coś znacznie lepszego. – Pośmiali się znowu i zatańczyli. Oboje byli trochę wstawieni, kiedy wrócili do domu tej nocy. W następnym tygodniu zaczynała „szkołę dla sędziów”.

Zamieszkała w hotelu, w pokoju, który jej przydzielono, ale zaplanowała, że weekendy będzie spędzała w Tiburon z Jackiem. Tak się jednak składało, że zawsze było coś do zrobienia w jej nowym domu: jakiś obraz do powieszenia, oświetlenie do zamontowania, odbiór zamówionego łóżka, rozmowa z ogrodnikiem. Przez pierwsze dwa tygodnie, jeśli nie była akurat w „szkole”, spędzała noc w mieście.

– Dlaczego nie przyjedziesz spać ze mną? – W jej głosie był żal i irytacja. Nie widziała go od wielu dni, ale ostatnio to nie było nic nadzwyczajnego. Miała zbyt wiele innych zajęć.

– Mam mnóstwo pracy. – Odpowiadał lakonicznie.

– Możesz ją zabrać ze sobą, kochanie. Ugotuję zupę i przyrządzę sałatkę, możesz pracować w moim pokoju.

Zwrócił uwagę na sposób, w jaki mówiła o domu, podkreślając swoją własność. Tak jakby wszystko w tych dniach go drażniło, ale oprócz tego miał jeszcze wiele innych problemów.