– Jeśli nie zostawisz mnie w spokoju, wezwę policję. – Powiedziała twardo i groźnie.

Wyglądała na wściekłą, ale nie widział jak bardzo była załamana w środku, jak długo łkała, gdy odjechał, jak przygnębiała ją myśl o tym, że już nigdy go nie zobaczy. Myślała nawet o tym, żeby skoczyć z mostu, ale coś ją powstrzymywało, nie bardzo wiedziała, co. Potem, jakimś cudem Harry wyczuł, że dzieje się coś złego, kiedy dzwonił do niej bez przerwy i nikt nie podnosił słuchawki. Tana myślała, że to Drew. Leżała na podłodze w salonie i łkając, wspominała jego wyznania i chwile, kiedy kochali się w tym miejscu. Nagle usłyszała walenie do drzwi i głos Harry'ego. Kiedy mu otworzyła, wyglądała jak wrak. Jej twarz tonęła we łzach, na spódnicy było pełno kłaków z dywanu, a wymiętoszony sweter sprawiał wrażenie jakby w nim spała od tygodnia.

– Mój Boże, co ci się stało?

Wyglądała jakby przez tydzień piła albo ktoś ją pobił, tak jakby wydarzyło się w jej życiu coś strasznego. Tylko ostatnie przypuszczenie było prawdziwe.

– Tano?

Patrzyła na niego oczami pełnymi łez, a on przytulił ją do siebie. Zawisła bezwładnie nad jego wózkiem, on ją lekko odsunął i posadził na kanapie, by opowiedziała, co się stało.

– To już koniec… Już nigdy więcej go nie zobaczę…

– No, i bardzo dobrze. – Harry był przygnębiony. – Nie możesz godzić się na takie życie. Przez ostatnie sześć miesięcy byłaś kłębkiem nerwów. To niesprawiedliwe.

– Wiem… ale może gdybym jeszcze poczekała… Może w końcu… – Była już słaba i rozhisteryzowana, nagle straciła całą swoją stanowczość i Harry wrzasnął na nią.

– Nie! Przestań! On nigdy nie opuści swojej żony, jeśli nie zrobił tego do tej pory. Wróciła do niego siedem miesięcy temu, do diabła, Tan, i nadal z nim jest. Gdyby chciał się stamtąd naprawdę wydostać, na pewno znalazłby sposób. Nie próbuj się oszukiwać.

– Robiłam to przez półtora roku.

– Tak się czasem zdarza. – Chciał, aby to zabrzmiało filozoficznie, ale tak naprawdę to miał ochotę zabić tego sukinsyna za to, co jej zrobił. – Musisz po prostu zebrać się do kupy i żyć dalej.

– Taak, pewnie… – Zaczęła znowu płakać, zapominając, z kim rozmawia – łatwo ci powiedzieć.

Popatrzył na nią długo i twardo. – Czy pamiętasz, jak siłą przywróciłaś mi chęć do życia, a potem w ten sam sposób wciągnęłaś mnie na uczelnię? Pamiętasz? Nie wciskaj mi teraz tych wszystkich bzdur dobrze, Tan? Jeśli mnie się udało, to i ty sobie poradzisz. Przeżyjesz to.

– Nigdy nikogo nie kochałam tak jak jego. – Żaliła się tak złamanym głosem, że serce mu się krajało, kiedy na niego spojrzała tymi ogromnymi, zielonymi oczami. Wyglądała teraz na kilkunastoletnią dziewczynkę. Zrobiłby wszystko, żeby było jej dobrze, ale nie mógł zmusić żony Drew, żeby zniknęła z jego życia, mimo że bardzo chciałby, żeby do tego doszło. Zrobiłby wszystko dla Tan, swojej najlepszej i najdroższej przyjaciółki.

– Pojawi się ktoś inny. Lepszy od niego.

– Nie chcę nikogo innego. Nie chcę w ogóle nikogo.

Harry był pełen najgorszych obaw.

I przez następny rok rzeczywiście była wierna temu postanowieniu. Nie spotykała się z nikim, z wyjątkiem kolegów z pracy. Nigdzie nie wychodziła, z nikim się nie widywała, a kiedy nadeszły Święta Bożego Narodzenia, nie przyjęła nawet zaproszenia Harry'ego i Averil. Samotnie obchodziła swoje trzydzieste drugie urodziny, równie samotnie spędzała noce. Indyka w Święto Dziękczynienia też pewnie jadłaby w samotności, gdyby w ogóle miała zamiar go upiec. Pracowała po godzinach i w święta. Ciągle siedziała przy biurku do dziesiątej czy jedenastej w nocy, przyjmując więcej spraw niż kiedykolwiek przedtem. Przez cały rok nie pozwalała sobie na żadne przyjemności. Prawie wcale się nie śmiała, do nikogo nie dzwoniła, z nikim się nie umawiała, na telefony Harry'ego nie odpowiadała tygodniami.

– Gratulacje.

W końcu zastał ją w lutym. Nosiła żałobę po Drew Landsie już przez ponad rok. Przypadkowo dowiedziała się przez wspólnych znajomych, że on i Eileen byli ciągle razem i właśnie kupili piękny dom w Beverly Hills.

– No dobra, wstrętna małpo. – Harry próbował ją rozśmieszyć. – Dlaczego nie odpowiadasz w ogóle na moje telefony?

– Byłam bardzo zajęta przez ostatnie parę tygodni. Nie czytujesz gazet? Czekam na werdykt.

– Mam to gdzieś. To nie to mnie martwi od trzynastu miesięcy. W ogóle do mnie nie dzwonisz. Zawsze ja do ciebie dzwonię. Czy to mój oddech, smród z moich stóp czy niski iloraz inteligencji ci nie odpowiada?

Roześmiała się. Harry nigdy się nie zmieniał.

– Wszystko razem.

– Głupia. Masz zamiar użalać się nad sobą do końca życia? Ten facet nie był tego wart, Tan. I ten cały rok był bez sensu.

– To nie miało z tym nic wspólnego.

Ale oboje wiedzieli, że to nieprawda. To wszystko miało związek z Drew i z tym, że nie opuścił swojej żony.

– A to coś nowego. Nigdy do tej pory mnie nie okłamywałaś.

– No, dobra już, dobra. Łatwiej było nie widywać się z nikim.

– Dlaczego? Powinnaś to uczcić! Mogłaś przecież robić tak jak twoja matka i przez piętnaście lat siedzieć i czekać. Ale ty byłaś mądrzejsza i przerwałaś to. I co straciłaś, Tan? Cnotę? Osiemnaście miesięcy? No i co z tego? Inne kobiety marnują po dziesięć lat z żonatymi mężczyznami… tracą serca, rozsądek, czas, życie. Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że miałaś szczęście.

– Taa. – Gdzieś w głębi serca wiedziała, że miał rację, ale to nie dawało jej satysfakcji. Być może to się nigdy nie zmieni. Nadal nie wiedziała, czy bardziej za nim tęskni czy jest na niego zła. Na pewno nie był jej jeszcze obojętny, czego bardzo by chciała. Przyznała się do tego w końcu Harry'emu, kiedy pozwoliła się zaprosić na lunch.

– To przychodzi z czasem, Tan. Trochę wody musi jeszcze upłynąć. Ale powinnaś spotykać się z ludźmi. Zajmij się innymi sprawami, a nie myśl tylko o nim. Nie możesz w kółko tylko pracować.

Uśmiechnął się do niej łagodnie. Kochał ją bardzo i wiedział, że tak będzie zawsze. To nie było takie uczucie, jakim darzył żonę. Tana była dla niego jak siostra. Pamiętał, jak bardzo był w niej zakochany przed laty, i teraz przypomniał jej o tym.

– I jakoś to przeżyłem.

– To nie to samo. Do cholery, Drew oświadczył mi się. Był jedynym facetem, za którego chciałam wyjść. Czy wiedziałeś o tym?

– Tak, wiedziałem. – Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny. – I okazał się idiotą. To już wiemy. A ty nie kwapisz się do tego. Ale jeszcze zechcesz wyjść za mąż. Poznasz kogoś innego.

– Tylko tego mi potrzeba. – Ta myśl wywoływała w niej bunt. – Jestem za stara. Romanse nastolatków są już nie dla mnie, dziękuję bardzo.

– Dobra, to znajdź jakiegoś starego pierdziela, który uważa, że jesteś niezła i nie siedź tak bezczynnie, nie marnuj życia.

– Nie jest takie zupełnie zmarnowane, Harry. – Popatrzyła na niego smutno. – Mam przecież swoją pracę.

– To nie wszystko, na litość boską. Jesteś już nudna. – Spojrzał na nią, kręcąc głową ze zniecierpliwieniem.

Zaprosił ją na przyjęcie, które urządzali w następnym tygodniu, ale wcale się na nim nie pojawiła. Musiał z nią walczyć, żeby dała się wyciągnąć ze swojej szczelnie zamkniętej skorupki. Zachowywała się tak, jakby znowu została zgwałcona. I co gorsze, przegrała ważną sprawę, co przygnębiło ją jeszcze bardziej.

– No dobra, już dobra, nikt nie jest nieomylny. Każdemu to może się zdarzyć. Daj sobie z tym spokój, na litość boską. Nie możesz zająć się czymś innym, zamiast się zadręczać? Może byś przyjechała i spędziła z nami weekend w Tahoe? – Właśnie wynajęli tam dom i Harry uwielbiał wyjeżdżać tam z dziećmi. – My i tak nie możemy wyjechać na dłużej.

– Czemu nie? – Spojrzała na niego z uśmiechem, kiedy płacił rachunek. Miał z nią wiele kłopotu przez kilka ostatnich miesięcy, ale zaczynała się z tego powoli otrząsać.

– Nie mogę wywozić już Averil na dłużej. Wiesz, ona jest znowu w ciąży.

Przez chwilę Tana była kompletnie zaskoczona, a on roześmiał się na ten widok, po czym spłonął rumieńcem.

– No, wiesz w końcu to już się zdarzało… to nic nadzwyczajnego… – Ale oboje wiedzieli, że to nieprawda. I nagle Tana roześmiała się zupełnie inaczej. Poczuła, że życie znowu nabiera barw, i nagle Drews Lands odpłynął gdzieś daleko, a ona miała ochotę krzyczeć i śpiewać. To tak, jakby przez rok bolał ją ząb, a ona ze zdziwieniem odkryła, że już go dawno nie ma.

– Do diabła. Czy wy nigdy nie przestaniecie?

– Nie. A po tym będziemy mieli czwarte. Tym razem chcę jeszcze jedną dziewczynkę, a Ave wolałaby chłopca.

Tana zaśmiewała się z niego i uściskała go radośnie, kiedy wychodzili z restauracji.

– Znowu będę ciotką.

– Idziesz na łatwiznę, jeśli interesuje cię moje zdanie. To nie w porządku, Tan.

– Dla mnie w sam raz.

Wiedziała na pewno, że nie chce mieć dzieci, bez względu na to, jakiego faceta spotka w swoim życiu. Nie miała na to czasu, a poza tym i tak była już za stara. Podjęła tę decyzję dawno temu; jej dzieckiem było prawo. Mogła rozpieszczać dzieci Harry'ego, jeśli miała akurat ochotę, żeby jakiś maluch wdrapał się na jej kolana. Dwójka Harry'ego była cudowna i cieszyła się, że spodziewają się trzeciego. Averil za każdym razem miała łatwy poród, a Harry był taki dumny z siebie. Z pewnością stać ich było na tyle dzieci, ile tylko zapragnęli mieć. Tylko Jean miała odmienne zdanie, kiedy Tana wspomniała jej o tej nowinie.

– Dla mnie to zupełnie bez sensu.

Jean ostatnio w ogóle była przeciwna wszystkiemu; dzieciom, wyjazdom, nowym pracom, nowym domom. Tak jakby chciała resztę życia spędzić rozsądnie, w idealnym spokoju. Uważała, że to powinno dotyczyć wszystkich. To była jedna z oznak starzenia się, ale Tanie wydawało się, że matka jest na to jeszcze za młoda. Od czasu ślubu z Arturem szybko się jednak posunęła. Jej sprawy nie ułożyły się tak dobrze jak myślała. Kiedy wreszcie osiągnęła to, czego tak długo bardzo pragnęła, okazało się, że to już nie to samo, co dawniej. Artur był chory i stary.