– Cieszę się, że zostałaś kochanie… Nie chciałem, żebyś odeszła…

– Ja też się cieszę, że zostałam. – Uśmiechnęła się do niego, czując swoją słabość a jednocześnie przypływ młodzieńczej radości życia, niewłaściwy, jak sądziła, w jej wieku. Wyobrażała sobie, że z biegiem czasu będzie dojrzalsza, mniej wrażliwa i sentymentalna. Ale on działał na nią szczególnie, jak żaden mężczyzna do tej pory.

– Obiecaj mi, że to już się nigdy nie powtórzy… – Jej głos przechodził w szept.

– Obiecuję, kochana – popatrzył na nią z czułym uśmiechem.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Tan i Drew spędzali wiosnę tego roku sielankowo i beztrosko, zupełnie jak w bajce. Drew przylatywał mniej więcej trzy razy w tygodniu, a ona jeździła do L.A. w każdy weekend. Chodzili na przyjęcia, żeglowali po zatoce, spotykali się z przyjaciółmi. Przedstawiła go wreszcie Harry'emu i Ave. Obaj panowie bardzo się polubili. Harry udzielił jej swojego błogosławieństwa, kiedy następnym razem spotkali się we dwoje.

– Wiesz co mała, myślę że w końcu dobrze wybrałaś. – Zrobił odpowiednią minę i roześmiał się. – Naprawdę. Pomyśl, z jakimi facetami zadawałaś się do tej pory. Pamiętasz Yaela McBee?

– Harry!

Rzuciła w niego swoją serwetkę, kiedy siedzieli w restauracji. Roześmieli się oboje.

– Jak możesz porównywać go z Drew? Poza tym miałam wtedy dwadzieścia pięć lat. Teraz mam prawie trzydzieści jeden.

– To nie jest wystarczające usprawiedliwienie. Nie jesteś wcale mądrzejsza, niż byłaś.

– Jestem. Sam przed chwilą powiedziałeś.

– Nie ważne, co powiedziałem, głuptasie. Czy teraz uczynisz mi tę łaskę i zapewnisz trochę spokoju mej duszy? Wyjdziesz za niego za mąż?

– Nie. – Roześmiała się i powiedziała to za szybko, a Harry patrząc na nią, zauważył coś, czego nigdy przedtem u niej nie widział. Czekał na to latami i nagle pojawiło się. Dostrzegł to wyraźnie w jej dużych, zielonych oczach – wrażliwe, nieco nieśmiałe spojrzenie, które nadawało jej twarzy nowy wyraz.

– O kurcze, to poważne, prawda, Tan? Wyjdziesz za niego?

– Nie prosił mnie o to. – Zabrzmiało to tak skromnie i nieśmiało, że aż jęknął z wrażenia.

– O Boże, ty się zgodzisz! Och, ale się Ave zdziwi, jak jej powiem!

– Harry, uspokój się. – Klepnęła go w ramię. – On nie jest jeszcze rozwiedziony.

Ale nie martwiła się tym. Wiedziała, że cały czas nad tym pracuje. Opowiadał jej ciągle o spotkaniach z prawnikiem, rozmowach z Eileen, które miały przyśpieszyć bieg sprawy. Na Wielkanoc jechał na Wschód zobaczyć dziewczynki i miał nadzieję, że wtedy Eileen podpisze już papiery, jeśli będą już gotowe.

– Cały czas stara się to sfinalizować, prawda? – Harry przez chwilę był zaniepokojony, ale musiał przyznać, że polubił tego faceta. Nie sposób było nie lubić Drew Landsa. Był bezpośredni, inteligentny i łatwo było zauważyć, że bardzo kochał Tan.

– Oczywiście, że tak.

– Więc uspokój się, za sześć miesięcy będziesz mężatką, a po następnych dziewięciu będziesz tuliła w ramionach dzidziusia. Możesz na to liczyć. – Był zachwycony tą wizją, a Tana odsunęła się śmiejąc się z niego.

– O rany, ale masz wybujałą wyobraźnię, Winslow. Po pierwsze nie prosił, żebym za niego wyszła, przynajmniej nie na serio. Po drugie miał wasektomię.

– No to mu to odwrócą. Wielka mi rzecz. Znam mnóstwo facetów, którzy tak robili. – Zdenerwowała się tym trochę.

– Czy ty tylko o tym potrafisz myśleć? Czy wszystkich swoich znajomych namawiasz do rozmnażania się?

– Nie – uśmiechnął się niewinnie – tylko moją żonę.

Roześmiała się i skończyli posiłek, po czym wrócili do swoich biur. Miała przed sobą ogromną sprawę, chyba największą w dotychczasowej karierze. Trzech oskarżonych, zamieszanych w nad zwyczaj okrutną serię morderstw, popełnionych na terenie stanu w ciągu kilku lat. W procesie uczestniczyło trzech obrońców i dwóch prokuratorów. Ona była przedstawicielem biura prokuratora okręgowego. Przebieg tej sprawy miało komentować wielu dziennikarzy i dlatego właśnie nie mogła wybrać się z Drew na Wschodnie Wybrzeże na Wielkanoc. Musiała starannie przygotować strategię działania. I tak pewnie nie pojechałaby z nim, bo Drew będzie zapewne wystarczająco zdenerwowany przy podpisywaniu papierów, a ona miała teraz tyle zajęć. Rozsądniejsze będzie pozostanie w domu i praca, niż wyjazd z nim po to tylko, żeby siedzieć w hotelu i czekać, aż się pojawi.

Zanim wyruszył na Wschód, przyjechał do San Francisco, żeby spędzić z nią weekend. Ostatniej nocy leżeli długo na dywanie przed kominkiem, rozmawiając, głośno myśląc, mówiąc wszystko, co przychodziło im do głowy. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo była w nim zakochana.

– Czy myślałaś o małżeństwie, Tan? – Patrzył na nią badawczo, a ona uśmiechnęła się w blasku płomienia z kominka. Wyglądała cudownie na tle delikatnej łuny ognia. Jej łagodne rysy były jakby wycięte z delikatnego, różowego marmuru, oczy błyszczały jak szmaragdy.

– Do tej pory, nie. – Dotknęła jego warg opuszkami palców, a on całował jej dłonie, a potem usta.

– Czy myślisz, że mogłabyś być ze mną szczęśliwa, Tan?

– Czy to jest propozycja, proszę pana?

Krążył wokół tego tematu, a ona uśmiechała się do niego.

– Nie musisz się ze mną żenić, wiesz? I tak jestem szczęśliwa.

– Naprawdę jesteś? – Patrzył na nią dziwnie, a ona pokiwała głową.

– A ty nie?

– Niezupełnie.

Jego włosy były jeszcze bardziej srebrzyste, a oczy wyglądały jak świecące, błękitne topazy. Nie chciała nigdy pokochać żadnego innego mężczyzny. Kochała tylko jego.

– Chcę czegoś więcej, Tan… Pragnę cię mieć cały czas…

– Ja też tego pragnę… – wyszeptała do niego, a on wziął ją w ramiona i kochali się namiętnie przy kominku, a potem długo jeszcze leżeli przytuleni do siebie. Przyglądał się jej i kiedy w końcu odezwał się, jego usta nadal schowane były w jej włosach, a dłonie pieściły ciało, które kochał tak bardzo.

– Wyjdziesz za mnie, kiedy będę już wolny?

– Tak. – Wypowiedziała to słowo niemal na bezdechu. Nigdy przedtem nikomu tego nie mówiła, ale teraz naprawdę to czuła i zrozumiała w tej chwili, jak czują się ludzie składając obietnicę… „na dobre i na złe… dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Już nie chciała żyć bez niego. Kiedy następnego dnia odwoziła go na lotnisko, nadal była przepełniona nowymi dla siebie uczuciami. Spojrzała na niego pytająco – Czy wczoraj wieczorem mówiłeś poważnie, Drew?

– Jak możesz mnie w ogóle o to pytać? – Był tak oburzony, że natychmiast przycisnął ją mocno do siebie, kiedy żegnali się w sali odlotów. – Oczywiście, że poważnie.

Uśmiechnęła się do niego, wyglądając raczej jak jego trzynastoletnia córka niż asystent prokuratora okręgowego.

– To chyba znaczy, że jesteśmy zaręczeni, co o tym myślisz? I nagle on także się roześmiał. Popatrzył na nią, szczęśliwy w tym momencie jak mały chłopiec.

– No, pewnie. Muszę tylko rozejrzeć się w Waszyngtonie za jakimś pierścionkiem.

– Nie zawracaj sobie tym głowy. Tylko wróć do mnie cały i zdrowy.

To będzie dziesięć najdłuższych dni oczekiwania na jego powrót. Tylko żmudna praca nad bardzo trudną sprawą pomoże jej znieść tę rozłąkę.

W ciągu pierwszych kilku dni dzwonił do niej dwa, trzy razy dziennie i opowiadał szczegółowo, co robił od rana do wieczora. Kiedy sprawy z Eileen zaczęły się komplikować, dzwonił tylko raz dziennie i słyszała jak bardzo był zdenerwowany. Ona natomiast była pochłonięta wyborem sędziego do jej sprawy. Ten problem zajmował ją bez reszty. Gdy Drew miał już wracać do Los Angeles, przypomniała sobie nagle, że nie rozmawiali ze sobą już co najmniej dwa dni. Został w Waszyngtonie dłużej, niż planował, ale to miało być „dla dobra sprawy” jak powiedział, więc nie protestowała i nie dopatrywała się w tym niczego podejrzanego. Denerwowała się natomiast z powodu sędziego, jakiego mogą jej przydzielić, taktyki obrony, materiałów, które właśnie ujawniono. Miała mnóstwo spraw na głowie, a w tym samym czasie Drew także pracował nad skomplikowanym procesem. Wszystkie materiały, które przygotował, poszły natychmiast do sądu. To się zdarzało bardzo rzadko w jego specjalności. Jednak z tego powodu nie widzieli się prawie cały następny tydzień i kiedy w końcu się spotkali, zachowywali się wobec siebie niemal obco. Żartował pytając, czy nie zakochała się w czasie jego nieobecności w kimś innym, a potem przez całą noc kochali się bez pamięci.

– Chcę, żebyś w sądzie miała zamglone spojrzenie, wszyscy będą się zastanawiali, co też zdarzyło ci się ostatniej nocy.

Udało mu się. Była na wpół przytomna, nie przestawała o nim myśleć. W czasie rozprawy odczuwała wielką ochotę, aby znowu znaleźć się z nim w łóżku. Nigdy nie miała go dosyć. Sprawa była jednak zbyt ważna, żeby ją zawalić, więc pracowała nad nią ciągle bez wytchnienia. Tak wyglądało to do końca maja. Wreszcie na początku czerwca ogłoszono wyrok. Był dokładnie taki, jakiego by sobie życzyła. Jak zwykle prasa dawała jej bardzo wysokie oceny. Przez lata zyskała sobie reputację zimnej, twardej konserwatystki, bezlitosnej w sądzie i błyskotliwej w prowadzeniu spraw. To były pochlebne artykuły.

Harry często uśmiechał się, czytając to, co o niej pisano.

– Zupełnie nie rozpoznaję w tych recenzjach tej pełnej tolerancji kobiety, którą kiedyś znałem i kochałem, Tan. – Uśmiechnął się do niej szeroko.

– Kiedyś trzeba wydorośleć, prawda? Kończę w tym roku trzydzieści jeden lat.

– To nie jest wystarczające usprawiedliwienie. Nie musisz być taka twarda.

– Ja nie jestem twarda, Harry. Jestem dobra. – I to była prawda, on wiedział o tym także. – Ci ludzie zabili dziewięć kobiet i dziecko. Nie można puścić wolno kogoś, kto zrobił coś takiego. Całe nasze społeczeństwo się przez to kiedyś rozpadnie. Ktoś musi odwalać moją robotę.

– Cieszę się, że ty to robisz, a nie ja, Tan. – Poklepał jej dłoń. – Leżałbym w nocy nie mogąc zasnąć. Martwiłbym się, że kiedyś mnie za to dopadną. – Nienawidził nawet mówienia o tym, czasami niepokoił się o nią, ale jej to zupełnie nie przeszkadzało. – A przy okazji, jak się miewa Drew?