Spojrzała na niego z uśmiechem. Nadal była w szoku po tym, co się stało z Yaelem McBee i, o mały włos, z nią samą. Przygnębiało ją uczucie, którym go darzyła. Teraz to wszystko wydawało się tak nierealne. Jego proces sądowy jeszcze się nie zaczął, ale ona już wiedziała, że zamkną go i jego przyjaciół na wiele długich lat.

– Czuję się jakbym uciekała z domu.

– Wiesz, że zawsze możesz wrócić, my tu nadal będziemy.

Nagle popatrzył na nią z podejrzanie wystraszoną miną. Tana roześmiała się i spojrzała na niego. Znali się już zbyt długo, żeby coś takiego mogło ujść jej uwadze.

– No, dobra, co przede mną ukrywasz? Co tam znowu wymyśliłeś?

– Ja? Nic.

– Harry… – zbliżała się do niego z groźną miną, a on uciekał na wózku śmiejąc się.

– Słowo daję, Tan… o cholera!

Uciekając uderzył w jej biurko, a ona splotła dłonie na jego szyi. Coraz bardziej upodabniał się do ojca. Często o nim myślała.

Romans z Harrisonem zrobiłby jej znacznie lepiej, niż ten z Yaelem McBee.

– No dobra… dobra… Ave i ja mamy zamiar się pobrać.

Przez chwilę Tana wyglądała na zaskoczoną. Ann Durning właśnie po raz trzeci wyszła za mąż, tym razem za wielkiego producenta filmowego z Los Angeles. W prezencie ślubnym podarował jej rolls-royce'a i dwudziestodwukaratowy pierścionek, o którym Tana wiele słyszała od Jean. To było bardzo w stylu Ann Durning, ale jakoś nigdy nie wyobrażała sobie Harry'ego biorącego ślub.

– Naprawdę?

Uśmiechnął się. – Pomyślałem, że tyle już upłynęło czasu… Ona jest wspaniałą dziewczyną, Tan…

– Wiem, baranie. – Tana zachichotała. – Też z nią mieszkałam. Po prostu to taka poważna i dorosła decyzja.

Wszyscy troje mieli po dwadzieścia pięć lat, a ona wciąż jeszcze nie dojrzała do małżeństwa i zastanawiała się, dlaczego z nimi było inaczej. Może dlatego, że uprawiali więcej seksu, zaśmiała się w duchu i rozpromieniona pochyliła się nad nim i pocałowała go w policzek.

– Gratulacje. Kiedy?

– Jak najszybciej.

Nagle Tana zauważyła w jego spojrzeniu coś dziwnego. Połączenie odrobiny zmieszania i dumy.

– Harry Winslow… chyba nie chcesz mi powiedzieć… nie zrobiłeś tego… – Śmiała się teraz już na dobre, a Harry zaczerwienił się, co nie zdarzało mu się nigdy przedtem.

– Tak, zrobiłem to. Załatwiłem ją.

– O, Chryste. – Nagle jej twarz spoważniała. – Nie musisz się z nią od razu żenić. Czy ona cię do tego zmusza?

Roześmiał się, a Tana pomyślała, że nigdy w życiu nie widziała go tak szczęśliwym.

Nie, to ja ją zmusiłem. Powiedziałem, że zabiję się, jeśli je usunie. To nasze dziecko i ja go chcę, ona także.

– O, Boże – Tana usiadła ciężko na łóżku – małżeństwo i rodzina. Jezu, wy to naprawdę nie marnujecie czasu.

– To prawda. – Wyglądał jakby za chwilę miał pęknąć z dumy, podczas gdy jego narzeczona weszła właśnie do pokoju z niewinnym uśmiechem.

– Czy Harry powiedział ci, co o nim myślę?

Tana pokiwała głową patrząc im w oczy. Znalazła w nich spokój i zadowolenie. Zastanawiała się jak to jest, kiedy odczuwa się coś takiego, i przez moment pozazdrościła im.

– Jest takim okropnym plociuchem. – Ave pochyliła się i pocałowała go w usta, a on poklepał ją czule po pupie, a w chwilę później wyjechał na wózku z pokoju.

Ślub mieli wziąć w Australii, w rodzinnym mieście Averil. Tana była oczywiście zaproszona. Potem mieli wrócić do tego samego małego domku, ale później Harry chciał znaleźć dla nich jakieś wygodne lokum w Piedmont, gdzie mieszkaliby przez jakiś czas do ukończenia studiów. Nadeszła pora, aby uszczknąć nieco z majątku Winslowów. Pragnął, by Averil mieszkała teraz w godziwych warunkach. Wieczorem znów zwrócił się do Tany.

– Wiesz, gdyby nie ty, to w ogóle by mnie tutaj nie było. – Powtarzał to Averil jakieś dziesięć tysięcy razy w ciągu tego roku i wierzył w to całym sercem.

– To nieprawda, Harry, wiesz o tym dobrze. Sam do tego doszedłeś.

Chwycił ją za ramię. – Bez ciebie nie udałoby mi się. To wszystko twoja zasługa, Tan. Szpital, prawo, wszystko… Gdyby nie ty, nie spotkałbym nawet Averil…

Uśmiechała się łagodnie. Była naprawdę wzruszona. – A co z dzieckiem, czy to też moja zasługa?

– Och, ty wariatko…

Pociągnął ją za długie blond włosy i odjechał na wózku do swojej przyszłej żony, która spała już smacznie w łóżku, w którym poczęli swoje dziecko. Jego „wyobraźnia” najwyraźniej zaowocowała. Tana uśmiechała się, zasypiając tego wieczora. Cieszyła się jego szczęściem, szczęściem ich obojga. I nagle poczuła się taka samotna. Mieszkała z nim przez dwa lata, z Averil połowę tego czasu, trudno będzie jej o tym zapomnieć. Ale oni zaczną teraz własne życie… to wydawało się takie dziwne… dlaczego wszyscy myślą tylko o małżeństwie… Harry… jej matka… Ann… na czym polegała magia ślubu? Tana chciała tylko skończyć prawo, a kiedy niespodziewanie związała się z facetem, okazało się, że był to jakiś szalony czubek, który teraz spędzi w pudle resztę życia… takie mgliste myśli krążyły jej po głowie, zanim usnęła tej nocy. Na razie nie znalazła żadnych odpowiedzi na dręczące ją pytania.

Przeniosła się do przyjemnego mieszkania w Pacific Heights z widokiem na zatokę. Dojazd do ratusza używanym samochodem, który sobie kupiła, zabierał jej około piętnastu minut. Starała się jak najwięcej zaoszczędzić, żeby stać ją było na podróż do Australii na ślub Harry'ego i Averil, ale Harry uparł się, że da jej bilet w prezencie. Poleciała tam przed rozpoczęciem nowej pracy i mogła zostać u nich w Sydney tylko przez cztery dni. Averil wyglądała jak lalka, w białej atłasowej sukni. Na szczęście jeszcze nic nie było po niej widać. Jej rodzice nie mieli pojęcia, że dziecko jest w drodze, i nawet Tana o tym zapomniała. Zapomniała o wszystkim, kiedy ujrzała Harrisona Winslowa zmierzającego w jej kierunku.

– Cześć, Tan.

Kiedy pocałował ją delikatnie w policzek, ciało jej przeniknął dreszcz rozkoszy. Był jak zwykle czarujący, szarmancki i dystyngowany. Niestety, ich romans umarł wiele lat temu i tak już miało pozostać. Rozmawiali długo. Któregoś wieczora wybrali się na spacer. Musiał przyznać, że Tan zmieniła się, wydoroślała, ale wiedział, że dla niego pozostanie przyjaciółką Harry'ego i, bez względu na wszystko, zawsze będzie należała do jego syna. Szanował ten układ.

Zawiózł ją na lotnisko, z którego miała odlecieć z powrotem do domu. Harry i Averil polecieli już w podróż poślubną. Pocałował ją na pożegnanie tak jak dawniej. Odpowiedziała tym samym. Nadal była mu oddana całym sercem. Kiedy wsiadała do samolotu, z jej oczu płynęły łzy. Stewardesy zostawiły ją w spokoju, zastanawiając się, kim był ten przystojny mężczyzna, który ją odprowadzał. Ciekawe, czy ta wysoka, śliczna blondynka w prostym, beżowym, lnianym kostiumie, była jego dziewczyną czy też żoną. Przyglądały się z zainteresowaniem, jak poruszała się pewnie, głowę trzymała wysoko i dumnie. Nie wiedziały, że tak naprawdę była wystraszona i bardzo samotna. Wszystko, do czego wracała, było dla niej zupełnie nowe. Nowa praca, nowy dom i nikogo, z kim mogłaby go dzielić. Nagle zrozumiała dlaczego kobiety, takie jak Ann Durning i jej matka, wychodzą za mąż. To dawało im poczucie bezpieczeństwa, ucieczkę od samotności, która do tej pory nieustannie towarzyszyła Tanie. Wsiadając do samolotu nie wiedziała jeszcze, jak potoczą się koleje jej losu.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Z okien nowego mieszkania Tany rozciągał się piękny widok na zatokę. Na tyłach domu znajdował się maleńki ogródek. Mieszkanie składało się z niewielkiej sypialni, pokoju dziennego oraz kuchni ze ścianką z cegły i małym okienkiem w stylu francuskim wychodzącym na ogródek. Siadywała tam czasem, ciesząc się słońcem. Zupełnie bezwiednie szukała mieszkania na parterze, żeby Harry nie miał problemu z wózkiem, kiedy wpadnie do niej z wizytą. Żyło jej się tu wygodnie. Nie spodziewała się nawet, że tak szybko przywyknie do samotnego życia. Harry i Averil na początku odwiedzali ją często. Oni także za nią tęsknili. Tana była zaskoczona, że Averil tak szybko się zmieniła. Wyglądała teraz jak mały, śliczny balonik. To wszystko wydawało się Tanie takie dziwne i obce. Jej życie toczyło się w zupełnie innym świecie. Był to świat wyroków sądowych, świat morderstw, napadów i gwałtów. To właśnie tym żyła na co dzień i myśl o posiadaniu dziecka była od niej odległa o wiele milionów lat świetlnych. Matka zawiadomiła ją o kolejnej ciąży Ann Durning, tak jakby Tanę to w ogóle obchodziło. Ten temat był jej zupełnie obcy, wręcz egzotyczny. Opowieści o Durningach były jej najzupełniej obojętne. Matka musiała się w końcu poddać. Ostateczny wybuch nastąpił, kiedy Jean dowiedziała się, że Harry ożenił się z inną dziewczyną. Biedna Tana, opiekowała się nim przez te wszystkie lata, a on odszedł z inną.

– Co za świństwo z jego strony.

Tanę oburzyły jej słowa, a potem nagle zaczęła się śmiać. To było wręcz zabawne. Jej matka nigdy naprawdę nie uwierzyła, że-byli tylko przyjaciółmi.

– Nie masz racji. Oni są dla siebie stworzeni.

– Ale czy tobie to nie przeszkadza?

Co to za nowa moda? Co oni sobie myślą w tych nowych czasach? Tana ma już dwadzieścia pięć lat, kiedy wreszcie się ustatkuje? Jean nic nie rozumiała.

– Oczywiście że nie. Powiedziałam ci to już dawno temu, mamo, że Harry i ja jesteśmy przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi. I jestem bardzo szczęśliwa, że oni się pobrali.

Po jakimś czasie dopiero, w czasie jednej z następnych rozmów telefonicznych, powiedziała matce o dziecku, którego się spodziewali.

– A co będzie z tobą, Tan? Kiedy pomyślisz o założeniu rodziny?

Tana westchnęła. Cóż to za pomysł? – Czy ty się nigdy nie poddajesz, mamo?

– A ty, w twoim wieku? – Co za przygnębiająca myśl.

– Oczywiście, że nie. Ja jeszcze nie zaczęłam nawet o tym myśleć.

Związek z Yaelem McBee należał do przeszłości. Zresztą był ostatnim mężczyzną, z którym mogłaby założyć rodzinę. Od kiedy zaczęła nową pracę, nie miała czasu na romanse. Była zbyt zajęta zdobywaniem szlifów asystentki prokuratora okręgowego. Upłynęło sześć miesięcy, zanim znalazła czas na pierwszą randkę. Umówiła się ze starszym śledczym, ponieważ był interesującym facetem, ale tak naprawdę nie miała na niego najmniejszej ochoty. Potem spotkała się jeszcze z dwoma czy trzema adwokatami, ale myślami zawsze była w pracy. W lutym dostała swoją pierwszą poważną sprawę, która miała być komentowana w prasie. Wydawało jej się, że wszyscy na nią patrzą, starała się więc wypaść jak najlepiej. Chodziło o niezwykle okrutny gwałt i morderstwo. Piętnastoletnia dziewczyna została zwabiona do opuszczonego domu przez kochanka matki. Zgwałcił ją dziewięć albo dziesięć razy, jak stwierdzono w aktach sprawy, poważnie okaleczył jej ciało i wreszcie zamordował. Tana chciała, by skazano go na karę śmierci. To był przypadek, który poruszył jej czułą strunę, ale nikt o tym nie wiedział. Pracowała jak mrówka przygotowując wszystkie materiały do sprawy, przeglądając ciągle zeznania i czytając w nocy orzecznictwo karne. Oskarżony był przystojnym trzydziestopięcioletnim mężczyzną, wykształconym i dobrze ubranym. Obrona uzbroiła się po zęby wykorzystując każdy możliwy punkt zaczepienia. Tana pracowała do drugiej nad ranem. Czuła się znowu jak przed egzaminami końcowymi.