O, mój Boże. – Wyglądała na zaskoczoną. – Ale ja nie jestem… ja nie… Nie sądzę, żebym kiedyś mogła…

Też tak przypuszczałem. Ale to jest wasza sprawa. Jeśli kiedyś odważy się w końcu to wyznać, będziesz musiała to sama załatwić. Ja chciałem wiedzieć, jakie są jego uczucia wobec ciebie. Wiem, jak ty się teraz czujesz. Wiedziałem o tym, zanim go nawet zapytałem.

Z jej oczu popłynęły łzy i nagle on także zapłakał. Uścisnął mocniej jej dłoń.

– Najdroższa, kocham cię bardziej niż życie, ale gdybym teraz odszedł z tobą, jeślibyś się zgodziła, to zabiłbym własnego syna. Pękłoby mu serce i zniszczyłbym coś, co jest mu teraz najbardziej potrzebne. Nie mogę mu tego zrobić. I ty także nie możesz. Naprawdę, myślę, że nie potrafiłabyś tego zrobić.

Płakała otwarcie, wziął ją w ramiona, jego oczy ciągle były pełne łez. Nie mieli nic do ukrycia ani tu, ani gdziekolwiek indziej. Ukrywali się tylko przed Harrym. To był najokrutniejszy figiel, jaki spłatało jej życie. Pierwszy mężczyzna, którego pokochała naprawdę, nie mógł jej kochać, ze względu na syna… który był jej najlepszym przyjacielem, którego kochała, ale nie w ten sposób. Nie chciała zrobić czegoś, co skrzywdziłoby Harry'ego, ale tak bardzo kochała Harrisona… To był koszmarny wieczór, pełen łez i żalu. Pragnęła mimo wszystko pójść z nim do łóżka, ale on nie pozwolił jej zrobić sobie takiej krzywdy.

– Ten pierwszy raz, po tym co ci się przydarzyło, powinien być z właściwym mężczyzną.

Był delikatny i kochający, obejmował ją kiedy płakała, przez chwilę prawie płakał razem z nią. Następny tydzień przyniósł jej wiele bólu. W końcu on znowu wyjechał do Londynu, a ona poczuła się zupełnie opuszczona. Była samotna, pozostawała jej tylko nauka i Harry. Codziennie zabierała książki i chodziła do szpitala. Wyglądała na zmęczoną, była blada i przygnębiona.

– Kurcze, aż przyjemnie na ciebie popatrzeć. Co się z tobą, do diabła, dzieje? Jesteś chora?

Chorowała na miłość do Harrisona, ale wiedziała, że miał rację, bez względu na to, jak bardzo było to bolesne. Oboje postąpili dla kogoś, kogo oboje kochali.

Teraz była dla niego bezlitosna, zmuszając Harry'ego, by robił to, co zalecały pielęgniarki, popędzając go, przeklinając, przymilając się, zachęcając, kiedy tego potrzebował. Była niezmordowana. Jej poświęcenie przekraczało wszelkie granice. Kiedy Harrison dzwonił czasem z drugiego końca świata i rozmawiała z nim, jej serce przez chwilę znowu zaczynało bić szybciej, ale on nie zmienił swojej decyzji. To była ofiara, jaką złożył swojemu synowi, a Tana musiała się z tym pogodzić. Nie dał jej żadnego wyboru. Sobie również, chociaż wiedział, że nigdy nie wyleczy się z tego, co do niej czuje. Miał nadzieję, że jej się to uda. Miała przed sobą całe życie i powinna spotkać odpowiedniego mężczyznę.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Do pokoju, w którym leżał, zaglądały przez okno promienie słońca. Próbował czytać książkę. Miał już dziś za sobą godzinę spędzoną na pływalni i dwie godziny terapii. Nienawidził tych wszystkich zajęć. Ciągle to samo – nuda, której nie mógł już znieść. Spojrzał na zegarek. Niedługo przyjdzie Tana. Leżał w Lettermanie już ponad cztery miesiące, a ona przychodziła do niego codziennie, przynosząc ze sobą całe stosy papierów, notatek i ogromne ilości książek. Niemal w tej samej chwili, kiedy o niej pomyślał, otworzyły się drzwi i weszła do pokoju. W ciągu ostatnich miesięcy bardzo schudła. Bardzo dużo się uczyła i w kółko krążyła między Berkeley a szpitalem. Jego ojciec zaproponował, że kupi jej samochód, ale ona kategorycznie odmówiła. Nie dopuszczała nawet do siebie takiej myśli.

– Cześć, mały, co u ciebie, wszystko na swoim miejscu? Czy to zbyt bezczelne pytanie? – Zachichotała i on także musiał się roześmiać.

– Jesteś obrzydliwa, Tan. – Przynajmniej nie był już taki przewrażliwiony. Pięć tygodni temu kochał się z praktykantką, używając nieco „wyobraźni”, jak powiedział swemu terapeucie. Wyszło im to całkiem nieźle i oboje byli zadowoleni. Miał to gdzieś, ona była zaręczona. Prawdziwa miłość nie wchodziła w rachubę, a nie miał zamiaru eksperymentować na Tan. Zbyt wiele dla niego znaczyła, jak powiedział ojcu, a poza tym miała wystarczająco dużo swoich własnych problemów.

– Co masz dzisiaj w planie?

Westchnęła i usiadła uśmiechając się smutno,

– To co zwykle. A co ja innego robię? Uczę się całymi nocami, przerzucam masy papieru, zdaję egzaminy. Chryste, chyba nie wytrzymam jeszcze dwóch lat takiego życia.

– Na pewno wytrzymasz. – Uśmiechnął się. Była światłem jego życia, bez jej codziennych wizyt czułby się kompletnie zagubiony.

– Skąd ta pewność? – Czasem wątpiła w siebie, ale jakimś cudem szła ciągle naprzód. Zawsze. Już nie mogła się zatrzymać. Nie mogła zawieść Harry'ego ani zawalić studiów.

– Masz więcej siły i odwagi, niż ktokolwiek, kogo znam. Uda ci się, Tan.

Wzajemnie dodawali sobie odwagi i wiary. Kiedy on wpadał w depresję, stawała nad nim i wrzeszczała tak, że prawie płakał, i kazała mu robić wszystko, co mu zalecano. Kiedy wydawało się jej, że nie przeżyje już ani dnia dłużej w Boalt, przepytywał ją przed egzaminem, budził ją, gdy podsypiała, podkreślał w książkach najważniejsze fragmenty. Nagle uśmiechnął się do niej szeroko.

– Poza tym studia prawnicze nie są takie trudne. Czytałem niektóre kawałki z tego, co tu zostawiałaś.

Uśmiechnęła się. O to jej właśnie chodziło. Odwracając się do niego zrobiła obojętną minę. – Och, czyżby? To dlaczego sam nie spróbujesz?

– Po co mam pogłębiać swoją chandrę?

– A co masz innego do roboty? Leżysz tu tylko brzuchem do góry i podszczypujesz salowe. Jak długo ma to jeszcze trwać? Wykopią cię stąd w czerwcu.

– To jeszcze nie jest takie pewne. – Zdenerwował się tą myślą. Nie był przekonany, czy jest już gotowy, żeby wrócić do domu. I do jakiego domu? Jego ojciec ciągle podróżował. Poza tym już nie mógłby z nim mieszkać, nawet jeśli ojciec chciałby tego. Oczywiście zawsze miał do dyspozycji apartament w hotelu Pierre, w Nowym Jorku, ale byłby tam zupełnie samotny.

– Nie cieszysz się za bardzo, że wkrótce będziesz w domu.

Tana przyglądała mu się. Harrison zadzwonił do niej kilka dni temu z Genewy i rozmawiali o tej sprawie. Telefonował do niej co najmniej raz w tygodniu, żeby dowiedzieć się, jak się czuje Harry. Zdawała sobie sprawę, że wciąż nie jest mu obojętna. Ona także nie potrafiła o nim zapomnieć. Ale oboje podjęli już decyzję i nie było od niej odwrotu. Harrison Winslow nie zdradzi własnego syna. Tana pogodziła się z tą myślą.

– Ja nie mam domu, Tan.

Myślała o tym przedtem, ale niezbyt poważnie. Miała jednak pewien pomysł, którym może powinna się z nim podzielić.

– A może zamieszkałbyś ze mną?

– W tym twoim ponurym pokoju? – Roześmiał się, ale miał jednocześnie przerażoną minę. – Wystarczy, że jestem uwięziony w ciasnym wózku. Gdybym musiał zamieszkać w tej twojej noclegowni, chyba wolałbym się zabić. A poza tym, gdzie miałbym spać? Na podłodze?

– Nie, ty wariacie. – Śmiała się z niego i zrobiła tajemniczą minę. – Moglibyśmy sobie coś wspólnie wynająć, pod warunkiem, że będzie miało rozsądną cenę, żeby było mnie stać na zapłacenie połowy czynszu.

– Gdzie to miałoby być? – Jeszcze nie zdążył się zastanowić nad tą propozycją, ale z pewnością była ona do rozważenia.

– Nie wiem., może Haight-Ashbury?

W tej okolicy mieszkali głównie hipisi. Ostatnio przejeżdżała tamtędy. Ale teraz tylko przekomarzała się z nim. Nie wytrzymaliby tam, chyba że zaczęliby nosić długie koszule i bez przerwy ćpać LSD.

– Ale tak serio, to moglibyśmy na pewno znaleźć coś odpowiedniego.

– Musiałoby to być na parterze. – Popatrzył zadumany na stojący przy łóżku wózek inwalidzki.

– Wiem. Mam jeszcze jeden pomysł. – Zdecydowała, że trzeba kuć żelazo, póki gorące.

– Co znowu? – Leżał na poduszkach i patrzył na nią z radością. Mimo, że ostatnie miesiące były bardzo trudne, zrodziły jednak między nimi specjalną więź. Byli ze sobą tak blisko, jak tylko to możliwe między dwiema istotami ludzkimi.

– Wiesz, ty nie dajesz mi ani chwili spokoju. Zawsze masz jakiś cholerny plan albo pomysł. Wykańczasz mnie, Tan. -Ale nie miał do niej o to pretensji i oboje o tym wiedzieli.

– To wszystko dla twojego dobra. Wiesz o tym. Oczywiście, że wiedział, ale nie miał najmniejszego zamiaru przyznać jej racji.

– No więc, co znowu wymyśliłaś?

– A może byś złożył papiery do Boalt? – wstrzymała oddech a on spojrzał na nią zaszokowany.

– Ja? Chyba zwariowałaś? A co ja, do diabła, miałbym tam robić?

– Pewnie próbowałbyś się migać, ale to nie takie proste; mógłbyś też uczyć się po nocach, tak jak ja teraz. Przynajmniej miałbyś jakieś zajęcie, zamiast zadzierać tylko nos do góry.

– Proponujesz mi doprawdy czarującą wizję przyszłości, moja droga. – Przesłał jej ukłon z łóżka. Roześmiała się.

– Dlaczego na miłość boską miałbym się torturować studiami prawniczymi? Nie muszę zajmować się takim nudziarstwem.

– Byłbyś w tym dobry – spojrzała na niego wzrokiem pełnym nadziei.

Miał ochotę się z nią wykłócać, ale najgorsze było to, że tak naprawdę podobał mu się ten pomysł.

– Chcesz zrujnować moje życie.

– Tak. – Zachichotała. – Złożysz papiery?

– Pewnie się nie dostanę. Moje stopnie nigdy nie były tak dobre jak twoje.

– Już pytałam, możesz się starać jako weteran. Mogą nawet zrobić dla ciebie wyjątek… – Próbowała powiedzieć mu to jakoś delikatnie, ale i tak się zdenerwował.

– Nieważne. Jeśli ty się dostałaś, to ja też mogę.

I najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nagle bardzo tego zapragnął. Zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie myślał już o tym od dawna. Patrząc na to, ile czasu Tana poświęca nauce, czuł się jakby odstawiono go na boczny tor. On nie robił nic, z wyjątkiem leżenia w łóżku i przypatrywania się kolejnym pielęgniarkom.