Nie wiedziała, która mogła być godzina, kiedy zadzwonił telefon. Z zaskoczeniem spojrzała na zegar, była piąta rano. Pomyślała, że to może Tana, może jej przyjaciel nie żyje… Drżącą dłonią podniosła słuchawkę i w pierwszej chwili nie rozpoznała kogoś, kto przedstawił się jako John.

– John?

– John York. Mąż Anny. Jesteśmy w Palm Beach.

– Och. Tak, oczywiście. – Nadal była zupełnie odrętwiała, emocje nocy nie opadły z niej jeszcze. Odstawiła buteleczkę z tabletkami i zaczęła słuchać uważniej. Nie mogła zrozumieć, dlaczego dzwonili do niej, ale John York szybko jej to wyjaśnił.

– Chodzi o Artura. Ann uważała, że powinienem do pani zadzwonić. On miał atak serca.

– O, mój Boże. – Poczuła, że serce wali jej jak młot i nagle zaczęła płakać do telefonu. – Jak on się czuje? Czy on… czy…

– Teraz czuje się lepiej. Ale przez chwilę nie było z nim za dobrze. To się stało kilka godzin temu i nadal jego stan jest krytyczny, dlatego Ann uważała, że powinienem zadzwonić.

– O, mój Boże… o, Boże…

Ona próbowała sobie właśnie odebrać życie, podczas gdy Artur omal nie umarł. Co by było, gdyby… zadrżała na myśl o tym.

– Gdzie on teraz jest?

– W szpitalu Mercy. Ann pomyślała, że może zechce pani przyjechać.

– Tak, oczywiście.

Skoczyła na równe nogi, nadal trzymając słuchawkę. Sięgając po ołówek, straciła butelkę z tabletkami. Potoczyła się po podłodze. Stała patrząc na nią. Znowu była sobą. To, co chciała zrobić, było nie do pomyślenia. On jej potrzebował. Dzięki Bogu, że tego nie zrobiła.

– Podaj mi szczegóły, John. Złapię najbliższy samolot.

Zapisała nazwę i adres szpitala, numer pokoju, w którym leżał, zapytała czy czegoś potrzebują. W chwilę później odłożyła słuchawkę i zamknęła oczy, myśląc o nim. Kiedy je otworzyła, po policzkach spływały już łzy. Myślała o Arturze i o tym, jak to mogło się skończyć.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia w południe Harrison Winslow wysłał po Tanę samochód, po czym razem poszli na lunch do Trader Vic's. Panowała tam cudowna atmosfera, jedzenie było znakomite. Doradzono mu to miejsce w hotelu. Czuł się wspaniale w jej towarzystwie, nawet aż za dobrze. Gawędzili o Harrym i innych sprawach. Duże wrażenie zrobiła na nim jej inteligencja. Opowiedziała mu o Freemanie Blake'u i przyjaciółce, która umarła, o Miriam, której wpływowi zawdzięcza to, że zaczęła studiować prawo.

– Mam nadzieję, że mi się uda. Jest jeszcze trudniej, niż się spodziewałam. – Uśmiechnęła się.

– I naprawdę uważasz, że Harry mógłby coś takiego robić?

– On może robić wszystko, na co ma ochotę. Kłopot w tym, że wolałby raczej się bawić. – Zaczerwieniła się, a on roześmiał się.

– Masz rację. On lubi się zabawiać. Uważa, że to jest dziedziczne. W rzeczywistości, kiedy miałem tyle lat co on, byłem znacznie poważniejszy. Dla mojego ojca edukacja miała bardzo istotne znaczenie. Napisał nawet dwie książki z zakresu filozofii.

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Były to najprzyjemniejsze chwile, jakie Tana spędziła od bardzo długiego czasu. Wreszcie spojrzała z poczuciem winy na zegarek i w pośpiechu udali się do szpitala. Zanieśli Harry'emu torebkę ciasteczek szczęścia. Tana nalegała, żeby zanieść mu drinka. Przynieśli więc ogromnego „Skorpiona” z pływającą na wierzchu gardenią. Pociągnął dużego łyka i zachichotał.

– Ja też wam życzę Wesołych Świąt.

Ale Tana wyczuwała, że nie jest specjalnie zadowolony, że tak łatwo zaprzyjaźniła się z jego ojcem. Kiedy wreszcie ojciec wyszedł z pokoju i zszedł na dół, by gdzieś zadzwonić, popatrzył na nią.

– Iz czego jesteś taka zadowolona?

To dobrze, że był wściekły, nie miała nic przeciwko temu. Dzięki temu szybciej wróci do życia.

– Wiesz, co o nim myślę. Nie daj mu się zwieść.

– On wcale taki nie jest. Nie byłoby go tutaj, gdyby mu na tobie nie zależało. Nie bądź taki uparty i daj mu szansę.

– O, Chryste. – Gdyby mógł, wyszedłby z pokoju i trzasnął drzwiami. – Co to za kompletne bzdury. I taki kit ci wciska?

Nie mogła mu powiedzieć wszystkiego, czego dowiedziała się od Harrisona, nie miała do tego prawa. Ale zdawała sobie sprawę, co on czuje do swojego syna, i była przekonana o jego szczerości. Syn stawał mu się coraz bliższy, zwłaszcza teraz; marzył, by Harry postarał się być wobec niego trochę bardziej szczery.

– To równy facet. Daj mu szansę.

– To stary sukinsyn, nienawidzę jego pewności siebie.

Gdy mówił te słowa, do pokoju wszedł Harrison Winslow, w samą porę by usłyszeć to zdanie. Tana zbladła. Cała trójka wymieniła między sobą spojrzenia. Harrison szybko ją uspokoił.

– Nie po raz pierwszy to słyszę. I z pewnością nie po raz ostatni. Harry odwrócił się, by warknąć na niego.

– Dlaczego, do diabła, nie pukasz?

– Przeszkadza ci to, że słyszałem? I co z tego? Mówiłeś mi to już przedtem, prosto w twarz. Czy teraz wolisz to robić dyskretniej? A może zabrakło ci odwagi?

Głos starszego mężczyzny zabrzmiał ostro, a oczy Harry'ego rozbłysły nieprzyjaznym ogniem.

– Wiesz, co o tobie myślę. Nie było cię przy mnie nigdy, kiedy cię potrzebowałem. Zawsze jakimś cudem okazywało się, że jesteś z panienką, w jakimś kurorcie albo na szczycie góry, czy z przyjaciółmi… – Odwrócił się do niego tyłem. – Nie chcę o tym rozmawiać.

– A jednak chcesz. – Przysunął sobie krzesło i usiadł. – I ja także chcę. Masz rację, nie było mnie przy tobie, ale ciebie nie było także. Wolałeś życie w szkolnych internatach, ilekroć próbowałem się do ciebie zbliżyć, zachowywałeś się jak cholerny, rozpuszczony smarkacz.

– A dlaczego miałem nim nie być?

– To była twoja decyzja. Od czasu śmierci twojej matki nigdy nie dałeś mi szansy. Kiedy skończyłeś sześć lat, wiedziałem już, jak bardzo mnie nienawidzisz. Mogłem to wtedy zrozumieć. Ale wiesz Harry, myślę, że w twoim wieku powinieneś być trochę mądrzejszy, a przynajmniej mieć więcej litości. Nie jestem naprawdę taki zły, jak uważasz.

Tana miała ochotę rozpłynąć się w powietrzu, czuła się niezręcznie, ale wyglądało na to, że żaden z nich nie zwraca na nią uwagi. Słuchając ich, zdała sobie nagle sprawę, że znowu zapomniała zatelefonować do matki. Postanowiła sobie, że zadzwoni, jak tylko wyjdą ze szpitala, a może skorzysta nawet z jednego z telefonów na dole. Nie mogła teraz wyjść z pokoju, teraz kiedy wybuchła Trzecia Wojna Światowa.

Harry patrzył na ojca wściekły. – Po co tu, do diabła, w ogóle przyjechałeś?

– Ponieważ jesteś moim synem. Jedynym, jakiego mam. Czy chcesz, żebym wyjechał? – Harrison Winslow wstał, jego głos był teraz wyciszony. – Wyjadę natychmiast, jeśli tego sobie życzysz. Nie mam zamiaru ci się narzucać, ale nie pozwolę także, żebyś nadal wmawiał sobie, że nic mnie nie obchodzisz. To całkiem niezła bajeczka. Biedny, bogaty chłopczyk i cała ta reszta, ale używając słów twojej przyjaciółki, to kit. Tak się składa, że bardzo cię kocham. Jego głos załamał się, ale ciągnął dalej, walcząc z głębokim wzruszeniem. Serce Tany było całkowicie po jego stronie.

– Naprawdę bardzo cię kocham, Harry. Zawsze tak było i będzie.

Podszedł do niego, pochylił się i pocałował go delikatnie w czubek głowy, po czym wyszedł z pokoju, a Harry patrzył w przestrzeń. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, zobaczył stojącą przed nim Tanę, zalaną łzami, wzruszoną tym, co tu usłyszała.

– Wynoś się stąd.

Pokiwała głową i cicho wyszła. Zamykając delikatnie drzwi usłyszała łkanie dochodzące z łóżka Harry'ego. Teraz chciał być sam. Rozumiała to, płacz dobrze mu zrobi.

Harrison czekał na nią na zewnątrz, wyglądał teraz spokojniej i był jakby uwolniony od jakiegoś ciężaru. Uśmiechnął się do niej.

– Czy wszystko z nim w porządku?

– Teraz już będzie w porządku. Powinien był to od ciebie usłyszeć.

– Bardzo chciałem, żeby to wiedział. Teraz czuję się trochę lepiej.

Z tymi słowami ujął jej ramię i zeszli razem na dół. Czuli się tak, jakby byli przyjaciółmi od lat. Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy. – A teraz dokąd, młoda damo?

– Chyba do domu. Mam jeszcze mnóstwo pracy.

– Nie wciskaj mi kitu. – Próbował ją naśladować, roześmieli się oboje. – A może urwiesz się na wagary i wybierzesz się ze starszym panem do kina? Mój syn właśnie wyrzucił mnie z pokoju, nie znam w tym mieście żywej duszy, a w końcu są Święta Bożego Narodzenia. No, i co ty na to, Tan?

Nazywał ją tak samo jak Harry, uśmiechnęła się. Chciała mu powiedzieć, że musi wracać do domu, ale nie mogła jakoś tego zrobić, chciała być z nim.

– Naprawdę powinnam wrócić do domu. Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco ani dla niej, ani dla niego. Był w wyśmienitym nastroju, kiedy wsiadali do limuzyny.

– Dobrze. Jedno już mamy z głowy, więc dokąd się wybierzemy?

Przekomarzała się jak mała dziewczynka, a on powiedział kierowcy, żeby ich obwiózł po mieście. W końcu kupili gazetę, wybrali film, który oboje mieli ochotę obejrzeć. Zjedli tyle prażonej kukurydzy, ile mogło im się zmieścić, a potem wybrali się do L'Etoile na lekką kolację i drinka przy barze. Czuła się rozpieszczana i psuta przez samo przebywanie w jego towarzystwie. Starała się pamiętać, jakim, według opinii Harry'ego, miał być chamem, ale jakoś nie mogła w to uwierzyć. Kiedy odwoził ją do Berkeley, była tak szczęśliwa jak nigdy dotąd w swoim życiu. Objął ją po drodze i całował tak naturalnie, jakby oboje czekali na ten moment przez całe życie. Potem przyglądał się jej, dotykając koniuszkiem palca jej warg, zastanawiając się, czy nie powinien żałować tego, co zrobił, ale w tej chwili czuł się taki młody i szczęśliwy jak przed laty.

– Tano, kochanie, nigdy dotąd nie spotkałem kogoś takiego jak ty. – Przytulił ją mocniej.

Poczuła, że ogarnia ją ciepło, czuła się z nim tak bezpiecznie, jak jeszcze nigdy przedtem. Znowu zaczął ją całować. Chciał, by została z nim na zawsze, a jednocześnie myślał, że chyba postradał zmysły. Była przyjaciółką Harry'ego… jego dziewczyną… mimo że oboje twierdzili, że jest inaczej. On czuł, że Harry ją kocha. Spojrzał jej głęboko w oczy.