– Jak możesz tak mówić! – Tana skarciła go ze śmiechem, kiedy stali u wejścia do jej uczelni.

– Nie mogę jej ciągle dokarmiać, na litość boską, bez żadnej przyjemności w zamian. Poza tym zajada te ogromne steki z odwłokiem homara. Moje dochody topnieją w jej przepastnym żołądku, ale… – uśmiechnął się myśląc o jej piersiach. – -Opowiem ci, jak mi się powiodło.

– Nie bardzo mnie to interesuje.

– Rzeczywiście… te dziewicze uszy… och, naprawdę… Pomachał jej uciekając na rowerze.

Tego wieczoru napisała list do Sharon i umyła włosy. Następnego dnia spotkała się z Harrym, żeby coś razem przekąsić w ciągu dnia. Nie udało mu się z tą dziewczyną. „Żarłok” jak ją nazywał, wtrząchnęła nie tylko swój stek, ale pożarła także obydwa homary, po czym oświadczyła, że nie czuje się najlepiej i chciałaby wrócić do domu, bo musi się uczyć. Nie zyskał nic poza ogromnym rachunkiem w restauracji i spokojnym, długim snem w pustym łóżku.

To już koniec, jeśli chodzi o nią. Chryste, jakie ciężkie nastały czasy. Tyle się człowiek musi napracować, żeby się z kimś przespać.

Ale Tana wiedziała, że najczęściej dopina swego i dokuczała mu na ten temat przez całą drogę do Nowego Jorku. Podrzucił ją do mieszkania matki, a sam pojechał do hotelu Pierre. Kiedy przyjechał po nią następnego dnia, by razem udać się na ten ślub, musiała przyznać, że wyglądał szałowo. Miał na sobie białe, flanelowe spodnie, błękitny kaszmirowy żakiet, kremową, jedwabną koszulę, którą jego ojciec zamówił dla niego rok temu w Londynie, i do tego granatowo-czerwony krawat Hermesa.

– Chryste, Harry, jak panna młoda cię zobaczy, to kopnie pana młodego i zwieje z tobą.

– Nie potrzebny mi taki ból głowy. Ty zresztą też nieźle wyglądasz, Tan. – Miała na sobie zieloną, jedwabną sukienkę w prawie takim samym kolorze jak jej oczy, rozpuszczone włosy wyszczotkowała tak, że błyszczały tak samo jak oczy. Przymknęła je na chwilę, spoglądając zalotnie w jego stronę.

– Dzięki, że przyjechałeś ze mną. Wiem, że zanudzisz się na śmierć, ale jestem ci naprawdę wdzięczna.

– Nie wygłupiaj się. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Wyjeżdżam do Nicei dopiero jutro wieczorem.

A stamtąd jechał do Monako. Tam ojciec miał zabrać go na jacht przyjaciela. Harry miał zamiar spędzić z nim dwa tygodnie. Potem ojciec wyjeżdżał z przyjaciółmi, a Harry'ego zostawiał samego w domu na Cap Ferrat.

– Nie wyobrażam sobie gorszej doli, Tan.

Robił aluzje na temat tej strasznej wizji podrywania tabunów dziewcząt na południu Francji i mieszkania w pustym domu, ale dla niego to oznaczało po prostu samotność. Przez większość czasu nie będzie miał z kim porozmawiać, nikomu na nim tak naprawdę nie zależało. Tana miała spędzić wakacje w cieple domowego ogniska, u boku zagłaskującej ją na śmierć Jean. W chwili słabości, kiedy czuła się winna, że wywalczyła sobie niezależność tak dużym kosztem, zgodziła się przyjąć pracę wakacyjną w Durning International. Matka była zachwycona.

– Ilekroć o tym myślę, mam ochotę się zabić. – Zwierzała się Harry'emu, kiedy zeszli na ten temat. – Chyba miałam nie po kolei w głowie. Czasami mi jej szkoda. Jest taka samotna, teraz kiedy mnie nie ma. Pomyślałam, że zrobię jej tym przyjemność, ale na litość boską, Harry… co ja właściwie zrobiłam?

– Nie będzie tak źle, Tan.

– Chcesz się założyć?

Otrzymała stypendium na przyszły rok, a dzięki pracy w lecie mogłaby trochę zarobić. To niewielkie kieszonkowe podreperowałoby jej budżet. Ale przygnębiała ją wizja spędzenia całego lata w Nowym Jorku, mieszkania z Jean i patrzenia, jak liże stopy Artura Durninga każdego ranka. Na myśl o tym robiło się jej niedobrze.

– Pojedziemy razem do Cape na tydzień, kiedy wrócę.

– Dzięki Bogu chociaż za to.

Wymienili uśmiechy. Byli w drodze do Connecticut i chwilę później stali razem w chrześcijańsko-episkopalnym kościele, w okropnym upale rozgrzanego czerwcowego powietrza. Na szczęście uroczystość nie trwała długo i wkrótce wypuszczono ich na zewnątrz. Pojechali teraz do domu Duraingów, mijając ogromną bramę. Harry obserwował jej twarz. Po raz pierwszy od dwóch lat znajdowała się znowu na miejscu koszmaru, który tu przeżyła. Minęły dokładnie dwa lata. Na wspomnienie o tym, nad górną wargą pojawiły się kropelki potu.

– Chyba naprawdę nie lubisz tu przyjeżdżać, Tan?

– Nie za bardzo.

Patrzyła przez okno i miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Przyglądał się jej, wyczuwając jakiś narastający niepokój, który pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy zaparkowali i wysiedli. Przedefilowali wzdłuż powitalnej grupy, mówiąc to, co należy w takich sytuacjach. Tana przedstawiła Harry'ego Arturowi i państwu młodym. Zamawiając drinka zobaczyła Billy'ego przyglądającego się jej z daleka. Patrzył na nią znacząco, a Harry obserwował go przechadzając się w pobliżu. Tana poczuła się jak sparaliżowana pod wpływem tego spojrzenia. Tańczyła z Harrym i innymi gośćmi, których nie znała. Pogadała z matką raz czy dwa i nagle w przerwie, stanęła oko w oko z Billym.

– Cześć. Zastanawiałem się czy przyjdziesz.

Miała ogromną chęć przyłożyć mu w twarz, ale zamiast tego odwróciła się na pięcie. Nie mogła złapać oddechu nawet tylko patrząc na niego. Nie widziała go od tamtej nocy. Wyglądał tak samo odpychająco jak wtedy. Ten sam słaby, diabelski i zepsuty facet. Pamiętała, jak ją bił, i wtedy…

– Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała prawie bezgłośnie.

– Nie bądź taka wrażliwa. Do diabła, to w końcu ślub mojej siostry. Bardzo romantyczne wydarzenie.

Widziała, że był nieco podpity. Słyszała, że ukończył kilka dni temu Princeton i pewnie od tej pory bez przerwy pił. Miał pracować w rodzinnej firmie, żeby łatwo znajdować towar do łóżka i podrywać sekretarki. Miała ochotę go zapytać, kogo ostatnio zgwałcił, ale zamiast tego po prostu odwróciła się i odeszła od niego. Złapał ją za ramię.

– To było bardzo niegrzeczne.

Spojrzała na niego z zaciśniętymi zębami. Jej oczy ciskały piorunami.

– Zabierz ręce albo wyleję ci tego drinka prosto w twarz.

Zasyczała jak wąż i wtedy, niespodziewanie u jej boku pojawił się Harry. Obserwował ją, zobaczył coś, czego jeszcze nigdy nie widział. Zauważył także spojrzenie Billy'ego.

Billy Durning wyszeptał z dzikim wyrazem w oczach jedno słowo, „dziwka”. Harry jednym szybkim ruchem chwycił go za rękę i wykręcił ją mocno, aż Billy zawył z bólu. Próbował walczyć. Nie chciał jednak robić sceny. Harry szeptał mu coś do ucha, podczas gdy Billy wolną ręką udawał, że poprawia krawat.

– Masz dosyć, kochasiu? To dobrze, więc bądź miły i spływaj stąd.

Billy wyprostował uwolnioną rękę i bez słowa odszedł. Harry spojrzał na Tanę. Była strzępkiem nerwów.

– Dobrze się czujesz?

Kiwnęła twierdząco głową, ale on nie był o tym przekonany. była blada jak śmierć, cała drżała mimo gorąca.

– O co tu chodziło? Stary przyjaciel?

– Ukochany synek pana Durninga.

– Spotkaliście się już kiedyś, jak sądzę. Pokiwała głową.

– W nieprzyjemnych okolicznościach.

Zostali jeszcze jakiś czas, ale było jasne, że Tana nie mogła się już doczekać, żeby stamtąd zniknąć, więc Harry pierwszy to zaproponował. W drodze powrotnej nie odzywali się do siebie, ale zauważył, że w miarę oddalania się od domu Durningów, zaczęła odczuwać ulgę. Musiał ją o to zapytać. W powietrzu wisiało coś o ogromnym znaczeniu, martwił się o nią.

– O co w tym wszystkim chodziło, Tan?

– O nic ważnego. Stare zatargi, nic więcej.

– Na jaki temat?

– On jest głupim kutasem i tyle. – To były mocne słowa w jej ustach i Harry był zaskoczony. W jej głosie nie było cienia żartu. – Pieprzony sukinsyn.

Jej oczy wypełniły się łzami i trzęsącymi się rękami zapaliła papierosa, co nie zdarzało się prawie nigdy.

– Zauważyłem, że chyba nie byliście najlepszymi przyjaciółmi, Harry uśmiechnął się, ale nie odpowiedziała.

– Co on ci zrobił, że tak bardzo go nienawidzisz, Tan? Coś mówiło mu, że musi się tego dowiedzieć. Dla dobra Tany i swojego własnego.

– To już nie ważne.

– To jest ważne.

– Nie, nie jest!

Krzyczała na niego, a po jej policzkach popłynęły łzy. Nic takiego nie zdarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie pozwalała sobie na takie sytuacje. Nie powiedziała o tym nikomu oprócz Sharon. Nie zakochiwała się, nie umawiała się na randki.

– To nie ma znaczenia. Czekał, aż ucichnie.

– Starasz się przekonać mnie czy siebie? Podał jej chusteczkę. Wyczyściła nos, a łzy dalej płynęły Po policzkach.

– Przepraszam, Harry.

– Nie trzeba. Pamiętasz mnie? Jestem twoim przyjacielem.

Uśmiechnęła się przez łzy i klepnęła go w policzek, ale nagle wróciła jakaś okropna myśl i wykrzywiła jej twarz.

Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego miałam w życiu.

– Chcę, żebyś mi opowiedziała, co się stało.

– Dlaczego?

Uśmiechnął się. – Żebym mógł tam wrócić i zabić go, jeśli zechcesz.

Dobra. Zrób to. – Roześmiała się po raz pierwszy od kilku godzin.

Poważnie, myślę, że powinnaś zrzucić ten ciężar.

– Nie, nic z tego. – Przerażało ją to jeszcze bardziej niż życie z tymi wspomnieniami. Nie chciała o tym mówić.

– Zdradził cię?

– Coś w tym rodzaju. – Znowu patrzyła przez okno.

– Tana… rozmawiaj ze mną…

Odwróciła się do niego z chłodnym uśmiechem. – Dlaczego?

– Dlatego, że mnie to obchodzi.

Zatrzymał samochód, wyłączył silnik i popatrzył na nią. Nagle zdał sobie sprawę, że ma zamiar otworzyć drzwi, które zablokowała. Wiedział, że musi to zrobić dla jej dobra.

– Powiedz mi, co on ci zrobił.

Jej oczy patrzące na Harry'ego były bez żadnego wyrazu. Chciała pokręcić głową, ale Harry nie dawał za wygraną i delikatnie wziął w ręce jej dłoń, kiedy zaczęła mówić.

– Zgwałcił mnie dwa lata temu. Dokładnie jutrzejszej nocy miną dwa lata. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Harry'emu zrobiło się niedobrze.