– Czasem zapominam, że istnieją jeszcze takie rytuały.

Jego głos był apatyczny, jakby pozbawiony uczuć. Wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż poprzednio. Ale serce Tany nie drgnęło na jego widok, pogłębiała się tylko ich przyjaźń, nic więcej. Była pewna, że on także żywi do niej jedynie platoniczne uczucia.

Odwróciła się, by na niego spojrzeć, i podniosła z krzesła płaszcz przeciwdeszczowy.

– Czy ty nigdy nie widujesz się z ojcem, Harry?

Jej głos był łagodny, a oczy pełne troski. Wiedziała, że był bardzo samotny. Spędzał wakacje sam i mówił, że zawsze tak było. Albo przebywał z przyjaciółmi, albo w pustych domach czy hotelach. O ojcu wspominał tylko w kontekście złośliwych dowcipów na temat jego kobiet i przyjaciół albo wałęsania się tu i tam po całym świecie.

– Widuję go od czasu do czasu. Wpadamy na siebie jakieś raz czy dwa razy do roku. Zwykle tutaj, albo na południu Francji.

Trochę było w jego głosie pozy, ale Tana łatwo wyczuła, jak bardzo jest samotny. To dlatego tak otworzył się przed nią. Drzemało w nim ogromne pragnienie miłości. Ona także tego potrzebowała. Częściowo rekompensowało jej to uczucie Jean, ale ona pragnęła czegoś więcej, ojca, sióstr i braci, rodziny… czegoś więcej niż jej matka, która spędziła życie w samotności czekając na mężczyznę, który jej nie doceniał. Harry nie miał nawet tego. Tana nienawidziła jego ojca, mimo że znała go tylko z opowiadań.

– Jaki on jest?

Harry wzruszył ramionami.

– Podobno przystojny. Przynajmniej tak mówią kobiety… inteligentny… zimny… – Spojrzał Tanie prosto w oczy. – Zabił moją matkę, więc jaki może być?

Była wstrząśnięta. Nie wiedziała, co powiedzieć. Żałowała, że zadała to pytanie. Harry objął ją ramieniem i odprowadził do drzwi.

– Nie martw się tym, Tan. To się stało dawno temu.

Posmutniała. Jego samotność była przygnębiająca, mimo że był taki zabawny, szczery i miły. To niesprawiedliwe… Był także zepsuty, złośliwy i często samolubny. Kiedy podszedł do nich pierwszy kelner, udawał brytyjski akcent, przy drugim naśladował Francuza; razem z Tana pękali ze śmiechu. Zastanawiała się, czy zawsze się tak zachowywał i pomyślała, że chyba tak. Kiedy wsiadała do autobusu jadącego z powrotem na przedmieścia, już nie przygnębiała jej myśl o smutnym, wyleniałym mieszkaniu, które dzieliła z Jean. Lepsze już to niż bogate, ale zimne wyposażenie apartamentu Winslowa w hotelu Pierre. Pokoje były ogromne, wszystko wykończone było chromem, szkłem i raziło oczy przeraźliwą bielą. Na podłodze leżały wspaniałe, białe, włochate dywany, na ścianach wisiały bezcenne obrazy, wszędzie było pełno dzieł sztuki i cudownych, wartościowych przedmiotów. Ale to było wszystko, co można było tu znaleźć. Ani żywej duszy, kiedy przyjechał ze szkoły, nikt nie pojawił się, by go spotkać ani teraz, ani później. Był sam, ze skrzynką z lodem wypełnioną butelkami i colą oraz garderobą pełną drogich ubrań i telewizorem.

– Cześć… wróciłam…!

Zawołała, jak tylko przekroczyła próg domu, a Jean wybiegła na jej spotkanie i uściskała ją radośnie.

– Och, kochanie, jak wspaniale wyglądasz!

Znowu pomyślała o Harrym, o tym, czego mu brakowało, mimo całego majątku, domów i szacownego nazwiska… Nie zaznał tego uczucia, którym mogła cieszyć się w tej chwili. W jakiś sposób Tana chciała mu to wynagrodzić. Jean patrzyła na nią z zachwytem i nie ukrywaną radością. Powrót do domu okazał się całkiem przyjemny.

– Widziałam twoje torby. Gdzie poszłaś?

– Pojechałam do miasta zobaczyć się ze znajomym. Myślałam, że będziesz jeszcze przez jakiś czas w pracy.

– Wyszłam dzisiaj wcześniej, żeby cię przywitać.

– Przepraszam, mamo.

– Z kim się spotkałaś?

Jean zawsze lubiła wiedzieć, z kim się umawiała i co robiła. Ale Tana odzwyczaiła się już od takich pytań i upłynęła chwila milczenia, zanim odpowiedziała z uśmiechem.

– Z Harrym Winslowem w Pierre. Nie wiem czy go jeszcze pamiętasz.

– Oczywiście, że pamiętam. – Oczy Jean ożywiły się. – Więc jest w mieście.

– Tak, ma tu mieszkanie.

Głos Tany był bardzo cichy. Jean ogarnęły mieszane uczucia. Z jednej strony był wystarczająco dojrzały, dobrze sytuowany, miał własne mieszkanie, ale z drugiej tkwiło w tym niebezpieczeństwo.

– Byłaś z nim sama?

Jean była zaniepokojona.

Tym razem Tana roześmiała się.

– Pewnie. Jedliśmy hamburgera i oglądaliśmy telewizję. Nie było żadnego niebezpieczeństwa, mamo.

– Mimo wszystko… uważam, że nie powinnaś. Tana zmieniła się na twarzy, kiedy matka na nią spojrzała badawczo.

– Mamo, on jest moim przyjacielem.

– Jest także młodym mężczyzną i nigdy nie wiadomo, co się w takiej sytuacji może wydarzyć.

– Wiem.

Jej oczy były zimne jak lód. Znała taką sytuację aż za dobrze. Tylko że to miało miejsce w domu drogiego Billy'ego Durninga, w sypialni jego ojca, z setką innych pętaków piętro niżej.

– Wiem, komu mogę zaufać.

– Jesteś zbyt młoda, żeby móc oceniać takie sprawy, Tan.

– Nie, nie jestem.

Twarz Tany była teraz jak skała. Billy Durning zmienił jej całe życie. Wiedziała wszystko o niebezpieczeństwie. Jeśli obawiałaby się Harry'ego, nigdy nie pojechałaby do niego do hotelu i nie siedziałaby tam razem z nim. Instynktownie wyczuwała, że jest jej przyjacielem i nie skrzywdzi jej, w przeciwieństwie do syna kochanka jej matki.

– Harry i ja jesteśmy przyjaciółmi.

– Jesteś naiwna. Nie istnieje coś takiego między dziewczyną a chłopakiem, Tan. Kobiety i mężczyźni nie mogą być przyjaciółmi.

Oczy Tany otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Nie mogła uwierzyć, że słyszy te słowa od własnej matki.

– Jak możesz coś takiego mówić, mamo?

– Wiem, że to prawda. I jeśli zaprasza cię do hotelu, ma na pewno coś innego na myśli, bez względu na to, czy to dostrzegasz czy nie. Być może po prostu czeka na odpowiednią chwilę.

Uśmiechnęła się.

– Czy nie sądzisz, że ma wobec ciebie poważne zamiary, Tan?

– Poważne? – Tana zrobiła taką minę, jakby za chwilę miała eksplodować. – Poważne? Powiedziałam ci przed chwilą, że jesteśmy przyjaciółmi.

– A ja ci mówię, że w to nie wierzę. – W jej uśmiechu było coś aluzyjnego. – Wiesz Tan, niejeden mężczyzna chciałby być twoim wybrankiem.

Ale Tana nie mogła już dłużej tego znieść. Wstała gwałtownie i spojrzała na matkę z góry z wściekłością.

– Mówisz o nim tak, jakby był rybą. Do diabła, nie mam zamiaru złapać go na przynętę. Nie chcę wyjść za mąż. Nie chcę iść z nikim do łóżka. Chcę tylko mieć przyjaciół i chodzić do szkoły. Czy możesz to zrozumieć?

Oczy jednej i drugiej pełne były łez.

– Dlaczego robisz się taka agresywna? Nigdy taka nie byłaś, Tan.

Głos Jean był tak smutny, że rozdzierał serce Tany, ale nie mogła już cofnąć tego, co powiedziała.

– A ty nigdy mnie tak nie przyciskałaś do muru.

– Czy ja cię przyciskam do muru? – Była zaskoczona. – Nawet cię nie widuję. Przyjechałaś dwa razy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Czy to tak dużo?

– To świąteczne przyjęcie było wymuszone. To, co powiedziałaś przed chwilą o Harrym, o łapaniu na przynętę, ustabilizowaniu się, wyjściu za mąż jest wywieraniem nacisku. Na miłość boską, mamo, mam dopiero osiemnaście lat!

– Masz prawie dziewiętnaście. I co dalej? Kiedy masz zamiar o tym mówić, Tan?

– Nie wiem, mamo. Może nigdy. I co z tego? A może w ogóle nie wyjdę za mąż. Dlaczego nie? Jeśli będę z tym szczęśliwa, to czego mi więcej trzeba? Kogo to obchodzi?

– Mnie obchodzi. Chcę zobaczyć cię szczęśliwą u boku przyzwoitego mężczyzny, z gromadką miłych dzieci w waszym własnym domu…

Jean płakała już otwarcie. To było to, czego zawsze sama pragnęła…, a teraz, była samotna…, kilka nocy w tygodniu spędzanych z mężczyzną, którego kochała, córka, której już prawie nie widywała… Pochyliła głowę i pociągnęła nosem. Tana podeszła i objęła ją.

– Mamo, przestań już… Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej… ale pozwól mi samej wybrać to, co dla mnie dobre. Poczuła na sobie spojrzenie wielkich, smutnych oczu matki.

– Czy zdajesz sobie sprawę, kim jest Harry Winslow?

Głos Tany był teraz łagodny. – Tak. Jest moim przyjacielem.

– Jego ojciec jest jednym z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Przy nim nawet Artur Durning jest biedakiem. Artur Durning. Miarka do wszystkiego w życiu Jean.

– I co z tego?

– Czy wiesz, jakie mogłabyś ułożyć sobie z nim życie?

Tana spojrzała na nią z ubolewaniem. Ubolewała także nad sobą. Matka nie rozumiała jej, inaczej pojmowała życie. Ale z drugiej strony tyle jej zawdzięcza. Jean poświęciła dla niej wszystko. Mimo to, podczas dwóch tygodni pobytu w Nowym Jorku Tana nie widywała matki zbyt często. Spotykała się za to z Harrym prawie codziennie, nie przyznając się jej do tego. Nadal kipiała ze złości wspominając słowa Jean. „Czy zdajesz sobie sprawę, kim on jest?” Tak jakby to miało jakieś zasadnicze znaczenie. Zastanawiała się, ilu jeszcze ludzi myślało o nim w ten sposób. To było przerażające, że można być ocenianym wyłącznie ze względu na słynne nazwisko.

Któregoś dnia, kiedy wybrała się z Harrym na piknik do Central Parku, zapytała go o to.

– Czy to cię wkurza Harry? Czy ludzie często chcą cię poznać z powodu twojego nazwiska?

Ta myśl nadal ją przerażała, ale on tylko wzruszył ramionami i gryzł dalej swoje jabłko, leżąc na trawie.

– Tacy chyba są po prostu ludzie. To im daje dreszczyk emocji. Zawsze tak było z moim ojcem.

– Czy on to zauważa?

– Myślę, że nie dba o to. – Harry uśmiechnął się do niej. – On jest niewrażliwy. Myślę, że w ogóle nie zna słowa „uczucie”. Tana patrzyła Harry'emu prosto w oczy.

– Czy naprawdę jest aż tak zły?

– Jeszcze gorszy.

– Więc dlaczego ty jesteś taki miły?

Roześmiał się. – Miałem po prostu szczęście. Albo może mam więcej genów matki.