– W tym roku miałam dziecko.
Przez chwilę Tana przestała oddychać i patrzyła na nią zszokowana.
– Naprawdę?
– Tak. Chodziłam z tym samym chłopcem odkąd skończyłam piętnaście lat. Kiedy miałam szesnaście, dał mi pierścionek… no wiesz, Tan… to było takie miłe… On wygląda jak afrykański bożek, jest taki mądry i tak cudownie tańczy…
Wyglądała pięknie i tak młodziutko, gdy myślała o nim.
– Studiuje teraz na Harvardzie – jej oczy posmutniały – ale nie widziałam go ani nie rozmawiałam z nim prawie już od roku. Kiedy się dowiedział, że zaszłam w ciążę chyba się przestraszył. Chciał, żebym ją usunęła u lekarza, którego polecił jego kuzyn, a ja się na to nie zgodziłam… do diabła, słyszałam przecież o dziewczętach, które umierały z tego powodu.
Jej oczy wypełniły się łzami na samą myśl o tym. Zapomniała, że jest przy niej Tana i patrzy na nią.
– Chciałam powiedzieć mamie, ale… po prostu nie mogłam… powiedziałam w końcu ojcu… a on powiedział matce… i okropnie się zdenerwowali… zadzwonili do jego rodziców i wszyscy na siebie krzyczeli i płakali, moja matka nazwała go czarnuchem… jego ojciec nazwał mnie kocmołuchem… to była najgorsza noc w życiu, i kiedy w końcu burza trochę ucichła, rodzice kazali mi wybierać. Mogłam ją usunąć u lekarza, którego znalazła mama albo urodzić i oddać je do adopcji.
Wzięła głęboki oddech tak, jakby teraz miała nastąpić najgorsza część opowiadania.
– Powiedzieli, że nie mogę zatrzymać dziecka… to by zrujnowało całe moje życie… – drżała na całym ciele -… jestem jeszcze za młoda mam dopiero siedemnaście lat… Nie wiem dlaczego, ale zdecydowałam się jednak urodzić. Chyba liczyłam na to, że Danny zmieni zdanie., albo, że moi rodzice… miałam nadzieję, że zdarzy się jakiś cud… ale nic takiego się nie stało. Przez pięć miesięcy siedziałam w specjalnym pensjonacie i sama przerabiałam materiał z ostatniej klasy, a dziewiętnastego kwietnia urodziło się dziecko… malutki chłopczyk…
Trzęsła się, a Tana bez słowa ścisnęła jej dłoń.
– Miałam go nie zobaczyć… ale raz go widziałam… był taki maleńki… rodziłam dziewiętnaście godzin, to było straszne, on ważył tylko sześć funtów…
Jej oczy zapatrzone były gdzieś w dal, myślami była przy malutkim chłopczyku, którego nigdy więcej nie zobaczy. Skierowała teraz spojrzenie na Tanę.
– Już go nie ma, Tan.
Zakwiliła prawie jak małe dziecko. Płakały teraz obie.
– Trzy tygodnie temu podpisałam oficjalne papiery o zrzeczeniu się praw. Matka je przygotowała… adoptowali go jacyś ludzie w Nowym Jorku…
Nie mogła powstrzymać szlochów i opuściła głowę.
– O Boże, Tan, mam nadzieję, że są dla niego dobrzy… nie powinnam go oddawać… i po co było to wszystko? Popatrzyła na przyjaciółkę ze złością.
– W imię czego to zrobiłam? Po to, żeby przyjechać do tej sztywnej szkoły i udowodnić, że kolorowe dziewczęta też mogą się tu uczyć? No i co z tego?
– To nie ma z tym nic wspólnego. Chcieli, żebyś zaczęła wszystko od początku, z mężem i rodziną we właściwym czasie.
– Nie mieli racji i ja także nie miałam. Nie masz pojęcia, jakie to okropne uczucie… ta pustka, kiedy wróciłam do domu z pustymi rękami… bez niego… nic już tego nie zastąpi.
Wzięła głęboki oddech.
Nie widziałam Danny'ego, odkąd zamieszkałam w tym Maryland… i nigdy nie dowiem się, gdzie jest moje dziecko… Skończyłam szkołę razem z moją klasą… ale nikt nie wiedział, co wtedy czułam…
Tana kręciła głową patrząc na przyjaciółkę. Obie były już kobietami. Trudna była droga, która je wyprowadziła na prostą, ale jednego teraz mogły być pewne: każda z nich miała przyjaciółkę. Tana Wyciągnęła Sharon i obie padły sobie w ramiona, ich łzy zmieszały się na policzkach i czuły wzajemnie swoje cierpienia i wspólny ból.
– Kocham cię, Shar.
Tana patrzyła na nią z delikatnym uśmiechem, a Sharon ocierała łzy z policzków.
– Ja… ja ciebie też…
I wróciły do domu, ramię w ramię, w ciszy nocy. Przebrały się i położyły do łóżek, każda zatopiona we własnych myślach.
– Tan?
To był głos Sharon w ciemnościach pokoju.
– Tak?
– Dzięki.
– Za co? Za wysłuchanie? Po to są właśnie przyjaciele… ja też ciebie potrzebuję.
– Mój ojciec miał rację. Trzeba iść śmiało naprzód.
– Chyba tak. Ale jak to zrobić.
– Czy miał na myśli jakieś konkretne sposoby, żeby o tym wszystkim zapomnieć? Sharon zaśmiała się.
– Muszę go o to zapytać. I nagle wpadła na pomysł.
– Może zapytasz go sama? Jedź ze mną do domu na Święto Dziękczynienia!
Tana kręciła się w łóżku, lekko się uśmiechając. Spodobała jej się ta propozycja.
Nie wiem, co powie na to matka.
Ale nagle zdała sobie sprawę, że wcale jej nie zależy na opinii _ W ciągu sześciu miesięcy wiele się zmieniło. Może nadszedł czas żebym rozwinęła skrzydła i zaczęła robić to, na co mam ochotę.
– Zadzwonię do niej jutro wieczorem.
– Dobra.
Sharon uśmiechnęła się sennie i przewróciła się na drugi bok tyłem do przyjaciółki.
– Dobranoc, Tan…
I w chwilę później obie już spały. Po raz pierwszy od miesięcy było im obu lżej na duszy. Teraz mogły spać spokojnie. Dłonie Tany rozłożone wokół jasnych włosów, jak u małego dziecka, i Sharon skulona w czarny, mruczący kłębuszek. Nawet jej długie nogi zniknęły zwinięte w kuleczkę, a ona sama wyglądała jak smacznie śpiące kociątko.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Jean Roberts była bardzo rozczarowana, gdy jej córka zadzwoniła, by ją zawiadomić, że nie przyjedzie na Święto Dziękczynienia.
– Jesteś pewna, że będzie ci tam dobrze? – Nie chciała nalegać, ale wolałaby, żeby Tana przyjechała do niej. – Nie znasz tej dziewczyny zbyt dobrze…
– Mamo, ja z nią mieszkam w jednym pokoju. Znam ją lepiej niż kogokolwiek w całym moim życiu.
– Czy na pewno jej rodzice nie mają nic przeciwko temu?
– Dzwoniła do nich dziś po południu. Przygotowali dla mnie pokój i są bardzo szczęśliwi, że Sharon przywozi do domu koleżankę.
Oczywiście, że byli zadowoleni. Miriam wywnioskowała z wiadomości od Sharon, że potwierdziła się jej hipoteza. Sharon może spokojnie studiować w Green Hill, mimo że jest tam jedyną czarną dziewczyną. A teraz w dodatku przywiezie do domu jedną z „nich” i udowodni, że można ją tam zaakceptować. Nie wiedzieli tylko, że Tana była jedyną przyjaciółką Sharon. Że w całym Yolan nie ma miejsca, gdzie mogłaby coś zjeść. Od kiedy tam pojechała ani razu nie dostała się do kina. Nawet w szkolnej kafeterii dziewczęta jej unikały. Ale Sharon była przekonana, że gdyby Miriam znała całą Prawdę, byłby to tylko dowód na to, jak bardzo jej córka jest tam potrzebna. „Oni” musieli wreszcie zaakceptować czarnych i ten dzień właśnie nadszedł. Dla Sharon miało to być wyzwaniem, które powstrzyma ją przed użalaniem się nad sobą po wydarzeniach ubiegłego roku. Miriam Blake uważała, że dzięki temu Sharon przestanie o tym wszystkim myśleć.
– Naprawdę, mamo, powiedzieli, że bardzo się cieszą z naszej wizyty.
– Dobrze, ale pamiętaj, żebyś ją zaprosiła do nas na ferie zimowe – Jean uśmiechnęła się do słuchawki – właściwie mam dla ciebie małą niespodziankę. Mieliśmy zamiar razem z Arturem powiedzieć ci o tym przy okazji Święta Dziękczynienia…
Serce Tany przestało bić. Czyżby wreszcie miał się z nią ożenić? Zaparło jej dech z wrażenia, podczas gdy jej matka ciągnęła dalej.
– Artur załatwił specjalnie dla ciebie zaproszenie na wielkie przyjęcie dla „świeżo upieczonych studentów” z towarzystwa W końcu chodziłaś przecież do Miss Lawson, i… będziesz na pewno znakomitą studentką, kochanie. Czy to nie wspaniałe?
Przez moment Tanie zabrakło słów. To wcale nie brzmiało wspaniale. Poza tym jej matka znowu będzie na klęczkach dziękować Arturowi Durningowi… przez chwilę myślała o ich ślubie… to śmieszne. Jak to w ogóle możliwe, że coś takiego przyszło jej do głowy… impreza „dla świeżo upieczonych studentów”… cholera…
– Może zaprosisz do nas z tej okazji swoją nową przyjaciółkę? Tana omal się nie zakrztusiła. Moja nowa przyjaciółka jest czarna, mamusiu.
– Zapytam ją, ale wydaje mi się, że wyjeżdża w tym czasie na wakacje.
Cholera. Świeżo upieczona studentka. A kto ma być jej partnerem? Może Billy Durning, ten sukinsyn.
– Nie słyszę, żebyś była tym zachwycona, kochanie.
W głosie Jean Roberts brzmiała nuta rozczarowania. Po pierwsze dlatego, że Tana nie przyjeżdża do domu, a po drugie nie ucieszyła się z zaproszenia na przyjęcie, które załatwił dla niej Artur. On wiedział, ile to znaczyło dla Jean. Cztery lata temu Ann brała udział w takim balu na międzynarodową skalę. Ale mimo że impreza Tany miała mieć bardzo kameralny charakter, Jean była pewna, że będzie to wspaniałe przeżycie dla jej córki. Przynajmniej tak jej się wydawało mamo. Chyba jestem po prostu zaskoczona. __ To cudowna niespodzianka, prawda? Nie Naprawdę nie zależało jej na tym zupełnie. Takie rzeczy w ogóle jej nie interesowały. Nigdy jej nie obchodziły te bzdurne konwenanse, którymi podporządkowywali się Durningowie i jej własna matka. Odkąd Jean zakochała się w Durningu, to wszystko nabrało dla niej ogromnego znaczenia.
– Będziesz musiała pomyśleć o partnerze na tę potańcówkę. Miałam nadzieję, że Billy będzie mógł – serce Tany dudniło bardzo głośno i szybko – ale wyjeżdża w tym czasie z przyjaciółmi na narty do Europy. Zdaje się, że jedzie do Saint Moritz, szczęściarz z niego…Szczęściarz… mamo, on mnie zgwałcił… miała ochotę jej przerwać.
– Więc musisz pomyśleć o kimś innym. Oczywiście o kimś odpowiednim.
No, jasne. Czy znamy jeszcze jakichś gwałcicieli?
– Szkoda, że nie mogę iść sama.
Głos Tany brzmiał martwo po drugiej stronie słuchawki.
– A cóż to za głupstwa opowiadasz? – Jean zdenerwowała się. – No, w każdym razie nie zapomnij zaprosić tej koleżanki, do której jedziesz na Święto Dziękczynienia.
– Dobrze.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.