– Chyba tak.
Uśmiechnął się przestraszony. Patrząc na niego, pomyślała, że jest bardzo przystojnym chłopcem, mimo że bardziej przypominał Marię niż ojca. Nagle jego twarz spochmurniała i wyglądał na przerażonego.
– Dzwoniłaś do Taty? Jean Roberts zaprzeczyła.
– Nie chciałam go martwić. Powiedziano mi, że nic ci nie będzie i pomyślałam, że sama się wami zaopiekuję.
– Dzięki.
Popatrzył na drzemiącą Tanę i wzdrygnął się nerwowo.
– Przykro mi, że… że rozbiłem… że rozbiliśmy samochód.
– Najważniejsze, że żadnemu z was nic się nie stało.
Zmarszczyła czoło, gdy przyjrzała się potarganym włosom Tany, ale nigdzie nie było już śladów krwi, a pielęgniarka próbowała opowiedzieć, że dziewczyna, kiedy ją przywieziono, była w kompletnym szoku i histerii.
– Dostała środki uspokajające. Przez jakiś czas będzie spała Jean Roberts zasępiła się.
– Czy była pijana?
Wiedziała, że Billy pił, ale gdyby okazało się, że ona także – musiałaby za to zapłacić. Młoda pielęgniarka zaprzeczyła.
– Nie sądzę. Jest raczej bardzo przestraszona. Mocno uderzyła się w głowę, ale na szczęście nic poza tym. Nie ma podejrzenia wstrząsu mózgu ani uszkodzenia kręgów szyjnych.
Tana obudziła się. Spojrzała na matkę, jakby widziała ją po raz pierwszy, i zaczęła cicho płakać. Jean wzięła ją w ramiona i uciszała łagodnie.
– Już wszystko dobrze kochanie… już dobrze… Tana gwałtownie zaprzeczyła ruchem głowy i z trudem złapała oddech.
– Nie, wcale nie… nie jest… on…
Ale Billy stanął nad nią i patrzył tak groźnie, że zabrakło jej odwagi, by dokończyć. Wyglądał jakby chciał ją znowu uderzyć. Odwróciła głowę i zaczęła kasłać, ciągle czując na sobie jego spojrzenie. Nie mogła na niego patrzeć… nie widziała go… już nigdy nie chce go widzieć…
Leżała na tylnym siedzeniu mercedesa, gdy matka wiozła Billy'ego do domu. Jean weszła z nim do środka i długo jej nie było. Wyrzucili ostatnich gości, z pół tuzina wyciągnęli z basenu, dwie pary znaleźli w łóżku Ann i kazali uspokoić się grupie młodzieży, która rozrabiała w domku przy basenie. Jean wróciła do samochodu, w którym czekała na nią córka. Wiedziała już, że po tej imprezie będzie miała roboty na co najmniej tydzień. Zniszczyli połowę mebli, spalili niektóre rośliny, wymazali obicia, na dywanach było pełno plam, a w basenie pływało wszystko: od plastikowych szklanek do całych ananasów. Nie chciała, żeby Artur zobaczył to miejsce w takim stanie, zanim ona nie doprowadzi go do porządku. Usiadła ciężkim westchnieniem za kierownicą i spojrzała na nadzwyczaj spokojną Tanę. Jej córka była naprawdę podejrzanie spokojna. Te środki uspokajające zrobiły swoje.
– Dzięki Bogu, że nie wchodzili do pokoju Artura.
Samochód ruszył, a Tana pokręciła przecząco głową, ale słowa nie mogły przejść jej przez gardło.
Dobrze się czujesz?
Tylko to się liczyło. Mogli się przecież zabić. Cudem udało im się wykaraskać. Gdy telefon zadzwonił koło trzeciej nad ranem, tylko to ją interesowało. Już od kilku godzin Jean była bardzo zdenerwowana i, kiedy usłyszała dzwonek, instynktownie wyczuła, że coś się stało i natychmiast podniosła słuchawkę.
– Jak się czujesz?
Patrzyła na matkę bezmyślnie i pokręciła głową.
– Chcę do domu.
Łzy potoczyły się po jej policzkach, a Jean zastanawiała się, czy na pewno nie była pijana. To była zwariowana impreza i w końcu Tana też brała w niej udział. Zauważyła, że nie miała na sobie tej sukienki, w której wyszła z domu.
– Pływałaś?
Siedziała za nią bez słowa, zaprzeczyła ruchem głowy. Patrząc na jej twarz w lusterku Jean zauważyła dziwny wyraz jej oczu.
– Co się stało z twoją sukienką?
Odpowiedziała głosem, którego Jean nigdy nie słyszała – zimnym, twardym, zachrypniętym.
– Billy ją podarł.
– Co zrobił?
Wyglądała na zaskoczoną, ale uśmiechnęła się.
– Wrzucił cię do basenu?
Tylko to jej przychodziło do głowy, nawet jeśli trochę za dużo wypił, był przecież zupełnie niegroźny. Całe szczęście, że nie uderzył w tę ciężarówkę. Oboje dostali dobrą nauczkę na przyszłość.
– Mam nadzieję, że rozumiesz swój błąd i wyciągniesz wnioski z dzisiejszych wydarzeń, Tan.
Zaczęła pochlipywać na dźwięk swojego imienia, którego Billy także użył tej nocy. Jean nie wytrzymała i zatrzymała samochód.
– Co się z tobą dzieje? Jesteś pijana? Brałaś narkotyki?
Patrzyła na nią podejrzliwie, zupełnie inaczej niż wtedy, gdy odwoziła Billy'ego do domu. Jakie życie jest niesprawiedliwe pomyślała Tana. Ale matka po prostu nie wiedziała, co jej zrobił Drogocenny, Niewinny Billy Durning. Popatrzyła jej prosto w oczy
– Billy zgwałcił mnie w pokoju ojca.
– Tana! – Jean Roberts była przerażona. – Jak możesz mówić coś takiego? On nigdy by tego nie zrobił!
Całą złość skupiła na własnej córce, zamiast mieć pretensje do syna swojego kochanka. Nie mogła uwierzyć, że Billy był zdolny do czegoś takiego. Miała to wypisane na twarzy, gdy patrzyła na swoje jedyne dziecko.
– To straszne, co mówisz.
Straszne było to, co on zrobił. Ale Jean tylko patrzyła na nią.
Dwie samotne łzy stoczyły się po policzkach Tany.
– To prawda.
Jej twarz przebiegł bolesny grymas na wspomnienie o tym.
– Przysięgam…
Znowu zaczęła pogrążać się w histerii. Jean odwróciła się i uruchomiła silnik, nie oglądając się na tylne siedzenie.
– Nigdy więcej nie chcę słyszeć takich rzeczy, o nikim.
Zwłaszcza o kimś, kogo znała… bezbronnym chłopcu, którego znała od dziecka… nawet nie zastanawiała się, dlaczego Tana to powiedziała… może zazdrościła Billy'emu i Ann, i Arturowi…
– Nigdy nie chcę o tym słyszeć. Zrozumiałaś?
Z tylnego siedzenia nie było odpowiedzi. Tana siedziała sparaliżowana reakcją matki. Już nigdy nic nie powie. O nikim. W tym momencie w jej sercu coś umarło na zawsze.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Lato upłynęło bardzo szybko. Tana odpoczywała przez dwa tygodnie w Nowym Jorku, podczas gdy jej matka codziennie chodziła do pracy. Jean mimo wszystko martwiła się o nią. Niby nic jej nie dolegało, ale czasem siedziała wpatrzona w martwy punkt, nasłuchując czegoś w ciszy, nie zauważając nikogo. Nie odbierała telefonów, gdy Jean lub ktokolwiek inny próbował do niej zadzwonić. Jean wspomniała o tym Arturowi pod koniec tygodnia. Prawie udało jej się wreszcie doprowadzić dom w Greenwich do porządku. Billy z przyjaciółmi udali się na Malibu, by odwiedzić kolejnych znajomych. Zrujnowali niemal doszczętnie domek przy basenie, ale najbardziej był zniszczony dywan w sypialni Artura. Ktoś wyciął nożem kawał wykładziny w jego pokoju. Artur nie szczędził synowi cierpkich słów.
– Czy wy jesteście jakimiś barbarzyńcami czy dzikusami? Powinienem był wysłać cię do West Point, a nie do Princeton. Tam nauczyliby cię trochę moresu. Mój Boże, kiedy byłem w twoim wieku, nawet nie słyszałem, żeby ktoś się tak zachowywał. Widziałeś dywan? Jest kompletnie zniszczony.
Billy robił wrażenie zmartwionego i skruszonego.
– Przykro mi, tato. Rzeczywiście sprawy trochę wymknęły mi się spod kontroli.
– Trochę? To cud, że ty i mała Roberts uszliście z życiem. Billy był w całkiem niezłej formie po wypadku. Gdy opuszczał szpital bolało go oko, ale szwy znad brwi miał już zdjęte. Przed wyjazdem do Malibu co wieczór wychodził z przyjaciółmi.
– Przeklęte, zwariowane dzieciaki… – Artur ciągle pomstował. – A jak się czuje Tana?
Jean wspominała Arturowi, jak dziwnie zachowuje się córka od tamtej pory. Zastanawiała się, czy uraz głowy, jakiego doznała, nie był jednak poważniejszy, niż wydawało się lekarzom.
– Wiesz, tej nocy zachowywała się jakby była nieprzytomna i bredziła… powiedziała nawet…
Pamiętała tę idiotyczną bajeczkę o Billym, którą Tana próbowała jej sprzedać. Wyglądało na to, że jednak nie jest z nią za dobrze i Artur także się tym martwił.
– Każ ją jeszcze raz przebadać.
Ale kiedy chciała to zrobić, Tana kategorycznie odmówiła. Jean zaczęła nawet zastanawiać się, czy jej córka powinna w takim stanie jechać do Nowej Anglii do wakacyjnej pracy. Jednak w przeddzień terminu wyjazdu Tana po cichu spakowała swoje torby i następnego poranka spotkały się przy śniadaniu. Dziewczyna miała bladą i zmęczoną twarz, ale gdy Jean podała jej szklankę soku pomarańczowego, po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się, a matka ze wzruszenia nieomal się rozpłakała. Od wypadku w domu panowała atmosfera jak w grobowcu. Żadnych dźwięków, żadnej muzyki, śmiechu, chichotu przez telefon, żadnych głosów – wszędzie tylko martwa cisza. I martwe oczy Tany.
– Tęskniłam za tobą, Tan.
Na dźwięk tak wymawianego imienia, oczy Tany wypełniły się łzami. Pokiwała głową nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nie miała już nic do powiedzenia. Nikomu. Miała wrażenie, że jej życie się skończyło. Przysięgła sobie, że już nigdy nie dotknie jej żaden mężczyzna, i wiedziała, że dotrzyma słowa. Nie pozwoli, żeby ktoś zrobił jej coś takiego, jak Billy Durning. Największą tragedią było to, że Jean nie umiała stawić czoła prawdzie, nie chciała słuchać ani pogodzić się z tym, co mówiła córka. W jej mniemaniu było to niemożliwe, co oznaczało, że po prostu wydarzenie nie miało miejsca. Najgorsze, że to się jednak stało.
– Naprawdę zdecydowałaś się pojechać na ten obóz?
Tana sama zastanawiała się nad tym. Wiedziała, że to poważna decyzja. Mogła tu pozostać i ukrywać się przez resztę życia, jak ofiara, czy ułomna, ktoś skrzywdzony, załamany i skończony, albo mogła' próbować zacząć wszystko od nowa, ruszyć w życie własną drogą.
– Tak, wszystko będzie w porządku.
– Jesteś pewna?
Była taka wyciszona, skruszona i nagle taka dorosła. Tak jakby uraz głowy podczas tego wypadku gwałtownie zakończył jej młodość. Może było to spowodowane strachem. Jean nie widziała nigdy nikogo, kto tak by się zmienił w tak krótkim czasie. Artur opowiadał, że Billy czuł się już dobrze, był skruszony, ale jednocześnie wrócił do swojej dawnej formy, zanim jeszcze zaczęły się wakacje. W przypadku Tany było zupełnie inaczej.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.