– Dzięki.

Drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich jeden z przyjaciół

Billy'ego.

Chryste, co ty jej zrobiłeś?

Tana nadal się nie poruszyła, mimo że gdzieś z bardzo daleka słyszała głosy.

Nie ma sprawy – Billy wzruszył ramionami. – Jej matka jest płatną dziwką mojego starego.

Chłopak zaśmiał się.

Wygląda na to, że przynajmniej jedno z was dobrze się bawiło.

Nie można było nie zauważyć kałuży krwi na dywanie, w której leżało ciało Tany.

– Ma okres?

– Chyba tak.

Billy'ego to nie obchodziło. Zapinał spodnie, podczas gdy ona leżała z rozrzuconymi nogami, jak gumowa lalka. Jego przyjaciel przyglądał się temu z zainteresowaniem. Billy pochylił się i klepnął ją w policzek.

– No, dobra Tan, wstawaj.

Nie poruszyła się jednak. On poszedł do łazienki, zmoczył ręcznik i rzucił go na nią. Uważał, że powinna wiedzieć co ma z nim zrobić. Upłynęło jeszcze z dziesięć minut, zanim z trudem poruszyła się, pomału zwinęła w kłębek i zaczęła wymiotować. Na oczach kolegi podniósł ją za włosy i krzyknął:

– O, cholera, nie rób tego tutaj, ty mała świnio.

Silnym szarpnięciem zmusił ją, żeby wstała i zawlókł do łazienki. Pochyliła się nad miską i słabym kopnięciem zatrzasnęła drzwi. Wydawało się, że upłynęły godziny, zanim doszła do siebie, ale w gardle nadal czuła pieczenie nadszarpniętych strun głosowych. Dawno już przegapiła zamówioną taksówkę. Odjechał też ostatni Pociąg, ale to było nieistotne w porównaniu z tym odrażającym doświadczeniem, jakie ją spotkało. Nigdy tego nie zapomni. Została zgwałcona. Nadal dygotała, ciągle jeszcze trzęsła się z przerażenia, szczękając zębami. Zaschło jej w ustach, głowa bolała, nie miała siły, by zastanawiać się, w jaki sposób dostanie się do domu. Sukienka była w strzępach, pantofle wymazane krwią, a ona sama siedziała w kucki w łazience, skulona i przestraszona. Otworzyły się drzwi i Billy rzucił w nią jakimiś ciuchami. To była sukienka i pantofle po Ann. Billy popatrzył na nią obojętnie, widać było po nim, że ciągle jeszcze był bardzo pijany.

– Ubieraj się. Zawiozę cię do domu.

– I co dalej? – Nagle zaczęła na niego krzyczeć. – A jak wytłumaczysz to swojemu ojcu?

Wrzeszczała histerycznie, wskazując wnętrze pokoju za jego plecami.

– Chodzi ci o te plamy na dywanie?

Wyglądał na zdenerwowanego, a ona rozkleiła się zupełnie.

– Chodzi o to, co mi zrobiłeś!

– To nie moja wina, ty mała kokietko.

Jego bezczelność przyprawiła ją o mdłości i chciała już tylko uciec stąd jak najdalej, choćby miała wrócić do Nowego Jorku na piechotę. Nagle odepchnęła go i ściskając ubranie, które jej rzucił, wtargnęła do pokoju, gdzie ją zgwałcił. Jej oczy kipiały wściekłością, włosy były matowe i zmierzwione, twarz opuchnięta i czerwona od płaczu. Z impetem przemierzyła nago pokój i zderzyła się z przyjacielem Billy'ego, który zaśmiał się nerwowo.

– No jak tam, dobrze się bawiliście z Billym?

Ominęła go obojętnie, ignorując jego kpiący śmiech. Schowała się w łazience po przeciwnej stronie. Włożyła szybko ubranie i pobiegła schodami w dół. Było za późno na pociąg, nie chciała już wzywać taksówki. Na dole było prawie pusto, nawet zespół muzyczny już odjechał. Pobiegła wzdłuż szosy, nie myśląc już o podartej sukience i pozostawionej torebce. Było jej wszystko jedno. Chciała się znaleźć jak najdalej od tego miejsca. Może złapie okazję albo zatrzyma wóz policyjny… cokolwiek… łzy krzepły jej na twarzy, biegła przed siebie ciężko oddychając. Nagle z tyłu dostrzegła zbliżające się długie światła nadjeżdżającego samochodu. Przyspieszyła, czując instynktownie, że to on jedzie za nią. Usłyszała skrzypienie kół na żwirowej drodze i zaczęła uciekać od drzewa do drzewa, cicho szlochając, a łzy zasychały na jej włosach. Billy zatrąbił i krzyknął do niej:

– No, chodź, zawiozę cię do domu.

Nie odpowiedziała. Po prostu dalej biegła, jak najszybciej mogła, ale on nie ustąpił. Jechał za nią opustoszałą szosą, od krawężnika do krawężnika, aż wreszcie nie wytrzymała i odwróciła się do niego krzycząc z całych sił:

Zostaw mnie w spokoju!

Stanęła zmęczona, bez tchu, pochyliła się bezsilnie, ciągle łkając. On powoli wysiadł z samochodu i zbliżał się do niej. Chłodne powietrze nocy otrzeźwiło go trochę. Wyglądał teraz inaczej, w jego spojrzeniu nie było już szaleństwa. Był blady i ponury. Zabrał ze sobą przyjaciela, który obserwował ich z tylnego siedzenia długiej, lśniącej, ciemnozielonej limuzyny XKE, która należała do Billy'ego.

– Odwiozę cię do domu.

Stał na drodze, z szeroko rozstawionymi nogami, w świetle lamp samochodowych.

– No, chodź już, Tan.

– Nie nazywaj mnie tak.

Wyglądała jak mała, wystraszona dziewczynka. Nigdy nie był jej przyjacielem, a teraz jeszcze to… teraz… ilekroć pomyślała o tym, chciała krzyczeć. Ale nie miała już na to siły, nie mogła nawet od niego uciec. Bolało ją całe ciało, dudniło jej w głowie, na twarzy i udach zasychała krew. Patrzyła na niego pustym wzrokiem, stojąc na drodze, ale gdy spróbował się zbliżyć i wziąć ją za rękę, zaczęła krzyczeć i uciekać. Postał przez chwilę i popatrzył za nią, po czym wrócił do samochodu i odjechał. Zaproponował jej odwiezienie do domu, ale jak nie chce, to nie. Do diabła z nią. Tana zatrzymała się zmęczona, bolały ją wszystkie mięśnie. Nie upłynęło dwadzieścia minut, gdy był z powrotem. Wyprzedził ją i zahamował, wysiadł, chwycił za rękę. Zobaczyła, że w samochodzie nie było już drugiego chłopaka, i pomyślała, że pewnie znowu chce ją zgwałcić. Ogarnęła ją nowa fala przerażenia. Gdy ciągnął ją do samochodu, spróbowała się uwolnić z silnego uścisku. Ale tym razem szarpnął ją mocno i krzyknął na nią. Poczuła jego nieświeży oddech cuchnący whisky.

– Do diabła, powiedziałem, że odwiozę cię do domu. Wsiadaj do tego cholernego samochodu!

Niemalże rzucił ją na siedzenie i zrozumiała, że nie ma sensu spierać się z nim dłużej. Byli sami i mógł z nią zrobić, co zechciał. Wiedziała już, na co go stać. Wsiadła do jego XKE, po czym samochód ruszył przed siebie w otchłań nocy. Spodziewała się, że zawiezie ją w jakieś inne miejsce, by tam znowu ją zgwałcić. Jej sytuacja była beznadziejna. Ale on wcisnął tylko gaz do dechy i ruszył naprzód autostradą. Powiew świeżego powietrza ocucił ich oboje. Spojrzał na nią kilka razy i wskazał na pudełko z chusteczkami na podłodze.

– Lepiej się trochę wytrzyj, zanim dojedziemy.

– Dlaczego?

Patrzyła prosto przed siebie na pustą drogę. Było już po drugiej w nocy, jej oczy skierowane były w jeden punkt. Minęło ich tylko kilka ciężarówek.

– Nie możesz pokazać się w domu w takim stanie.

Nie odpowiedziała i nawet nie spojrzała w jego stronę. Nadal obawiała się, że może zatrzymać się po drodze i dobierać się do niej. Ale teraz, kiedy była na to przygotowana, postanowiła, że będzie uciekać ze wszystkich sił w nogach wzdłuż szosy i może uda jej się zatrzymać którąś z przejeżdżających ciężarówek. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co jej zrobił. Zastanawiała się, czy nie było w tym jej winy, może za słabo się opierała albo zrobiła coś, żeby go do tego zachęcić…? Dręczyły ją ponure myśli, gdy nagle zauważyła, że sportowy wóz, którym jechali zjeżdża na lewo, potem znów na prawo. Spojrzała na Billy'ego i zrozumiała, że drzemał za kierownicą. Szarpnęła go za rękaw, a on ocknął się i popatrzył na nią pytająco.

– Zasypiałeś. Jesteś pijany.

– Taak? I co z tego?

Miał zmęczony głos, całe szczęście, że nie był wściekły. Wyglądało na to, że ocknął się, ale za chwilę znowu zauważyła, że samochód zjeżdża na bok. Nie zdążyła go jednak ostrzec, gdy zahaczyła o nich ogromna ciężarówka przejeżdżająca z dużą szybkością. Sportowy samochód gwałtownie zjechał na prawo. Usłyszała przeraźliwy pisk hamulców, po czym ciężarówka złożyła się w scyzoryk i zaczęła „dachować”. Jakimś cudem XKE, którym jechali śmignął obok szoferki ciężarówki i zatrzymał się na jakiejś przeszkodzie. Tana uderzyła mocno głową, gdy samochód z hukiem wpadł na drzewo. Siedziała patrząc przed siebie nieprzytomnym wzrokiem, gdy nagle usłyszała ciche pojękiwanie gdzieś obok. Jego twarz była cała we krwi, ale ona nie poruszyła się. Zachowywała się

• jakby była zahipnotyzowana, gdy nagle otworzyły się drzwi i poczuła, jak wyciągają się po nią silne ręce. Zaczęła krzyczeć z całych' sił. W jednej chwili wszystkie wydarzenia wieczoru Zkumulowały się i wywołały niespodziewaną reakcję. Straciła kontrolę nad sobą i wybiegła z samochodu z piskiem. Histerycznie płacząc rzuciła się przed siebie, próbując uciec stamtąd. Kierowcy z dwóch ciężarówek, które zatrzymały się na miejscu wypadku, starali się ją uspokoić do przyjazdu policji, ale spojrzenie jej oczu było nadal dzikie i nieprzytomne. Próbowali też pomóc Billy'emu, powstrzymując krwawienie spowodowane urazami głowy. Szczególnie głęboką ranę miał nad okiem. Wkrótce nadjechała policja i karetka. Trzy ofiary wypadku przewieziono do pobliskiego Centrum Medycznego New Rochelle Hospital. Kierowca ciężarówki został niemal od razu wypuszczony do domu. Jakimś cudem jego samochód odniósł więcej obrażeń niż on sam. Billy'emu zszywano rany na głowie. Stwierdzono, że prowadził pod wpływem alkoholu, a ponieważ już trzeci raz został zatrzymany w tych okolicznościach, stracił na rok prawo jazdy. Zmartwiło go to bardziej niż wszystkie obrażenia. Całe ciało Tany było we krwi, ale personel szpitala stwierdził ze zdziwieniem, że większość krwi już zaschła. Nie mogli jej jednak nakłonić do żadnych wyjaśnień. Ilekroć próbowała coś powiedzieć, zachłystywała się powietrzem. Miła, młoda pielęgniarka delikatnie ją umyła. Tana leżała na stole do badań i płakała. Podano jej środki uspokajające i gdy około czwartej nad ranem przyjechała jej matka, była pod wpływem ich działania.

– Co się stało…? O Boże!

Spojrzała na bandaże na głowie Billy'ego.

– Billy, czy wszystko jest w porządku?