- Sądzę, niech mi Bóg wybaczy, że on się w tobie zakochał, pani - oświadczył Panigarola patrząc na Fiorę rozwijającą sztukę przepięknej, bladoszarej satyny przetykanej złotem, przywiezioną właśnie z Dijon przez wędrownego kupca.

- Czy nie ponosi cię wyobraźnia, panie?

- Z pewnością nie. Nie umiałbym zresztą czynić mu z tego powodu wyrzutów, ale nie sądzę, by było to dla ciebie szczególnie szczęśliwe. Wielka namiętność u człowieka, którego czystość zawsze sławiono, mogłaby w tym stanie egzaltacji, w jakim się znajduje, okazać się niebezpieczna.

- Co trzeba by wtedy zrobić?

- Uciekać! Najszybciej i najdalej, jak się da. Pomogę ci w tym, pani... jeśli jeszcze tu będę.

- Czyżbyś myślał o wyjeździe, panie?

- Obawiam się bardzo, że w najbliższych dniach mogę zostać odwołany. Konsekwencje Morat są straszliwe i polityka mego kraju zmienia się. Mediolan zbliża się do Francji, a jeśli mój książę zerwie stosunki z Burgundią...

Fiora przez chwilę milczała. Myśl, że ten dyskretny przyjaciel odjedzie, sprawiała jej ból. Porzuciwszy lśniącą materię podeszła powoli do okna rozjarzonego wspaniałym zachodem słońca.

- Jeśli odjedziesz, panie, będziesz musiał zabrać ze sobą Battistę, gdyż ja również tu nie zostanę. Tak czy inaczej nie będę towarzyszyć księciu w następnej wojnie. Widziałam Grandson i Morat, to mi wystarczy.

W czasie kolejnych dni książę wydawał się spokojniejszy. Postanowił opuścić Salins i udać się do zamku La Rivière, wielkiej feudalnej budowli najeżonej wieżami i zaopatrzonej w imponujące urządzenia wojskowe. Zamek wzniesiono o kilka mil od Pontarlier, na wysokim jurajskim płaskowyżu, dość smutnym, lecz wystarczająco obszernym, by można tu było zgromadzić armię. Towarzyszyła księciu służba i domownicy. Fiorze przydzielono tam apartament bogatszy niż gdziekolwiek ostatnio. Skończyły się jednak spokojne dni w Salins,, gdzie w cichym chłodzie gór ci, którzy przeżyli Morat, mogli nieco odpocząć.

Niestety, już pierwsze wieści, które dotarły do La Rivière, wyprowadziły Zuchwałego z równowagi. Podczas gdy stany

Burgundii zgodziły się mu pomóc, stany Flandrii zebrawszy się w Gandawie nie tylko odmówiły mu dodatkowego wsparcia, ale zamierzały zmniejszyć poprzednio przyznane armii sumy, pod pretekstem, że armii już nie ma.

- Nie ma armii! - wrzasnął książę. - Ci nędzni Flaman-dowie wkrótce zobaczą, czy nie mam już armii! Ruszę na ich zuchwałe miasta, gdy tylko ukaram pastuchów z kantonów. Ten zaś osioł kanclerz Hugonet, który pozwolił mówić do siebie w ten sposób, odpowie za to własnym majątkiem. Każę zająć jego dobra.

Na domiar złego książę René, którego babka, stara księżna de Vaudémont, umarła pozostawiając mu w spadku majątek, zaangażował szwajcarskich i alzackich najemników, wyjednał od miasta Strasbourg, by pożyczyło mu swą artylerię i oswobodził Lunéville. Mówiono, że skieruje się na Nancy, by wygnać stamtąd Burgundczyków.

Wiadomość ta sprawiła, że serce Fiory zabiło szybciej. Wiedziała, gdzie jest Demetrios. Trzeba było teraz zastanowić się nad sposobem jak najszybszego dotarcia do niego.

- To nie będzie łatwe - powiedziała Leonarda z troską. -Wydostanie się z zamku strzeżonego lepie] niż kupiecki kufer i z tworzącego się wokół niego, rosnącego z każdym dniem obozu to trudny do rozwiązania problem, gdyż przy wielkiej miłości, jaką żywi do ciebie książę - nawet jeśli nie zdałaś sobie jeszcze z tego sprawy - jesteś tak strzeżona, jakbyś była jego narzeczoną.

- A jednak trzeba będzie znaleźć jakiś sposób. Przecież nie mogę pozwolić, by znowu zaprowadził mnie za góry, skoro muszę jechać do Nancy?

Te obawy zostały szybko rozwiane. Gdy minął mu gniew, książę Karol całkowicie zmienił plany: nie było już mowy o marszu na kantony, z którymi zresztą, jak się zdawało, można było rozpocząć rokowania. Teraz należało ruszyć na północ, by definitywnie wygnać z Lotaryngii wojska René II, gdyż kraina ta stanowiła naturalny łącznik między dwiema częściami Burgundii, była ogniwem niezbędnym i drogo zdobytym.

- To upraszcza sprawę - skomentowała Leonarda. - Nie wiedziałyśmy, jak dostać się do Nancy, a tu nagle proponują, że nas tam zaprowadzą. Armia jest z każdym dniem większa. Wkrótce wyruszymy.

Rozległy płaskowyż w istocie zaludniał się niemal w oka mgnieniu. Burgundia dotrzymywała obietnicy, przysyłała oddziały oraz broń. Widziano nadciągających Pikardyjczy-ków, Walonów i Luksemburczyków, a także Anglików, nie bez kłopotu uzyskanych od króla Edwarda przez księżnę Małgorzatę. Jako jeden z pierwszych przybył Galeotto ze swymi kopiami i cieślami. Żołnierze lokowali się w miasteczkach i osadach, których mieszkańcy bardzo się ich obawiali. Wprawdzie Zuchwały zakazał kradzieży, gwałtów i grabieży, ale liczyli się z możliwością rozprzężenia w armii. Inni obozowali pod namiotami i kiedy zapadała noc ich ogniska rozdmuchiwał wiatr od gór. Zamek zapełniał się panami i dowódcami, czyniącymi wiele zamieszania. Odbywały się tam dysputy, narady, a także pijaństwa. Fiora nie opuszczała swoich komnat, gdzie często chronił się zmęczony opowieściami o wojennych wyczynach Pani-garola. Prawie nie widywała księcia i nie uskarżała się z tego powodu. Czas nie sprzyjał już piosenkom:

szczęk broni zajął ich miejsce, wypełniał wszystkie pomieszczenia.

Pewnego ranka Panigarola przyszedł pożegnać się z Fio-rą.

Widząc go w wysokich butach, z płaszczem do konnej jazdy na ramieniu, młoda kobieta zrozumiała, o co chodzi od razu:

- Nie powiesz mi, panie, że wyjeżdżasz?

- A jednak tak właśnie jest. Książę przed chwilą pożegnał się ze mną, z większą zresztą łaskawością, niż śmiałbym oczekiwać w takich okolicznościach.

- Czy Mediolan i Burgundia nie są już sojusznikami?

- Nie. Rzeczą nadspodziewaną jest już to, że nie jesteśmy w stanie wojny. Książę był łaskaw powiedzieć, że będzie mnie żałować.

- Nie tylko on. Jest mi... bardzo przykro, że cię tracę, przyjacielu. Czy jeszcze kiedyś się spotkamy?

- Dlaczego nie? Mediolan nie jest tak daleko i chcę byś wiedziała, pani, że mój dom zawsze będzie dla ciebie otwarty.

- Chyba żeby ciebie tam nie było. Kto powiedział, że jutro nie zostaniesz wysłany do Wielkiego Chana?

- Niewielka szansa: nie znam jego języka. Ale... przyszedłem również przekazać ci nowinę, której dowiedziałem się właśnie od Galeotto: Campobasso wraca!

- Tutaj?

- Może nie. Ale napisał do księcia, proponując mu ponownie usługi swoje i swojej condotty. Oznacza to prawie dwa tysiące ludzi. Jego propozycja została przyjęta z zachwytem.

Fiora podeszła do szyjącej przy oknie Leonardy.

- Słyszałaś? Musimy natychmiast przygotować się do wyjazdu. Poczekaj na nas chwilę, przyjacielu. Pojedziemy razem!

Szybko podeszła do kufra i otworzyła go.

- Proszę cię, pani, nie rób tego. Przewidziałem twoją reakcję i poprosiłem o pozwolenie zabrania cię ze sobą. Jego Wysokość kategorycznie odmówił zgody.

Puszczając pokrywę Fiora zawahała się przez chwilę, po czym ruszyła do drzwi:

- Mnie tego nie odmówi. Nie chcę już dłużej tkwić pośród wszystkich tych uzbrojonych mężczyzn, których spojrzenia mi się nie podobają, i czekać aż znowu wpadnę w ręce Campobasso.

- Nie chodź do niego, Fioro! To bezcelowe. Zyskasz tylko to, że być może uczyni cię całkiem swoim więźniem.

- Ale przecież niedawno proponowałeś mi, panie, pomoc w ucieczce?

- Istotnie!... ale nie wiedziałem wszystkiego. A nawet nie wiedziałem zupełnie nic. Już nigdy książę Karol nie pozwoli, byś go opuściła. A jeśli uciekniesz, wiesz jakie będą konsekwencje?

- To niedorzeczne! - wykrzyknęła Leonarda. - To już nie miłość, to szaleństwo.

- Ani jedno, ani drugie, donno Leonardo... To przesąd -ność. Kiedy ubiegłej zimy przebywaliśmy w Besancon, pewien biegły w kabale rabin powiedział Jego Wysokości, że śmierć go nie dosięgnie, póki przy nim będziesz, Fioro. To dlatego otwarcie przyznał, że jesteś panią de Selongey. Uczynił cię w ten sposób Burgundką, dlatego też chce cię zatrzymać na swoim dworze, kiedy wojna się skończy, dlatego też wreszcie Battista musiałby umrzeć, gdybyś uciekła. Stałaś się jakby jego aniołem stróżem.

Fiora, początkowo osłupiała, nagle wybuchnęła śmiechem:

- Ja jego aniołem stróżem? Ja, która opuszczając Florencję marzyłam tylko o tym, by go zabić? Mam teraz powód, by wrócić do mych pierwotnych zamierzeń.

- Nie próbuj, gdyż nie uda ci się nic z zamierzeń. Ostrze sztyletu złamie się, trucizna nie zadziała...

- Chyba nie wierzysz w te bzdury, panie, ty, tak rozsądny i filozoficznie patrzący na życie? Kto ci to powiedział? Książę?

- Nie. Wielki bastard, którego prosiłem, by interweniował w twojej sprawie i który od dawna prosił, by zwrócono ci wolność.

- Trzeba więc, by Battista powrócił do siebie. W końcu ten chłopiec jest rzymianinem i nie należy do domu bur-gundzkiego. czy nie służył u hrabiego de Celano?

- Który zniknął pod Grandson i wszelki ślad po nim zaginął. Ale proszę cię, pani, uspokój się! Jeszcze nic straconego. Po rozstaniu z tobą mam zatrzymać się w Saint-Claude i czekać tam na biskupa Nanniego. Legat ma wciąż nadzieję, że zdoła doprowadzić do zawarcia pokoju między Burgundią i kantonami. Zależy na tym papieżowi i cesarzowi, a biskup pragnął się ze mną widzieć. Razem zastanowimy się, co możemy zrobić. Młody Colonna mógłby zostać wezwany do Rzymu... na przykład z powodu żałoby w rodzinie?

- Masz zamiar uzyskać zgodę legata na wypowiedzenie kłamstwa szytego tak grubymi nićmi, panie?

Mimo powagi chwili Panigaroła roześmiał się.

- Moje drogie dziecko, dowiedz się, że tak w polityce jak w dyplomacji, prawda i kłamstwo są pojęciami abstrakcyjnymi. Liczy się tylko rezultat... a biskup Nanni jest jednym z najlepszych dyplomatów, jakich znam. Tak więc uzbrój się w cierpliwość! Pozwól staremu przyjacielowi, by cię ucałował, gdyż stałaś mu się drogą. Miewaj się dobrze, donno Leonardo!