- Gdyby nie on, zginęłabym, ale niebezpieczeństwa, na które się narażałam, nie przeszkadzały ci spać spokojnie. Omal nie zostałam stracona przez księcia, omal nie zginęłam od miecza Campobasso... wreszcie straciłam Filipa... którego dopiero co odnalazłam. Jestem tutaj po to, by się z nim połączyć i aby jego barwy pojawiły się jeszcze raz obok sztandaru Burgundii.

Głos jej drżał od łez. Zwiększało to gniew Fiory, gdyż miała sobie za złe, że zdradza swoją słabość przed tym człowiekiem. Uważała go wcześniej za przyjaciela, a tymczasem wystarczyło, by to nędzne lotaryńskie książątko pojawiło się między nimi, i zmienił się w nieubłaganego wroga.

- Brawo! Widzę, że stałaś się dobrą Burgundką, a nawet przyjaciółką tego księcia, któremu poprzysięgłaś śmierć?

- Nie jestem jego przyjaciółką, ale był dla mnie dobry. Próbował ukoić mój ból, a nawet wyznał mi, dlaczego nie uratował Jana de Brévailles, choć go kochał.

- I uwierzyłaś mu oczywiście. To takie łatwe, kiedy ma się ochotę wierzyć!

- I tak łatwo jest przeczyć oczywistości, kiedy się chce pozostać ślepym!

Chciałabym tylko dowiedzieć się, co ty zrobiłeś, by wypełnić przysięgę?

- Może więcej niż myślisz. Wiem, że René II został wyznaczony przez los, by pokonać Zuchwałego i to właśnie dziś zrobił... Twój książę ucieka, porzucił cię.

- A twój, nawet jeśli zwyciężył, to z pewnością nie sam. Powiedziałabym nawet, że to zasługa Szwajcarów. Ale, Demetriosie, jeśli tak zależy ci na śmierci Karola Burgun-dzkiego, to dlaczego nie próbujesz zbliżyć się do niego? Jako cudzoziemski lekarz nie miałbyś z tym kłopotu, tym bardziej, że jest chory. Zrób to i zabij go... Nie? Nie masz na to ochoty? Oczywiście, nie uszedłbyś z tego z życiem, a coś mi mówi, że teraz zależy ci na życiu.

- Nie bardziej niż przedtem, ale mam coś jeszcze do zrobienia. Zresztą tobie byłoby łatwiej uwolnić od niego ziemię, którą miażdży swoją pychą i szaleństwem. Na przykład przy pomocy tego...

Z zamszowego woreczka wiszącego u pasa Demetrios wyjął małą fiolkę, która zamigotała w świetle świec:

- Trzy krople i Zuchwały nie będzie już mógł niszczyć swego ludu, posyłać na śmierć żołnierzy! Słyszysz te krzyki? Szwajcarzy dotrzymują słowa i zarzynają każdego, kto wpadnie im w ręce. Burgundczyk zrobiłby to samo, gdyby zwyciężył. To potwór spragniony krwi.

Mógłby tak mówić długo, ale Fiora już go nie słuchała. Patrzyła z obrzydzeniem na fiolkę lśniącą w palcach Greka.

- Nie. Nigdy nie zrobisz ze mnie trucicielki! Oświadczyłam ci to już we Francji. Trucizna to podła broń.

- Zgoda! - westchnął Demetrios stawiając maleńką fiolkę na stole. - Możesz użyć takiego środka, jak ci się spodoba, ale wiedz jedno: dopiero kiedy Zuchwały umrze, oddam ci twego męża.

- Mego męża?... Filipa? Filip żyje?

- Tak. Ja również byłem pod Grandson - tym razem bez księcia René. Znalazłem Selongeya na polu bitwy. Zabrałem go, opatrzyłem... i ukryłem w miejscu, w którym nie zdołasz go odnaleźć bez mojej pomocy.

- Filip żyje!... Mój Boże! Więc zdarza Ci się wysłuchać modlitwy?...

- Zostaw Boga w spokoju! Czas nagli. Zuchwały musi zginąć, słyszysz?... Możesz myśleć o mnie, co chcesz, ale jesteś jedyną osobą, która może się do niego zbliżyć. Działaj więc! On musi umrzeć...

Nagle Fiora odzyskała zimną krew. Dumnie wyprostowana zmierzyła wzrokiem tego, którego tak długo uważała za przyjaciela:

- Co z ciebie za człowiek, Demetriosie Lascarisie, że ośmielasz się użyć podobnego sposobu? Ślepa nienawiść odbiera ci trzeźwość sądu i wstręt budzi we mnie teraz krew, którą zmieszałeś z moją...

- Czyżby Selongey był ci tak drogi? Wiesz, że zapomniał o tobie. Przypomnij sobie tę młodą kobietę...

- Wdowę po jego starszym bracie, zmarłym przed laty. Zresztą nie wiem, co cię to może obchodzić. Idź swoją drogą, a mnie pozwól podążać moją.

W tym momencie do namiotu weszło jednocześnie dwóch mężczyzn. Jednym był pokryty błotem i krwią Panigarola, drugim jasnowłosy, szczupły mężczyzna o niebieskich oczach, noszący na zbroi naznaczoną podwójnym białym krzyżem tunikę ze złotogłowiu, której rękawy były w jego barwach, biało-czerwone. Widząc, że Demetrios przyklęknął przed nim, Fiora zrozumiała, że jest to książę René...

- Jest tutaj! - zawołał mediolańczyk podbiegając i biorąc Fiorę za rękę. - Wasza Wysokość, oto młoda kobieta, o której ci mówiłem. Dzięki Bogu, żyje!

- Jestem z tego powodu szczęśliwy, panie Panigarola. Doprawdy szkoda byłoby, gdyby jakieś nieszczęście przytrafiło się tak ładnej damie... Rozumiem, dlaczego tak narażałeś się, by ją odnaleźć...

- Ryzyko nie było takie duże, dostojny panie, z chwilą gdy rozpoznałem twój sztandar. Wiedziałem, że uszanujesz mój.

- Do czego byśmy doszli, gdybyśmy zaczęli zabijać dyplomatów? Odejdź teraz bezpiecznie. Oddział moich ludzi wyprowadzi cię stąd... Pozdrawiam cię, pani, i mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane znowu cię spotkać... w mniej tragicznych okolicznościach.-

Fiora skłoniła się tylko księciu i wyszła nie spojrzawszy nawet na Demetriosa...

To co zobaczyła po drodze omal nie przyprawiło jej o mdłości. Wszędzie podrzynano gardła, miażdżono, strzelano z łuku do nieszczęśników próbujących uciec przez jezioro. Był to przerażający widok, straszliwe piekło. W końcu mocno zamknęła oczy i zasłoniła dłońmi uszy, by nie słyszeć krzyków i rzężenia w agonii. Pozwalała się prowadzić Panigaroli, który wziął wodze jej konia. Dopiero, gdy usłyszała, że jęki cichną, zrozumiała, że oddalili się od pola śmierci.

- Możesz otworzyć oczy, pani - powiedział Panigarola spokojnie - jesteśmy sami...

Usłuchała i bezskutecznie próbowała się do niego uśmiechnąć.

- Jak ci podziękować, panie? Wróciłeś do tego piekła dla mnie?

- Byłem jedynym, który mógł to zrobić. Książę zdołał uciec z niewielkim oddziałem. Nigdy nie widziałem go tak oszalałego, niemal nieprzytomnego... Sądzę, że pozwoliłby się zabić na miejscu, gdyby grupa żołnierzy nie pociągnęła go za sobą... Ale pomyślmy o tobie, pani! Jeśli czujesz się lepiej, to wrócimy do Lozanny tak szybko, jak to możliwe. Według pogłosek, które do mnie dotarły, Szwajcarzy uderzą teraz tam. Trzeba pojechać po Leonardę i młodego Battistę.

Fiora rzuciła mu przerażone spojrzenie i puściła swego konia galopem. Tylko tego brakowało, by zabito jej drogą Leonardę!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

ŚMIERĆ WŁADCY

Trzy dni później, po niebezpiecznej podróży, w czasie której chcąc uniknąć spotkania z licznymi bandami, zmuszeni byli do ponownej wędrówki w stronę Orbe. Paniga-rola, Fiora, Leonarda i Battista dotarli do malowniczo zrośniętego ze skalistym zboczem, górskiego miasteczka Saint-Claude. Miasto, zamieszkane głównie przez rzeźbiarzy i kamieniarzy zgrupowanych w prężnym cechu, przytulone było ciasno do obu strumieni i dużego opactwa benedyktynów, którego przełożonym przed laty był święty Klaudiusz. Bramy klasztoru otwarły się szeroko przed ambasadorem Mediolanu i jego towarzyszami.

Zastali tam wielkiego bastarda Antoniego; przybył tu chwilę wcześniej, właśnie zsiadł z konia i bez większych ceregieli rzucił się Panigaroli na szyję, by go uściskać:

- Panie ambasadorze, powiedz proszę swemu władcy, że jestem mu bardzo wdzięczny. Gdyby nie ten wspaniały rumak, którego mi ofiarował, straciłbym życie w Morat. Chyżość konia mnie uratowała.

- Twoja waleczność również, dostojny panie. Czy jesteś tu sam? Sądziłem, że i książę postanowił tutaj przybyć?

- Rzeczywiście, miał taki plan, zmienił go jednak. Dowiedziawszy się, że księżna Sabaudii z dziećmi schroniła się w Gex, udał się tam z panem de Givry i Oliwierem de la Marche, aby przekonać panią Jolandę, by pojechała z nim do Burgundii.

- Do Burgundii?

- Sądzę, że pragnie się upewnić co do jej wierności.

- Aha! A... w jakim jest nastroju?

- Jest wściekły. Przysięga, że wkrótce zgromadzi olbrzymią armię, uderzy na kantony i zrówna je z ziemią. Obawiam się - dodał Antoni Burgundzki ze smutkiem - że ucierpiał jego rozum.

- Nie, dostojny panie... on po prostu marzy! Nigdy nie przestał marzyć. Najpierw o cesarstwie, później o dawnym królestwie Lotara. I to właśnie marzenie rozwija poprzez nienawiść, jaką budzą w nim Szwajcarzy. Daj Boże, by końcowe przebudzenie nie było zbyt okrutne! Czy wiadomo, ilu ludzi stracił?

- Chcesz powiedzieć: ilu zostało zmasakrowanych? Wiele tysięcy, między innymi Jan Luksemburski, Somer-set, większość angielskich łuczników. Galeotto, który tak długo, jak mógł, wytrwał przed książęcym namiotem, zdołał wraz z dwoma towarzyszami przedrzeć się i uciec. Niestety Szwajcarzy również tym razem, tak jak w Grandson, położyli łapę na naszym obozie i nowej artylerii. To klęska, jeszcze większa od tamtej.

- Czy mogę zapytać, jakie są teraz twoje rozkazy, dostojny panie? Czy poczekasz tutaj na księcia?

- Nie. Jutro wyjeżdżam do Salins, aby zebrać tam ocalałych żołnierzy. Jeśli tacy są! Tam się połączymy. Czy chcesz, panie, pojechać ze mną?

- Z przyjemnością, jeśli moje towarzyszki nie są zbyt' wyczerpane.

Tymczasem w domu dla gości, do którego zostały zaprowadzone zaraz po wkroczeniu do opactwa, Leonarda przy pomocy stopionego wosku leczyła swoje siedzenie, niezbyt przywykłe do szalonych galopad na koniu. Nie przestawała gderać i skazywać Demetriosa na wszystkie ognie piekielne. Gniew nie opuszczał jej, odkąd Fiora opowiedziała o swoim spotkaniu z Grekiem.

- Ten stary wariat musiał do reszty stracić rozum! Nigdy nie ukrywałam przed tobą, pani, co myślę o zemście, a mimo to pozwalałam ci działać. Dzięki Bogu nie musiałaś splamić sobie rąk.