Fiora opowiedziała w kilku słowach o powrocie Małgorzaty do zamku jej przodków i o tym, co tam obie zastały:

- Twoja matka, panie, jest spokojna - dodała - a nawet sądzę, że odnalazła coś, co przypomina szczęście...

- A ty, panie - przerwała Leonarda obserwująca młodzieńca z uwagą - ty, który tyle spodziewałeś się po życiu w wojsku, czy jesteś szczęśliwszy niż w klasztorze?

- Tak, gdyż zbyt cierpiałem w Citeaux, ale przyznaję otwarcie, że to co teraz robię, również nie bardzo lubię. Kiedy was opuściłem, zaciągnąłem się do wojska hrabiego de Chimay podając się za syna rzemieślnika z Dole. I dość szybko zrozumiałem mój błąd: zazdrościłem wspaniałego życia rycerzom, ale ja sam, nie mając już prawa do własnego nazwiska, mogłem się spodziewać tylko tego, że zestarzeję się w zbroi, pośród żołnierzy, mając prawo przywołać markietankę, by zaspokoić potrzebę miłości. A poza tym wojna budzi we mnie wstręt. Widziałem zbyt wiele okrucieństwa.

- A więc odejdź stąd, panie! - powiedziała Fiora naglącym tonem. - Wróć do domu! Matka będzie szczęśliwa z twego powrotu, a ojca nie musisz się już obawiać.

Krzysztof wstrząsnął ramionami, jakby chciał zrzucić z nich ciężki smutek, który go przygniatał:

- Zapominasz o moich złamanych ślubach! Jestem mnichem, który porzucił zakon. Gdy tylko pojawię się w Burgundii zostanę doprowadzony do klasztoru i skazany na in pace póki śmierć mnie nie zabierze. Wolę już, żeby zastała mnie ona na polu walki, pod sklepieniem niebios, a nie w głębi jakiegoś lochu...

- Może będę mogła ci pomóc, panie. Jest tu znany mi legat papieski. Czy gdybym uzyskała dla ciebie zwolnienie ze ślubów, wróciłbyś do Brevailles?

Krzysztof odwrócił głowę, aby Fiora nie mogła czytać w jego oczach:

- Może... ale nie teraz! Książę zaatakuje Szwajcarów, a mówi się, że ty będziesz przy nim. Ja również chcę tam być.

- Krzysztofie! - westchnęła Fiora - musisz raz na zawsze przestać myśleć o mnie. Nie budzi to we mnie żadnej radości, a wprawia w zakłopotanie. Skoro dowiedziałeś się o moim ślubie, to wiesz również, że jestem wdową.

- Możesz mówić, co chcesz pani. Nie można rozkazywać sercu.

- Wiem o tym lepiej niż ty, gdyż kocham jedynie tego, którego zabrała mi śmierć. Póki żyć będę, kochać go nie przestanę. Jedyne czego pragnę, to połączyć się z nim. A teraz pożegnajmy się.

- Chwileczkę - powiedziała Leonarda. - Nie zapomnij o swojej obietnicy porozmawiania z legatem.

- Prawda. Pod jakim nazwiskiem zaciągnąłeś się u hrabiego de Chimay?

- Krzysztof Laine. Słynne nazwisko, jak widzisz, pani -powiedział z goryczą młody człowiek.

- Wszystkie wielkie nazwiska pochodzą od innego, znacznie mniejszego - powiedziała Fiora surowo. - Nawet królewskie. Być może mógłbyś, panie, uczynić coś z tym, ale skoro żałujesz swojego, spróbuję ci pomóc je odzyskać, abyś mógł ze spokojem powrócić do domu...

- Gardzisz mną, prawda? - zapytał Krzysztof oblawszy się rumieńcem. - Pani de Selongey ma dla mnie jedynie wzgardę?

- Nie, ale przyznam, że mnie rozczarowujesz. Czas, byś stał się mężczyzną.

- Daj więc sobie spokój z pomocą i nie zajmuj się już mną! - zawołał, nagle rozwścieczony, i zanim zdołała go zatrzymać odwrócił się i uciekł. Fiora zrobiła ruch, jakby chciała go gonić, ale Leonarda ją powstrzymała.

- Cóż to? - powiedziała. - Czy zamierzasz biec przez ulice w sukni z trenem i czepcu wysokim jak wieża katedralna? Pozwól temu chłopcu robić co chce, nawet jeśli sam dobrze nie wie, czego pragnie. Pojmuje jedynie, że jest w tobie zakochany i chciałby być przy tobie dniem i nocą.

- Czego ja nie chcę. Sądzę, że najlepiej byłoby, gdybym porozmawiała z Nannim.

- Nie rób tego na razie! Jeśli młody Brévailles ostatecznie postanowi wrócić do domu, na pewno przyjdzie ci o tym powiedzieć.

Spotkanie z Krzysztofem zaniepokoiło jednak Fiorę. Myśl, że jej dobry uczynek sprzed roku zdawał się powodować niekorzystną sytuację była jej nieznośna. Bardziej niż kiedykolwiek brak jej było Demetriosa, zawsze wiedzącego, jak należy postąpić. Demetrios jednak zdawał się porzucić ją dla młodego księcia Lotaryngii i Fiora nie była pewna, czy nie ma mu tego za złe.

W ciągu następnych dni książę Karol poważnie się rozchorował, przestała więc myśleć o wuju. Dotknięty ostrym nieżytem żołądka i puchliną wodną, zniekształcony bólem, z opuchniętymi nogami, książę został niezwłocznie przewieziony do Lozanny, gdzie księżna Sabaudii kazała przygotować dla niego apartament w swoim zamku. Przez trzy dni i trzy noce poważnie obawiano się o jego życie, a lekarze nie odchodzili od łoża chorego. Miasto trwało w ciszy, uczepione tego urywanego oddechu, nie wiedząc czy za chwilę nie zgaśnie.

- Żeby chociaż można mu było zanieść jakąś dobrą wiadomość - westchnął Panigarola - to by go trochę podniosło na duchu, ale docierają do nas same okropne wieści. W Lotaryngii wojska księcia René pod rozkazami bastarda de Vaudémont odzyskały Epinal, Vezelise, Thenod i Pont-Saint-Vincent. Nikt oczywiście nie śmie mu o tym powiedzieć. Zatrułoby to może jego ostatnie godziny.

- Czy jest aż tak źle?

- Tak, choć trudno się czegoś dowiedzieć. Pilnuje go księżna Jolanda. Udałaby głuchą, gdyby chciał zobaczyć się z którymś z nas lub z obojgiem. Ale mówią, że jest nieprzytomny. Jedynie wielki bastard może się do niego zbliżyć. Wczoraj widziałem go wychodzącego ze łzami w oczach.

- Jaka szkoda! We Florencji miałam przyjaciela, wielkiego lekarza z Bizancjum, zdolnego czynić cuda...

- We Florencji? Musiał więc utracić swój talent, gdyż twoje miasto rodzinne jest w żałobie, droga Fioro.

- W żałobie? Chyba to nie... dostojny pan Lorenzo?

- Nie. To jakaś młoda kobieta, niezwykle piękna, jak mówią. Może ją znałaś, pani? Nazywano ją tam Gwiazdą Genui...

- Simonetta! - szepnęła Fiora z głębokim smutkiem. -Simonetta umarła?

- Kilka dni temu w willi Medyceuszy w Piombino, dokąd ją przewieziono w nadziei, że morskie powietrze ją uzdrowi, ale wszystko okazało się daremne. Pogrzeb odbył się następnego dnia w kościele Ognissanti pełnego zapłakanych floren tczyków...

Tak więc przepowiednia Demetriosa spełniła się! Zdawało jej się, że słyszy głęboki głos Greka, gdy na balu wszyscy patrzyli na Giuliano i Simonettę uśmiechających się do siebie i rozmawiających po cichu:

Zostało jej już tylko piętnaście miesięcy życia. Florencja pogrąży się w żalu, ale ty, pani, nie zobaczysz tego... Fiora, szczerze zasmucona, pomyślała, że Giuliano Medyceusz musi być bardzo nieszczęśliwy... I że kruchy, czarujący kwiat jej młodości nadal się rozpadał, zanikał. Florencja przeżyła najpiękniejsze festyny, najmilsze chwile, gdy inspirował je uśmiech Simonetty.

Kto chce szczęśliwym być niech spieszy się, bo nikt pewny jutra nie jest.

- mówiła prorocza piosenka Medyceusza. Fiora pomyślała, że szczęście dwukrotnie przeszło obok, a ona nie zdołała go pochwycić. Po raz trzeci pewnie się nie pojawi...

Nie spełniły się obawy. Zuchwały wyzdrowiał, ogolił się i wrócił do zajęć. 6 maja, jeszcze osłabiony chorobą, podpisał w sypialni umowę małżeńską między swoją córką i synem cesarza. Ślub wyznaczono na listopad i miał się odbyć w Kolonii lub w Akwizgranie.

Była to jedyna dobra wiadomość.

Złe napływały ciągle. Szwajcarzy kontynuowali walki z Sabaudią. Oddziały z Valais zajmowały wyżej położoną część doliny Rodanu, a w Val d'Aoste weneckie i lombar-dzkie wojska zwerbowane przez Zuchwałego nie mogły pokonać przełęczy Grand-Saint-Bernard. Wysłany przeciwko oddziałom z Valais szwagier Jolandy, waleczny hrabia de Romont, musiał się wycofać, a Szwajcarzy opanowali wschód i południe Jeziora Genewskiego. Z Lozanny widać było rozniecone przez nich pożary... Wreszcie trzeba było powiedzieć księciu o wydarzeniach w Lotaryngii.

Karol, jeszcze zbyt słaby, by wpaść w zwykły sobie gniew, przyspieszył przygotowania do walki. W trzy dni po podpisaniu umowy małżeńskiej dosiadł konia odziany w tunikę z wyszywanego złotem jedwabiu podbitą futrem kuny -ciężar zbroi był jeszcze zbyt wielki dla jego wychudłych ramion - i przez cztery długie godziny dokonywał przeglądu wojsk. Jego żołnierzom przydzielono piki równie długie jak piki Szwajcarów. Zredukowano jazdę. Liczebność wojsk wynosiła około dwudziestu tysięcy wojowników, z których jedną trzecią stanowili niezbyt pewni najemnicy, a jedną czwartą Sabaudczycy zdecydowani walczyć do ostatniego tchnienia. Postanowiono, że 27 maja książę wyruszy w drogę do Berna, armia zaś zająć miała pozycję w Morrens. Około mili na północ od Lozanny. Fiora wraz z Panigarolą została zobowiązana do towarzyszenia księciu. Ponieważ niemłodej Leonardy nie można było zabrać na wojenną wyprawę, Fiora pożegnała się z nią w oberży „Złoty Lew".

Było to pożegnanie bez słów. Wiedząc, że wobec determinacji młodej kobiety wszelkie prośby byłyby daremne, Leonarda ucałowała Fiorę w milczeniu, ale przytuliła ją bardzo mocno, a łzy płynęły powoli po jej twarzy.

- Nie obawiaj się Leonardo - uspokajał ją Panigarolą, który przyszedł pożegnać się z nią po wyjściu Fiory. - Będę nad nią czuwać. Nieczęsto zdarza się, by zabito ambasadora.

- Ale mówią, że Szwajcarzy przysięgli nie brać jeńców! Była to prawda. We wszystkich kantonach powołano co drugiego mężczyznę. To dało potężną armię, w której wszyscy złożyli przysię-

gę, że będą natychmiast zabijać swoich jeńców.

- To prawda, jednak ja nie będę jeńcem, a donna Fiora pozostanie przy mnie. Sztandar Mediolanu jest znany. Znajdująca się na nim żmija będzie dobrą ochroną dla nas obojga...

- Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i że ją lubisz, panie ambasadorze... ale ona chce umrzeć... a jest dla mnie jak rodzona córka.