Nie uległ trosce o wspaniały wygląd jak pozostali panowie. Pod płaszczem z własnym herbem - srebrne orły na lazurowym polu - który zdobił również jego wierzchowca, nosił bojową zbroję. Uniesiona przyłbica hełmu opasanego hrabiowską koroną pozwalała rozpoznać jego wspaniały profil. Przytrzymując mocną ręką wysoko w górze łeb konia jechał przed siebie z nieobecną miną, nie patrząc na nic i na nikogo. Jego twarz w obramowaniu błękitniejącej stali była bardzo blada i Fiora przypomniała sobie, że dwa dni wcześniej został ranny. Przyglądała się usilnie oddalającej się dumnej postaci męża i nie dostrzegła Campobasso jadącego za nim.

On ją jednak dostrzegł i chcąc by na niego spojrzała poruszył się w siodle tak gwałtownie, że jego koń skręcił i potrącił konie sąsiadów, z czego wynikło pewne zamieszanie i Fiora machinalnie zwróciła wzrok w tamtą stronę. Rozpoznawszy Campobasso cofnęła się gwałtownie i odsunęła od okna. Sam widok tego mężczyzny, który posiadł jej ciało, wywoływał w niej teraz odrazę. Oddałaby teraz wszystko, by w jej życiu nie zdarzyło się nigdy Thionville.

- Mam tego dość - powiedziała do Battisty, który wszedł do środka razem z nią. - Chciałabym pójść do mojego pokoju.

- Tak ci spieszno, pani? Czy wiesz, że przed twymi drzwiami zostaną postawieni strażnicy?

- Nie mam żadnych złudzeń co do mojego losu. Książę mnie nienawidzi i pragnie tylko jednego: bym zniknęła mu z pola widzenia, czy przez śmierć, czy przez unieważnienie małżeństwa.

- To możliwe... ale ty, pani, czego pragniesz? Jesteś niewiele starsza ode mnie, a więc pragnienie śmierci byłoby przedwczesne.

- Nie pragnę jej, ale jestem zmęczona walką z nieustannie prześladującym mnie losem. Miałam ojca i już go nie mam, miałam męża i straciłam go, tak z jego winy, jak z mojej. Widzę, że chcąc się zemścić straciłam wszystko. To, co się może zdarzyć, nie ma znaczenia. Widzisz Batti-sto, wydaje mi się, że jestem przede wszystkim bardzo, bardzo zmęczona... Chciałabym zasnąć i nigdy się nie obudzić...

- To nie jest rozsądne. Dwóch mężczyzn będzie walczyć dla ciebie, z miłości do ciebie, pani...

- Nie! Z miłości własnej. To nie to samo. Tymczasem książę Karol, dotarłszy pod katedrę świętego

Jerzego, zsiadł z konia i zgodnie z miejscowym zwyczajem powierzył wierzchowca kanonikowi, po czym proboszcz katedry wprowadził go do kościoła. Zwycięski władca miał tam wysłuchać mszy i złożyć przysięgę, którą w dniu koronacji składali zawsze książęta Lotaryngii. Mógłby się od tego uchylić, ale zależało mu na uspokojeniu ludności, nie lekceważył więc żadnego z miejscowych zwyczajów. Sądził, że zaskarbi sobie tym wdzięczność mieszkańców Nancy.

Klęcząc przed rozjarzonym świecami ołtarzem rozkoszował się godziną chwały, gdyż po raz pierwszy obie części jego kraju zostały połączone brakującym ogniwem, które stanowiła Lotaryngia. Wkrótce cesarz, z którego synem miał nadzieję zaręczyć swoją córkę, włoży mu na głowę królewską koronę, a Burgundia, wreszcie oderwana od starego pnia kapetyńskiego i od wszelkiego posłuszeństwa cesarzowi, podąży swobodnie ku cudownemu przeznaczeniu, do którego dawały jej prawo potęga i bogactwa... Wkrótce... ale jeszcze nie od razu. Najpierw kantony szwajcarskie, te państewka pastuchów i kmiotków, będą musiały zapłacić za zuchwałość, jakiej dowód dały odbierając mu hrabstwo Ferrette, atakując Comte Franche i zapuszczając się na ziemie jego wiernej sojuszniczki Jolandy Sabaudzkiej. A nastąpi to już niedługo. Później, po przerwie pozwalającej nowemu królowi na zgromadzenie największej armii świata, pójdzie zrzucić z ozdobionego liliami tronu Ludwika XI i Francja wreszcie będzie miała władcę godnego minionej świetności.

Zuchwały marzył w kościele, w którym jeszcze wczoraj wznoszono modły, by Bóg oddalił od starego kraju najeźdźcę i jego armię. Karol jednak nie wątpił ani przez chwilę, że rychło nakłoni nowych poddanych, by dziękowali niebu, że dało im księcia tak wspaniałego, tak szlachetnego i tak walecznego jak on. Stanowić to będzie dla nich pewną odmianę po Dzieciaku, tym biednym małym René II, który zamiast umrzeć w walce, wolał szukać schronienia za spódnicą matki i płakać nad swoją bezsilnością.

W czasie gdy szykowano wielki bankiet i zabawę publiczną, które miały spowodować chwilowe chociaż oderwanie myśli mieszkańców Nancy od wspominania zabitych krewnych i żałowania zniszczonych domów, Fiora przyjmowała wizytę biskupa Nanniego. Podziękowała mu za opiekę, którą ją otoczył. Wiedziała, że dzięki legatowi papieskiemu znalazła się w tej komnacie a nie w więzieniu.

- Nie ma w tym wielkiej mojej zasługi, drogie dziecko. Nawet jeśli to się księciu nie podoba, nie może zmienić faktu, że jesteś legalną hrabiną de Selongey. Jest ci winien pewne względy.

- A jednak chętnie by mnie stracił. Byłoby to dla niego podwójnie korzystne, gdyż uwolniłby Filipa a jednocześnie pozwoliło zapomnieć o tej historii z posagiem.

- Bądź pewna, pani, że będziesz miała prawo do wszelkich honorów należnych twej pozycji - powiedział biskup z uśmiechem - ale do tego jeszcze nie doszło. Powiedziałbym nawet, że twoją największą szansą na uniknięcie katowskiego miecza jest właśnie ten dług, który książę ma względem ciebie. Sto tysięcy florenów to ogromna suma. Nie jest w stanie jej zwrócić. Jego rycerski honor przeciwstawia się temu, co byłoby niezbyt eleganckim sposobem pozbycia się wierzyciela. Przyszedłem ci to powiedzieć, pani, aby cię trochę uspokoić, a także, by cię powiadomić, że pojedynek między hrabią de Selongey a Campobasso będzie miał miejsce jutro o północy w murach zamku. Świadkami będą jedynie: sam książę, ty, ja i dwóch sekundantów. Wielki bastard Antoni będzie pełnić rolę sędziego. Walka toczyć się będzie... do ostatniej kropli krwi.

- To znaczy?

- Że kres jej będzie mogła położyć jedynie śmierć jednego z przeciwników.

Lodowata strużka potu spłynęła po plecach Fiory, która zadrżała jakby do komnaty wpadł zimowy wiatr i owiał ją swoim chłodem:

- To okropne - wyjąkała. - To niemożliwe! Książę nie może zgodzić się na coś takiego! Nie mogę w to uwierzyć. To potworne!

- A jednak tak trzeba. Nie znasz praw feudalnych tych krajów. Przyznaję zresztą, że zwyczaje ludzi po drugiej stronie Alp nie są lepsze, jeśli nie gorsze: u nas opłaca się mordercę, aby zabić wroga.

- Niech sobie będą lepsze czy gorsze, nie obchodzi mnie to.

I odwróciwszy się do legata plecami podeszła szybko do drzwi sypialni, otworzyła je i gwałtownie odepchnęła halabardy, które przed nią skrzyżowano.

- Chcę się zobaczyć z księciem! - powiedziała. - A jeśli spróbujecie mi przeszkodzić, będę krzyczeć tak głośno, że wszyscy się zbiegną. Powiem wtedy, że próbowaliście mnie zabić!

- Moje dziecko - prosił zatrwożony Nanni - chyba o tym nie myślisz?

- Myślę wyłącznie o tym! Zaprowadź mnie, panie, w przeciwnym razie sama zdołam znaleźć drogę.

Mały biskup dreptał wokół niej ale powstrzymanie kobiety było niemożliwe: Fiora postanowiła, że tego wieczora zobaczy się z Zuchwałym. Spiesznie dotarli do antyszam-bru, w którym czuwało pół tuzina strażników. Oliwier de la Marche przechadzał się tam w towarzystwie kamerdynera księcia. Burzliwe wtargnięcie niewiasty sprawiło, że przystanęli.

- Zaanonsuj mnie księciu, panie! - rozkazała Fiora tak sucho, jakby zwracała się do służącego. - Chcę go widzieć!

- To niemożliwe - powiedział la Marche. - Jego Wysokość rozmawia z ambasadorem Mediolanu i nic tu po tobie, pani! Straże, odprowadźcie tę kobietę do jej pokoju!

- Nie dotykajcie mnie! - krzyknęła Fiora. - Muszę go widzieć w pilnej sprawie: chodzi o życie człowieka!

- A ja ci mówię, pani...

- Co się dzieje? Co to za hałas?

W drzwiach stanął Zuchwały. Objął spojrzeniem całą scenę, ujrzał Fiorę szarpiącą się z żołnierzami i legata próbującego bez skutku przemówić jej do rozsądku.

- Znowu ty, pani! - powiedział książę. - Teraz chcesz wedrzeć się do mnie siłą? Sądziłem, eminencjo, że odpowiadasz za tę wariatkę?

- Nie mogę odpowiadać za porywy serca - powiedział Nanni z westchnieniem.

- A donna Fiora jest bardzo, bardzo poruszona...

- A więc zastanówmy się nad tym poruszeniem. Wejdźcie oboje!

Nawet nie spojrzawszy na piękne wnętrze, przyozdobione przez służbę wspaniałymi meblami i arrasami, Fiora już w progu złożyła księciu głęboki ukłon.

- Wasza Wysokość - powiedziała - właśnie dowiedziałam się, że pojedynek ma mieć miejsce jutro. Błagam Waszą Wysokość, by do niego nie dopuścił.

- Do spotkania, w którym idzie o honor dwóch rycerzy? Trzeba być kupiecką córką, by wpaść na podobny pomysł.

- Trzeba być kobietą troszczącą się o sprawiedliwość... i kobietą, która kocha. Pan de Selongey jest ranny: walka nie będzie wyrównana.

- O tym również wiesz, pani? Jak na kogoś, kogo trzymam w odosobnieniu, zdajesz się wiedzieć bardzo dużo o moich rycerzach - powiedział książę z cieniem uśmiechu, który napełnił nadzieją serce młodej kobiety. - Uspokój się, pani, rana Selongeya jest niegroźna.

- Ale to pojedynek do ostatniej kropli krwi!

- I co z tego?

Nogi ugięły się pod Fiorą, padła na kolana i ukryła twarz w dłoniach:

- Litości, Wasza Wysokość! Zrób ze mną co chcesz, wtrąć mnie do więzienia, wydaj katu, ale nie dopuść do tego strasznego pojedynku! Nie chcę widzieć, jak on umiera!

Zapadła cisza, którą zakłócał jedynie głośny oddech Fiory. Biskup Nanni już się pochylał, by ją pocieszyć, ale książę powstrzymał go gestem i powoli podszedł do klęczącej:

- Aż tak go kochasz, pani? Dlaczego więc Campobasso?

- Z zemsty... i by odciągnąć go od ciebie... Filip jest gotów wszystko ci poświęcić. Ode mnie chciał jedynie majątku dla twojej chwały, panie... i jednej nocy.