- Ogłuszeni żołnierze, zaatakowany paź! Cóż to znaczy? Kim jesteś!

- Virginio Fulgosi, panie kapitanie. Jestem w służbie Pana hrabiego de Campobasso - powiedział młody więzień, najwidoczniej odzyskując tupet. - Przyszedłem tu na jego rozkaz... Ta... ta kobieta przesłała mojemu panu bilecik, błagając, by pomógł jej uciec...

 Dziwny sposób pomagania komuś przez rzucanie się nań z czymś takim! - zawołała z oburzeniem Fiora pokazując poplamiony sztylet i dłoń zranioną w trakcie obrony. - Usiłował mnie zabić i gdyby nie ten dzielny człowiek - dodała, wskazując Estebana, który z powrotem założył hełm i zrobił skromną minę - leżałabym teraz martwa. Wysłuchaj go, panie, powie ci, co się tu stało. Później zawsze będziesz mógł zapytać Campobasso, jakie rozkazy dał temu chłopcu.

- Ona kłamie! - wrzasnął Virginio wijąc się jak wąż. Ten mężczyzna i ona znają się, to jeden z jej byłych kochanków!

Policzek, który wymierzył mu Kastylijczyk, mógłby ogłuszyć wołu, ale w jego głosie brzmiało jedynie cnotliwe oburzenie, kiedy oświadczył: - Oczywiście, że znam donnę Fiore od dawna! Była małym berbeciem, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy we Florencji, u jej szlachetnego ojca. Znam również Leonardę, jej oddaną guwernantkę i księcia Lascarisa, jej stryjecznego dziada. Bardzo chciałbym dowiedzieć się, co robi ona wśród tych wszystkich żołnierzy, narażona na zakusy pierwszego z brzegu łotra!

- Dobrze, przyjacielu! Zobaczymy co Jego Książęca Wysokość powie na to wszystko. Pójdziesz ze mną, aby mu opowiedzieć, co się stało. Później każę wezwać pana Campobasso... Donno Fioro, przepraszam cię za wszystko. Przyślę ci lekarza Jego Wysokości.

- Nie rób tego, panie Oliwierze. To zwykłe zadrapanie i będę umiała sama je opatrzyć, ale dziękuję za twą uprzejmość i polecam ci tego dzielnego chłopca, który z pewnością będzie doskonałym rekrutem w armii Jego Książęcej Wysokości: ma mężne serce i mocne ramię.

Pragnęła teraz tylko jednego: zostać sama. Nie mogła pomówić z Estebanem, ale świadomość, że jest blisko niej, że czuwa nad nią, była wielką pociechą. Była ciekawa w wyniku jakiego niewiarygodnego rozwoju wypadków Kastylijczyk posunął się-aż do wstąpienia do armii bur-gundzkiej? Powiedział, że zrobił to niedawno, ale co się z nim działo przez ostatnie dwa miesiące?... Nie mogąc znaleźć odpowiedzi zjadła nieco zimnego mięsa, dwie łyżki konfitury i wyciągnęła się na łóżku rozłożywszy na nim swój płaszcz zamiast oddanego Battisele koca. Po raz pierwszy od wielu nocy sen jej był spokojny, ufny. Tak niewiele potrzeba, by poczuć się bezpiecznie. Fakt przybycia Estebana w odpowiednim momencie i uratowania Fiory od pewnej śmierci oznaczał, że czuwała nad nią jakaś opatrzność. Tej pomocy z zaświatów nie przypisywała jednak Bogu. Nie dlatego, żeby już w Niego nie wierzyła - nigdy wierzyć nie przestała - lecz dlatego, że Wszechmogący zdawał się zajmować ludźmi jedynie po to, by zsyłać na nich cierpienie i troski. Nie, jeśli ktoś tam na górze czuwał nad nią, to mogła to być jedynie zbolała dusza człowieka, który poświęcił jej życie, dusza Francesca Beltramiego.

Przychodząc nazajutrz Battista przyniósł niestety wiele złych wiadomości. Przede wszystkim Filip de Selongey został lekko ranny w czasie wypadu zorganizowanego przez oblężonych. Następnie paź Virginio, którego oszalały z wściekłości Campobasso kazał stracić, został uratowany w wyniku interwencji samego Zuchwałego. Według księcia nie było rzeczą całkiem pewną, że chłopak nie powiedział prawdy i że nie chodziło o próbę ucieczki. Do czasu wyjaśnienia sprawy przekazano go prewotowi armii. Wreszcie ulewa spowodowała osunięcie się ziemi, która zasypała całą kompanię. Rozjątrzona okropną pogodą armia była 0 krok od buntu i, według pazia, biskup Metzu, Jerzy de Bade, który chętnie widziałby swego brata, margrabiego, co najmniej zarządzającym Lotaryngią, nie przestawał Przemierzaćobozu nakłaniając ludzi do cierpliwości i twierdząc, że w przeciwieństwie do oblężonych nie grozi im brak prowiantu...

- Ale - spytała Fiora - gdzie się podziewa ten ich słynny książę René? Czy nie przyjdzie z pomocą wygłodniałemu miastu?

 Sądzę, że chętnie by to zrobił, lecz nie może. Jest we Francji, próbuje uzyskać pomoc od króla Ludwika, ale ten, jeśli dobrze zrozumiałem, wcale nie zamierza znowu zerwać układów podpisanych w Soleuvre.

- Miejsce dowódcy jest na czele wojsk, szczególnie jeśli walka jest beznadziejna. Jeśli chodzi o waszych Burgund-czyków - nie wiem na co się uskarżają:

wystarczy, że spokojnie poczekają aż miasto umrze z głodu. Czy to takie trudne?

- Może nie, ale to już druga zima, której nadejścia oczekują przed zamkniętymi bramami. Jeszcze nie zapomnieli oblężenia, a Nancy już mają dość. Trzeba to zrozumieć!

Ostatnią złą wiadomość przyniósł dowódca gwardii: książę Karol rozkazał, by przyprowadzono mu więźniarkę. Fiora bez słowa wzięła płaszcz, narzuciła kaptur na głowę i poszła za oficerem przez strugi deszczu, w których obóz zaczynał tonąć.

Książę oczekiwał w pomieszczeniu mniejszym niż to, w którym przyjął ją poprzednio. Był to rodzaj zbrojowni ozdobionej cennym, tkanym złotą nicią arrasem. Książę siedział tam w towarzystwie pulchnego człowieczka, którego ujmującą, zwieńczoną siwymi, drobno skręconymi włosami głowę zdobiła fioletowa, pokryta złoto haftowana mitra. Fałdzista szata o barwie ametystów osłaniała jego niewielką, krągłą postać. Na szyi miał zawieszony duży krzyż ze złota i rubinów. Niewielkie rączki zdawał się przygniatać duszpasterski pierścień.

Zrozumiawszy, że musi to być legat papieski, Fiora zgięte przed nim kolano, z przyjemnością każąc Zuchwałemu poczekać na należny mu ukłon. Kiedy złożyła obydwu dowód szacunku, czekała spokojnie, co nastąpi dalej.

- Oto - powiedział książę ostro - kobieta, o której mówiłem Waszej Eminencji. Niewiasta, o której nie wiadomo dokładnie ani kim jest, ani skąd pochodzi. Nazywa się Fiora Beltrami i została, jak się wydaje, sekretnie poślubiona przez hrabiego de Selongeya, naszego wiernego sługę, ale prawdopodobnie jest również szpiegiem Ludwika Francuskiego oraz, z niejasnych pobudek, kochanką hrabiego de Campobasso. Doprowadziła go niemal do szaleństwa, więc ten wyzwał na pojedynek Filipa.

- Wydawało mi się - przerwał biskup z uśmieszkiem -że wyzwali się nawzajem. Mówią, że chwycili się za czuby jak dwaj woźnice w oberży i że trzeba było pięciu ludzi, by ich rozdzielić...

- Oczywiście, oczywiście! Stanowi to jednak wciąż zagrożenie spokoju armii, które chciałem oddalić, rozkazując obu przeciwnikom, by odłożyli pojedynek do czasu zdobycia Nancy. Zgodzili się na to, ale ostatniej nocy paź Campobasso zakradł się do namiotu tej kobiety. Wywiązała się walka i teraz... trochę za dużo się o tym mówi. Ludzie są poruszeni.

- Zgadzam się z tym, mój synu, ale to wielkie poruszenie zdaje się wynikać raczej z nie kończącego się oblężenia i obrzydliwej pogody zsyłanej nam przez Pana Boga dla naszej wspólnej pokuty.

Fiora spojrzała na Alessandro Nanniego ze zdziwieniem. Wcześniejsze kontakty z mnichem Ignacio Ortegą dały jej zupełnie inne wyobrażenie o wysłannikach Sykstusa IV. Ten legat wydawał jej się zarazem miły i pogodny. Zmarszczone brwi Zuchwałego przekonały ją, że wrażenie było słuszne.

- Tak czy inaczej - podjął książę - ta skandaliczna sytuacja musi się skończyć. Ślub Selongeya i tej kobiety odbył się we Florencji, w tajemnicy. W naszym oczach jest on nieważny. Selongey pogwałcił prawo feudalne zabraniające zawierania związku małżeńskiego bez zgody suwere-na, w tym wypadku nas!

- To niewątpliwie błąd, ale obawiam się, mój synu, że w oczach Boga wygląda to inaczej. Kto udzielił wam ślubu, dziecko?

- Przeor klasztoru San Francesco w Fiesole, eminencjo.

- Działałaś dobrowolnie czy pod przymusem?

- Dobrowolnie... i byłam taka szczęśliwa!

A pan de Selongey? Czy on również był szczęśliwy?

- Tak mówił... ale może lepiej byłoby jego o to zapytać. Przysiągł, że kocha mnie i tylko mnie. Możliwe, że skłamał.

- Czy ty również przysięgałaś, pani? A jednak, jeśli to, co mówią jest prawdą...

- Oddałam się hrabiemu de Campobasso. To prawda. Sądziłam, że moje małżeństwo jest nieważne. Czułam się wyszydzona.

- Czy więc jego także kochasz?

- Nie... - szepnęła Fiora czując, że jej policzki płoną -ale... zostałam... zdradzona przez naturę i przyznaję, że sprawiło mi to przyjemność.

- Rozumiem... i wdzięczny ci jestem za szczerość, pani. Chciałbym teraz usłyszeć od ciebie, książę, w jaki sposób zamierzasz przerwać to, co określasz jako skandaliczną sytuację, choć oprócz zainteresowanych, ciebie i mnie, nikt do tej pory nic o niej nie wie?

- To skandal w moich oczach, a powinien być nim również w oczach Waszej Eminencji - powiedział książę wyniośle. - To prawda, że Selongey i Campobasso nie podali prawdziwego powodu sporu. Pojedynek jest naturalnie wynikiem awantury, która wybuchła między będziemy musieli podjąć po naszym spotkaniu; nawet jeśli Selongey zwycięży, pozostanie mężem cudzołożnicy i trzeba będzie ją stracić.

- Czy nie jest to rozwiązanie zbyt... radykalne? Donna Fiora wydaje się mieć pewne usprawiedliwienie i zanim oddasz ją panie w ręce kata...

- Nie chcę, by do tego doszło, gdyż nawet po przeprowadzeniu egzekucji w więzieniu i tak zostałby jakiś ślad. Właśnie dlatego zwracam się do Waszej Eminencji. Jako legat Jego Świątobliwości Sykstusa IV władny jesteś unieważnić małżeństwo. W ten sposób, niezależnie od zakończenia walki, ta istota będzie mogła sobie iść do diabła, a gdyby Campobasso zechciał ją sobie zabrać, nikt się temu nie sprzeciwi.

Biskup powstał z szelestem jedwabiu i choć nawet stojąc był bardzo niski, wydał się dostojny. Jego majestat musiał uderzyć Karola Burgundzkiego, gdyż z kolei on się podniósł.