- Być może, ale dopóki nie będę tego pewna, nie poślubię cię.
Wplótł palce w jej włosy i z okrucieństwem szarpnął jej głowę do tyłu:
- Kochasz innego? Powiedz mi! Czy kochasz innego mężczyznę? No już, odpowiadaj!
Porwany nagłą wściekłością wbił zęby u nasady jej szyi. Oczy Fiory wypełniły się łzami i krzyknęła z bólu.
- Czy byłabym tutaj, gdyby tak było?
Puścił ją i zobaczył, że płacze, że na jej skórze pozostał czerwony ślad.
- Wybacz mi, moje kochanie! Wariuję. Rozpalasz moją krew i dajesz radość, jakich nigdy nie zaznałem z żadną kobietą. Powiedz mi... czy inny mężczyzna dał ci kiedyś tyle rozkoszy? Powiedz! Chcę wiedzieć.
- Nie - szepnęła Fiora myśląc, że kłamie tylko częściowo. Jej noc poślubna była krótka w porównaniu z wybuchem namiętności, z orgią miłości, którą przeżywała od kilku dni. Wyczerpało ją to, ale jednocześnie przywracało przytomność umysłu.
Miała pełną świadomość rozdźwięku istniejącego między własnym umysłem i ciałem, którego reakcji nie mogła kontrolować. Rozum mówił jej, że nigdy już nie będzie musiała używać pachnidła Demetriosa, że rzeczywiście usidliła Campobasso. Gdyby kazano mu wybierać między nią a księciem, u którego służba podobała mu się zresztą mniej, niż się spodziewała, kondotier nie zawahałby się. Podczas gdy on lizał małą rankę na jej ramieniu, nasycona miłością Fiora pomyślała, że chciałaby wydostać się z zamknięcia we dwoje, którego - jak się zdawało - nic nie było w stanie przerwać. Stało się jednak inaczej.
Czwartego dnia rano rozległy się uderzenia żelazną rękawicą w drzwi. Jednocześnie Galeotto wrzasnął:
- Wyjdź, Cola! Muszę z tobą pomówić. To pilne! Campobasso nago wyskoczył z łóżka, przebiegł pokój i otworzył drzwi. Dostrzegł rozwścieczone spojrzenie przyjaciela.
- Co się dzieje?
- Paź zniknął!
- To ma być nowina? Niech idzie do diabła i niech...
- Nie. To nie tylko to: książę Karol jest w Soleuvre, dwanaście mil stąd. Jak myślisz, co się stanie, kiedy ten przeklęty Virginio opowie mu, że zaniedbujesz dowodzenie, bo spędzasz czas pieprząc się z donosicielką króla Francji?
Ręka kondotiera śmignęła jak wąż ku gardłu przyjaciela i ścisnęła je:
- Zabraniam ci tak mówić, słyszysz? Ona będzie moją żoną!
- Jeśli chcesz, by tego dożyła, lepiej odeślij ją tam, skąd przyszła! - ryknął Galeotto wyrywając się mu.
- Nigdy jej nie odeślę!
- A więc umieść ją w bezpiecznym miejscu. Zrób coś. Ten smarkacz musiał wyjechać już wczoraj.
Hrabia zastanowił się przez chwilę i mruknął:
- Może masz rację. Przyślij do mnie Salvestro, wydaj rozkaz, by poszukano jakiejś lektyki i przygotowano eskortę. Dziesięciu ludzi.
- Co zamierzasz?
Odprowadzę ją do Pierrefort!
- Na teren Lotaryngii? Do wrogiego kraju? Zwariowałeś?
- Nikt nie będzie jej tam szukać, gdyby ten gówniarz doniósł. Pierrefort wciąż jest moje, podobnie jak do Zuchwałego należą miasta, które ten młody idiota René pozwolił nam zająć.
Następna godzina była dla Fiory trudna. Plany kochanka nawet jej się podobały - gotowa była na wszystko, byle spokojnie przespać całą noc - ale zdenerwowała się, kiedy Campobasso przyznał, że odesłał jej asystę. Kondotier musiał stawić czoła iście włoskiemu napadowi wściekłości. Wprawiło go to w osłupienie.
- Jakim prawem pozwoliłeś sobie odesłać moich służących? - krzyknęła. - Czy dlatego, że przespałeś się ze mną. Myślisz, że możesz sobie pozwolić na wszystko, zniszczyć całe moje życie? Esteban jest u mnie od dawna, a ty odesłałeś go jak nieuczciwego lokaja! Nigdy ci tego nie wybaczę, nie zostanę tu ani chwili dłużej!
- Uspokój się, błagam. Wyjedziesz, powiedziałem ci to przed chwilą.
- Oczywiście, ale nie tam, gdzie chcesz! Jeśli sądzisz, że pozwolę się zamknąć w twoim zamku, to grubo się mylisz. Każ mi osiodłać konia i żegnaj!
- Oszalałaś! Dokąd pojedziesz?
- Teraz, kiedy nie mam już przewodnika? Zaskoczę cię: pojadę do księcia Burgundii!
- Każe cię powiesić!
- Tak sądzisz? A czy kazałeś mnie powiesić, kiedy przyjechałam, nieznajoma, nawet nieco podejrzana? Nie. Wziąłeś mnie do łóżka, a ja się zgodziłam, gdyż uważałam cię za mężczyznę. Ale ty trzęsiesz się tu jak smarkacz, bo twój paź może poszedł cię zadenuncjować. Zuchwały zdaje mi się być człowiekiem z klasą. Próba uwiedzenia go mogłaby być zabawna.
Kondotier owładnięty nagłą wściekłością chwycił ją za gardło:
- Ty wstrętna dziwko! Masz mnie już dość, prawda? Łóżko książęce byłoby lepsze od mojego? Nie pozwolę ci na to. Powiedziałem, że chcę cię zatrzymać i zatrzymam!
- Więc... zatrzymasz... moje zwłoki! - wykrztusiła na wpół uduszona.
Zrozumiawszy, że omal jej nie zabił, Campobasso zwolnił uchwyt i pchnął ją na ziemię:
- Zrobisz to, co mówię! Wstań i ubierz się... jeśli nie chcesz, żebym kazał cię ubrać moim ludziom.
Wstała i roześmiała mu się prosto w twarz:
- To byłoby ciekawe! Świetny pomysł! Zawołaj więc swoich ludzi! Kilku łuczników jako pokojowe, to mogłoby być zabawne.
To absurdalne wyzwanie uspokoiło jego gniew, ale obudziło namiętność. Brutalnie porwał ją w ramiona, popchnął na jedną z kolumienek łoża i wziął na stojąco z taką gwałtownością, że krzyknęła z bólu.
- Nie doprowadzaj mnie do ostateczności, Fioro! Nie mogę cię stracić, słyszysz? Chcę mieć cię znowu i znowu, zawsze kiedy będę miał na to ochotę. Dlatego muszę cię ukryć, odsunąć od niebezpieczeństwa. Gdyby książę skazał cię na śmierć, zabiłbym go. Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię, kocham, kocham!
- Co zamierzasz zrobić? - spytała w chwilę później, kiedy - znów pełen czułości - pomagał jej się ubierać.
- Jak tylko opuścisz Thionville, pojadę do Soleuvre i zobaczę się z Zuchwałym, nie czekając aż mnie wezwie. Powiem mu do jakiego stopnia mi na tobie zależy, a również, że chcę cię pojąć za żonę. Nie ośmieli się wtedy ciebie ścigać. Za bardzo potrzebuje oddziałów, którymi dowodzę.
- Dlaczego nie odejdziesz zamiast stawiać czoła jego gniewowi? Wyjedź ze mną!
Zawahał się, najwidoczniej skuszony; dręczyła go przecież myśl, że będzie musiał się rozstać, choćby na krótko, z tą zachwycającą kobietą. Rozsądek wziął górę.
- Nie mogę - wyznał. - Muszę zapłacić moim ludziom a książę winien jest mi złoto.
- Może kto inny dałby ci więcej?
- Wiem... i możliwe, że pewnego dnia zdecyduję się na to. Na razie jednak chcę odzyskać wszystko, co mi się należy. Zuchwały wysłał do Lombardii wielkiego bastarda Antoniego, swego przyrodniego brata i najlepszego dowódcę, aby sprowadził wojska najemne. Chciałbym, aby moi ludzie zostali opłaceni przed ich przybyciem.
Fiora nie nalegała. Wpadła na pewien pomysł: pozwoli się zaprowadzić do Pierrefort, a tam z pewnością znajdzie sposób, by uciec. Jeśli kondotierowi zależy na niej tak jak mówi, to porzuci wszystko, by pojechać za nią.
W godzinę później, wyciągnięta na poduszkach nieco już starej lecz solidnej lektyki ze szczelnie zasuniętymi, skórzanymi zasłonami, Fiora opuszczała Thionville, którego nawet nie zdążyła zobaczyć. Salvestro, jak zwykle obojętny, jechał tuż przy niej, a dziesięciu eskortujących, podzielonych na dwie grupy, znajdowało się przed i za zaprzęgiem. Dla ostrożności żołnierze zamiast burgundzkich płaszczy z białym krzyżem świętego Andrzeja założyli tuniki z po-
Zbudowany sto lat wcześniej przez Piotra de dwójnym krzyżem Lotaryngii. Bar zamek Pierrefort, nazwany tak od imienia Szybko skierowali się na południe. Musieli pokonać w ciągu dnia około dwudziestu mil dzielących luksemburskie miasto od lotaryńskiego zamku Campobasso.
się nad wysokimi brzegami wąwozu stanowiącego naturalną drogę między Barrois i Mozelą. Powstał na planie pię-cioboku o powierzchni około dwudziestu tysięcy metrów kwadratowych. Chroniły go cztery wieże, z których każda stanowiła odrębny przykład ówczesnej architektury wojskowej: jedna czworoboczna, jedna okrągła, jedna zakończona spiczasto i wreszcie duża wieża ośmioboczna: don-żon. Ją właśnie kazał zniszczyć zagniewany René II, ale niewiele ucierpiała od pożaru. Północna i wschodnia fasada budowli wychodziły na urwisty wąwóz, a od południa i zachodu odgrodzona była szeroką, głęboką fosą, której brzegi łączył stały most i opadający nań most zwodzony. Fosę poprzedzała pierwsza linia obrony złożona z częściowo spalonej palisady i wieżyczek strażniczych. Było to jednocześnie dzieło sztuki i silna forteca, w której Campobasso pozostawił garnizon złożony z około dwudziestu ludzi dowodzonych przez jednego ze swoich synów.
Fiora jednak nie widziała tego wszystkiego, podobnie jak nie zobaczyła nic po drodze; wstrząsy lektyki po wybojach nie przeszkodziły jej twardo zasnąć. Otworzyła oczy dopiero, gdy rozległ się zgrzytliwy łomot opuszczanego mostu zwodzonego i podnoszonej w bramie kraty. Oddział przeszedł pod ostrołukiem bramy, wkroczył na ogromny podwórzec oświetlony ledwie kilkoma pochodniami i wreszcie zatrzymał się przed wejściem do pięknego budynku mieszkalnego o oknach wykwintnie ukształtowanych i ozdobionych herbem dawnych władców zamku.
Na progu stał podobny do kondotiera młodzieniec, odziany w kolczugę z lśniących ogniw, a poza nią w skórzany strój.
- Witaj Salvestro, stary draniu! - zawołał wesoło. Mało brakowało, a przez te lotaryńskie tuniki dostałbyś parę strzał z kuszy. Co to za pomysł?
- Burgundia nie cieszy się najlepszą opinią. Przez ostrożność więc...
- A cóż za dobry wiatr cię sprowadza?
- Wiatr, który cię porwie, panie Angelo. Twój ojciec cię wzywa, a przysyła mnie, bym przejął dowodzenie w Pierre-fort.
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.